16 lip 2008

Mój przyjaciel zdrajca


Lubię książki Nurowskiej, zostawiają zawsze we mnie taki specyficzny osad, który nie pozwala długo zapomnieć, otrząsnąć się z przeczytanej historii.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o książce dotyczącej Kuklińskiego - bardzo chciałam ją przeczytać. Poznać tę historię od środka, zrozumieć bez oceniania, dowiedzieć się co się stało z jego synami...Było to już jakiś czas temu. I może wtedy trzeba było przeczytać tą książkę?
Moje wrażenia?
Hmmm, powiem tak: dobrze się czyta - w końcu Nurowska pisała! Ale historia opowiedziana przez Kuklińskiego...
Nie lubię Kuklińskiego po przeczytaniu tej historii. Czym dłużej czytałam - tym bardziej go nie lubiłam. Nie wiem czy to kwestia jakiegoś fałszu, który wyczuwałam w jego opowieści, może za bardzo starał się wybielić? Nie wiem czy był bohaterem czy zdrajcą, czy jednym i drugim po trochu...historia go oceni, ja mam za mały móżdżek, za mało wiem, za mało przeżyłam. Nie polubiłam go jako człowieka! Jako męża (ZWŁASZCZA!) i ojca. A jego żona była święta, że z nim wytrzymała. Zdana na siebie, sama musiała sobie ze wszystkim radzić, sama wychowywała synów, prowadziła dom, była potulną i wyrozumiałą żoną. Mówił o niej z dumą - bo ona Ślązaczka więc tak musiało być! No cóż, to w takim razie jego szczęście, że trafił na Ślązaczkę, bo żadna inna by tego nie wytrzymała! Tak, wiem, takie jest życie żony wojskowego, ale nie wiem czemu - podskórnie - miałam dziwne wrażenie, że Kukliński bawił się w szpiega, w takiego Jamesa Bonda! Sam się przyznał, że kilka razy zrobił coś na zapas, bardzo ryzykownego, na własną rękę, nie proszony - co więcej - Amerykanie za głowy się łapali po co się tak naraża!! I tu jeszcze jedna rzecz, do której także się przyznaje - czuł się jak bohater romantyczny! No tak - był przygotowany w każdej chwili na śmierć, od tego była trucizna w kieszeni. No i ile "troski" było w nim o żonę i jej bezpieczeństwo, o bezpieczeństwo synów! Stąd te wszystkie kobiety(!!), które się przewijały w jego życiu...Miały świadczyć o tym, że nie układa im się...żeby w razie wpadki nie szukali zemsty na rodzinie. Tylko, że jakoś ten argument wydaje mi się wyjątkowo WYGODNY!!
Najbardziej jednak uderzyło mnie na samym początku, jak opisywał poznanie z późniejszą żoną, wielką miłość, później namiętność, wspólne plany na przyszłość...A kiedy po roku "spotykania się" nie zachodziła w ciążę (a wiedział, że się nie zabezpiecza) wysłał ją do lekarza po zaświadczenie, że ona może mieć dzieci! Że ONA MOŻE!! A kiedy mu tego nie przyniosła - zerwał z nią. Oczywiście bardzo ją kochał, ale chciał mieć rodzinę, więc...
I przez ten rok (czy dwa) kiedy się nie widywali, jak sam mówi, stał się prawdziwym mężczyzną! Przy niej nie był? Brakowało mu do zaliczenia kilku lasek po drodze?
Niee no, miałam nie oceniać, ale ja nie umiem beznamiętnie, bez emocji! Trudno!
Tak więc, nie podobał mi się, nie polubiłam go, nie przekonał mnie.
A co do oceny - zdrajca czy bohater??
Nie wiem czy mam prawo do takiej oceny. Więc nie piszę!
To były inne czasy, inne realia, może przez ten pryzmat powinnam spojrzeć na jego postępowanie z żoną?
Tylko, że do tego musiałabym go lubić...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Uwielbiam Nurowską. "Hiszpańskie oczy", listy miłości" itd mogłabym czytac i czytać i czytać. Przez "mój przyjaciel zdrajca" nie przeszłam jednak. Książka nie podobała mi się. Nie mogę więc wypowiedzieć się na jej temat ale doprawdy...mało która pozycja przeraża mnie nudą po paru tylko stronach...Cóż..może nie dorosłam

Gośka

Fjona Ogr pisze...

A może to nie kwestia "niedorosłości" tylko faktycznie coś z tą historią było nie-tak?!
A ratowało ją tylko (odrobinkę) pióro Nurowskiej.
:-)