15 lis 2011

Kryzys

Smętnie i bez cenzury będzie (atonsjo : że bluzgam znaczy się!)

U mnie CIĘŻKO - przełom roku!
Zawsze (co roku!) boli od listopada do lutego.
W tym roku zaczęło się w październiku!
Tak ciężkiego miesiąca już dawno nie pamiętam.
Emocjonalnie i psychicznie jestem padnięta na ryj i leżę! Bo, kurwa, nie mam siły wstać ...
Wyliczę to, co dotyczy tylko października!

- druga operacja matki – pani doktor prowadząca zrezygnowała na tydzień przed operacją … urlop, obraza (za wytknięcie błędu) czy brak kompetencji – nie ma znaczenia. Inny lekarz operował i już. Od samego początku wszystko było jakieś kulawe i pechowe. No więc jazda psychiczna, bo to i poważniejsza operacja i jak się później okazało jelita nie chciały współpracować i zacząć działać, a poza tym prawdopodobnie marskość wątroby ... Operacja się udała, ale ... bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem tyka. Nie dziwi mnie taka diagnoza - żeby nie było!
W końcu lata "praktyki" tak?!
Szpital i rekonwalescencja, a potem ... końcowe odliczanie?
Mama jest już w domu. Bardzo słaba. Dużo wolniej wraca do formy.
Nie wiem co będzie dalej.

- ostatecznie i definitywnie zwątpiłam, że nadaję się na matkę!
Szymek jest słodki i kochany, ale ma też charakterek i czarta za pazuchą! A ja, niestety, nie należę do zrównoważonych i opanowanych osób!
Jakże się myliłam w optymistycznej ocenie siebie! Moje macierzyństwo - to porażka!! :-((
Wszystko co przy Małym robię (lub chcę zrobić) kończy się naszą szarpaniną i przymusem. Mam tego dosyć! Nie chcę się szarpać, żeby go przewinąć, wyszykować na spacer, zrobić mu coś przy nosku, oku czy uchu, no, nie i już! A z nim inaczej się teraz nie da!
Ja nie mogę inaczej, bo Szreku to już co innego …
Jedna z wielu sytuacji: kupa Ogrzyka=ucieczka! Przede mną! Kiedyś wzięłam krople na uspokojenie, wzięłam na "wstrzymanie" i przeczekanie i choć wiedziałam, że ma pełno w pampersie - czekałam i grzecznie prosiłam, żeby przyszedł to go umyję i przebiorę. Prosiłam, tłumaczyłam, zachęcałam, wabiłam, zagadywałam ... po 10 minutach chuj jasny mnie strzelił, bo ile można?! Złapałam, zaniosłam do łazienki, znowu szarpanina i wrzaski (moje i jego!). Jak się okazało ta metoda też nie działa. Przeczekanie i cierpliwość doczekały się kupska rozsmarowanego na jego plecach, wysmarowanego/wyciśniętego z pampersa na nogi, a przy rozbieraniu - także na bodziaka, moje ręce po łokcie, bluzkę, podłogę, zlew, okolice i chuj wie co jeszcze! Śmieszne? pewnie tak... A ja myślałam, że jego rozszarpię, a sama wyjdę po papierosy i wrócę za trzy lata! Tak, jestem zmęczona, sfrustrowana i znerwicowana (że o zagrożeniu alkoholizmem nie wspomnę!), szpital i operacja, chroniczne niewyspanie, niezadowolenie z siebie, brak czasu dla siebie i inne tego typu sprawy - nie pomagają, ale i tak N I C nie tłumaczy mojego zachowania wobec tego małego człowieczka.
A oliwy do ognia dolały sygnały z otoczenia. Poddałam się i uwierzyłam, przyjęłam do wiadomości, że dupa ze mnie, a nie matka! Bo powinnam robić to i tamto, tak i owak, a Szymek ma iść do żłobka, bo dzieci się lepiej tam rozwijają, a ja go ograniczam (rozwój OGRANICZAM!), sama powinnam wypierdalać do pracy zamiast SIEDZIEĆ w domu (noszsz kurwa! siedzieć i pachnieć! tiaaa) i pasożytować na mężu (to w domyśle, bo to od rodziny Szreka i znajomego-dobrze-zarabiającego!)... Poddałam się. Bo zmęczona, kurwa, jestem masakrycznie. Nie jestem z siebie zadowolona i bliżej mi do jakiegoś mega-doła i totalnej depresji niż radosnego macierzyństwa ...

Oto ja : totalna desperacja, depresja, dezorganizacja, chaos, załamka, frustracja … moje poczucie własnej wartości leży gdzieś pod podłogą i zdycha.
Zero czasu dla siebie! Z E R O ! Logistyka i zarządzanie czasem to nie są moje najmocniejsze strony. Zaspokajanie własnych potrzeb… jakich potrzeb?!
Całą moją uwagę i energię w ciągu dnia poświęcam Ogrzykowi, który jest słodkim, energicznym, bardzo nieposłusznym łobuziakiem.
A ja zniknęłam...
Niestety zaniedbanie własnych potrzeb skutkuje zmęczeniem, złością i frustracją. O uszczerbku na zdrowiu nie wspomnę. Jestem sobą rozczarowana. Złoszczę się na swoją słabość i nieumiejętność znalezienia czasu i siły dla siebie! Nie poprawiają mojego nastroju komentarze, uwagi (dotyczące mojego wyglądu) i porównania jakie słyszę ze strony rodziny Szreka i niektórych znajomych.
Wycofuję się, chowam, dziczeję.
Efektem tej nagonki (wiem, przesadzam - ale tak czuję!) i presji jest chęć ucieczki … do pracy. Nie ze względu na brak kasy (jeszcze na kilka miesięcy spokojnego życia by nam wystarczyło) ale właśnie ze względu na rosnącą frustrację i niezadowolenie. Ze względu na dobro Ogrzyka.
Jakie to chore! Zawsze myślałam, że posiadanie dziecka dodaje sił, kobieta staje się bardziej zaradna i zorganizowana, znajduje w sobie pokłady cierpliwości, o której nie miała pojęcia!
No, tak, ale to wszystko trzeba w sobie znaleźć! Mam nadzieję, że ja też to wszystko w sobie mam tylko zmęczenie zaślepiło mnie i zagłuszyło, zwątpienie odebrało wiarę w swoje możliwości, brakuje mi realnego i trzeźwego spojrzenia (z dystansem!) na siebie i swoje zachowanie. No i ta obawa: a co, jeśli faktycznie „żłobek to najlepsze wyjście dla Małego? Jeśli ograniczam rozwój Ogrzyka? Jeśli moja kontrola i chuchanie-dmuchanie nie pozwala mu się prawidłowo rozwijać”? (to cytat, słowa, które usłyszałam od znajomego). Rozsądek podpowiada, żeby się nie przejmować gadaniem innych, bo ważne co my ze Szrekiem myślimy, ale to tylko taki cichutki głosik w tym całym zamieszaniu dookoła nas.
Chcę, muszę i potrzebuję się ogarnąć!
Szkoda tylko, że kończy się na słowach.
A ja grzęznę, zapadam się i czuję, że jest ze mną coraz gorzej.
Jak mam sobie pomóc? Jak skutecznie dać sobie kopa do działania? Żeby nie zwariować? Żeby się nie dać, wziąć się w garść, spiąć pośladki i zrobić porządek w moim zrytym berecie!
Bo Ogrzyk jest w normie, to ja mam problemy ze sobą!
Dosyć!
Ta notka powstaje już tydzień! No, masakra jakaś!
Wrzucam i niech się dzieje!
A jutro jest nowy dzień …”jutro jest świeże i wolne od błędów” …(L.M. Montgomery)

8 komentarzy:

ania pisze...

jakbym czytała o sobie... odnośnie zmęczenia dziećmi i moim braku cierpliwości, a następnie wyrzutach sumienia, jeśli podniosę głos... :-(
Myśli o powrocie do pracy najpierw dają nadzieję, a potem znów wyrzuty sumienia, że zostawiłabym wtedy dzieci z kimś innym, podczas gdy nie ma takiej konieczności.
Na koniec, gdy raz w miesiącu spotykam się z przyjaciółką (i są to 2-3 godziny w ciągu całego miesiąca, które spędzam bez dzieci), po moim powrocie przed porą ich zasypiania słyszę od matki, że jestem "bez serca"...
Pozdrawiam i życzę siły. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze uda się nam usiąść spokojnie, wypić kawę i zrobić coś dla siebie, ale trzeba mieć nadzieję... :-)

coreczkiblizniaczki pisze...

Kochana, każdy ma takie chwile, tylko nie każdy się do tego przyznaje. Moje małe też dają nieźle popalić i czasem mam ochotę uciec. I muszę powiedzieć, że moją odskocznią jest praca. Kocham moje dziewczynki nad życie, ale nie wyobrażam sobie być z nimi 24 h/dobę i niech ktoś powie, że jestem złą matką - mam to w nosie. Może porozmawiaj z mężem, niech zajmie się małym przez 1 wieczór w tygodniu /tak na początek/, a Ty wybierz się na ploteczki z koleżanką ;-) Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości /przy dzieciach jest potrzebna/

Anonimowy pisze...

To norma ja też czasami udusiłabym swoje dzieci w cebulce.
Jak moja Tosia miała taki okres, że robiła wszystko na odwrót to mówiłam jej np.pod żadnym pozorem do mnie nie przychodź i nie zwracałam na nią uwagi. Zwykle wtedy przybiegała z krzykiem mama nie. Trudno coś Ci poradzić bo każde dziecko jest inne, zostaw ogrzyka ze shrekiem i zadbaj o swój relaks (gorąca kąpiel w pianie , wyjście z koleżanką). Wiem ,że choroba w rodzinie dobija ale trzymam kciuki za zdrowie.Pozdrawiam Tosinkowa mama

Unknown pisze...

Fiona.
Przeczytałam to od razu, gdy zamieściłas na blogu ale, wybacz mi, nie wiedziałam co napisać.
Byłaś zdenerwowana, potrzebowałaś wywalenia z siebie narastającego rozgoryczenia a ja nie chciałam napisać żadnego z banałów, żeby nie wnerwić Cie jeszcze bardziej. Byłam jednak i myslałam.
Po tej chwili moge napisać, że nie każdy jest stworzony do siedzenia w domu. Do gotowania, prania i uszczęśliwiania siebie i okolicy. Niektóre z mam są po prostu stworzone do pracowania i bycia mamą pełną gębą ledwo chwilę. Chwilę ale za to na całego. Nic w tym dziwnego, nic w tym do potępienia czy wytykania palcami. Każdy jest inny. Matka to przede wszystkim człowiek i ma swoje potrzeby, wymagania...
Ja np czuje się fantastycznie zajmując się Kingą.Czekam na jej pójście do przedszkola tylko dlatego, że dziecko pobawi się z rówieśnikami a nie wciąż ze mną. Żałowałam nawet, że nie poszła w tym roku, bo miałabym więcej czasu np na szycie, choc z drugiej strony ściskało mnie na samą myśl zostawiania jej ulice dalej...
Znam jednak wspaniałe mamy, które pracują zawodowo, realizują się, pną się po szczeblach kariery i są szczęśliwe. Podziwiam je nawet bo może i też bym tak chciała...chwilami, ale chciałabym.

Dlatego Kochana chcę Ci jakos napisać, że może czas ruszyć ku szczęśliwej mamie i zadowolonemu dziecku?
Może na prawdę lepiej dla Was będzie gdy Małego zostawisz w żłobku, z nianią czy co tam wymyślisz a Ty zaczniesz realizować swój plan?
Zobaczysz, że biegłabyś do domu jak na skrzydłach a synek spragniony mamy na bank by się wyanielił...
Byłabys między ludźmi, "odchamiona", szczęśliwa i w ogóle...

Wiesz o co mi tu chodzi prawda?

kattrinka pisze...

och... jakie to wszystko podobne do mojej sytuacji... tylko ze ja pracuje dodatkowo :((
zapraszam do siebie na nowe :
http://dzieckonieplodnej.blox.pl/html
Kasia z Alusiem

Elsa pisze...

Wcale Ci się nie dziwię, każdego dopada czasem dół - raz mniejszy, raz większy, a czasem to wręcz Rów Mariański. A u Ciebie nałożyło się wiele rzeczy naraz z chorobą mamy na czele. Trzymaj się cieplutko - myślami jestem z Tobą

Anonimowy pisze...

Idź do pracy - innego wyjścia z tej sytuacji przecież niema kochana.
Bedziesz miała wiecej czasu dla siebie, więcej powodów by zadbać o siebie, mały zatęskni i może zmieni stosunek do Ciebie, o otoczeniu nie wpsominam ze bedzie mniej ględzić bo czY to wazne co mówią?
Trzymaj się
asiaw

Fjona Ogr pisze...

Aniu,
Czas na SPOKOJNE wypicie kawy mam już teraz … duszkiem i na stojąco (żeby Ogrzyk na mnie nie właził i się nie poparzył). Ale nie przestaję mieć nadziei, że znajdę w tym dziesięcioleciu czas dla siebie hi hi. A o powrocie do pracy myślę coraz częściej … i tak kiedyś muszę wrócić.
Pozdrawiam i dziękuję

Córeczkiblizniaczki
Wiem, że każda z nas dostaje w kość na swój sposób. Podziwiam osoby takie jak Ty, które mają więcej niż jedno dziecko! A ja narzekam! I też, jak Ty, szukam jakiegoś panaceum na moje bolączki. Ty masz taniec (zazdroszczę! Bo uwielbiam) – ja może w końcu też coś znajdę? Jogę? Basen? Na ploteczkach z kumpelami z pracy byłam! Fajnie!
Pozdrawiam i dziękuję! A cierpliwość się przyda w KAŻDEJ ilości!

Tosinkowa mamo,
Ogrzyk uduszony w cebulce podziałał na moją wyobraźnię… ;-)
bardzo hi hi
Bardzo wielkie dzięki za szczerość. A metodę „na odwrót” już zaczynam stosować … na razie efekty żadne. Może Ogrzyk za mały jest? Za bardzo uparty czy cwaniutki? Będę próbować. I dzięki za słowa „każde dziecko jest inne”! Bo jakoś wiele osób zdaje się o tym zapominać.
Pozdrawiam i dziękuję! I chcę jeszcze! Będę do Ciebie zaglądać i czytać – pewnie się wiele nauczę!

Hej Gosiu,
Masz rację – bardzo potrzebowałam się wywalić z rozgoryczenia i frustracji. I nie spodziewałam się niczego innego po Twoim wpisie niż tego, co przeczytałam. Czytam Twój blog i wiem, że Kinga jest zupełnie inna niż Ogrzyk. Może ma na to wpływ, że to dziewczynka, a może to, że każde dziecko jest inne? I jak napisałaś – nie każda mama nadaje się do siedzenia w domu, bo każda jest inna. U mnie nie chodzi o karierę (w moim zawodzie żadnej kariery już nie zrobię – młodsze są), kasy specjalnie też nie zarobię … taki fart! Chodzi o całą resztę. O Ogrzyka, który zaczyna się ze mną nudzić i o mój brak sił. Zwyczajnie. Nie ma złotego środka, bo wyrzuty sumienia i tak będą. Ale muszę oddać kiedyś Ogrzyka światu. Czemu nie teraz? I czekam na to wytęsknienie Ogrzyka za mną! I za tym moim „odchamieniem”.
Dzięki Gosiu i pozdrawiam … a o Ogra w postaci Twojego dzieła zapewne się upomnę

Katrinko, Kasiu!
Wiem, że to wszystko jakoś podobne do Twojej sytuacji – czytam Cię namiętnie, choć nie komentuję, bo nie będę smęcić i dołować bardziej. Tak myślałam nawet, że nasze sytuacje są takie podobne, tylko Ty jeszcze pracujesz! Gratuluję i trzymam kciuki! A Alan to super chłopak! Wiesz o tym, prawda?! Nowy blog odwiedziłam i będę odwiedzać! To obietnica i groźba hi hi
Buziaki dla Was!

Elso!
Rów Mariański z wszystkich dołów to moja specjalność! Bardzo dziękuję za ciepłe słowa i otuchę!
Buziakuję mocno

Asiaw,
Dzięki za komentarz. Masz rację, ja też tak czuję – powrót do pracy to najlepsze wyjście dla nas!
I wiesz co – dziękuję bardzo za komentarz i wsparcie!
Dzięki i pozdrowienia. Miło, że jeszcze tu czasem zaglądasz.