....
Towarzyszą nam od momentu pojawienia się na świecie Ogrzyka.
Męczą, niepokoją i frustrują, a także zastanawiają i cieszą!
Są!
Moje (jedno z ostatnich, najważniejsze, bo wszystkie inne są oczywiste!):
Szreku szykuje się na wizytę u weta z kocicą. Odrobaczyć trzeba, bo bardzo się sobą oboje interesują – dziecko kotą i odwrotnie.
Koci kontenerek ląduje w korytarzu, kota ZNIKA.
Ogrzyk zainteresowany obserwuje dziwne „pudełko” w korytarzu i ubierającego się tatę Ogra.
Tata ubrany, kota złapana i umieszczona w kontenerku (miauczy żałośnie, drapie łapką w kratkę drzwiczek), Ogrzyk – nerwowo krzyczy coś po swojemu! (co i dlaczego?!)
Tata Ogr, gotowy do wyjścia, podnosi kontenerek z żałośnie miauczącą zawartością.
Krzyk Ogrzyka nabiera na sile!
Tata z kontenerkiem wychodzą.
Ogrzyk w RYK!!
A potem żałosny płacz! Serio!
Po powrocie od lekarza Ogr stwierdza, że Ogrzyk darł się tak, że słychać go było w windzie kilka pięter niżej!
Po powrocie Ogra z kocicą (pół godziny później) – Mały wydaje z siebie okrzyki radości!
Typowe dla Małego okrzyki podniecenia i radości. ;-))
Kota wypuszczona z „więzienia” skacze koło Ogrzyka, ociera się i biega radośnie po mieszkaniu…
...
Obce pytania/zadziwienia (w streszczeniu, bo przez ostatnie 10 miesięcy mam ich już szczerze dość!):
- to on jeszcze nie siedzi?! (o niespełna kilkumiesięcznym Szymku)
- jak to, nie dajecie mu NORMALNEGO jedzenia??!! - na wieść o słoiczkach.
Czyli co - schab z kapustą kiszoną, tak?!
No, bo przecież słoiczki to SAMA CHEMIA JEST!!
I jak tu polemizować z tymi, co to trzydzieści parę/czterdzieści lat temu rozumy pozjadali wszystkie….
- jak to, nie sadzacie go w chodzik??! (ale to wyjaśnił pediatra wnuczki tego „mądrali”, czyli przy okazji męża mojej teściowej! Wyrok: żadnych chodzików!!!)
- no, ale jak to: nie jadł jeszcze…. *?!?! (*tu wstawić dowolne „dorosłe” potrawy)
- no, ale jak to - nie chodzicie na spacery???
Źle!
Przegrzewasz go, chuchasz i dmuchasz!! Bo moja wnuczka to wystawia swoje dziecko (wtedy ledwie 3 miesięczne niemowlę) do spania na ganek bez względu na pogodę i temperaturę (znowu wszystkowiedzący-nowy mąż teściowej, którego boli mój sposób wychowywania dziecka)
- jak to: nie robicie/ nie dajecie/nie stoi/nie chodzi/nie mówi/nie pisze wierszy, nie ch.. wie co jeszcze**… (**dopisać dowolne, najbardziej niesamowite ”dorosłe” umiejętności)
…..
Innych (a było ich PIERDYLIONY!) nie pamiętam, ale serdecznie żałuję, że nie zapisywałam na bieżąco, bo nie rozumiem jak można się w taki sposób wtrącać do wychowywania czyjegoś dziecka.
Ja bym nie chciała/potrafiła, ale ja (oprócz tego, że aż za bardzo dbam o czyjeś uczucia i emocje) popieprzona jestem, więc się nie liczy…
Nie rozumiem też ciągłej rywalizacji i licytacji mamusiek w stylu: "co też moje dziecko potrafi/umie/zrobi"....
Ale ja generalnie niewiele rozumiem, bo ograniczona jestem.
Dobranoc ;-))