31 gru 2008

Ulga!

...i wszystko jasne po takim tytule ;-)

Ludożerka ma się dobrze, powiem więcej - BARDZO DOBRZE! ;-)))
Szwy zdjęte, brzuszek w porządku - spuchnięte mogło być, bo to była reakcja na ciało obce czyli nici! - wet w jednym kawałku...trochę tylko oprychany-owarczany (jak ona pięknie i długo potrafi warczeć! hoho!) i na koniec, tak dla zasady kopnięty ;-) przez nią, nie przeze mnie! Musiał ją uszczypnąć nożyczkami albo coś ją zabolało? Ja trzymałam jej przednie łapki i muszę powiedzieć, że jestem z niej dumna! Nie wysunęła nawet pazurka! Owszem, jawnie i głośno pokazywała, że jej się to wszystko nie podoba..najbardziej to, że leżała "rozłożona" na plecach!...ale wet uwinął się sprawnie i szybko! Z podziwem patrzyłam na jego delikatne ale pewne i zdecydowane obchodzenie się z małym kilerem...na jego ręce - znaczy się ;-)) Całkiem jak mój Szreku - też tak umie sprawnie z Ludożerką. To może i ja się kiedyś nauczę? ;-))
Cudownie mi ulżyło, kilerka gania teraz za korkiem i robi takie wywrotki i uskoki, że śmiać mi się chce! Jest absolutnie cudowna!

A jutro ostatni dzień roku - SYLWESTER!!! znaczy się...

Jutro zapewne podsumuję mijający rok...chyba, a potem jeszcze obiegnę znajome blogi z przyzwyczajenia i uzależnienia ;-)
Ale już dzisiaj wrzucam dwie fotki (nie mogłam się zdecydować na jedną...) i życzę szampańskiej zabawy, a później kosmicznego NOWEGO ROKU 2009 !!!
Albo odwrotnie? ;-))

Ale cyfra będzie! Co?!
A za rok?! To dopiero!! Najprawdziwsza fantastyka!
Ale po kolei! Na razie - 2009!

Tym razem postanowiliśmy ze Szrekiem nie chodzić na żadne imprezy i spędzić sylwka we dwoje tylko... no i z bratem...tiaa jaasne!
Już zgłosił się nasz stary znajomy (rodzina prawie) ...'to mmm, tego... to co robicie jutro, co?'
Jak to co? Zapraszamy! Ponudzimy się razem... ;-)))


pssst! fotki kradzione z googla ... ;-))

30 gru 2008

...i po świętach czyli uzupełniam zaległości!

Sporo się uzbierało więc do dzieła.

Po pierwsze - Wigilia.
Było miło! Serio-serio!
O dziwo!
Tym razem - wbrew mnie - z rozjazdami-wyjazdami, stresami, pretensjami (że za późno), teściowo-babcio-ciociami! Obawami! ... bo, trochę TU-trochę TAM! i wszyscy niezadowoleni...
Z nerwami tych i owych.... pretensjami, fochami, wzruszeniami, olewaniami...bo każdy trochę jednak szczęśliwo-niezadowolony...ale ... 'jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził...' i trudno!
Po powrocie Szreku i brat padli przy oglądaniu jakiegoś filmu. Tylko Kika dzielnie obejrzała go do końca hihi. Ja siedziałam bezsennie chyba do 3-ej rano! I było mi dobrze :-))

Jednym słowem było miło! Rodzinnie.. Szkoda, że mój brat-zryty-beret nie dał się namówić na wspólny wyjazd do rodziny Szreka! Serce bolało, ale nie chciałam zrobić Szrekowi przykrości i z Nim (zrytym-beretem) zostać w domu! A miałam na to wielką ochotę! Co mnie obchodzą inni?? Pojechaliśmy, a On został... Cierpi- wiem to i czuję!(w końcu jesteśmy bliźniakami z trzy-letnią różnicą wieku) I nie mogę pomóc bo nie umiem... Coś Go gryzie od środka, boli i uwiera - i nie da sobie pomóc bo to przecież twardziel! Sam se qwa poradzi...albo zagryzie od środka! Jednak ta misja nie wyszła mu na zdrowie!...niestety :-(

Po drugie - Kika
Przed Wigilią Kika była ciachana. Boszsz co ja użyłam!! Po przyniesieniu do domu miała zaszyć się w swoją ulubioną dziuplę i przespać ze dwie godzinki, a potem co godzina być coraz bardziej obudzona. Tiaa jasne! Jak tylko wypuściłam ją z nosidełka to poooszła przed siebieee! Z przymkniętymi nieprzytomnymi oczami! I nic nie było w stanie jej zatrzymać. Zasuwała tak, że nawet nie powstrzymało jej zaliczanie gleby raz na trzy kroki! Zapomniała się nawet i próbowała wskoczyć na krzesło (!!) co oczywiście skończyło się kolejną glebą - tym razem z wysoka! Kiedy próbowałam ja powstrzymać - albo prychała albo miauczała z bólu! Po chwili, kiedy z bezsilności usiadłam zryczana na podłodze - spokojnie wpełzła mi na kolana i zasnęła nieprzytomnie...a ja spędziłam w tej pozycji najbliższą godzinę! Aż do bólu kręgosłupa i całkowitego zdrętwienia nóg! A potem akcja powtórzyła się jeszcze kilkukrotnie z tą różnicą, że kolejnymi zdobywanymi meblami była wersalka i oparcie fotela (wysokie!). Kiedy zaczęła przymierzać się do parapetu miałam sama ochotę wejść na niego! A potem przyszedł Szreku i kiedy z gilami do pasa opowiadałam moje przeżycia - łotrzyca najzwyczajniej w świecie położyła się obok niego i zasnęła! Jakby przez ostatnie godziny nie robiła nic innego! I już był spokój!! Na drugi dzień u weta powitano ją ksywkami typu "jak tam bestia dzisiaj?" albo "no, to kiler robimy zastrzyk?". Krótko mówiąc dała czadu i bez walki się nie oddała! ;-) Jest twardą sztuką i jestem z niej dumna, ale przedwczorajsze oględziny brzucha (wcześniej nie pozwalała na to albo wszystko było zbyt świeże i spuchnięte) zaniepokoiły mnie. Po pierwsze wydaje mi się, że sobie troszkę naderwała na szwie...ale co gorsze - nie wiem czy czasem tą swoją gimnastyką nie zrobiła sobie przepukliny! Oby nie - bo czekałaby ją kolejna operacja, a ja chyba wtedy zajoba dostanę! Serio-serio!

Długo i namiętnie piszę o tym i owym delikatnie omijając temat najważniejszy!
Ale dłużej się nie da...
A więc wieści z "frontu"...
Leki znoszę całkiem nieźle - biorąc pod uwagę treść ulotek!
Wczoraj i przedwczoraj jajniki sobie urządziły chyba tele-kurna-plotki-ugniotki! Tak sobie gadały, że zwijałam się z bólu! Oba na raz! Na ogół jeśli w ogóle mnie cuś-tam boleć próbowało to chociaż uczciwie i sprawiedliwie - po jednej stronie! Jeden na raz! Tym razem miałam pełne stereo i w kolorze! Szit! Dały taki popis, że nałykałam się proszków, zwinęłam lepiej niż moja kota w kłębek (co przy moim poświątecznym brzuchu to wyczyn godny trofeum!) i poszłam w kimę! Podejrzewam, że to właśnie były-te-najlepsze-dni! Znając mojego pecha! Tylko, że akurat WTEDY nie było o niczym mowy! NIE! Nie jestem masochistką! A w ogóle, nawet gdyby mi przyszło do głowy malutkie sado-maso z rwącymi jajcorami (moimi przecież - nie Szreka!) w tle...to moje libido dało nogę i schowało się za szafę...coby przeczekać aż mi przejdzie. Sądzę i tak sobie kombinuję, że zostanie tam dopóki jajcory się nie uspokoją..
Dzisiaj zaczęłam luteinę pod język! Fuuuj!
Z wiadomości z frontu to by było na tyle!
I tym optymistycznym akcentem...

24 gru 2008

Życzenia!


Zawsze z trudnością przychodziło mi składanie życzeń...jestem w tym kiepska (przez małe "k") ...ale dzisiaj chcę z opóźnieniem, po swojemu, tak jak umiem tą drogą złożyć/napisać/posłać w eter moje koślawe, ogrze życzenia... ;-))

Wszystkim Znajomym i Nieznajomym, tym, które (wątpię, by zaglądali tu panowie) "wpadają" do mnie stale lub zabłądziły zupełnie przypadkowo - życzę w czasie Świąt (i nie tylko!) przyjemnej, rodzinnej atmosfery, a także dużo zdrowia i spełnienia marzeń - zwłaszcza tych najważniejszych! A każda wie, co dla Niej najważniejsze!

To życzyła Wam bezsenna, buszująca po nocy-Ogrzyca-Fjona ;-))

21 gru 2008

Dwa miesiące z Ludożerką (Kikorą)

TO już DWA MIECHY z Kiką-Ludożerką
Ludożerka-chce-cukierka!.... ;-))
Aż trudno uwierzyć!!
Odkąd pojawiła się w naszym domu wszystko nabrało innych barw, a my nabraliśmy dystansu do rzeczywistości i jesteśmy inni!
Częściej się śmiejemy - trudno się nie śmiać z małej Wariatuńci! Nieźle daje nam w kość!
I chyba mogę powiedzieć... jesteśmy bardziej wyluzowani! Słowo totalnie obce w moim prywatnym słowniku!
Chociaż to mały szkudnik, nocny wybudzaczo-przeszkadzacz, podgryzaczo-podlizywacz i szkudnik (pisałam już o tym?).
Co dzień (przez dwa miesiące!) widziałam jak uczy się nowych "sztuczek" - jedna, niestety, jakoś nie przypadła mi do gustu...Do dziś nie mogę Jej tego zapomnieć!…;-))
Kicia (bardzo rano!) bawiła się w doniczce mojego ogromnego, ulubionego "beniamina" zwanego także fikusem...wyjmowała szyszunie razem ze sporą dawką ziemi, która całkiem przypadkiem leżała obok/pod wymienionymi... Podgryzała sobie listeczki - do wysokości chwytu...a nawet podskoku! Aż któregoś razu...no, mówiąc krótko - "przyparło ją" akurat w trakcie zabawy z moim beniaminem...
Co tam się działo! Luudzieee! Masakra jakaś...!!
No skąd w takim małym Duperelku TYLE TEGO?! No skąd?!
A mnie - przez sen - się włączyła (jak zwykle!) czerwona lampeczka, alarm jednym słowem, że coś się dzieje nie-teges... Mój Szreku (zawołany i uznany „znawca kotów” jeden - tiaaa jasne!) spał w najlepsze i bagatelizował...bo spał przecież! Chociaż mówiłam żeby biec i sprawdzić...
Więc jak wkroczyłam do pokoju i zobaczyłam małe chude dupsko z zadartym do góry ogonkiem, czmychające z pomrukiem (przerażenia! - jak się chwilkę później okazało) między moimi nogami...detektyw się we mnie obudził co to kazał iść za…??.. niuchem?!
Nie musiałam się nawet za bardzo skupiać...żeby odnaleźć...ehkmm…corpus delicti?...Oj, nie!
Dżizaasss, ależ waliło!
Może dlatego tak szybko uciekała? Żeby ją "aromat" nie dogonił? hihi.
Dotarłam do miejsca zbrodni bez problemu (no może z maleńkim! z problemem stanowczego braku świeżego powietrza!!!), a potem wróciłam do sypialni, dałam Szrekowi z liścia na pobudkę i wskazałam ten/to palcem! A było co wskazywać...a właściwie sam by trafił ;-) najwyżej by nie uwierzył...
A więc koci terapeuta..od dwóch miesięcy w naszym domu mieszka...powiadam Wam...hihi.
Minęły dwa miesiące!
DWA! Kiedy?

A tu teraz…- Święta za pasem...i nie tylko!
Postanowione i umówione już...ciachanie Ludożerki. Dojrzała! Wydoroślała! Wyrujkowała się! Czadu dała na całego!
Byliśmy u weta.
Wydaje się być spoko/fajny/profesjonalny - Szreku (na ogół na dystans i ostrożny) zaakceptował więc to coś znaczy! Serio-serio.
Wet obejrzał, wysłuchał, wybadał-wymacał mruczącą i warczącą ze złości Kikę! (do dzisiaj ma koszmary! i prycha jak ją dotknąć w brzuszek hihi), a jak usłyszał, że już miała rujkę mruknął coś pod nosem i uśmiechnął się...dziwnie się uśmiechnął! ;-))
Po chwili poinformował nas, że (Ona-Ludożerka) będzie mieć rujki raczej histeryczne i ostrzejsze bo raczej charakterna jest!
O?!
Serioo?!?
Niech powie coś, czego nie wiemy!
Stwierdził, że to charakterek jest już teraz, i że ciężko będzie, bo to ostra i śmiała dziewczynka ;-)) i hormonalna, czyli troszkę nerwowa jest!! Zwłaszcza w czasie rujek…
Bez zastanowienia rzuciłam do Szreka – no, to teraz będziesz mieć dwie takie w domu
Wet mało się nie posmarkał ze śmiechu…
Po czym na szybko rzucił do Szreka – „aż w końcu pan też dostanie rujki!”
A mnie się głupio zrobiło - niewyparzonym gębulom mówimy: STOP!
A więc jedna z samiczek (u nas w domu) stara się (szprycuje się, żeby..) być płodna na maxa, a druga właśnie płodność żegna na zawsze…we wtorek...
I znowu dziwne, że mamy zsynchronizowane biologiczne zegarki!
Dziwność nad dziwnościami!
Ludożerko kochana…tak bardzo się o Ciebie boję…

Fot. Kupiłam sobie zielone kapcie (nie lubię ich-za mietkie jakieś!)
Ludożerka nie lubi zielonych-mietkich-kapuci ...;-)

Fot. Dżemkaaa...

18 gru 2008

Jutro...

Jutro zaczynam.
Zabawne, że wypadło na dzień moich urodzin ;-)
Mam nadzieję, że to będzie dobry znak.
Nie przyjmuję do wiadomości, że mogę się źle czuć. Chociaż przyznaję, że tego obawiam się chyba najbardziej.
A więc jeśli mogę sobie zrobić mały, prywatny koncert życzeń z okazji jutrzejszego dnia to spisuję listę i …co? Zjadam? Pod poduszkę? Zakopuję w ogródku? Hihi
No nie ważne! Spisuję i poproszę o:

1. Dobre samopoczucie po lekach z pozytywnym zakończeniem ;-)
2. Nie-upasienie-za-bardzo moich mięśniaków na hormonach – pliz!
3. Nie skotłowanie hormonów tarczycowych bardziej niż są. O!
4. ……………….
5. ………………(to jak mi się coś przypomni)

Lista gotowa (chyba)…
Niech się dzieje! Niech będzie co ma być!

15 gru 2008

Go!.. czyli do dzieła Ogrzyco...i pewna rujka

Zajob Kiki przeszedł w prawidłową, pełnoobjawową rujkę...u tak młodej kotecki?!
Jak na nią patrzę to włosy stają mi dęba, że na wsi pewnie właśnie zostałaby matką!
Jest przerozkoszna! Gdyby nie to, że się na swój koci sposób męczy to mogłabym powiedzieć, że mam ubaw i że mogłoby tak zostać! Jest rozkoszna, przymilna, jej agresja wyparowała bezpowrotnie (?? to się jeszcze okaże), mruczy śmiesznie marszcząc nosek... ale jak mruczy!
To już jakieś gołębie gruchanie hihi. Wpycha się na kolana i domaga pieszczot! A do niedawna nie można jej było bezkarnie pogłaskać! Od razu w ruch szły pazury i zęby...teraz sama przychodzi i można z nią zrobić wszystko - jest taka bezbronna...A do tego wypina się tak, że nawet Szreku odwraca z zawstydzeniem wzrok... hihi.
Jak ta młodzież dzisiaj szybko dojrzewa! ;-))
Pewnie zaniosę ją do weta w tym tygodniu, żeby ja wybadał, osłuchał i powiedział czy (i kiedy) można po dwukrotnym odrobaczaniu obciążyć ją jeszcze taką operacją...Tak chciałabym ją ochronić, pomóc...ale wiem, że tak trzeba. Chcę tylko, żeby nie robić jej za dużo krzywdy i żeby w miarę możliwości jak najmniej cierpiała.

A wyjazd na zajęcia dobrze mi zrobił bo się chociaż wyspałam hihihi. Za to Szreku nie bardzo...bo go packała, lizała, mruczała...no budziła jednym słowem. Naaaprraawdę? ;-)

Na wyjeździe, oprócz egzaminu - zgodnie z oczekiwaniem - zawitała @ a to oznacza mój start!
Odliczam do pięciu (dni) i zaczynam tabletki (przez pięć dni), a potem ...czekanie, myślenie, szukanie znaków-objawów...schiza ;-)
Macie rację kobiety - nie ma co za dużo googlowaĆ i czytać, nie ma co się przejmować...
Co ma być to będzie!
I poczekam na to, nawet jeśli to będzie to, czego się spodziewam, czyli...że nic nie będzie.
Złe podejście? Brak wiary w sukces? Może.
A może nie chcę zapeszyć? I niech tak zostanie... ;-)
A więc - do dzieła! Go, Ogrzyco, Go!
;-))

11 gru 2008

Krok drugi: ...3..2..1...START!

Mam wyniki, wczoraj byłam u ginki...a dzisiaj - od myślenia, a zwłaszcza googlowania i czytania puchnie mi głowa!
Wyniki - większość z nich - w normie, ale...
- cholesterol! zwłaszcza zły!
- mięśniaki - sztuk dwa! niewielkie (podobno) 25 i 13 mm oba "nie modelują jamy macicy"
- no i jeszcze to: "Ze względu na podwyższone przeciwciała przeciwtarczycowe rozpoznano u chorej autoimmunologiczną chorobę tarczycy w stadium eutyreozy" (???)

Mięśniaki - pikuś - wg ginki. Jak mam zajść, to zajdę, a one pewnie urosną w trakcie ciąży, albo wcześniej...ale o tym zara!
Co do przeciwciał - nie wspomniała nic, ale jak poczytałam to mi wszystko trochę opadło...
To może być przyczyna - niestety.
Na razie ginka wzięła się za mnie ostro - nie ma czasu, nie ma czau (ona!) i zaraz (no, prawie) zaczynam Clo + luteinę + bromergon (1/4 tabl.) przez dwa cykle, a potem (jeśli nic) ostra stymulacja i cykl obserwowany.

Wczoraj miałam skrzydła u ramion jak wracałam od niej, ale dzisiaj jak poczytałam/goolowałam jakoś mi opadły i smętnie zwisają po moich tłustych boczkach...
Po primo - na hormonach pewnie nieźle upasę mięśniaki zanim jeszcze zajdę/nie zajdę (?)
Po drugie primo - co do cholery z tymi przeciwciałami?! Nawet jakiś lek miałam w wypisie do brania, ale widocznie z tej części leczenia ginka na razie (??) zrezygnowała bo "nie ma czasu-nie ma czasu"!
Tylko, że z tego co znalazłam w google wynikało, że te przeciwciała (świadczące o niedoczynności w jakimś tam zakresie albo o chorobie o nazwie jak Japończyk jakiś...o! Hashimoto!) oprócz zaburzenia przemiany materii (to by się u mnie baardzo zgadzało) znacznie utrudnia zajście w ciążę...
No i bądź tu, człowieku, mądry!
Wiem, że ginka jest endokrynologiem i wie co robi. Ufam jej, ale zawsze jest "ale"...prawda?!

Co jeszcze?

Wyniki Szreka - super! Ginka była pod wrażeniem, że mam takiego 100% Samczyka w chacie! W dzisiejszych czasach!

Kika dostaje zajoba...miauczy, wścieka się, miauczy i jeszcze miauczy!
Myślę, że właśnie zaczyna dojrzewanie i zaraz zacznie się jakaś rujka...
Nie daje mi spać od godz. 1-ej do 4-ej rano...chodzi po mnie, miauczy (pisałam już o tym?), liże po twarzy i "packa" łapką, a zignorowana zaczyna hałasować, biegać, szeleścić, zrzucać co się da...
Niedosypiam, Szreku się wnerwia i zwykle kończy się wywaleniem jej z pokoju ...Saigon! Dom wariatów...
Odrobaczyliśmy ją - mam nadzieję, że skutecznie. Mam nadzieję, że chociaż z TYM teraz nie będzie problemu.

A w pracy? Siedzę cicho udając, że nic nie wiem. Ktoś mi poradził takie rozwiązanie, bo słów (jej) nie cofnę, nic nie zmienię i nawet jeśli uzyskam jakąś przewagę nad kierownicą i mnie przeprosi lub wyjaśni - to satysfakcja będzie (zapewne!) krótkotrwała...a potem będzie wojna podjazdowa...drogą służbową, bo to w końcu kierownik.
Niech więc tak będzie - zrobię coś przeciwko mojej naturze i temperamentowi, czyli NIE ZROBIĘ NIC!
Łeb mi zaraz pęknie.
Idę spać...
Pewnie znowu będzie to bardzo krótki sen...bo Kika właśnie trenuje gardło i łapie górne C!

9 gru 2008

Fałsz i obłuda ...FAKINSZIT!!

Fałsz, obłuda i naiwność ludzka nie znają granic...
Nie wiem, co o tym sądzić i jak oceniać to co się wydarzyło jak nie było mnie w pracy, a o czym dowiedziałam się od koleżanki.
Byłam na urlopie - to oficjalna wersja, a nieoficjalnie w szpitalu. Odbywało się zebranie, na którym też powinnam być. Na pytanie dyrektorki dlaczego mnie nie ma - moja obecna kierowniczka na to, że bojkotuję, bo stwierdziłam, że nic mi to nie daje tylko kasę wyciągają i że chcę się wypisać...Akurat jakiś czas temu rozmawiałyśmy na ten temat - faktycznie - i mówiłam, że przynależność do tego koła nic mi nie daje poza kosztami, ale po pierwsze nie dałam jej pozwolenia do cytowania (mogła też skoro czuła taką potrzebę powiedzieć co sama wtedy mówiła!), a tym bardziej nie w sytuacji kiedy mnie nie ma i nie mogę zareagować!
Kiedy mi o tym koleżanka powiedziała mało mi szczena nie spadła na podłogę!
Zrobiła to osoba, w którą byłam (do niedawna) wpatrzona jak w obrazek, pełna szacunku i podziwu jako człowieka, kierowniczki, koleżanki...Której zaufałam na tyle, żeby swobodnie wyrażać swoje poglądy, bo oceniłam (naiwności ludzka, ech!), że skoro ja nie przekazuję dalej (do głowy by mi to nie przyszło!) to i moje słowa nie zostaną wykorzystane przeciwko mnie! Od jakiegoś czasu sytuacja u nas w pracy gęstnieje, a moja kierownica ma ciągle na pieńku z dyrką ... często o tym rozmawiamy i kierownica "szykuje się" na dyrkę, żeby jej wygarnąć. Ale chyba nie chce mnie w to też wmanipulować?? nie w taki sposób! Zamiast poplecznika - ma teraz we mnie nieufnego i bardzo ostrożnego pracownika - nic więcej!
Ale z drugiej strony zupełnie nie rozumiem jej postępowania - dlaczego?! co chciała w ten sposób uzyskać?
Jestem szeregowym pracownikiem, sumienną i obowiązkową mrówą-robotnicą, szarą myszą, której w zeszłym roku przeszedł koło nosa awans (przez tę szarość? ktoś pomógł??), nie biorę udziału w wyścigu szczurów, bo się nie nadaję do takiej rywalizacji pod żadnym względem! Nie rywalizuję i nigdy nie rywalizowałam z kobietami w pracy ani w układach damsko-męskich. Nie zagrażam więc nikomu, nigdy, w niczym i nigdzie! Staram się z każdym żyć w zgodzie, bo kłótni nienawidzę! Dość się nawalczyłam z poprzednią popieprzoną całkowicie kierownicą! Od tamtej pory wydawało mi się, że robię sporo aby mieć dobre układy z koleżankami, aby nikomu nie zrobić przykrości...Ale i tak - jak widać, słychać i czuć - nie chroni mnie to przed wrogością, dziwnymi podchodami i krecią robotą! Jestem w szoku i nie mogę zrozumieć czemu to miało służyć, czemu chciała mi zaszkodzić?? Czemu osoba taka jak ona - śmiała, pewna siebie i swojej pozycji - posunęła się do czegoś takiego?
I co mam teraz zrobić? Wyjaśniać sytuację z nią? Z dyrką? Nie ruszać i olać, a przed nią udawać, że nic nie wiem...żeby dla odmiany nie wkopać koleżanki, która mi o tym powiedziała?
Wyjaśniać i mieć kolejny konflikt z kierowniczką? Nie lubię jej już i nie ufam...Nie wiem czy jeszcze zaufam którejś kobicie u mnie w pracy po czymś takim.
Wiedziałam, że się u nas plotkuje bez przerwy i byłabym naiwna sądząc, że moją osobę to omija, ale, żeby ona?? Jednak nie znam się na ludziach i naiwnie każdego mierzę i oceniam według swojej miary, swojego zachowania i postępowania! I ciągle dostaję po dupie, ciągle się rozczarowuję...
Ale jak tu przychodzić na osiem godzin codziennie i pilnować każdego słowa na każdym kroku??? I nie ufać i nie wiedzieć skąd i co na mnie spadnie, kto mnie obrzuci gównem?
Fakinszit!!!

6 gru 2008

Godzina zero, czyli ... hau hau!!

Odszczekuję!!!
Wstyd się przyznać ale moje paranoje wzięły górę nad rozsądkiem!
A mojego Szreka trzeba bardzo przeprosić...!!! BARDZO! Cmok-cmok!
Przez chwilę bałam się, że Szreku nie pojedzie, "zapomni", będzie mieć "ważniejsze sprawy" ... (skrzywienie! ... przykra pozostałość po płytkim, prymitywnym i strasznie tchórzliwym złamasie z przeszłości!! tfu..).....
Taki był Szrek jakiś milczący i obcy odkąd Go umówiłam na "badanie"... smutny?
Myślałam, że...obraził się? Poczuł upokorzony?...bał się...?
Nie wiem co jeszcze...(a może powód był zupełnie inny?)
Tak czy owak - FUJ! Wstyd! Głupia Fjona!........
Jak można tak nie wierzyć Swojemu Szrekowi! Kochanemu Szrekowi! Dojrzałemu FACETOWI?!
Pewnie, że pojechał!!
... W korkach... przez remontowane, zapchane miasto! Zestresowany i niepewny co TAM będzie i co TAM będzie musiał przejść...albo co Mu będą chcieli zrobić?....
A TAM?!.....oj!.............
Powiem tak- pełna dyskrecja i komfort!!!
SAM SOBIE w komfortowych warunkach z pewnymi oporami psychicznymi...pobrał próbki....
...
Gdyby takie badanie dotyczyło kobiety - myślę, śmiem twierdzić, że "konieczna" byłaby obecność lekarza, dwóch pielęgniarek i trzech świadków!!! ...
Kamerzysty programu TV1 albo TVN 24?...
A najlepiej - grupy studentów pierwszego roku ginekologii!!!.......
Przesadzam?
No, pewnie, że tak!!!
Ale takiej delicji - INTYMNOŚCI i komfortu - żadna z nas nie przeżyła i nie przeżyje!
Bo my baby jesteśmy - twarde suki-sztuki!
PARDON!
sorki wszystkie delikatne lejdis...hłehłe ... ;-)
Cholera i szit!!
I tak ma być i już!
Aż się prosi o inne słowo!...Bo to chłopy w końcu!!
Do czego zmierzam?
... Oprócz tego, że Kika zapierdala po mieszkaniu jak mały perszing, meserszmit czy inna qwa rakieta?!?!...przez robale czy nie? z robalami czy bez?
.....
Do wyniku Szrekowego...- we wtorek...MAILEM! qwa! tak, mailem!
Co Ty na to, Marchewkowa Feministko?!
Faceciki to jednak inny, wyższy gatunek! Nie?
LEPSZY! ;-))
Niom!
A poza tym? ...
Jeśli ktoś ma mieć problem - wolę ja!
Biorę to na swój zryty beret!
dobranoc ...

5 gru 2008

Biadolenie

Ciągle nic nie wiem i to głównie z własnej winy...
Zapomniałam wczoraj zadzwonić do doktorki, szit!
Dzisiaj - kiedy zadzwoniłam - była na jakimś sympozjum i nie miałyśmy o czym rozmawiać, bo wyniki są w szpitalu.
Jutro też jej tam nie ma - więc do wtorku! Skleroza cholerna!
Szreku idzie jutro na "swoje badanie"...jeśli nie zapomni, albo nie wyskoczy mu coś ważniejszego...
Co poza tym?
Kika jest bardzo zarobaczona! Bardzo! Ostatnio jak puściła pawia - znalazłam tam dwie glisty brr. Naczytałam się OKROPNYCH rzeczy na ten temat w necie i nie wiem co z nią będzie...
Odrobaczamy ją, oczywiście, ale jeśli jest tego syfu zbyt dużo?... a to młody kot...
Na studiach nauki coraz więcej, prace zaliczeniowe, za chwilę egzamin, a ja nic nie robię! A co dopiero pisanie pracy mgr?! Szit!
Jednym słowem - dupaa!
Nie lubię końcówki roku, chociaż grudzień to mój miesiąc...chociaż jest nadzieja na lepszy nowy rok.
Tak mi jakoś wszystko opada i ciąży...nos na cycki, cycki na brzuch, brzuch na kolana...
Nie lubię końca roku! Nie lubię!

2 gru 2008

Świąteczne dylematy.

Dogoniło mnie...choć naiwnie sądziłam, że to nie nastąpi, będzie mi oszczędzone...
Cóż. To nie jest koncert życzeń.
A co mnie dogoniło? Co to jest?
Odwieczna, stara jak historia małżeństwa, sprawa wigilijnego wieczoru...
Z kim, w którym domu, u kogo w rodzinie, jak długo u jednych i drugich...czyli typowe dylematy małżeńskiego stadła z rodzinami.
Do tej pory było jasne (i, przyznaję wygodne dla mnie!) - Wigilia u mnie, pierwszy dzień świąt u Niego. Teraz życzenie teściowej i babci (albo raczej - babci i teściowej) - u nich.
Mamy (ze Szrekiem) zabrać całe towarzystwo, czyli mamę i brata i pojechać do nich.
Cóż. Powiem tak - marne szanse!
Matka jaka jest, taka jest, ale nie zgodzi się nigdy na "przeprowadzkę" ze swoimi wiktuałami, barszczami i uszkami, ze swoimi przygotowaniami...ze swoją misją najważniejszą i do tego raz w roku do innej kuchni, gdzie będzie inna gospodyni, inne tradycyjne potrawy... A brat...nie zgodzi się aby gdziekolwiek jechać w taki dzień...i już. Tak czuję i pewnie się nie mylę. To tyle! Zresztą nie mogę im nawet tego zrobić. Wymagać, żeby nagle jak ktoś bez przydziału i rodziny pojechali do obcych (właściwie) sobie ludzi na tę jedną ważną noc...Chyba, żeby chcieli...
Z drugiej strony rozumiem, że ze strony Szreka, one - babcia i teściowa - chcą Go mieć przy sobie w takim dniu. Zapraszają - to miłe. Ale nie wydaje mi się, żeby one zgodziły się na przeniesienie swojej kolacji do nas.
No i tak. Zostaje rozwiązanie tysięcy innych par - kilka godzin tu, kilka godzin tam.
Każdy niezadowolony, bo za krótko i w biegu, każdy niezadowolony, bo gdzie najpierw - tam zjemy, a potem koniec - nawet moje trzy żołądki mają ograniczoną pojemność.
Jest jeszcze niewielka, malutka możliwość pojechania tam, do nich, po naszej kolacji wigilijnej...wszystkich czworo. Mama nawet wyraziła ochotę, ale brat? Jeśli nie będzie chciał - jak go zostawić samego w TAKI wieczór? Żal mi babci i jej tęsknoty za wielkimi rodzinnymi kolacjami, ale mojego brata kocham bardziej i nie wyobrażam sobie Jego samego...A babcia ma tam na miejscu dwie córki...więc..
Jestem okrutna? Egoistka? Robię problemy gdzie ich nie ma?
Nie wiem! Może? Ale na dzień dzisiejszy nie wiem co robić. Może mnie jakoś oświeci i wymyślę coś, żeby było dobrze?!
Oby szybko!
Jakieś rady?
Ktokolwiek?