4 lut 2013

I tak źle – i tak niedobrze



Po tak długiej przerwie od żłobka Młody dużo płakał, pisałam już. Opiekunka zasugerowała, żeby dać mu jakąś rzecz, która go uspokaja. Ma podusię, swojego ukochanego "jasia" (którego, zresztą wołał przez dwa dni, zrozpaczony, że nikt nie wie o co mu chodzi) więc w piątek zabrał go ze sobą na salę. Kiedy odbierałam Ogrzyka, wszystko było fajnie, ponoć już nie płakał, tylko, że … Opiekunka otworzyła szeroko drzwi do sali, dzieci właśnie robiły „pociąg” do piosenki „jedzie pociąg z daleka” i świetnie się bawiły, ale nie było między nimi Ogrzyka (chociaż uwielbia zabawy w kółko i wszelkie zabawy z muzyką i tańcem, że o ciuchci nie wspomnę!). Zawołany Szymek wyszedł gdzieś z końca sali. Dzisiaj sytuacja powtórzyła się – dzieci bawiły się na środku, a mój Ogrzyk wyszedł gdzieś z jakiegoś kąta ze swoim ukochanym jasiem. Akurat trafiłam na jedną z jego ulubionych cioć (na szczęście chociaż jedna z nich wróciła), więc nie wytrzymałam i zapytałam, czy się czasem nie izoluje przez tego jaśka. To co usłyszałam rozwaliło mnie. Odkąd ma jasia nic go nie interesuje – nie bawi się ani z dziećmi ani sam, nie interesują go zabawy, tańce, zajęcia, nawet posiłki! Dzisiaj „ciocia” musiała go prawie siłą zaprowadzić na obiad, żeby zjadł cokolwiek. Dodała jeszcze, że bardzo się zmienił po tej ostatniej nieobecności, że dawniej lubił się bawić ze wszystkimi, zaczepiał dzieci, bawił się zabawkami i chętnie dawał się wciągać we wspólne zajęcia. Teraz nic go nie interesuje. No, i jak się tu nie załamać?!
Jutro robimy eksperyment i wracamy do sytuacji, że jasiek zostaje w szafce w szatni (na wszelki wypadek). Nic innego nie przychodzi nam na razie do głowy. Zobaczymy co będzie się działo.

1 lut 2013

Żyję

I chyba już czas odkurzyć bloga, pajęczyny pozdejmować, wreszcie coś skrobnąć w tym nowym roku. Tak, Aniu, mamo T. masz rację - Wielkanoc za rogiem… ;-)
Co do postanowień noworocznych mam jedno – być lepszą matką! Bo kiepsko mi idzie i mam tego pełną świadomość.  :-(
Postanowiłam sobie, po pierwsze, nie wrzeszczeć na Ogrzyka. Któregoś razu naczytałam się w necie o krzywdzie jaką robią dziecku nasze wrzaski, oraz mądrych rad jak tego nie robić i wróciłam do domu pełna dobrych chęci. I zapału. Umiem, chcę, potrafię!
Wytrzymałam… do wieczornej kąpieli.
Myję Ogrzyka (bo teraz on decyduje kto, co i kiedy!), a Mały ma tyle ciekawych zajęć podczas kąpieli – myje kafelki, zalewa podłogę wodą z prysznica, robi porządek w moich szamponach, żelach i innych buteleczkach stojących na półce przy wannie „mama, to nie tu! To tu, a to fe!” (i wrzuca na przykład mój balsam do zlewu). W pewnym momencie Młody ciągnie za sznurek suszarki (mama a to to?). Jeden z prętów suszarki spada (mało nie uderza go w głowę) a przy okazji spada do wanny wysuszona zawartość.
Podnoszę głos - Co robisz?! I jak mam na Ciebie nie krzyczeć?! Może mi powiesz bo ja nie wiem!
I słyszę małego mądrali spokojną odpowiedź – Teś niemiem. ;-)

Jak uśpić mojego Ogrzyka? Chrapać lub udawać chrapanie! Mój Szreku jest Miszczem usypiania, jak łatwo się domyśleć. Tyle, że on nie musi tego chrapania udawać! Zasypia pierwszy i daje dobry przykład. :-)

Znowu kołowrót - my w pracy, a Młody pierwszy raz po trzytygodniowej przerwie w żłobku. Zobaczymy jak będzie i ile dni wytrzyma (bez choroby). W styczniu chodził całe trzy dni! Czwartego miał już katar, a za chwilę gorączkę. Najgorsze, że po każdej przerwie musi przyzwyczajać się od nowa, a do tego zmieniły mu się „ciocie” (urlop? choroba?) i kilka dzieciaków jest nowych (w tym jeden straszny agresor i łobuziak o słodkim imieniu Mateuszek. Widziałam go w akcji w szatni jak atakował kolegę. Nie wiem czy to temperament czy niektóre dzieci tak mają). Tak więc wróciliśmy do punktu wyjścia, do ryków i płaczu porannego, do błagalnego: ”mama ja TU!” (czyli, że chce zostać w domu) i „ja nie do cioci Asi”(każda ciocia w żłobku to dla Małego „Asia”). Chociaż przy odbieraniu go ze żłobka jest już oki, jest zadowolony i ożywiony.  I napiszę to, choć zabrzmi okropnie – Młody zasypia cudownie szybko i wcześnie, kiedy chodzi do żłobka! Pada już przed 20-tą. ;-)

A ja jestem dzikusem bez energii. Mam chyba jakąś depresję. Bo żadna chandra, ani dół nie trwają tak długo. Może to hormony? Albo SKS (starość, qwa, starość)? Walczę ze sobą, swoją płaczliwością i rozmemłaniem, bezsilnością i słabością, ale na razie przegrywam. Najgorsze jest, że – tak jak mój syn ma obniżoną odporność na wszelkie bakcyle – ja mam znacznie obniżoną odporność na wszelkie trudności i złośliwości jakie mnie spotykają. Szreku stuka się w głowę i nie może zrozumieć, po co się tym wszystkim aż tak przejmuję. Ja też, w sumie, nie rozumiem i chyba właśnie na tym polega problem. Jak to było w Seksmisji? „Zdrowy organizm żyje i działa, dopiero chory zastanawia się nad sobą”. Coś w tym jest.
Jeszcze powalczę. Może pogoda się zmieni na jaśniejszą i będzie lepiej? Jeśli nie, poszukam pomocy u lekarza. Bo nie chcę tak żyć. Muszę być w formie. Psychicznej zwłaszcza. Dla Ogrzyka! Nie może mieć takiej matki. Mam być dla Niego wsparciem!
Na razie, doraźnie, pomogły ciepłe słowa pocieszenia i rękaw do wypłakania (dzięki Kobieto!). Wytarłam łzy, chcę wierzyć, że nie jest tak źle, jak myślę i nie jestem największą ciapą we Wszechświecie, a to co uwiera – jakoś się ułoży. Oby!
I powtarzam sobie cichutko/nieśmiało – „bo twardym trzeba być…”    

Z ostatniej chwili. Ogrzyk został ugryziony w żłobku przez inne dziecko. Opiekunka zameldowała przy odbiorze Szymka. Ma "pięknie" odciśniętą całą malutką szczękę. Przez chwilkę mnie to nawet rozbawiło, ale potem przyszła refleksja… Szymek, nie jest agresywny, co nie zmienia faktu, że był już (i zapewne będzie, niestety) atakowany przez bardziej agresywne dzieci. Panikować? Szreku, oczywiście, ma już wyjście z sytuacji: będzie uczył Ogrzyka się bronić (prawie chciał go zapisać na krav magę haha!). Wyśmiałam go i przypomniałam, że Ogrzyk ma dopiero 3 lata i nie ma co uczyć go agresji! Ale, nie ukrywam, lecę na googla poszukać, poczytać, co robić, jak pomóc, jak się zachowywać.
Dżizaas, jak ja NIC nie wiem o życiu!