27 kwi 2012

Pytania do Ogrzycy

czyli kolejna gra ;-)
Wątpię, żebym miała tym razem zbyt dużo "roboty" ;-) więc niech tam!
Do klawiatury!


1.Wklej logo tagu
2. Napisz kto Cię otagował: Kobieta 
3. Otaguj dowolną ilość bloggerek o których chcesz się czegoś dowiedzieć - Ania mama T., Kattrinka, Mama bliźniaczek, Elsa
4. W komentarzu pod notką odpowiedz na zadanych Ci 50 (haha!) pytań od czytelników.
 Ja również, pozwolę sobie jak Kobieta zrobić z tego osobnego posta (jeśli będzie aż tyle pytań, chociaż nie liczę na to)

i już.

22 kwi 2012

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce…

... pewna Kobieta zaprosiła mnie do zabawy.
Minęło czasu mało wiele i nagle wtem, po kolejnym tygodniu albo dwóch, udało mi się doprowadzić rzecz do finału.
Niesamowite.
Aplauz.



Nie będą to cnoty (Ogry takich nie posiadają). Napiszę raczej kilka faktów o mła ;-)
Dobra, do rzeczy:

1. Nie lubię zakupów ciuchowych. No, nie i już! Nie wiem czy to kwestia braku kasy, gustu czy figury (bo mój rozmiar się zaczyna tam, gdzie sklepowe się kończą).
2. Szybko się, niestety, uzależniam. Wiadomo: geny! Jestem absolutnie uzależniona od muzyki, książek, blogosfery, czekolady (koniecznie mlecznej, bez dodatków), niektórych ludzi (moich chłopaków na przykład), piwa, kawy, sera żółtego, lodów Cafe Latte... nawet jak zaczynam chrupać paluszki, to już po chwili nie mogę przestać…
3. Mam fobie - pająki i lęk wysokości. Pajączek nawet maluni – i tak wywołuje we mnie obrzydzenie, panikę i chęć ucieczki. Koniecznie z krzykiem i obłędem w oczach. No, paskudztwo! Chociaż pożyteczne. Lęk wysokości, choć absurdalny (mieszkałam całe życie na 9-tym piętrze, teraz ze Szrekiem na 8) - jest, był i będzie. Kiedyś były jeszcze zastrzyki (i pobieranie krwi) - jakoś z dzieciństwa mi zostało. Chociaż to już praktycznie nieaktualne. Ciąża mnie wyleczyła – tyle mnie pokłuli, że mi przeszło. W zasadzie te cholerne pająki zostały. Nawet film „Spiderman” nie pomógł. Fuj!
4. Mam pamięć absolutną – moja zmora! I Szreka też. Czasami chciałabym się zresetować, ale na razie nie wiem jak. Chociaż z drugiej strony ułatwia życie, bo ktoś musi pamiętać o rachunkach i innych ważnych terminach!
5. Jestem niesamowitym leniem – zwłaszcza teraz, przy Szymku to widzę. Mieszkanie wygląda jakby przeszedł tędy tajfun, albo jakieś tornado. Zresztą od dwóch lat przechodzi – codziennie.
6. Uwielbiam taniec – gdybym miała ze 20 cm więcej i ze 30 kg mniej zapewne byłabym teraz emerytowaną baletnicą. Albo jakąś inną „Czarną mambą”. Ha!
7. Nie umiem gotować, nie czuję kuchni. Gotuję, nawet zjadliwie, ale robię to bez przyjemności i polotu.

A do zabawy zapraszam Anię, mamę T. i Elsę. Chętnie poczytam o Was.

16 kwi 2012

Plusy ujemne i minusy dodatnie

Czyli podsumowanie
Sześć tygodni – trudnych, męczących, mało przyjemnych, intensywnych, nerwowych…

Minusy
- całkowity, totalny i absolutny brak czasu dla siebie. Nie wiedziałam, że to możliwe, a jednak! Zero czytania, oglądania TV, zero laktopa, bo ciągle coś do zrobienia przy kimś, bo sił i ochoty brak. Jestem pełna podziwu dla kobiet mających więcej niż jedno dziecko! Szacun! (że się tak wyrażę)
- podcieranie, podmywanie, przynieś wynieś – nie byłam już panią swojego czasu. Nie lubię generalnie i nie nadaję się! Chociaż w życiu nigdy nie wiadomo, co nas czeka, niestety.
- zbyt mało snu – dwie,trzy pobudki w czasie nocy, na zmianę babcia, Szymek, babcia. W sumie może ze trzy, cztery godziny snu w pierwszych dwóch tygodniach
- brak swobody – całkowity. Gość permanentny, nasze ze Szrekiem spięcia i mój totalny wkurw na niego. Może nie lubić swojej teściowej. Mnie też nie było fajnie, ale oczekiwałam od niego wsparcia, a przynajmniej nie wkurzania mnie bardziej. Skończyło się tygodniem cichych dni. Tygodniem! Sama byłam w szoku, że tyle wytrzymałam. Szreku chyba też. Dzień kobiet nas uratował, bo się zacięłam i ani-ani.
- ze stresu i ciągłego napięcia pochorowałam się. Moje ciało, mój organizm zawsze tak reaguje na długotrwały stres. Niestety choruję do dziś. To już prawie miesiąc! Dwa antybiotyki wybrane i nic! Laryngolog zaliczony – migdały do wycięcia. W tym wieku?! Sama nie wiem. Boję się. Ale czuję się fatalnie, coraz gorzej…

Plusy
- najbardziej zadowolony z zaistniałej sytuacji był Szymonek! Wstawał rano i nie oglądając się na wiecznie zaspanych rodziców – zabierał jaśka-przytulankę i biegł do babci. Oprócz babci, było tam jeszcze coś – TV! Tak, przywieźliśmy mamie TV. Plus – mogła swobodnie oglądać co chciała. Plus ujemny – TV był włączony praktycznie cały dzień. Ogrzyk był szczęśliwy, ja mniej. Chociaż muszę przyznać, że nie miał zapędów do przesiadywania i oglądania, ale mimo wszystko zerkał.
- mimo braku czasu dla Małego (a może dzięki temu) potrafił/nauczył się wymyślać sobie zabawy. Czasem bardzo psocił. Był w tym zadziwiająco kreatywny i twórczy. Czasem aż za bardzo.
- kiedy trzeba było (albo bardzo chcieliśmy) wyjść - babcia była na miejscu. Skorzystaliśmy z tego, a jakże! Dwa weekendy na pełnym luzie. ;-))
- kiedy chciałam/potrzebowałam się czymś zająć (od obiadu, poprzez pranie, sprzątanie aż do padnięcia na twarz – moja choroba) babcia była na miejscu
- ze stresu zaczęłam chorować i zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy. Przestraszyłam się tak bardzo i poczułam tak mocno jakąś wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś dla siebie, i to natychmiast, że … zapisałam się na jogę! Ja i joga! To nie mój klimat, jestem zbyt energiczna na takie spokojne i powolne coś, ale co tam! Chwilowo mam przerwę ze względu na kolejny nawrót choroby, ale zamierzam kontynuować, zobaczymy.

Wrzucam ten wpis trochę poniewczasie i bez przekonania.
Było, minęło. Przeżyłam.
A poza tym, przeczytałam dzisiaj w Newsweeku artykuł „Tata, moje dziecko” autorstwa M. Święchowicz. Pozwolę sobie zacytować: ‘…role się odwróciły: teraz to oni karmią, myją i zmieniają pieluchy. Złoszczą się, a potem wstydzą. I nie mogą się pogodzić z tym, że muszą być rodzicami dla swoich rodziców…’
Dotarło do mnie, że co ja k… wiem! I kto wie, co mnie jeszcze czeka.