23 paź 2016

Gorzej i... źle...


długo nic, a teraz...tak, będzie dziś o mamie mej.
będzie smuta i będzie szaro....sorki.
Że demencja - typ alzheimer lub alkoholowa kto ją tam wie...(stawiam na alkoholową) i cinżko jest - wiadomo.
Że już pieluchomajty były i mycie i codzienne pranie i sprzątanie i totalna obsługa - noo...
Że mam przesrane, ciągle i stale... od ilu już lat? Liczę do dwudziestu paru!
Że się matce polepszyło (za szybko i na chwilę) i spieprzyło (jeszcze szybciej), bo ta choroba tak ma, a moja matka żąda, żeby zabrać ją do jej domu (chociaż w nim jest!), bo chce z sąsiadami się spotkać (choć ich nie poznaje, a niektórzy już nie na tym świecie od jakiegoś czasu!)...i czemu jej z bratem wmawiamy, że jest wariatką?....psychiatra sugeruje leki uspokajające ...  
... tak, w skrócie to moja codzienność. Od roku!
a poza tym?
mój Szreku i Ogrzyk = boszsz jak dobrze, że ich mam! Bez nich już dawno bym teges....
do tego - stres albo geny/skłonności albo wszystko razem = cukrzyca?
cukier podwyższony (to ci nowina!), ciśnienie, zgaga i qwa chuj wi co jeszcze.
Mam nadzieję, że dożyję Ogrzyka 18-tki. Chcę i pragnę.

A!...opiekunka przybywa do matki...całodobowa=kosztowna (zwłaszcza dla mła)
...a moja matka akurat teraz agresywna się robi jakaś i szwędacz jej się włączył...
dobranoc ?

 

29 lip 2016

Nie nadążam ...



Rano w kuchni. 
My przy śniadaniu. 
Ogrzyk grasuje po mieszkaniu i ewidentnie coś kombinuje - w tajemnicy przed nami. Nosi (po kryjomu) jakieś kabelki, zapewne drapnął też komórkę Ogra.
I ta cisza, która wzmaga czujność…;-)
Po chwili wchodzi do kuchni i z poirytowaniem informuje:
- Tata, ten spotifaj* nie działa jak trzeba. Aplikacja jest chyba nieaktywna, a Internet działa. Zrób coś ze swoją komórką!
Zonk!
Mama Ogrzyka podtrzymując opadającą szczękę:  „…hę?! Ale o co kaman?”

Kurtyna ;-)

*  Spotify to serwis muzyki cyfrowej, który zapewnia dostęp do milionów utworów

23 lip 2016

WTF (what the FUCK)- czyli zaczęło się....już?



....Któryś wieczór.
Łóżko...
Ogrzyk przed czytaniem bajek (przez mła) niespokojny jakiś....
- Mamo, a Xxx * mówi, że Ty jesteś gruba! – rzuca mi się na szyję i ściskając mocno szepce do ucha – ...a Ty nie jesteś gruba?!
- ...Jestem gruba, kochanie – wybieram prawdę. I tak się kiedyś dowie, albo sam zrozumie, że jego mama JEST grubasem.
- Jesteś tylko troszkę gruba, ale poza tym jesteś całkiem chuda – Ogrzyk mocno mnie ściska
Boże, jak ja go kocham!
Niestety, to ten sam kolega, który już wyzywał mnie już od „starych babć” i „małych” więc sprawa jest rozwojowa. I beznadziejna...
…myślałam, że zacznie się troszkę później… w podstawówce jakiejś czy cuś...
Nic z tego ... dzieciory szybciej dorastajo!  O! I terudno...


A Ogrzyka trzeba jakoś uodpornić... 
 
*Xxx – nie lubię gnojka (i już) po raz nie-wiem-który!

23 cze 2016

Chore...chorsze

...bo w domu szpital...
Ogrzyk zapalenie gardła! Gorączka, marudy, zły nastrój...antybiotyk!
Kota - uszy! Walka już jakieś miesiące ze trzy! Antybiotyk, flora bakteryjna i teraz uodparniające tabletki.
Mama moja - hmmm, coraz to nowsze "niespodzianki" i "...to nie jaa!"
... a ja ciągle nie mam czasu na wizytę u swoich lekarzy ... kolejnych....A tu kolejka rośnie...niestety.
 dolegliwości też.

17 cze 2016

Wyjazd Ogrzyka



Wieczór. 
Ogr usypia Ogrzyka, który dzisiaj wrócił z „zielonego przedszkola”. Nie było go 4 dni! Wierzyć mi się nie chce, że na tak długo pojechał gdzieś bez nas! Do tej pory nawet nie nocował bez nas poza domem. Nie było takiej okazji ani potrzeby. Moja mama zostawała z nim u nas, a kiedy jechali do teściowej – zawsze był tam Ogr. Nigdy nie zostawilibyśmy Ogrzyka samego z moją teściową, ale to już zupełnie inna historia.
A tu takie poważne wydarzenie...
Wielki krok naprzód. Prawdziwe „odpępnienie”.
Pierwsze wypuszczenie synka spod kurateli. Pierwsze poważne oddanie Ogrzyka światu, innemu, bardziej jego niż naszemu, w którym my już tak do końca nie podglądamy, nie uczestniczymy na każdym kroku. Oprócz typowego strachu o niego (o to, czy nie będzie za nami płakał, czy mu nie będzie źle, jak sobie poradzi, czy zostanie odpowiednio zaopiekowany), czułam zwykłą zazdrość, że wychowawczynie będą go oglądać w sytuacjach, w których ja chciałabym go zobaczyć: jak sobie radzi z rówieśnikami, jak się bawi, jak tańczy (ponoć jest rewelacyjnym tancerzem, ale przy nas się wstydzi).
Taak. Jak to mówił Pawlak w filmie „Sami swoi” – „nieuchronnie zmierza ku pełnoletniości”. Dociera do mnie boleśnie, że coraz więcej będzie takich chwil, że coraz dalej będzie mu do nas, a coraz bliżej do kolegów i koleżanek, że inni ludzie będą wkrótce dla niego równie ważni, albo i ważniejsi niż jego „starzy”…
A wyjazd się udał, dzieci wróciły zadowolone. Miały tyle atrakcji, że nie było czasu na tęsknotę czy nudę. Sama chętnie bym to wszystko zobaczyła i przeżyła.
I do tego wydaje mi się, że my, rodzice, bardziej przeżyliśmy ich wyjazd i nieobecność niż oni oddalenie! Tak pusto i cicho było w domu! Nawet kota była jakaś markotna. Nikt nie trajkotał od rana, nie jeździł po mieszkaniu na hulajnodze, nie hałasował sąsiadom generalnie…
Zaczęłam się zastanawiać, jak my żyliśmy kiedy nie było z nami Ogrzyka. :-) 
Fajnie, że mu się tam podobało, że dał radę i nie musieliśmy po niego jechać wcześniej.
Fajnie, że już wrócił, że już jest z nami.

26 maj 2016

Masakra! czyli...



...ostatni wolny łikend...

Rodzinka Ogrów stwierdziła, że idzie w miasto. Samochód został w domu – raz chciałam ruszyć tłusty ogrzy tyłek, a do tego Ogrzyk zawołał: „Taaak! Tramwajem jedziemy!”. Pojechaliśmy do Manufaktury – ależ ja lubię to miejsce! Jechało się długo i z przesiadką. Odwiedziliśmy restaurację z ulubionymi pierogami i naleśnikami, potem spacer po terenie – cieszący oko, a w końcu na przystanek i do domu.
W drodze powrotnej Ogrzyk przez okno zobaczył wodę – staw przy odnowionej Białej Fabryce. Pełen entuzjazm. No, oczywiście, że wysiadamy! Idziemy do parku, Ogrzyk gada do kaczek i prawie chce wpaść/wejść do wody. Moja Rybka kochana (astrologiczna też)
Ale potem jest mniej fajnie. Siadamy na ławce. Ogrzyk szaleje nad wodą. 
Po drugiej stronie stawu, do wody schodzi rodzinka z psem – dwie córki i rodzice. Starsza córka wrzuca psa do wody. Woda jest płytka, a ona wrzuca psa jak rzecz – pleckami do góry. :-( Patrzę i nie wierzę. Byli już inni, zachęcający swoje psiaki do wskoczenia do wody, ale oni rzucali patyki, a psy wskakując się nie zanurzały całkowicie. To były skoki dobrowolne! Nie chciały - nie szły/zanurzały się głębiej.Tutaj jest inaczej – panienka rzuca psem jak torbą/patykiem/workiem! Pies robi dwa obroty, ląduje w PŁYTKIEJ (do kostki), lodowatej wodzie na plecach, wstaje i wraca do swoich … trudno w tym miejscu napisać słowo „właścicieli”! A potem jest tylko gorzej – pies wraca, młodsza dziewczyna go łapie, odwraca brzuchem do góry, podrzuca tak wysoko, na ile ma siłę i rzuca! Pies ląduje, znowu, z obrotem i głośnym pluskiem PLECKAMI w wodzie!
Nosz, kurwa! Nie wierzę! Psina obraca się, wstaje, zatrzymuje się kilka kroków od debili (zwanych, potocznie i zbyt szumnie, ludźmi) i … boi się podejść do „właścicieli”, bo już wie, że ta patologia znowu wykona rzut! I tak, kurwa jest! Tym razem do pieska podchodzi facet! Mój Szreku mówi: „Noo, ten to chyba, kurwa, rzuci pieskiem na środek stawu!” Podrywa mnie! Nie zastanawiam się! Nie, no kurwa – ten pies to nie przedmiot, rzecz, nie patyk! Podbiegam do brzegu. Jestem daleko, po drugiej stronie stawu – wiem to. Ale i tak krzyczę ile sił: „Przestańcie rzucać tym psem! To nie przedmiot!” W tym samym momencie po tamtej stronie stawu inni ludzie (spacerujący z psami) tez interweniują; krzyczą, bluźnią i reagują! Moja wiara w człowieka odradza się. „Rodzina Addamsów” niechętnie zabiera umęczonego psiaka i odchodzi. Siedzę na ławce, trzęsę się i telepię, i do tego wiem, że idą dookoła stawu.
Do nas...
Tego samego dnia, wieczorem, Szreku mówi mi, że wiedział, że idą i czekał…
Ogrzyk, po chwilowej traumie – „Mamusio, masz kwiatka i nie denerwuj się już!”- bawi się znowu nad brzegiem.
„Tatusiu, chodź tam, do kaczek”- woła. „To idźcie, no, idźcie!” – wypycham towarzystwo, widząc nadciągających w naszym kierunku patologicznych dręczycieli psa. Będzie się działo! Będzie „jazda”! – myślę. Szreku dziwnie się opiera (potem w domu mówi, że widział nadciągających debili, pragnących konfrontacji i dlatego został). Podchodzą, a ja z daleka słyszę teksty: „…qwa, mogą se pierdolić, qwa, co chcom, qwa! Niech se pierdolom! Qwa! Jak coś, qwa, nie pasi, to qwa.. w końcu pies jest nasz, qwa i możemy se robić z nim, qwa, co qwa chcemy – qwa! Nie?!” 
Wszystko to od „pani”, (choć słowo: „pani” ciężko przechodzi mi przez klawiaturę!). Jej córki (zwłaszcza ta młodsza) coś tam dogadują, a mnie zatyka. Jak zobaczyłam te twarze… powinnam napisać „te- ja pitolę - tfarze”!  PATOLOGIA! Bez cienia emocji, empatii czy inteligencji! Błagające o odrobinę ROZUMU! I – tak! – nie zareagowałam na zaczepkę, skierowaną wyraźnie do nas! Zacisnęłam poślady i zamilkłam, choć psina przechodząca obok tak bardzo prowokowała do komentarza… I nie mam złudzeń - te patologiczne debile chciały mojej reakcji! Och, jak chciały! Ale ja, stchórzyłam, ze względu na Ogrzyka. I trochę ze względu na Szreka... I mi nie wstyd. Bo Ogrzyk i tak bardzo to przeżył (jak się potem okazało). Wspominał o tym kilka dni z rzędu. Jest wrażliwy. W końcu to mój syn – mały Ogrzyk!
A duży Ogr - wiadomo.

A ja? Niestety, od teraz zareaguję ZAWSZE! 

13 maj 2016

Ospa wietrzna…




Czy trzeba pisać coś jeszcze? Kto przeżył – ten wie i rozumie.
Łatwo nie było – już piąty dzień za nami. Była gorączka (na szczęście niezbyt wysoka i nie trwająca zbyt długo), wysyp krosto-bąbli… tu już gorzej. Dużo tego się wysypało, a Sajmonek nie należy (po mamusi, zresztą) do cierpliwych osób więc upilnowanie go, aby się nie drapał graniczyło z cudem. Nie smarowaliśmy go pasto-pudrem tylko pianką. Wiem, że starodawny puder jest ciągle na topie i polecany przez lekarzy. My zaryzykowaliśmy stosowanie pianki. Łatwiejsza w użyciu, a NIC nie gwarantuje, że nie będzie śladów po zdrapaniu krostek. Zobaczymy. Nic już nie poradzimy.
A teraz czekamy na koniec choroby Ogrzyka i … na ewentualne (tfu tfu!) efekty u nas.
Szreku wie i pamięta, że miał ospę. Ja nie pamiętam, a moja mama to już w ogóle niewiele pamięta. Dzwoniłam do mojej chrzestnej (siostry mojego śp. ojca), bo wiem, że przez jakiś czas mieszkaliśmy razem z nią i jej rodziną. Pocieszyła mnie, że ospę przechodziliśmy z bratem razem z jej synami. Oby! Bo nie chciałabym chorować w takim wieku, a do tego mój brat w przyszłym tygodniu wyjeżdża na wyczekane wakacje w Hiszpanii :-/  Tak więc ten… noo zobaczymy. :-/
Jedyna dobra strona tej okropnej choroby to fakt, że Ogrzyk już tak bardzo tęskni za dzieciakami ze swojej grupy i za swoimi „ciociami”, że po chorobie będzie biegł do przedszkola wysoko unosząc kolana ;-)