23 lis 2011

Skuteczna antykoncepcja ... (?)

Najlepszy środek antykoncepcyjny? ...
No?

.....



Ogrzyk ... przybiegający do łóżka swoich starych Ogrów w najbardziej (nie!)odpowiednich momentach ...

;-))))


Dobrej-nocy.... (komuś tam...)

15 lis 2011

Kryzys

Smętnie i bez cenzury będzie (atonsjo : że bluzgam znaczy się!)

U mnie CIĘŻKO - przełom roku!
Zawsze (co roku!) boli od listopada do lutego.
W tym roku zaczęło się w październiku!
Tak ciężkiego miesiąca już dawno nie pamiętam.
Emocjonalnie i psychicznie jestem padnięta na ryj i leżę! Bo, kurwa, nie mam siły wstać ...
Wyliczę to, co dotyczy tylko października!

- druga operacja matki – pani doktor prowadząca zrezygnowała na tydzień przed operacją … urlop, obraza (za wytknięcie błędu) czy brak kompetencji – nie ma znaczenia. Inny lekarz operował i już. Od samego początku wszystko było jakieś kulawe i pechowe. No więc jazda psychiczna, bo to i poważniejsza operacja i jak się później okazało jelita nie chciały współpracować i zacząć działać, a poza tym prawdopodobnie marskość wątroby ... Operacja się udała, ale ... bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem tyka. Nie dziwi mnie taka diagnoza - żeby nie było!
W końcu lata "praktyki" tak?!
Szpital i rekonwalescencja, a potem ... końcowe odliczanie?
Mama jest już w domu. Bardzo słaba. Dużo wolniej wraca do formy.
Nie wiem co będzie dalej.

- ostatecznie i definitywnie zwątpiłam, że nadaję się na matkę!
Szymek jest słodki i kochany, ale ma też charakterek i czarta za pazuchą! A ja, niestety, nie należę do zrównoważonych i opanowanych osób!
Jakże się myliłam w optymistycznej ocenie siebie! Moje macierzyństwo - to porażka!! :-((
Wszystko co przy Małym robię (lub chcę zrobić) kończy się naszą szarpaniną i przymusem. Mam tego dosyć! Nie chcę się szarpać, żeby go przewinąć, wyszykować na spacer, zrobić mu coś przy nosku, oku czy uchu, no, nie i już! A z nim inaczej się teraz nie da!
Ja nie mogę inaczej, bo Szreku to już co innego …
Jedna z wielu sytuacji: kupa Ogrzyka=ucieczka! Przede mną! Kiedyś wzięłam krople na uspokojenie, wzięłam na "wstrzymanie" i przeczekanie i choć wiedziałam, że ma pełno w pampersie - czekałam i grzecznie prosiłam, żeby przyszedł to go umyję i przebiorę. Prosiłam, tłumaczyłam, zachęcałam, wabiłam, zagadywałam ... po 10 minutach chuj jasny mnie strzelił, bo ile można?! Złapałam, zaniosłam do łazienki, znowu szarpanina i wrzaski (moje i jego!). Jak się okazało ta metoda też nie działa. Przeczekanie i cierpliwość doczekały się kupska rozsmarowanego na jego plecach, wysmarowanego/wyciśniętego z pampersa na nogi, a przy rozbieraniu - także na bodziaka, moje ręce po łokcie, bluzkę, podłogę, zlew, okolice i chuj wie co jeszcze! Śmieszne? pewnie tak... A ja myślałam, że jego rozszarpię, a sama wyjdę po papierosy i wrócę za trzy lata! Tak, jestem zmęczona, sfrustrowana i znerwicowana (że o zagrożeniu alkoholizmem nie wspomnę!), szpital i operacja, chroniczne niewyspanie, niezadowolenie z siebie, brak czasu dla siebie i inne tego typu sprawy - nie pomagają, ale i tak N I C nie tłumaczy mojego zachowania wobec tego małego człowieczka.
A oliwy do ognia dolały sygnały z otoczenia. Poddałam się i uwierzyłam, przyjęłam do wiadomości, że dupa ze mnie, a nie matka! Bo powinnam robić to i tamto, tak i owak, a Szymek ma iść do żłobka, bo dzieci się lepiej tam rozwijają, a ja go ograniczam (rozwój OGRANICZAM!), sama powinnam wypierdalać do pracy zamiast SIEDZIEĆ w domu (noszsz kurwa! siedzieć i pachnieć! tiaaa) i pasożytować na mężu (to w domyśle, bo to od rodziny Szreka i znajomego-dobrze-zarabiającego!)... Poddałam się. Bo zmęczona, kurwa, jestem masakrycznie. Nie jestem z siebie zadowolona i bliżej mi do jakiegoś mega-doła i totalnej depresji niż radosnego macierzyństwa ...

Oto ja : totalna desperacja, depresja, dezorganizacja, chaos, załamka, frustracja … moje poczucie własnej wartości leży gdzieś pod podłogą i zdycha.
Zero czasu dla siebie! Z E R O ! Logistyka i zarządzanie czasem to nie są moje najmocniejsze strony. Zaspokajanie własnych potrzeb… jakich potrzeb?!
Całą moją uwagę i energię w ciągu dnia poświęcam Ogrzykowi, który jest słodkim, energicznym, bardzo nieposłusznym łobuziakiem.
A ja zniknęłam...
Niestety zaniedbanie własnych potrzeb skutkuje zmęczeniem, złością i frustracją. O uszczerbku na zdrowiu nie wspomnę. Jestem sobą rozczarowana. Złoszczę się na swoją słabość i nieumiejętność znalezienia czasu i siły dla siebie! Nie poprawiają mojego nastroju komentarze, uwagi (dotyczące mojego wyglądu) i porównania jakie słyszę ze strony rodziny Szreka i niektórych znajomych.
Wycofuję się, chowam, dziczeję.
Efektem tej nagonki (wiem, przesadzam - ale tak czuję!) i presji jest chęć ucieczki … do pracy. Nie ze względu na brak kasy (jeszcze na kilka miesięcy spokojnego życia by nam wystarczyło) ale właśnie ze względu na rosnącą frustrację i niezadowolenie. Ze względu na dobro Ogrzyka.
Jakie to chore! Zawsze myślałam, że posiadanie dziecka dodaje sił, kobieta staje się bardziej zaradna i zorganizowana, znajduje w sobie pokłady cierpliwości, o której nie miała pojęcia!
No, tak, ale to wszystko trzeba w sobie znaleźć! Mam nadzieję, że ja też to wszystko w sobie mam tylko zmęczenie zaślepiło mnie i zagłuszyło, zwątpienie odebrało wiarę w swoje możliwości, brakuje mi realnego i trzeźwego spojrzenia (z dystansem!) na siebie i swoje zachowanie. No i ta obawa: a co, jeśli faktycznie „żłobek to najlepsze wyjście dla Małego? Jeśli ograniczam rozwój Ogrzyka? Jeśli moja kontrola i chuchanie-dmuchanie nie pozwala mu się prawidłowo rozwijać”? (to cytat, słowa, które usłyszałam od znajomego). Rozsądek podpowiada, żeby się nie przejmować gadaniem innych, bo ważne co my ze Szrekiem myślimy, ale to tylko taki cichutki głosik w tym całym zamieszaniu dookoła nas.
Chcę, muszę i potrzebuję się ogarnąć!
Szkoda tylko, że kończy się na słowach.
A ja grzęznę, zapadam się i czuję, że jest ze mną coraz gorzej.
Jak mam sobie pomóc? Jak skutecznie dać sobie kopa do działania? Żeby nie zwariować? Żeby się nie dać, wziąć się w garść, spiąć pośladki i zrobić porządek w moim zrytym berecie!
Bo Ogrzyk jest w normie, to ja mam problemy ze sobą!
Dosyć!
Ta notka powstaje już tydzień! No, masakra jakaś!
Wrzucam i niech się dzieje!
A jutro jest nowy dzień …”jutro jest świeże i wolne od błędów” …(L.M. Montgomery)