26 wrz 2010

Syntetycznie się nie da …

… tyle się dzieje.
A ja nie mam siły pisać, bo wieczorem padam na twarz.
Ale chociaż o kilku sprawach wspomnę.

Okulista – zaliczony.
Znowu przekonałam się, że kiedy się bardziej denerwuję – wychodzi lepiej.
Jechałam na wizytę lajtowo, no, bo to tylko kontrola przecież. A tu taka niemiła niespodziewajka. Doktorka po raz kolejny, od razu zauważyła znowu za mokre prawe oczko i po krótkich oględzinach zaproponowała sprawdzenie drożności kanału łzowego (jednak!) i ewentualne jego udrożnienie. Widząc moje wahanie, zasugerowała, że lepiej teraz - przy znieczuleniu miejscowym, niż później - pod narkozą. Cóż było robić. Miałam poczekać przed gabinetem. Szreku pobiegł szukać bankomatu, bo nie byliśmy przygotowani na dodatkowy wydatek (i to jaki!). Okulistka uprzedziła, że Mały będzie krzyczał ze strachu i złości, bo będzie zawinięty i unieruchomiony prześcieradłem, ale nic go nie będzie bolało. Jednak usłyszeć takie zapewnienie to co innego, niż usłyszeć wrzask własnego dzidziora przez zamknięte drzwi! Boszsz, no masakra! I nigdy więcej! W sumie dobrze, że okulistka nie chce rodziców przy tych zabiegach. Nie wytrzymałam na korytarzu i poryczałam się, a nie wiem co bym zrobiła patrząc na zabieg.
Cóż, od dzisiaj nazywam się Miętka… Fjona Miętka.
Okazało się, że miał przytkany kanalik i nadal objawy uczuleniowe. Znowu krople… :-((

Usg – czyli jak górnik na przodku
Wybrałam się sama, bo Szreku nie może się kilka razy w miesiącu zwalniać z pracy. Już i tak ma trudną sytuację ze swoim kierownikiem. Pojechałam autem, chociaż nie wiem, czy autobusem z Małym w wózku nie byłoby lepiej/wygodniej dla mnie. Od dźwigania Ogrzyka (w foteliku) do samochodu zrobiło mi się słabo, a to był dopiero początek. Potem była jazda zakorkowanymi ulicami i szukanie miejsca parkingowego jak najbliżej wejścia do przychodni. A potem już „tylko” przygotowanie Ogrzyka do usg, próba utrzymania/uspokojenia go podczas usg i w końcu – największe wyzwanie – ubranie go i przygotowanie do wyjścia na zewnątrz (a tego dnia było wyjątkowo deszczowo i chłodno). Dobrze, że kobieta czekająca pod innym gabinetem powiedziała mi o przewijaku dla maluchów w innej części korytarza, bo inaczej ubieranie Szymka nie dość, że trwałoby znacznie dłużej, to dla mnie byłoby nie tylko wyczynem, ale jeszcze wygibasami na stojąco. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy Misio będzie siedział. Takie „drobiazgi”, jak ubieranie, będą wtedy prawdziwymi drobiazgami, a nie wygibasami z użyciem jednej ręki. Kto przeżył – wie o czym mowa. Potem droga powrotna w korkach ze zmęczonym, śpiącym i głodnym Maluszkiem na tylnym siedzeniu! Kto przeżył … Nic to! Ważne, że wyniki dobre! Nie było żadnego stanu zapalnego, wszystkie organy w porządku i się nie stresujemy. Na razie.
Wnioski z tego arcyciekawego i fizycznie wyczerpującego przeżycia?
Po pierwsze – nigdy więcej sama!
Po drugie - wózek zamiast fotelika. Chyba, że gabinet blisko i nie trzeba za daleko nieść Małego w foteliku. Super niewygodna sprawa.
Po trzecie – w drodze powrotnej zainstalować Małego na przednim siedzeniu, bo to i pod ręką i jest kontakt wzrokowy z Małym, można podać grzechotkę, pogadać, no inaczej jest. Zwłaszcza kiedy trzeba odstać swoje w korkach. :-/

Basenik, czyli wychodne Ogrów ;-))
Się wyrwaliśmy ze Szrekiem pewnego wieczoru. Jak harty ze smyczy się zerwaliśmy. Z dzikim chichotem oddaliliśmy się z miejsca zamieszkania we dwoje tylko – pierwszy raz od … nie pamiętam już od jakiego czasu. Ogrzyk, wykąpany, nakarmiony i uśpiony, został pod opieką Wujka-Zrytego-Bereta. A my pojechaliśmy na basen wymoczyć nasze Ogrze cielska.
Byłam ciekawa, jak tam moje umiejętności pływackie (że o wyporności nie wspomnę). Ku mojej radości okazało się, że jeszcze umiem utrzymać się na wodzie, a nawet sobie popływałam. No, dałam prawdziwego, żabkowego czadu! Było super i euforycznie i pewnie powtórzylibyśmy nasze rendez- vous w kolejny piątek, gdyby nie mój osłabiony organizm, który rozgrzany przemiło, został następnie narażony na brutalny kontakt ze świeżym powietrzem, tudzież temperaturą znacznie niższą od tej wewnątrz budynku… Nie dało się inaczej dotrzeć do samochodu, niestety. Jak łatwo się domyśleć, kontakt ów skończył się przeziębieniem. Migdały jak banie, katar zatykający i uniemożliwiający oddychanie i tego typu przyjemności. Obecnie wtłaczam w siebie ogromne ilości różnych specyfików/suplementów diety (tak, leczę się sama), wypijam hektolitry różnych, przeważnie ciepłych, cieczy i pocę się z siłą wodospadu. Ale w zamian wc odwiedzam dwa razy dziennie! Bo reszta wypływa ze mnie skórą. Głównie głowy, szit! Ale się nie poddaję, a motywacja jest bardzo silna. Cel: nie zarazić Ogrzyka!
Idę wtłoczyć/wlać w siebie kolejne kilka szklanek ciepłych, musujących różności typu – wapno, rozpuszczalna polopiryna i witamina C, grzane pyffko z sokiem-prawie-malinowym (niepotrzebne skreślić), zalec w wyrku i czekać na efektywne poty.
Aa! Zapomniałam dodać, że kotecka bardzo przejęła się moim stanem i codziennie wieczorem, kiedy tylko usiądę w fotelu, natentychmiast zalega na moich kolanach (ona! Ten nietykalski dzikus!) i robi mi gorące okłady. A potrafi być naprawdę gorąca!
To tyle na dzisiaj.
Resztę (d)opiszę w swoim (bliżej nieokreślonym) czasie ...

10 wrz 2010

Delikatna sprawa

Byliśmy na konsultacji u chirurga. Jest jednak problem. Pani doktor określiła to jako stulejka niefizjologiczna. Ale i tak kazała czekać i bacznie obserwować. Takim maluszkom nic nie chcą robić w tym temacie – no, chyba, że jest problem z oddawaniem moczu w ogóle. Wtedy ciachanie natychmiast. Ogrzyk na razie puszcza niezłe strumienie i oby mu tak zostało. Mamy tylko sprawdzić czy nie było po drodze jakiegoś stanu zapalnego i czy nie ma zmian w drogach moczowych. W przyszłym tygodniu idziemy na usg i będzie wiadomo czy oki i czekamy, czy konieczna będzie jakaś interwencja już teraz. Bardzo podobała mi się postawa pani doktor. Nic na siłę, bez pośpiechu, czekamy na rozwój sytuacji – chyba, że usg będzie kiepskie. Mamy „ćwiczyć” skórkę, ale delikatnie, aby nie popękała, pilnować, żeby nie było stanów zapalnych, a ewentualny zabieg w przyszłości.
Może nie będzie potrzebny?
Może Ogrzyk sam sobie poradzi przy naszej niewielkiej pomocy?

6 wrz 2010

Drewniana z niepokojem w tle

Piąta rocznica ślubu – drewniana

Wieczór przyjemny, spędzony w domu (oszczędności) z pizzą i winkiem musującym ;-)




Byłoby jeszcze przyjemniej gdyby nie …

Przedpołudniowa wizyta u pediatry rodzinnego i szczepienie na WZW B.
Odbyło się też mierzenie i ważenie Ogrzyka (8200g i 65 cm, chociaż wydaje mi się, że jest dłuższy).
Komentarz pani doktor – „wygląda na to, że będzie niewysokim, atletycznie zbudowanym facecikiem”. Nie pocieszyła mnie, chociaż się spodziewałam. Mama - okrągły knypek, papa – owszem, wyższy, ale też raczej okrągły … pfff! Też coś! Wiadomo - obciążenie genetyczne, szit!
A potem, przekrzykując płacz Szymka po szczepieniu, zahaczyłam o jego siusiora. Pani doktor próbowała mi pokazać jak sobie poradzić z utrzymaniem higieny, ale nie dała rady. :-( Zaleciła pilną konsultację z chirurgiem urologiem. Już zamówiłam wizytę na środę. A więc do środy.
I jakoś wrzesień zapowiada się pod znakiem wizyt lekarskich z Misiem – już dwie za nami, a tu jeszcze urolog, usg bioderek i jeśli uda się dodzwonić – okulista. Ale niech tam! Oby wyniki były dobre.

Na zakończenie mały, pozytywny akcent - dwa słodziaki ;-))
czyli blisko, coraz bliżej ...


2 wrz 2010

PÓŁ ROKU!!

Mój Szymek dzisiaj kończy 6 miesięcy!!!

I właśnie dzisiaj spodobały mu się nowe zlepki liter i tak się cudownie składa, że są to "m" i "a"! ;-))
Od południa słyszałam dzisiaj "aamm, maa, mmm, mamm", no i oczywiście: mamma, maama, mama :-)) wykrzykiwane z różnym natężeniem, różnym tonem, raz głośniej, a raz jeszcze głośniej ;-) Cudownie. Wiem, że to jeszcze nie ta "mama", ale Szreku stwierdził - "no widzisz, a mówiłaś, że najpierw powie tata". Nawet lekarz, u którego dzisiaj byliśmy z Ogrzykiem na kontroli, stwierdził, że ładnie woła mamę, a Szreku usłyszy "tata" jak Mały będzie miał górne zęby. Chociaż ze dwa ;-) Więc biedaczek sobie jeszcze poczeka, bo na razie ząbków nie widać.
A propos wizyty u pediatry - z Małym wszystko w porządku poza dwiema sprawami... Pierwsza to mały kłopot: kiedy trzymamy go na rękach, dziwnie rozkłada ramiona na boki (jakby chciał odlecieć), ale na razie nie martwimy się tym, tylko obserwujemy. Tyle ostatnio dziwnych rzeczy się "nauczył", które mnie niepokoiły, a okazały się nieważne (specyficzny kaszelek, bardzo dziwne dźwięki wydawane buzią, jakby kogoś straszył, w końcu bardzo dziwny sposób wciągania powietrza jak astmatyk) więc może to rozkładanie ramion też mu przejdzie.
Ale druga sprawa może mieć ciąg dalszy, niestety niezbyt miły... Oby nie, ale wygląda na to, że grozi Ogrzykowi stulejka. :-( Jeszcze obserwujemy, a jeśli nic się nie zmieni - będziemy mieć za około 2-3 miesiące konsultację z urologiem. Oby nie była konieczna!!
Poza tym wszystko w najlepszym porządku.
Jutro szczepienie. Będzie porządnie zważony i zmierzony. Ale już dzisiaj usłyszałam, po zważeniu Ogrzyka przez profesora (na wadze dla niemowlaków, na którą ledwie się zmieścił! hihi), że waży akurat! No!
Jutro imieniny Szymona i nasza rocznica :-)