30 gru 2011

Na ten Nowy Rok

Podsumowywać czy nie?
A jeśli tak, to optymistycznie czy prawdziwie i szczerze?
Nie umiem (i nie potrzebuję) kłamać czy konfabulować (jakie ładne słowo)…
To był trudny rok – ciężki zarówno emocjonalnie, psychicznie, jak i fizycznie. Kropka.

Czego sobie życzę w Nowym Roku?
- trochę mniej „atrakcji” zdrowotno-szpitalnych w rodzinie (najlepiej wcale!)
- całego oceanu cierpliwości więcej (we mła of kors!)
- zdrowia i jeszcze raz zdrowia
Oj tam!
Żeby ten Nowy Rok nie był gorszy!
A nawet – będę pazerna – niech będzie LEPSZY!
Czego sobie i Wam życzę!

Wszystkiego dobrego w Nowym 2012 Roku!
Spełnienia marzeń!



Upsst. Drapie mnie w gardle i kręci w nosie… :-(
Kota też kicha jak szalona.
Zły znak.
Zdaje się, że załapałyśmy się z kotą na darmowe wejściówki na piżama party…fak!

I tym optymistycznym akcentem – Do siego roku!

Impreza szalona i z przytupem będzie!

Niestety, sytuacja rozwijała się w tempie błyskawicznym.
Ogrzyk płakał coraz częściej, niby bez wyraźnego powodu, ale szybko okazało się, że powodem był brzuszek. Dobrze, że, na wszelki wypadek, rano zapisałam nas do pediatry, bo wieczorem nie było już ciekawie… Do dotychczasowych objawów doszła biegunka. Częstotliwość tej upierdliwej dolegliwości rosła również błyskawicznie, żeby wieczorem osiągnąć poziom 1 pampers na 45 minut!
Gardło paskudne, kaszel brzydki, coś tam się już „odrywa”, brzuszek biedny, na szczęście nie zaogniło się zapalenie pupy (czyżby jednak to była wina tych pielucho-majtek?) – to po wizycie u lekarza. I oczywiście antybiotyk. Szit! Na szczęście noc była spokojna, bez dodatkowych atrakcji. Mały przyszedł do nas – uwaga! – dopiero po 6-ej! I nie męczyła już tak biegunka, kaszel jakby mniejszy, temperatura też. Niestety po antybiotyku problemy z brzuszkiem wrócą, znam Ogrzyka.
A rano, Szrek zajęczał, że boli go gardziołko! Szit, szit! I ma temperaturę. I wszystko jasne.
Sylwester a’la piżama party organizuję – ktoś chętny?
Bilet wstępu to przynajmniej katar. Może też być kaszel lub temperatura.
Jojczenie zarezerwowane dla mojego Szreka, oki?!

pees! Boszsz, jaka ja jednak skromna jestem - o sobie ani słowa!
A mnie stresy (głównie!), zakupy targane całymi siatami i wystawanie przy szykowaniu kolacji w Wigilię odbiły się teraz na kręgosłupie. Chodzę jakbym miała kij w tyłku! Tak, góra jeszcze jakoś "pracuje" i się rusza, ale od pasa w dół - twardy, bolesny kamień! Ani siedzieć, ani leżeć, a więc chodzę sobie... krzywo i paralitycznie kołysząc się w dziwnych kierunkach, dziwnie stawiając nogi, raz na jakiś czas sycząc (częściej bluzgając) pod nosem, raz na jakiś czas podskakując z bólu. To ostatnie dopiero musi zabawnie wyglądać, ech!
No, to byle do siego roku!

28 gru 2011

I bardzo dobrze, że już po świętach!

W tym roku było tak sobie.
Głównie z mojej winy.
Zabiegana (wszystkie zakupy były na mojej głowie), zmęczona (Wigilię też przygotowywałam, lepiłam uszka, kroiłam sałatkę…z mamy pomoc niewielka) i w końcu sfrustrowana, nie wytrzymałam i uwolniłam jędzę w Wigilię.
Zgodnie z przesądami – będziemy się ze Szrekiem kłócić cały rok?… tfu!

Poza tym nie było źle. Tylko dosyć intensywnie.
Pierwszy dzień świąt u rodziny Szreka. W tym roku był prawdziwy zjazd dzieciarni – tak, jak dwa lata temu zjazd ciężarówek. Tym razem było niezłe zamieszanie, było głośno, było bieganie po mieszkaniu i – jak okazało się wczoraj – wymiana bakterii i innych bakcyli. Ale o tym za chwilę.
W drugi dzień świąt, też tradycyjnie, spotkanie ze znajomymi (chrzestną Ogrzyka) i ich hałaśliwym, coraz bardziej nieznośnym dzieciakiem. Zmęczył mnie okrutnie! Mam nadzieję, że Ogrzyk taki nie będzie!

Ale święta się skończyły i bardzo dobrze!
I już chciałam się rozluźnić, zacząć wracać do normalności, kiedy wtem-raptem, bez ostrzeżenia, wczoraj w nocy obudził nas płacz Ogrzyka. Taki żałosny. Już z daleka słyszałam ten charakterystyczny bulgot i ciężkie sapanie oznaczające katar! A więc jedna z kuzynek sprzedała Małemu coś. Nocka była ciężka – pobudki i płacz prawie co godzinę. Dzisiaj to już była walka z Młodym o wyczyszczenie noska, chociaż i tak cały czas mu coś ciekło. A wieczorem temperatura 38,5 i suchy kaszel. :-( Zapowiada się kolejna ciężka noc, a jutro pewnie wizyta u lekarza.

Za chwilę koniec roku. Sylwestra spędzamy w domu z bratem … i znajomymi z wnerwiającym synkiem. Aaaa!
A jeśli Ogrzyk się rozłoży? Widząc, co się dzieje – jest taka możliwość.
Ha! A jeśli i nas poczęstuje tym, co tam w sobie ma?! Wtedy to już w ogóle będzie sylwestrowa piżama party ;-) A co tam!
Się okaże za dzień, może dwa.

psst. W tym roku, rozochocona prezentem urodzinowym, zażyczyłam sobie pod choinkę książki i sama kupowałam je w prezencie innym. Dla dzieciaków bajeczki, dla Szreka - Hołownia & Prokop („Bóg, kasa i rock’n’roll” - sama chętnie przeczytam!), a ja dostałam Kossakowskiej „Rudą sforę” i „Podróże małe i duże” duetu Mann & Materna.
Od której zacząć po skończeniu Niedźwieckiego? A to już za chwileczkę, za momencik!

psst.2. Z pupą Ogrzyka dużo lepiej. Jednak tormentiol najszybciej zadziałał.

23 gru 2011

Christmas tak?

U kogo?
Bo u mnie jakoś tak na pół gwizdka… Szkoda, że też tak na pół gwizdka nie jestem zmęczona, i że kasy na pół gwizdka się nie wydało!! Bo sterana (czytaj: zrypana) jestem, a kasa poooszła, jak woda! A tak sobie obiecywałam: w tym roku zakupy z karteczką i bez szaleństwa!
Prawie się udało, tylko ceny mnie, jakby, zaskoczyły. Bardzo niemiło zresztą!
Tak więc sytuejszon wygląda następująco –
- kasa – stan prawie zero!
- choinka ubrana, chociaż nic nie wskazuje na to, że dotrzyma do kolacji wigilijnej … Ogrzyk na początku głaskał, potem jakby mniej delikatnie się z nią obchodził, a teraz szarpie bombki i jak mu się uda (a silny jest i wytrwały) to albo przewróci ją na siebie, albo chociaż bombki potłucze…
- prezenty – są
- porządek – nie ma i nie będzie! Ogrzyk jest bardziej konsekwentny w bałaganieniu, niż ja w sprzątaniu.
- potrawy – no! Kapusta z grzybami (w tym roku jakoś mi się zachciało), barszcz czerwony (uszka jutro), po kawałeczku łososia (karpia nie znoszę), sałatka, kompot z suszu, sernik (i taki na zimno też) itp.
- Kika po zabiegu – wolno wraca do siebie, wesoło nie było. Bidulka miała (ponoć) oba kanały łzowe zapchane masakrycznie. Snuje się teraz po mieszkaniu, spuchnięte oczka mruży, ucieka przed kroplami, które musi dostać i jak tylko zobaczy, że Szreku zakłada kurtkę…(boi się wyjścia do weta) .. żal patrzeć. Mam nadzieję, że szybko wróci do formy. Bo wolę mieć w domu kocią wariatkę niż takie smętne biedactwo.
- książka wciągnęła mnie! – zamiast sprzątać, prasować czy blogować – czytałam! W każdej wolniej chwili. Dostałam w prezencie urodzinowym książkę Marka Niedźwieckiego „Nie wierzę w życie pozaradiowe” … i przepadłam. A właściwie zapadłam się. Czytam, dawkuję sobie i smakuję! Jak tylko skończę, a to już będzie za chwilę (niestety!!), napiszę o niej, bo warto.
Takich książek, takich ludzi nie ma zbyt wielu!
- pupa on fire! – czyli dupka w ogniu. Walczymy z zapaleniem, które Ogrzykowi się przyplątało. Byłam z tym nawet u lekarza, ale nic więcej nie dodała (maść na grzyba jedynie) niż to co robiłam, czyli tormentiol, wietrzenie, alantan, bepanten. Już było ładniutko, a tu dzisiaj przy zmianie pieluch: szok! Jest gorzej niż było! Wielki bąbel się aż zrobił, a rumień wszedł na pośladki! Ludziee! Jutro chyba do kolacji będzie ganiał bez pampera, no!
I na razie to tyle.

Jutro Wigilia.
Szczególny dzień, a właściwie wieczór.
Dla nas, kobiet, dodatkowo wyczerpujący.
Dlatego życzę Wszystkim (i sobie też) spokojnych Świąt, zdrowia i cierpliwości oraz miłych chwil spędzonych w gronie najbliższych.

7 gru 2011

Śnieg i njusy ...

Pada śnieg.
Ciekawe czy wytrzyma do rana.
Chciałabym, bo ciekawa jestem miny Ogrzyka. ;-))
No i w końcu grudzień, zima już za chwilę i święta idą … Przydałoby się trochę śniegu.

A njusy
Z tego, co moim małym, laickim rozumkiem ogarnęłam/zrozumiałam z wyników – mama nie ma nacieków w węzłach chłonnych. Ale wizyta u onkologa i tak była mocno zalecana.
A wizyta owa to była próba sił i wytrzymałości psychiczno-fizycznej. Pani doktor przyjmuje codziennie od 9-ej, ale tylko 15 osób! Recepcja czynna od 7-ej. Ludzi tłum dziki, bo to szpital na województwo. Mama jeździła więc codziennie rano, autobusem, pół godziny, żeby być tam przed otwarciem „okienka życia” i odstać swoje w kolejce, żeby się dowiedzieć: „właśnie zabrakło numerków. Zapraszamy jutro, tylko wcześniej niech pani przyjedzie, bo pacjenci spoza miasta są tu wcześniej”. Właśnie w dniu, kiedy jasny szlag mnie trafił i pomyślałam, że jak się nie uda – to idziemy prywatnie – mama wy(do)stała numerek 15!
Ale to jeszcze nic! Nastawiona na wysiadówę pod gabinetem, nie spodziewała się aż takiej … ! Ok. 11-ej zadzwoniła do mnie, że od 9-ej właśnie wszedł numer 2 (drugi!) wg listy i ok. pięciu osób bokiem … tak, bocznymi drzwiami pielęgniary wpuszczały! Kobietę z dzieckiem w wózku rozgrzeszyłam od razu, wiadomo! Ale cała reszta?!
I tak od godziny szóstej z minutami, mama weszła do gabinetu ok. 15-ej! Ale weszła, jej się udało! I ona mogła iść na luzie, bez wyroku w wynikach. A co z tym dzikim tłumem ludzi, którzy nie mogą sobie pozwolić na luz? W jakim my kraju żyjemy?!
W każdym razie, ma pokazać pani doktor (następnym razem kiedy się dostanie … w roku 2015 może?) rtg płuc, wyniki krwi (z markerami włącznie) i tomografię brzucha. Na razie w przychodni onkologicznej i w szpitalu, gdzie miała operację – dziwnym trafem – tomografy się wzięły i złośliwie zepsuły … koniec roku to jednak parszywy czas! Szukamy dalej.

Byłam na zwiadzie w żłobku. Kolejnym, bo mam za sobą już jedną wizytę i dwie rozmowy telefoniczne z Dyrką żłobka w sprawie wolnych miejsc. Szczęśliwie dla mnie – jak się okazało - dyrki nie było. Porozmawiałam sobie z jedną z wychowawczyń i dowiedziałam się więcej niż przez te poprzednie rozmowy. Najbliższe zapisy są teraz w kwietniu, a konkretnie 1-go! Na wrzesień! Ale mam zaglądać od lutego, dowiadywać się i pytać o możliwość „odwiedzin” z Ogrzykiem w żłobku. Wielu rodziców szybko rezygnuje (zły znak dla mła!) ze względu na chorowanie dzieci, a ja mam się o takie wakaty pytać. Jak będą - mam przyprowadzać Ogrzyka na godzinę/dwie, bez posiłków na początek, poobserwować małego jak sobie radzi i jak mu się podoba.
A jak zaczniemy tak przychodzić i Mały się zaaklimatyzuje – to już zostanie i będzie chodził.
A ja wrócę do pracy.
… I chciałabym i boję się. Z różnych względów.
O tym, co się dzieje obecnie u mnie w pracy napiszę, ale nie teraz.
Teraz pójdę na zwiady do mojej dyry i zorientuję się co i jak. Chcę wrócić na pół etatu na początek. I tu może być problem, bo pół etatu w rozumieniu naszych kierowniczek to trzy dni w tygodniu po ok. 7 godzin. A ja chcę codziennie na 4 godziny. Nic to, zobaczymy.

U mnie troszkę lepiej.
Może odbijam się od dna? Mam nadzieję. Choć ciągle niewiele dla siebie robię – bardzo intensywnie o tym myślę. A to już chyba niezły początek. Zawsze łatwiej myślało mi się i dbało o innych niż o siebie, więc poświęcanie tyle uwagi własnej osobie to już sukces.
Ogrzyk jest coraz słodszy ;-) Rozczula mnie i rozbawia do łez dokładnie tak samo jak wnerwia. Zwłaszcza, że i jedno i drugie wychodzi mu bezbłędnie. I wiem, że On dokładnie wie kiedy i czym doprowadza mnie do białej gorączki. Koleżanki Szreka z pracy pocieszają go, że to jest ten czas, kiedy małe bachoreski sprawdzają nas i granice, do jakich mogą się posunąć. Ogrzyk dziś po kolejnych „fuj, nunu! zostaw!” podbiegł do mnie ze schyloną głową (?!) i wtulił we mnie z całej siły. Zaniemówiłam. Może o to chodziło małemu bystrzakowi? ;-)

Kota ma łzawiące oczko. Leczymy ją od jakiegoś czasu różnymi kroplami. W końcu zrobiono jej wymaz – wynik jałowy. Znaczy się oko zdrowe, bez bakterii a te wszystkie krople … Nowy pomysł – przetkanie kanału łzowego. No, masakra! Ogrzyk to miał i tak bardzo chciałabym oszczędzić kocicę. Boję się o nią. I chyba w końcu to ja pójdę do weta na konsultację, bo mam masę pytań, których Szreku nie zapamięta i nie zada.

cdn

23 lis 2011

Skuteczna antykoncepcja ... (?)

Najlepszy środek antykoncepcyjny? ...
No?

.....



Ogrzyk ... przybiegający do łóżka swoich starych Ogrów w najbardziej (nie!)odpowiednich momentach ...

;-))))


Dobrej-nocy.... (komuś tam...)

15 lis 2011

Kryzys

Smętnie i bez cenzury będzie (atonsjo : że bluzgam znaczy się!)

U mnie CIĘŻKO - przełom roku!
Zawsze (co roku!) boli od listopada do lutego.
W tym roku zaczęło się w październiku!
Tak ciężkiego miesiąca już dawno nie pamiętam.
Emocjonalnie i psychicznie jestem padnięta na ryj i leżę! Bo, kurwa, nie mam siły wstać ...
Wyliczę to, co dotyczy tylko października!

- druga operacja matki – pani doktor prowadząca zrezygnowała na tydzień przed operacją … urlop, obraza (za wytknięcie błędu) czy brak kompetencji – nie ma znaczenia. Inny lekarz operował i już. Od samego początku wszystko było jakieś kulawe i pechowe. No więc jazda psychiczna, bo to i poważniejsza operacja i jak się później okazało jelita nie chciały współpracować i zacząć działać, a poza tym prawdopodobnie marskość wątroby ... Operacja się udała, ale ... bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem tyka. Nie dziwi mnie taka diagnoza - żeby nie było!
W końcu lata "praktyki" tak?!
Szpital i rekonwalescencja, a potem ... końcowe odliczanie?
Mama jest już w domu. Bardzo słaba. Dużo wolniej wraca do formy.
Nie wiem co będzie dalej.

- ostatecznie i definitywnie zwątpiłam, że nadaję się na matkę!
Szymek jest słodki i kochany, ale ma też charakterek i czarta za pazuchą! A ja, niestety, nie należę do zrównoważonych i opanowanych osób!
Jakże się myliłam w optymistycznej ocenie siebie! Moje macierzyństwo - to porażka!! :-((
Wszystko co przy Małym robię (lub chcę zrobić) kończy się naszą szarpaniną i przymusem. Mam tego dosyć! Nie chcę się szarpać, żeby go przewinąć, wyszykować na spacer, zrobić mu coś przy nosku, oku czy uchu, no, nie i już! A z nim inaczej się teraz nie da!
Ja nie mogę inaczej, bo Szreku to już co innego …
Jedna z wielu sytuacji: kupa Ogrzyka=ucieczka! Przede mną! Kiedyś wzięłam krople na uspokojenie, wzięłam na "wstrzymanie" i przeczekanie i choć wiedziałam, że ma pełno w pampersie - czekałam i grzecznie prosiłam, żeby przyszedł to go umyję i przebiorę. Prosiłam, tłumaczyłam, zachęcałam, wabiłam, zagadywałam ... po 10 minutach chuj jasny mnie strzelił, bo ile można?! Złapałam, zaniosłam do łazienki, znowu szarpanina i wrzaski (moje i jego!). Jak się okazało ta metoda też nie działa. Przeczekanie i cierpliwość doczekały się kupska rozsmarowanego na jego plecach, wysmarowanego/wyciśniętego z pampersa na nogi, a przy rozbieraniu - także na bodziaka, moje ręce po łokcie, bluzkę, podłogę, zlew, okolice i chuj wie co jeszcze! Śmieszne? pewnie tak... A ja myślałam, że jego rozszarpię, a sama wyjdę po papierosy i wrócę za trzy lata! Tak, jestem zmęczona, sfrustrowana i znerwicowana (że o zagrożeniu alkoholizmem nie wspomnę!), szpital i operacja, chroniczne niewyspanie, niezadowolenie z siebie, brak czasu dla siebie i inne tego typu sprawy - nie pomagają, ale i tak N I C nie tłumaczy mojego zachowania wobec tego małego człowieczka.
A oliwy do ognia dolały sygnały z otoczenia. Poddałam się i uwierzyłam, przyjęłam do wiadomości, że dupa ze mnie, a nie matka! Bo powinnam robić to i tamto, tak i owak, a Szymek ma iść do żłobka, bo dzieci się lepiej tam rozwijają, a ja go ograniczam (rozwój OGRANICZAM!), sama powinnam wypierdalać do pracy zamiast SIEDZIEĆ w domu (noszsz kurwa! siedzieć i pachnieć! tiaaa) i pasożytować na mężu (to w domyśle, bo to od rodziny Szreka i znajomego-dobrze-zarabiającego!)... Poddałam się. Bo zmęczona, kurwa, jestem masakrycznie. Nie jestem z siebie zadowolona i bliżej mi do jakiegoś mega-doła i totalnej depresji niż radosnego macierzyństwa ...

Oto ja : totalna desperacja, depresja, dezorganizacja, chaos, załamka, frustracja … moje poczucie własnej wartości leży gdzieś pod podłogą i zdycha.
Zero czasu dla siebie! Z E R O ! Logistyka i zarządzanie czasem to nie są moje najmocniejsze strony. Zaspokajanie własnych potrzeb… jakich potrzeb?!
Całą moją uwagę i energię w ciągu dnia poświęcam Ogrzykowi, który jest słodkim, energicznym, bardzo nieposłusznym łobuziakiem.
A ja zniknęłam...
Niestety zaniedbanie własnych potrzeb skutkuje zmęczeniem, złością i frustracją. O uszczerbku na zdrowiu nie wspomnę. Jestem sobą rozczarowana. Złoszczę się na swoją słabość i nieumiejętność znalezienia czasu i siły dla siebie! Nie poprawiają mojego nastroju komentarze, uwagi (dotyczące mojego wyglądu) i porównania jakie słyszę ze strony rodziny Szreka i niektórych znajomych.
Wycofuję się, chowam, dziczeję.
Efektem tej nagonki (wiem, przesadzam - ale tak czuję!) i presji jest chęć ucieczki … do pracy. Nie ze względu na brak kasy (jeszcze na kilka miesięcy spokojnego życia by nam wystarczyło) ale właśnie ze względu na rosnącą frustrację i niezadowolenie. Ze względu na dobro Ogrzyka.
Jakie to chore! Zawsze myślałam, że posiadanie dziecka dodaje sił, kobieta staje się bardziej zaradna i zorganizowana, znajduje w sobie pokłady cierpliwości, o której nie miała pojęcia!
No, tak, ale to wszystko trzeba w sobie znaleźć! Mam nadzieję, że ja też to wszystko w sobie mam tylko zmęczenie zaślepiło mnie i zagłuszyło, zwątpienie odebrało wiarę w swoje możliwości, brakuje mi realnego i trzeźwego spojrzenia (z dystansem!) na siebie i swoje zachowanie. No i ta obawa: a co, jeśli faktycznie „żłobek to najlepsze wyjście dla Małego? Jeśli ograniczam rozwój Ogrzyka? Jeśli moja kontrola i chuchanie-dmuchanie nie pozwala mu się prawidłowo rozwijać”? (to cytat, słowa, które usłyszałam od znajomego). Rozsądek podpowiada, żeby się nie przejmować gadaniem innych, bo ważne co my ze Szrekiem myślimy, ale to tylko taki cichutki głosik w tym całym zamieszaniu dookoła nas.
Chcę, muszę i potrzebuję się ogarnąć!
Szkoda tylko, że kończy się na słowach.
A ja grzęznę, zapadam się i czuję, że jest ze mną coraz gorzej.
Jak mam sobie pomóc? Jak skutecznie dać sobie kopa do działania? Żeby nie zwariować? Żeby się nie dać, wziąć się w garść, spiąć pośladki i zrobić porządek w moim zrytym berecie!
Bo Ogrzyk jest w normie, to ja mam problemy ze sobą!
Dosyć!
Ta notka powstaje już tydzień! No, masakra jakaś!
Wrzucam i niech się dzieje!
A jutro jest nowy dzień …”jutro jest świeże i wolne od błędów” …(L.M. Montgomery)

14 paź 2011

Nikt się nie dowie jako smakujesz – aż się zepsujesz (…)

Mama pod koniec przyszłego tygodnia idzie (wraca!) do szpitala na kolejną operację.
Tym razem będzie poważniejsza, rana większa, a mama wolniej będzie wracać do formy.
Ale będzie wiadomo, czy są przerzuty i konieczna jest chemia.
Nie myślę, nie zastanawiam się, nie prorokuję. Przynajmniej się staram … Boję się. Trochę inaczej niż za pierwszym razem.
I czekam, tak jak mama i brat.
I tak jak oni udaję, że się nie martwię.
Bo będzie dobrze, prawda? Musi być!

Zaniedbania (chroniczne i permanentne) mojego zdrowia wyłażą wszystkimi dziurami (jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało).
Czego się nie tknę, nie sprawdzę – chore i do natychmiastowego leczenia!
- zaczęło się od nadgarstków - oba ponoć do operacji… zespół cieśni!
- potem sprawdziłam kolana - nic takiego! Trzeba tylko przez kilka miesięcy pobrać kolagen w celu uzupełnienia go w chrząstkach, żeby nie trzeszczało i nie bolało. Najlepiej suplement diety, „taki-a-taki”, którego miesięczny koszt to ok. 100-120 zł! Pryszcz! Co to dla mnie! ;-)
- okulistę zaliczyłam wcześniej – okulary do czytania … A może za chwilkę i do noszenia, bo widzę jakby gorzej nieco …
- ostatnio laryngolog – miałam sprawdzić przykre dolegliwości gardłowe, trwające od czasów sprzed ciąży(!), ale przy okazji i w ostatniej chwili przyplątał się jakiś syf przeokrutny więc była kumulacja! Nowy syf to infekcja wirusowa. Ale ciekawsze jest to, co sobie wcześniej wyhodowałam! Zapalenie błony śluzowej gardła z zanikającą śluzówką! Tadaam! Zdolna jestem niesłychanie. Doktor uspokajał, że brzmi gorzej niż powinno, ale leków wypisał 3 (trzy!) recepty, zapłaciłam za wizytę i leki (!!) jak za … nie wiem co! A! I oczywiście jeden z najdroższych leków mam brać przez co najmniej 3 miesiące! A lepiej brać go dłużej.
- w kolejce jest jeszcze dentysta… Z tym długo czekać nie trzeba! I się nie da! Zębiszcza same, i w najmniej odpowiedniej chwili, przypomną o sobie. Boleśnie! A wtedy nie ma zmiłuj! Znowu popłynie strumień setek złotych polskich na konto kolejnego lekarza. Bo Fjona, kurdę, hojna jest i lubi wspierać rozwój lokalnych gabinetów medycznych! A co?!

Swoim wirusowym syfem gardłowym, oczywiście, zaraziłam Ogrzyka! Bo się tak bardzo starałam, żeby tego nie zrobić i Młodemu oszczędzić! Zaczęło się od wyjątkowo (nawet jak na Niego) marudnego i nerwowego zachowania. Jeszcze nieświadoma, ot tak, chwyciłam termometr i – BANG! Temperatura 38,8! Klikałam (mam bezdotykowy termometr) ze 300 razy! Bez zmian! Niesamowita gorączka, jak na Ogrzyka, który ani po szczepieniach, ani przy chorobach nie przekraczał 38,5! Malutka panika, obserwacja i konsultacja telefoniczna z poradnią. Jeszcze do 14-ej jakoś się trzymał, zjadł kilka łyżek obiadu, jogurt, a po godzinie zażądał znowu jogurtu!! Potem jednak jak na zjeżdżalni ... wiuuu i z godziny na godzinę było coraz gorzej. Trochę kaszlał, mało spał (takim niespokojnym, przerywanym snem), markotniał i spowalniał, aż w końcu Szreku wrócił z pracy ... a Ogrzyka nie było!! Mały zawsze wita go w drzwiach, krzyczy coś po swojemu i "opowiada". Już tylko pro forma mierzenie temperatury - kolorki, zaszklone spojrzenie, spierzchnięte usta i marud-powolniaczek mówiły wszystko! Aaaaa - 39,8!! Samochód, nocna pomoc (szczęście że blisko) i zapalenie gardła. Miś straaasznie bidny, marudny, i taki jak nie on ... Ciężka to była noc. Budził się z płaczem, ale temperatura troszkę spadła! Został mu tylko (jak jego matce) upierdliwy i męczący suchy kaszel! Poza kaszlem jest oki. Ale ten kaszel … taki sam jak mój! Suchy, męczący, bezproduktywny i bezsensowny.
Boszsz!
Zdrowia dużo poproszę! Wór. Lepiej kilka worów od zaraz!
Dla siebie i całej rodziny!

7 paź 2011

Jesień ... nie ma na to rady ;-)



Ależ cudny był ten wrzesień!
I początek października!
Chwilami było cieplej (i bardziej sucho) niż w lipcu!
Ponoć to już koniec dobrego ...
Szszszkooda!


30 wrz 2011

Ogrzyk w sześciu odsłonach

* * *

- Bezsennik - nie daje nam spać. Pewnej nocy (jakiś miesiąc temu) wyjął jeden ze szczebelków w łóżeczku i próbował się przecisnąć przez powstałą szparę. Utknął! Krzyk, który nas wtedy obudził postawiłby na nogi głuchą sąsiadkę z klatki obok! Od tej pory szczebelki (oba!) są wyjęte, a my ze Szrekiem MAŁO śpimy! Ogrzyk przybiega do nas ok. 5 rano … albo o 22-ej, a wynoszony do siebie i usypiany, przybiega potem o północy, a także ok. 3-ej, lub 5-ej rano … A jak już zostaje u nas, to rzuca się, jęczy, macha rączkami i kopie nóżkami, miesza w swoim ukochanym „jaśku” … nie zliczę razów udzielonych mi rączką lub nunią, bo po co?! Nie śpię! Od miesiąca gdzieś tak??!!
Nazywam się Zombie, Ogrzyca Fjona Zombie!

- Flirciarz – na spacerze, na zakupach, wszędzie łapie kontakt wzrokowy z kim się da … mało kto nie zareaguje! Generalnie ludzie go zaczepiają. Nie wiem czy to okularki u takiego malucha, czy co, ale budzi zainteresowanie. A bywa i tak, że podchodzi do niego starsza kobitka i mówi „a, chodź idziemy …” i on podaje jej łapkę i idzie, na mnie się nie oglądając! I jeszcze coś do niej po swojemu gada! Bezczelny, no! Ze mną nawet nie chce za rączkę iść!

- Niejadek – i wszystko jasne! Mógłby funkcjonować na mleku, ziemniakach, jogurcikach, chrupkach, jabłkach i kanapkach z wędliną … Załamałam się, kiedy jak ogrza waryjatka jakaś kroiłam, szykowałam, stałam przy kuchni, pichciłam, a Ogrzyk spojrzał na zawartość miski i stwierdziwszy: „ble” rozczarowany zdjął śliniak i wyszedł z kuchni … nożesz@#$%&**!!! Czterdzieści lat po świecie chodzę i żaden facet mnie tak nie potraktował, no!! Na Jego szczęście, okazało się, że słoiczka też ledwie liznął! Pocieszam się, że to ząbkowanie, albo skok rozwojowy jakiś (są po 18 miesiącu takowe jeszcze?)

- Bałaganiarz – ma naturalną skłonność do chaosu! A OWY pojawia się wszędzie, gdzie nogę postawi i ręką ruszy Syn mój, Ogrzyk Pierwszy i Jedyny! Nie to, że jestem jakaś porządnicka czy pedancicka! O, nie! Chaos (to lubię!) to mój żywioł, tak jak ogień! Ale, kurna, bez przesady!! Pierwsza czynność Ogrzyka, kiedy zaczyna się „bawić” to wywalenie do góry dnem kosza z zabawkami! Jakiż jest wtedy hałas słodki dla ucha (Jego!), jaka kolorowa masa/kaskada wszystkiego na podłogę spada niczym deszcz! A mina matki-rodzicielki?? Bezcenna! Czasem (coraz rzadziej!!) bawimy się w „raz-dwa-trzy-Ogrzyca patrzy!”, czyli ogrza matka lata z obłędem w oczach, jęzorem na wierzchu i pudłem w łapach, sprząta zabawki, układa książeczki, poucza i tłumaczy, pokazuje i grozi paluchem, że „fuj” i „nu-nu”, po to tylko, żeby – kiedy się odwróci w inną stronę – wszystkie zabawki, książeczki i inne badziewie znalazło się dokładnie tam gdzie było! Tylko jeszcze BARDZIEJ! Deja vu!

- Szczęściarz – uwielbia nasze pobyty (czytaj: zakupy) w dużych marketach (bez nazw tak?)! Uwielbia jazdę w wózku, a potem WOLNOŚĆ między półkami! Ludzie, co On tam wyrabia! Biega, przekłada towary po swojemu, a także bardzo pomaga nam! Wkłada rzeczy wybrane do koszyka i jaki ważny wtedy jest! A jaki jest podniecony! Któregoś dnia jesteśmy w markecie. Szreku biega za uwolnionym Ogrzykiem, ja wybieram rzeczy według listy. Podchodzę do kosza z płytkami DVD – bajki. Znalazłam Teletubki, których nie mamy. Ogrzyk uwielbia Teletubki. Płytka kosztuje 19,99 … wahanie. Tak, wiem, żenada, bo co to za wydatek - 20 zł?! Dla nas jest … Ale, co tam – biorę! I wtedy podchodzi Szreku, a w wyciągniętej dłoni coś mi podaje … i mówi: „To od Sajmonka”. Patrzę – 20 zł! Ale o co się rozchodzi? A Szreku mi na to, że Ogrzyk biegał między półkami, mieszał i ruszał wszystko co się dało, a potem przybiegł do Szreka, a w wyciągniętej rączce miał jakiś zwitek! Dwie dychy! Skąd?! Znalazł?! No, chyba nie dostał! Mały Wielki Szczęściarz!

- Pomocnik – bardzo chce pomagać we wszystkim. Grzecznie wykonuje każde polecenie, jeśli tylko wiąże się z „poważnymi” pracami! Nie będzie się rozdrabniał nad pierdołami! Chętnie wrzuca do koszyka podane mu zakupy! Chętnie wrzuca obrane warzywa do garnka, a także śmieci do kosza … nawet te, według Niego „śmieci” … więc trzeba pilnować, bo ostatnio w koszu znajdują się nawet zabawki…hmmm, czy to jakaś aluzja? Polecenia typu: „podaj płyn do płukania, włącz pralkę, wyjmij odkurzacz” i inne POWAŻNE polecenia wypełnia bez wahania. Ale już – „sprzątnij/schowaj zabawki” – ale o co chodzi??

I do tego jest słodkim aniołkiem z diabelską końcówką!
Gdyby mógł podzielić się energią ze swoją starą, słabowitą matką! Ech!

5 wrz 2011

1,5 i 6

czyli półtora roku Ogrzyka i 6-ta rocznica ślubu … cukrowa (hmmm).

Ogrzyk skończył półtora roku!
Stał się małym, fajnym facecikiem. Z każdym dniem mądrzejszy, fajniejszy, bardziej bystry i ruchliwy. Z każdym dniem ma coraz konkretniejszy charakterek, jest coraz bardziej uparty, a czasami bywa wręcz nieznośny. Ale jest przy tym tak kochanym i słodkim urwisem, że nawet nie umiem już się na niego złościć… No, chyba, że grzebie kocie w kuwecie...
Długo mogłabym pisać o Ogrzyku i jego umiejętnościach, ale to nie dziś.
Dzisiaj tylko tyle – jestem z Niego bardzo dumna, a obserwacja jak każdego dnia zmienia się, rozwija i uczy nowych rzeczy, to najprzyjemniejsza część mojego macierzyństwa. :-))

I nasza rocznica, podobno cukrowa …
Tylko czemu jakoś mi nie słodko?
Kryzys? Nawet jeśli, to ja go mam/przechodzę, bo według Szreka wszystko jest oki. To ja się ciągle czepiam, czegoś od niego ciągle chcę, coś bym w naszych relacjach zmieniła, czegoś więcej chciałabym dla siebie, do cholery! On ma się oki. On ma całkiem wygodne życie. On ma jakoś coraz mniej obowiązków, bo większość wzięłam na siebie – taka byłam głupia. A teraz to ja muszę o wszystkim myśleć, pamiętać, przypominać, a jak znudzi mi się przypominanie, to zrobić to sama! I to nie jest tak, że nie doceniam i nie rozumiem jak ciężko pracuje, żeby nas utrzymać, że nie widzę, jak bardzo jest zestresowany i zmęczony, bo w pracy staje na uszach, żeby było dobrze. Tylko, że ja szarpię się i miotam i jestem już tak zmęczona i sfrustrowana, że czasami mały drobiazg doprowadza mnie do wrzenia.
Potrzebuję zmiany, chwili relaksu, czasu dla siebie (bez wyrzutów sumienia).
Zadbać o siebie (dla odmiany), zrobić coś ze sobą, bo tak strasznie się zapuściłam … to moje marzenie. Tego chcę i potrzebuję. Tego sobie życzę. Zwłaszcza jeśli chcę, żeby nasze kolejne rocznice były lepsze.
Żeby w ogóle były.

26 sie 2011

Od czego by tu zacząć …?


Mama po operacji wraca dość szybko do „zdrowia” …
Tylko, że po konsultacji onkologicznej jest tak: guz usunięty, bez nacieków i przerzutów, niby oki, ale czemu nie wycięli do sprawdzenia też węzłów chłonnych?? Wtedy wiadomo czy są zaatakowane i czy podać chemię czy nie. Guz złośliwy (takie są ponoć na ogół w jelitach wykrywane!) – zaawansowanie: stopień 2 (w skali 1-3! Czyli średni). Brat-Zryty-Beret nie wytrzymał i skonsultował z onkologami. Dowiedział się (i uświadomił mnie boleśnie), że teraz wyjścia są dwa – kolejna operacja (w celu wycięcia tych cholernych węzłów) i to jak najszybciej, albo chemia … tak na wszelki wypadek. Tylko, że taka chemia to nalot dywanowy, a u mamy krew słaba … Mama oczywiście o niczym nie wie. Załamałaby się!

Szymek za chwilę kończy 18 miesięcy! Półtora roku!!
Byliśmy na szczepieniu i przy okazji mierzenie/ważenie. Doktorka skomentowała, że wagowo jest między 25 a 50 centylem , ale o wzroście nie wspomniała ani słowa. Stwierdziła tylko, że „wysoki to On nie będzie … ale czego się spodziewać skoro mama niska, dziadkowie teeż” …
Wróciliśmy do domu, sprawdziłam sama siatkę i szlak mnie trafił (nie napiszę mocniej tylko dla tego, że jestem na bluzgowym odwyku!).
Noszsz k …!! Ogrzyk jest ledwie na 3 centylu!! A ona mi słowem o tym nie pisnęła! Już pomijam rozbieżność między wagą a wzrostem, ale sam wzrost! Albo raczej wzrastanie/niedobór wzrostu!!
Nie niepokoi to jej, jako LEKARZA (podobno??!!)? Nie powinna choć wspomnieć, że może przydałaby się (kiedyś tam) konsultacja z endokrynologiem?! Nie zamierzam zgadzać się, na to, że skoro ja jestem kurdupel i moi rodzice też, że o BZB nie wspomnę, to mój syn jest skazany na to samo! Nie odpuszczę bez sprawdzenia przyczyny! A tych może być wiele! Obok zwykłego dziedziczenia, powodem niskiego wzrostu/wzrastania mogą być problemy z nerkami, tarczycą i tepe. Nas z bratem sprawdzono zbyt późno. A może, w zamierzchłej przeszłości, lekarze nie tracili czasu na takie pierdy? Ale ja nie odpuszczę! Będę drążyć!
Tak wiem, można powiedzieć, że ważne, żeby Ogrzyk był zdrowy i dobrze się rozwijał, a wzrost to … drugorzędny, mały problem. Ale ja tak nie powiem, bo sama byłam (i jestem!) „krótka”! Ktoś, kto tego nie doświadczył, nie spróbował na własnej skórze nie wie, jak to jest … Wszędzie i zawsze kurdupel, maluch, karzełek, knypek, krasnal … i tak dalej. Oraz inne „bardzo zabawne” określenia. I ciągle to zdziwienie, złośliwości, pytania: „no, to gdzie byłaś jak ludzie rośli?” … Podobno dziewczyny i tak nie mają najgorzej. Podobno! No, chyba, że są malutkimi i filigranowymi słodziakami, a nie niewysokimi, ale za to okrągłymi i cycatymi Ogrzycami! Nie radzę próbować! I tak bardzo chciałabym tego oszczędzić Ogrzykowi! Nie dość, że okularnik (tak! Już teraz inne dzieci zwracają na to uwagę!), to jeszcze … ogrzy niziołek!
Kto nie przeżył – niech uwierzy: m a s a k r a!

A do tego wszystkiego …
A co! ...
... Niech boli, niech szarpie, niech rwie!
Po raz drugi zostałam głośno i oficjalnie nazwana „babcią”! I tak sobie pomyślałam, że to będzie kolejny punkt utrudniający życie mojemu Ogrzykowi – matka, co to wygląda jak babcia!
Będzie się mnie kiedyś wstydził!
I tak sobie pomyślałam – nosisz ... !!!
I moja chandro-deprecha ma się coraz lepiej!

5 sie 2011

Działo się i dzieje ...

A ja nie mam siły pisać …
Ogrzyk – żywe srebro. I do tego nieobliczalny!
Kilka przykładów z ostatnich dni:
Interesuje się wszelkimi domowymi sprzętami. Najlepiej jeśli można w nich coś nacisnąć, przestawić, naklikać …pralka, TV (w pilocie znalazł funkcje, o których nie mieliśmy pojęcia!), zmywarka i kuchenka (za wyłączanie i włącznie gazu dostaje ostry opierdziel, a czasem i po łapach, ale i tak to go nie powstrzymuje)
Wyprałam jego ciuchy (jasne). Wyjmuję, a tu niespodzianka – pluszowy, różowy teletubiś! Nie wiem kiedy go dołożył do prania. I dobrze, że nie zafarbowało, bo wszystko byłoby różowe!
Notorycznie przestawia programy w zmywarce i pralce. Za każdym razem muszę sprawdzać czy czegoś nie namieszał. Kiedyś wyprało mi się bez wirowania … ;-)
Bawił się myszką bezprzewodową od laptopa mojego brata. W korytarzu stał karton przygotowany do wyniesienia ze śmieciami. Ogrzyk chował tam swoje różne "skarby" … (całe szczęście, że karton nie został wyniesiony!). Na drugi dzień mój synek podszedł do kartonu, pogrzebał w stercie gazet i wyjął myszkę do laptopa! A ja przeszukując karton znalazłam tam jeszcze kilka klocków, autko i fragment układanki! ;-))
Ostatnio utknęliśmy w domu. Zero spaceru, zakupów, wyjścia z domu!
Nie z powodu windy – remont się wreszcie (po prawie 3 miesiącach!) skończył.
Tym razem ”załatwił nas” Ogrzyk. Bawił się moimi kluczami do domu, a że nauczył się też odpinać zamek w torbie Szreka – schował tam klucze. Szrek znalazł je w pracy i dobrze, że tak się stało i do mnie zadzwonił, bo właśnie się szykowałam na zakupy!
O innych sprawkach Małego Ogrzyka na razie nie wspomnę, bo to dłuższa historia! ;-)) Oj, nazbierało się!

A z innej tematyki – tydzień temu mama miała operację. Wykryli u niej guza jelita. I pomimo fatalnego obrazu krwi (małopłytkowość) jednak ją ciachnęli! Operacja się udała, mama, chociaż bardzo słabiutka, jest już w domu. Teraz czekamy na wyniki … Tuż przed operacją miała jeszcze badanie szpiku i z tego, co udało mi się wyguglować, wynika, że to może być jakiś rodzaj białaczki. Coś w tym stylu. Nie wiem, czekamy na kolejną wizytę u hematologa i rozpoznanie/wyrok? Nie mam już sił się denerwować…

No i, o zgrozo, franek szaleje. Dla szczęśliwców, bez kredytu w tej walucie, to nic nie oznacza! Dla nas każdy dzień to nowa „niespodzianka” i kolejny rekord wszech-czasów! Na razie nie jest to jakaś ostateczna masakra, ale jak długo jeszcze?! Tak, wiem – sami jesteśmy sobie winni! Bo kredyt w złotówkach się bierze, chociaż takowy już dawno by nas zarżnął i w ogóle byśmy takiego nie dostali! Nie było nas stać.

A ja? A ja jestem coraz grubsza, coraz bardziej zestresowana/znerwicowana i coraz bardziej niezadowolona/nieszczęśliwa/bezradna … Kłębek nerwów to mało powiedziane!
Moje kompulsywne zajadanie stresów powróciło ze zdwojoną siłą.
Masakra!

23 cze 2011

Wróciliśmy ...

noo, doobra - jakiś czas temu już ...

Ale za to wróciliśmy nie sami! … tak jakby … o, nie!

Dołączyły do nas:
- kilogramy piasku (podstępny drań! Był wszędzie: od naszych osobistych włosów na głowie, aż po każdy ciuch, ręcznik itepe),
- dwie dolne dwójki i prawie jedna dolna czwórka ...w paszczy małego Ogra … ;-)
... dwie kolejne dołączyły już w domu
(... dopisano w ostatniej chwili: kolejna górna czwórka podstępnie wychynęła nie wiadomo kiedy!)
- guzy na czole, świeże, nowe, śliwkowe – szt. 2
- rysa na okularze lewym – szt. 1 (ale wyraźna i przeszkadzająca!)
- bardzo, ale to BARDZO niepożądane mendy, czyli katar i kaszel … na początku u Ogrzyka, ale Młody podzielił się z tatą … a ten jak ma katar, to umiro! (czytaj: „umiera” … i patrz: wyjazd nad morze 3 lata temu!)
Hmm, to kolejny wyjazd nad morze z Ciężką Chorobą (czytaj: katar Szreka!) w tle.
To już się staje naszą rodzinną tradycją (tfu tfu!! Do cholery!).
Niestety u Ogrzyka jest ciąg dalszy – sytuacja była rozwojowa, a kiedy poszłam do lekarza skończyło się antybiotykiem.
Fatalnie!
To już kolejny antybiotyk w tym roku! Średnio co trzy-cztery miesiące! Masakra!
A po antybiotyku mamy teraz chrypkę! Szymek skrzeczy jak stara ropucha! Czyli znowu lekarz! Ciekawe co tym razem …
- oraz bardzo, ale to BARDZO miłe wrażenia/wspomnienia!
Szymek nie przestaje mnie zadziwiać! Jest taki otwarty, odważny, ufny i ciekawy ludzi i świata! I przy tym wszystkim jest taki radosny! Te Jego słodkie uśmiechy z dołeczkami w policzkach, łobuzerskie i błyszczące spojrzenia, odwaga w kontaktach z innymi (dziećmi i dorosłymi) … zaczepianie ładnych/młodych/szczupłych pań na plaży (już-już podejrzewałam Szreka o chytry plan i „zupełnie przypadkowe” nakierowywanie Ogrzyka na podążanie w ich kierunku, żeby tato mógł TAM iść po swojego synka hi hi).
Szymkowi podobało się WSZYSTKO!
Chciał być wszędzie, podobało mu się odkrywanie placu zabaw i świetlicy (w domu, gdzie mieliśmy noclegi), zaczepianie i ”zagadywanie”, tam gdzie jadaliśmy obiady kucharki czekały na nas i witały okrzykiem: „o! nasz Szymek idzie!” po czym jedna z nich brała sobie Ogrzyka na ręce (wystarczyło hasło: „chodź!” – skandal!), żeby rodzice mogli spokojnie zjeść obiadek ;-)
Tak myślę sobie, że dobrze by było, żeby tak Ogrzykowi zostało … Przyda się ta ufność kiedy pójdzie do żłobka…

Wyjazd/urlop za nami.
Już zapomniałam … właściwie ...
A moje wszystkie marudy/pretensje/żale CIĄGLE przede mną...
Ale to jutro … pojutrze.
Za tydzień morze?

4 cze 2011

Uciekliśmy!



Uciekliśmy przed zepsutą windą (remont robią! dwa miesiące!!), uwięzieniem w czterech ścianach ... stresami, nudą i rutyną.
Zabraliśmy Ogrzyka i całą ciężarówkę absolutnie niezbędnych rzeczy ... głównie Jego, zresztą! ;-)
Kota została pod opieką Brata-Zrytego-Bereta. :-))
Pojechaliśmy sobie nad morze!
Mmmoorzee!
A, że mam problemy z dostępem do sieci - sprawozdanie zapewne dopiero po powrocie (czyli ok 11-12.06)
Pozdrawiam wszystkich bardzo słonecznie ;-))

26 maj 2011

Macierzyństwo ...

...
Moje macierzyństwo przypomina wspinaczkę. Wędrówkę górską …
Zawsze lubiłam wyjazdy w góry, chociaż wypoczynek nad morzem kochałam i kocham najbardziej. Jest łatwiejszy, przyjemniejszy, mniej wyczerpujący … ;-)
Ale góry to wyzwanie.
Człowiek pojedzie, umęczy się, spoci, pozdobywa szczyty, zaliczy różne szlaki, nabawi się zakwasów, tudzież innych kontuzji …
Ale nagrodą są widoki. I to jakie widoki! I satysfakcja, że znowu się dało radę.

Moje macierzyństwo przypomina wspinaczkę górską

Wybrałam się więc góry – w pełni świadoma zmęczenia, które mnie czeka.
I późniejszej satysfakcji, oczywiście.
Jestem na szlaku. Wspinam się, wdrapuję pod górę... Pocę się, sapię i dyszę ze zmęczenia, lekceważę mroczki przed oczyma i kolejne, pojawiające się i piekące pęcherze na stopach, dźwigam coraz bardziej ciążący plecak, ale idę! Cel mam wyraźny: „Chcę dojść na szczyt!”. Bo tam czeka satysfakcja. Bo tam czekają te super widoki. Bo tam czeka wytchnienie, wypoczynek i oddech pełną piersią. Wewnętrzna radość, że i tym razem dałam radę, że się udało!
W końcu wdrapuję się.
Znowu się udało!
Ale tam, zamiast płaskiego terenu (uroczej polanki - na ten przykład!), oddechu i wytchnienia oraz czekolady (koniecznie mlecznej) - czeka na mnie następne, intensywne podejście … i potem następne….
Takie jest moje macierzyństwo…;-)
Po każdym stromym podejściu, kiedy wydaje mi się, że jest luzik, że dałam radę i teraz będzie przez jakiś czas spokój, że ogarnęłam jakoś TO wszystko i przez chwilę będzie przewidywalnie, że teraz mogę otrzeć czoło, złapać oddech i odpocząć, wyluzować … nagle okazuje się, że to tylko część trasy...
Ta malutka część...
Że ciągle tyyle jeszcze przede mną…
...

I to w wędrowaniu jest najwspanialsze!
Zwłaszcza w wędrówce pod górę ;-)

Wszystkim Mamom, Matkom i Mamusiom – wszystkiego najlepszego!




(piękna fot. "pożyczona" z http://www.tapeciarnia.one.pl)

14 maj 2011

Dobre rady zawsze w cenie!

Dobre rady … potrzebne od zaraz!

Zanim zamarudzę i będę smęcić użalając się nad sobą … Dobre rady przydadzą się bardzo!

Po pierwsze – jak przekonać Małego Uparciucha do kubka-niekapka?!
Kupiliśmy już kilka – żaden nie pasuje! Kubki niekapki służą do rzucania, stukania, wytrząsania zawartości, a nawet do gryzienia. Nigdy do PICIA!

Po drugie – niejedzenie! Z Małego-Wszystkożercy mój Ogrzyk zmienił się w Marudnego-Wybrednego-Niejadka!! :-(( Jedzenie tylko na chodząco albo wcale! Wybrzydza, jęczy, czasem nawet rozpacza i generalnie zjada tylko po TRZY łyżeczki obiadku czy kaszki … Jedynie bułkę z szynką i butlę mleka w całości, a i owszem! Mam nadzieję, że to TYLKO zęby, a nie norma …i Ogrzykowi tak nie zostanie.

Po trzecie – jak poradzić sobie z Małym-Bardzo-Niegrzecznym-Uparciuchem?! Moje „Nie rusz! Nie wolno! Zostaw!” wywołuje tylko jedną reakcję - odwrotną! … czy mam pisać jaką?! Co robię? Oprócz absolutnego wk … zdenerwowania? Wynoszę Ogrzyka, odsuwam, tłumaczę, pouczam, grożę palcem, krzyczę, daję po „łapach”… On WIE, że nie wolno, że „nu-nu!”, a i tak TO robi!
Jak trafić do Ogrzyka? Jak być skuteczną?? Jakieś sugestie?

Po czwarte – jak przeżyć długą (ponad 390 km!) podróż samochodem z Małym Wiercipiętą, który nie może usiedzieć kilkanaście minut przy jedzeniu?!

Kolejne – czy dzieci wyrastają z ciągłych ucieczek? Ogrzyk ucieka jak tylko usłyszy hasło: „chodź...” (umyjemy, przebierzemy, założymy, zdejmiemy … itepe). To bywa zabawne, ale nie cały czas, nie przez cały dzień! Szarpiemy się przy ubieraniu, rozbieraniu, przewijaniu, karmieniu, zakładaniu/zdejmowaniu okularów ...

I ostatnie – słabo gotuję. Mea culpa! Nie umiem i nie lubię. Ale jest Ogrzyk i w końcu trzeba się przestawić, zmusić, wysilić. Może jakieś pomysły na szybkie, smaczne, niezbyt skomplikowane i niedrogie obiady?

Za wszelkie sugestie wielkie dzięki!

11 maj 2011

Fotki

Na chwilkę tylko wpadam ...
Nie ma mnie - zadręczam się! Masakrycznie ...Choć wiosna taka cudna!
Z Ogrzykiem OKI - ze mną nie bardzo :-(
Może jutro, pojutrze wejdę i wysmęcę się nareszcie.
Może ulży mi wreszcie jakoś?

A dziś fotki mojego Ogrzyka znikają ...


Zresztą zniknęły i one i cała notka kilka dni temu. Wróciły fotki i wpis, ale bez komentarzy :-(
Awaria?
Nie zdążyłam odpisać - dziewczyny (Kasiu, Gosiu i Aniu) dzięki!

Napiszę już wkrótce .. może nawet jutro .. ;-)








7 kwi 2011

Na kolanie i po łebkach ;-)

No, to streszczam się.
Bo się zebrało, a dzieje się!
Dziś tylko część ;-)

Ogrzyk nosi okulary.
Wada potwierdziła się. Geny nie kłamią … i nie śpią. Teściowa może być z siebie dumna – nareszcie jej wnuk coś po niej i jej rodzinie odziedziczył! Złośliwość sama ciśnie się na usta, zwłaszcza po jej ostatniej wizycie, kiedy triumfalnie ogłosiła na „dzień-dobry” – no, ale teraz jest już bardziej podobny do Szreka! Czytaj: no, wreszcie! Nie chciałam jej martwić, że „na mieście” mówią, że jest odwrotnie … Niech tam! ;-)
Tak więc okulary.
Koszmarna kasa, jak za takie malutkie, gumowo-plastikowe-coś! Ale skoro ma zapobiec problemom ze wzrokiem i zezowi – gra warta świeczki! Ważne, żeby Ogrzyk się nie męczył.
Ogrzyk walczył przez chwilkę, ale cwany Szreku włączył TV (narkotyk dla tak nieletnich) i … bach! Okular na nos! Mały, zapatrzony w migające obrazki, nawet nie zauważył…
A potem jakoś poszło. Nosi, bo nie ma innego wyjścia. Chyba nawet trochę lepiej/wyraźniej widzi. Ma dni lepsze i gorsze. Czasem nie zdejmuje, ale coraz częściej (niestety) okulary stają się kartą przetargową i ewidentnym manipulatorem. Kiedy coś mu nie gra, czegoś chce, a ja mu na to „nie!”, albo gdy nie ma nastroju – ściąga okulary! Ale trzeba zobaczyć JAK to robi! ;-) To jest manifestacja!

Kręgosłup wysiada mi.
Systematycznie, skutecznie, podstępnie, boleśnie, stale!
Dźwigam, krzywię się i wyginam w dziwnych, niespodziewanych kierunkach i potem mam!
I potem BOLI!
Ostatnio coś chrupnęło … mało nie zemdlałam! Ja wyłam z bólu, a Ogrzyk się śmiał. Cóż, myślał, że matka znowu się wygłupia.
Wizyta u neurologa.
Boleśnie płatna.
Pan doktorek posłuchał, popisał coś, postukał tu i tam, posmyrał i oznajmił: „kręgosłup przeciążony! Nie dźwigać!” … HA! Dobre sobie – niech to Ogrzykowi powie! Kręgosłup to pikuś, bo się okazało, że drętwiejące ręce to objaw cieśni nadgarstków. Tak czy owak masakra! Noce do bani! Co dwie godziny budzą mnie zdrętwiałe dłonie, bolące jak cholera! Nie pomaga zmiana pozycji. Nic nie pomaga! Doktorek nie chciał zdradzić jak można sobie pomóc. Stwierdził, że potrzebne są badania nerwów nadgarstków (w sumie ok. 170 zł!) i wtedy mi powie czy jest źle i jak bardzo. I co dalej. Bo w najgorszym wypadku grozi mi operacja. A nawet dwie. TFU TFU!
Na razie nie robiłam tego badania z powodów obrzydliwie przyziemnych …

W ogromnym skrócie to tyle.
Reszta nastąpi wkrótce.
Chyba ;-)

I jeszcze coś a propos sexu ;-) tego w wielkim mieście!
Oglądam serial zarywając nocki!
Na Comedy Central powtarzają. Super!

26 mar 2011

Sex ...

… w wielkim mieście ...
Na TVN-ie ;-))
Serial oglądałam bardzo rzadko (z różnych względów) i teraz żałuję!
Ale nie o tym teraz/dziś, oki?
Dziś przysiadłam przed TV (rzadkość nad rzadkościami od roku i trochę) z drinkiem (no, doobra – to już czwarty!) … i wciągnęło mnie.
Zahipnotyzowało!
Obejrzałam do końca! Nie zasnęłam!!! Mimo długaśnych reklam!
I – choć tego nie rozumiem, bo nie potrzebuję – podobało mi się! Serio-serio! Jak mało co ostatnio! Twarze bohaterek! Autentyczne jakieś! Te problemy i wątpliwości … Komplikacje. Obawy!
Wzruszyłam się, uśmiechnęłam, kilka razy roześmiałam (szczerze!)… i wzruszyłam do łez! Co najmniej wielokrotnie!
Bo-ponieważ! Stara jestem! ;-)) i terudno!
I do tego podobał mi się każdy wątek! Niesamowite!
Miotam się i męczę, frustruję i znęcam nad sobą...
I tak w kółko… od jakiegoś czasu …
Nie dzisiaj... Nie napiszę już ani słowa osso-się-rosschozi…. Nie tym razem.
W tym temacie już raz odkryłam swoje karty, powiedziałam PRAWDĘ, ujawniłam swoją słabość, a potem cierpiałam jeszcze bardziej. Nic z tego.
Wracając do głównego wątku: film PODOBAŁ mi się BARDZO!
A cała reszta niech będzie milczeniem.
Przynajmniej dzisiaj … jeszcze przez chwilę. ;-)


To pisałam ja - stara, szaro-nudna, gruba Fjona…

4 mar 2011

ROCZNIAK!!!

W środę Szymonek skończył rok! :-))

... Od rana wspominaliśmy ze Szrekiem TEN DZIEŃ!
On - moje smsy, decyzję o cesarce i wariacką jazdę z pracy do szpitala ...
Ja - za wysokie ciśnienie, leżenie na porodówce, strach, porody odbywające się tuż obok, strach, osamotnienie, bezradność, strach i niepewność ...

Jak, kiedy to zleciało?? Nie ogarniam, nie pojmuję!
Wydaje się, że dopiero zobaczyłam dwie kreski na teście, dopiero co byłam „ciężarówką” odliczającą kolejne tygodnie, a tu już ROK … jak z bicza! ;-))

Jak bardzo Ogrzyk przez te 12 miesięcy się zmienił, jak wyrósł! A jak my się zmieniliśmy!
Ile się już nauczył, jak bardzo stał się ruchliwy i komunikatywny (na swój sposób)…
Uwielbiam jego – „ maaa-ma!” i dźwięczne „nie!” lub „E-e!” akcentowane wielokrotnym kręceniem głowy. Stanowczo nadużywa tego słowa, według mojej opinii hihi ;-)))
Tak fajnie nauczył się pokazywać czego chce! Bierze coś do ręki lub dotyka tego, po czym „przybiega” do mnie, wiesza mi się na koszulce (wszystkie mam teraz z nieprzyzwoitym dekoltem, że o poszczypanych cyckach nie wspomnę) i pokazuje jeszcze raz ten-to palcem. A to wszystko przy dodatkowym „tłumaczeniu słownym” (którego na razie nie rozumiem…co ze mnie za matka?!).
Umie/potrafi włączyć radio, a czasami jak dorwie się do pilotów – także TV!
Wysyła puste smsy lub dzwoni do mojej znajomej (która ma pecha być pierwsza na liście „kontaktów”) , wciskając wszystkie przyciski po kolei, włącza mi w telefonie funkcje, o których istnieniu nie miałam pojęcia i których nie umiem potem wyłączyć!
Molestuje kotę (która sama nie może się zdecydować czego chce – raz daje Ogrzykowi po łapach, a innym razem nie może się powstrzymać i cały dzień kręci się koło niego).
Raczkuje z szybkością światła, sam schodzi z wersalki (!!), chodząc przy swoim "pchaczu" próbuje już samodzielnie odwrócić go i zmienić kierunek ruchu.
Ucieka przy przewijaniu i ubieraniu, buja się i kołysze (czyli tańczy!) jak tylko usłyszy muzykę … odkurzacz i suszarkę. ;-))
Gryzie meble (szkodnik jeden), liże szybę w oknie balkonowym, a ostatnio przyłapałam go na tym, że chce spróbować kotę. Dosłownie! ;-)) Otwiera buzię i pochyla się coraz niżej nad kocim futrem… Ależ się zdziwi jak kiedyś nie zdążę go powstrzymać i uda mu się! ;-))
Jest przekorny i nieposłuszny - co dzień sprawdza moją cierpliwość robiąc to, czego mu nie wolno. Czemu tak myślę? Bo zanim TO zrobi, patrzy na mnie wyciągając w zabronionym kierunku swój mały paluszek (przewody elektryczne, elektronika, szklane drzwiczki od szafki RTV), a kiedy zaczynam go upominać lub krzyczeć – uśmiecha się szeroko z rozkosznymi dołeczkami w policzkach i łobuzerskim błyskiem w oku! ;-)))
I tak dalej …długo mogłabym jeszcze wyliczać.

A ja?
Jaki ten rok był dla mnie?

Nigdy wcześniej nie byłam tak zmęczona.
Nigdy wcześniej tak mało nie spałam przez tak długi okres czasu.
Nigdy dotąd tak mało nie przeczytałam książek w ciągu roku… i nie bolało mnie na raz w tylu dziwnych miejscach, bo kręgosłup to już pikuś…

Ten rok był dla mnie prawdziwym „dniem świstaka”


Nigdy wcześniej nie czułam tak intensywnie,
każdym nerwem, każdą cząstką mnie,
że ŻYJĘ!


I poznałam nowy, najpiękniejszy dźwięk na świecie -
śmiech mojego Synka!



Szymku kochany!

Rośnij nam, bądź zdrowy, rozwijaj się tak dobrze (albo nawet lepiej) jak do tej pory i bądź tak cudny, jak teraz jesteś.



Kochamy Cię bardzo!

21 lut 2011

Wyliczanka mało optymistyczna

Miała być optymistyczna notka…
Miała…
Za długo zbierałam się z jej napisaniem i już jest nieaktualna. Szit!

Po wizycie kontrolnej z Ogrzykiem u okulisty wszystko mi opadło.
A wizyta miała być ostatnią u tej pani doktor, bo liczy sobie za wizytę niczym profesor za wizytę w domu.
Diagnoza: astygmatyzm, nadwzroczność, nierówne źrenice (to ostatnie sama zauważyłam i to był powód kontroli)… :-((
Za miesiąc, po kolejnej kontroli, jeśli astygmatyzm się potwierdzi – Miś będzie nosił okulary!
Już to widzę!
I tyle.

28 sty 2011

Foto - galeria

Nie ma mnie - czytam! :-))
Wszystko co się da! Jak poczytam - może coś wrzucę...
Na razie fotki Ogrzyka i koty w różnych konfiguracjach ;-)


W większości komentarz zbędny ;-)
Generlanie gdzie On - tam i kota... i odwrotnie!








a tu przyłapani przy szufladzie!


zasłonka! ileż możliwości machania!

nowe, groźne miny! tu a'la zbój S(m)arka-Farka (ostatnio ulubiona)

14 sty 2011

Zadziwienia … pozytywne, negatywne, moje i obce

....

Towarzyszą nam od momentu pojawienia się na świecie Ogrzyka.
Męczą, niepokoją i frustrują, a także zastanawiają i cieszą!
Są!

Moje (jedno z ostatnich, najważniejsze, bo wszystkie inne są oczywiste!):
Szreku szykuje się na wizytę u weta z kocicą. Odrobaczyć trzeba, bo bardzo się sobą oboje interesują – dziecko kotą i odwrotnie.
Koci kontenerek ląduje w korytarzu, kota ZNIKA.
Ogrzyk zainteresowany obserwuje dziwne „pudełko” w korytarzu i ubierającego się tatę Ogra.
Tata ubrany, kota złapana i umieszczona w kontenerku (miauczy żałośnie, drapie łapką w kratkę drzwiczek), Ogrzyk – nerwowo krzyczy coś po swojemu! (co i dlaczego?!)
Tata Ogr, gotowy do wyjścia, podnosi kontenerek z żałośnie miauczącą zawartością.
Krzyk Ogrzyka nabiera na sile!
Tata z kontenerkiem wychodzą.
Ogrzyk w RYK!!
A potem żałosny płacz! Serio!
Po powrocie od lekarza Ogr stwierdza, że Ogrzyk darł się tak, że słychać go było w windzie kilka pięter niżej!
Po powrocie Ogra z kocicą (pół godziny później) – Mały wydaje z siebie okrzyki radości!
Typowe dla Małego okrzyki podniecenia i radości. ;-))
Kota wypuszczona z „więzienia” skacze koło Ogrzyka, ociera się i biega radośnie po mieszkaniu…

...

Obce pytania/zadziwienia (w streszczeniu, bo przez ostatnie 10 miesięcy mam ich już szczerze dość!):
- to on jeszcze nie siedzi?! (o niespełna kilkumiesięcznym Szymku)
- jak to, nie dajecie mu NORMALNEGO jedzenia??!! - na wieść o słoiczkach.
Czyli co - schab z kapustą kiszoną, tak?!
No, bo przecież słoiczki to SAMA CHEMIA JEST!!
I jak tu polemizować z tymi, co to trzydzieści parę/czterdzieści lat temu rozumy pozjadali wszystkie….
- jak to, nie sadzacie go w chodzik??! (ale to wyjaśnił pediatra wnuczki tego „mądrali”, czyli przy okazji męża mojej teściowej! Wyrok: żadnych chodzików!!!)
- no, ale jak to: nie jadł jeszcze…. *?!?! (*tu wstawić dowolne „dorosłe” potrawy)
- no, ale jak to - nie chodzicie na spacery???
Źle!
Przegrzewasz go, chuchasz i dmuchasz!! Bo moja wnuczka to wystawia swoje dziecko (wtedy ledwie 3 miesięczne niemowlę) do spania na ganek bez względu na pogodę i temperaturę (znowu wszystkowiedzący-nowy mąż teściowej, którego boli mój sposób wychowywania dziecka)
- jak to: nie robicie/ nie dajecie/nie stoi/nie chodzi/nie mówi/nie pisze wierszy, nie ch.. wie co jeszcze**… (**dopisać dowolne, najbardziej niesamowite ”dorosłe” umiejętności)
…..
Innych (a było ich PIERDYLIONY!) nie pamiętam, ale serdecznie żałuję, że nie zapisywałam na bieżąco, bo nie rozumiem jak można się w taki sposób wtrącać do wychowywania czyjegoś dziecka.
Ja bym nie chciała/potrafiła, ale ja (oprócz tego, że aż za bardzo dbam o czyjeś uczucia i emocje) popieprzona jestem, więc się nie liczy…
Nie rozumiem też ciągłej rywalizacji i licytacji mamusiek w stylu: "co też moje dziecko potrafi/umie/zrobi"....
Ale ja generalnie niewiele rozumiem, bo ograniczona jestem.



Dobranoc ;-))

1 sty 2011

MMXI

czyli Nowy 2011 Rok!

Sylwester za nami. Co tam Sylwester - mamy za sobą pierwszą dekadę XXI wieku!
Święta i Sylwester minęły spokojnie i w miłej atmosferze.
To były PIERWSZE TAKIE ŚWIĘTA I SYLWESTER. Pierwsze z Ogrzykiem! :-))
Święta pod znakiem choroby Ogrzyka (na szczęście już jest całkiem dobrze!) spędzone w gronie najbliższych (mamy i brata), spokojne, na luzie i bez napinania się. Ogrzyk szalał i był radosny, cieszył się z obecności babci i chrzestnego. Ale choinka nie zrobiła na nim większego wrażenia, a z prezentów najbardziej podobały mu się opakowania, pudełka i … metki (zwłaszcza te na pluszakach). ;-)
Sylwester spędziliśmy ze Szrekiem, pierwszy raz od wielu lat, we dwoje tylko. :-))
Szymkowi bardzo podobały się zimne ognie (które „mądra” mama kazała zapalić w pokoju, a potem trudno było wywietrzyć smród i dym pozostały po nich), ale już znacznie mniej wybuchy petard i innych wynalazków za oknami! Chociaż trudno mu się zasypiało w takich hałasach (u nas na osiedlu strzelanki zaczynają się praktycznie od 17-ej i to na ostro), w końcu zasnął i (na nasze szczęście) huk i wystrzały o północy nie obudziły Małego.
Wieczór mijał nam spokojnie i miło. A kiedy do Ogra zadzwonił kumpel i rozgadali się nieco, wstyd się przyznać, ale przysnęłam! Szreku obudził mnie po godzinnej drzemce (ok. 23-ej). Tiaaa, starość nie radość! ;-)
O północy, stojąc na balkonie, popijając szampana (znaczy wino musujące) i oglądając wybuchy kolorowych rac i sztucznych ogni, życzyliśmy sobie, żeby Nowy 2011 Rok nie był gorszy! Żeby był choć troszkę lepszy, żeby zdrowie bardziej nam wszystkim dopisywało (bo to najważniejsze) i jeszcze kilka innych „żeby”. Niech się spełni!

A nasz Ogrzyk jutro kończy DZIESIĘĆ MIESIĘCY!
Mierzy ok. 71 cm i waży ok. 9,5 kg!
A do tego …
Umie/potrafi:
- śmiać się i uśmiechać tak cudnie, że serce mięknie!
- wnerwiać/męczyć zmianami swoich humorków i marudzeniem tak mocno, że aż … no, mocno, no! (po mamusi to ma!)
- znosić ze stoickim spokojem (i bezczelnym uśmieszkiem!) moje krzyki. Ale tego się spodziewałam (i Szreku mnie uprzedzał!) … w końcu w ciąży tyle wrzeszczałam na kocicę, że zdążył się przyzwyczaić do tego „tonu” i teraz się nie boi. ;-)
A uwagi typu – „Kika zostaw! Szymek nie rusz?!”- to bezcelowa strata pozytywnej energii! Bezczelni! ;-)
- siedzieć długo, tak długo ile Mu się chce/potrzebuje! Jednym słowem po pełzaniu sam sobie siada! Cóż za niezależność! :-)
- a także - a jakże! – oprócz błyskawicznego (szybkiego, znaczy się!) kraulowania po podłodze, próbuje (pow)stać! Łapie się dosłownie wszystkiego (na przykład koszulki na wielkich cycochach swojej matuli-Ogrzycy, kanapy, foteli oraz każdej powierzchni byle-tylko-w miarę-chwytnej), podnosi się i wspina, a potem przez krótszą lub dłuższą chwilę STOI! Jak się zapomni i ma asekurację próbuje też dać krok do przodu. Mały wędrowiec!
- łazić za kotą, zaczepiać ją, gruchać i gugać do niej słodko. Bardzo się nią interesuje (i vice versa!)
- mówić „mama” (co oznacza mama, a także tata! Choć w czasie Świąt zdarzyło mu się kilka razy szepnąć słodko, jakby na próbę „tata”, a Szreku rozpłynął się ze wzruszenia)
- brykać/przewracać się na brzuch i wstawać w sytuacjach kiedy potrzebne jest chwilowe unieruchomienie np. przy karmieniu czy przewijaniu (te dwie czynności od jakiegoś czasu są dla mnie małym koszmarem i walką z Małym)

A poza tym –
Najbardziej interesują Ogrzyka nasze komórki, piloty od telewizora, przewody elektryczne (!), szuflady, a z zabawek, jak pisałam wcześniej – opakowania oraz metki, które analizuje i bardzo szczegółowo ogląda. ;-)

ŻYCZĘ WSZYSTKIM I KAŻDEMU Z OSOBNA SZCZĘŚLIWEGO, LEPSZEGO POD KAŻDYM WZGLĘDEM
ROKU 2011!