17 kwi 2009

...i po świętach...

Jednym słowem jest cinżko...to dwa słowa ;-)

Ale cinżko jest - dwa kilo ZNOWU do góry!

Czy człowiek nie może mieć prztyczka/elektryczka nastawić go sobie na program: "nie zeżrę więcej niż 2000 kcal i BASTA!"?! No, nie może?!

I tak były to aktywniejsze święta niż zeszłoroczne! Były spacery - sztuk dwa, (noo prawie trzy jeśli liczyć także przemieszczanie się z mieszkania do mieszkania/domu), było dużo śmiechu - tak, to też zaliczę do aktywności i masażu wątroby ;-) No, w każdym razie wstawało się od stołu więcej niż w zeszłym roku! O!

I dobrze, że przy okazji nasiadówki u brata obejrzeliśmy fajną komedię z Jimem Carreyem "Yes Man" - w tłumaczeniu "Jestem na TAK". Jest to opowieść o facecie, którego zostawiła żona i to doprowadziło do jego wycofania się z życia. Praca-dom-tv-sen. Przyjaciele na próżno próbują wyciągnąć go z domu i pogłębiającego się marazmu. Któregoś wieczoru ma sen, że umarł i nikogo to nie obeszło. Postanawia coś zmienić w swoim życiu. Idzie na spotkanie klubu?/sekty? ludzi "na TAK". Guru przekonuje go, że wszystko co go w życiu spotyka jest w jakimś celu i po coś mu się to przydarza i od tej pory ma być na TAK!
Na wszystko co go spotyka, ludzi czy wydarzenia - ma mieć tylko jedną odpowiedź: TAK!
A każde jego NIE pociągnie za sobą niemiłe i niebezpieczne konsekwencje dla niego.
Od tej pory jego życie zaczyna przypominać jazdę bez trzymanki! Dawno się tyle nie uśmiałam, a przy okazji nie zastanawiałam nad wydarzeniami w moim życiu i moimi wyborami!
Ciekawe doświadczenie ;-)
Film polecam absolutnie! - zabawny! I nie taki głupi jak większość amerykańskich komedyjek. Poprawił nam nastrój, uśmialiśmy się, podładowaliśmy pozytywnie akumulatory...
Przydało się, bo trzeba było wracać do pracy...

A tu już gorzej...znacznie gorzej :-(
Zjebka goni zjebkę, atmosfera koło mnie gęstnieje, a ja mam obiecane, że następna wpadka (jaka wpadka do cholery?!!) i upomnienie!
Czuję się (a może jestem! i to nie jest moja nadinterpretacja!) obserwowana i sprawdzana na każdym kroku, jakby ktoś czekał na moje najmniejsze potknięcie(?) Tylko po co?
Na poważnie poszło aż mnie to zdziwiło... I do tego takie ciągłe boćkanie i negatywna motywacja (że o komentarzach, pretensjach i strachach nie wspomnę) mnie raczej zniechęca i odpycha. Rodzi się we mnie bunt - jak to? dlaczego widać taką pierdołę, której nie zrobiłam, a nie widać w ogóle tego co robię w nadmiarze?! Stale, systematycznie! Nie będę się kajać, nie obiecuję porawy, bo nie czuję się winna. Znam swoje obowiązki i je wypełniam. Robię nawet sporo więcej niż trzeba i nadganiam zaległości za wiecznie zapracowaną (czytaj: rozleniwioną!) kerownicę.
I nie! nie będę dodatkowo stawać na uszach i merdać ogonkiem, bo ZA MAŁO ZARABIAM! Howk!
...Może trzeba pomyśleć o zmianie pracy?
Eee, tam! Szkoda sensu -jak mawia mój kolega z pracy ;-))


Poniżej plakat z filmu "Jestem na TAK"!




Brak komentarzy: