30 mar 2012

Wracam ... (?)

....

Już jakiś czas temu chciałam napisać o tym, że:
- przeczytałam książkę Manna&Materny „Podróże małe i duże” i co o niej sądzę
- zaszalałam i kupiłam książki (znowu!) chociaż to zbyt kosztowne… ale w Internecie było taniej, a chciałam je mieć! Szalona i nieodpowiedzialna. Wspomnienia Magdy Zawadzkiej i „Klara” Izabeli Kuny. Cóż, jestem w książkowym ciągu. Potrzebna interwencja- aaa, help! A kiedy je przeczytam? Tego nie wie nikt.
- poczułam wiosnę w starych kościach, bo one mają to do siebie, że dają znaka.
- bolą mnie zęby – znak-sygnał, że trzeba do dentysty(?!) A może zestresowana jestem? Tia, pewnie jedno i drugie jednocześnie
- chorowałam dość mocno i konkretnie – patrz jak wyżej! (na szczęście tylko ja chorowałam, nie zapodałam dalej - potwierdza to tezę o stresie)
- mamy za sobą bilans dwulatka i szczepienie przeciw pneumokokom – nie, no tutaj muszę skomentować i rozwinąć wypowiedź!
Bilans jest przereklamowany przez gazetki typu Mamo i tepe To, co tam nawypisywali, co się będzie działo, jakie padną pytania, na które trzeba być gotowym(!), co trzeba wiedzieć/pamiętać… dzisiaj chce mi się śmiać! Nie będę się nawet rozwlekać jak to się odbyło. Żenada – ot co! Moje skrupulatnie notowane pytania i wątpliwości (jak zwykle) traktowane były jak zawracanie gitary! Boszsz! Wymusiłam wręcz skierowanie do endokrynologa, bo chcę sprawdzić, czy mój Ogrzyk jest dziedzicznie (niestety!) przez matkę obciążony, czy może jest nadzieja na (choć niewielki) wpływ genów ojca. Oby!
No, i szczepionka! Szczelona w locie, na szybkiego, byle jak! Masakra! Ogrzyk wił się i telepał z igłą (ze strzykawką na końcu) wbitą w ramię… Pielęgniara wymyśliła, że damy radę na stojąco.. znaczy – ja na stojąco z Ogrzykiem na rękach, nie mając możliwości przytrzymania Go na spokojnie, bo pośpiech, bo następni, bo szybciej, a ona wbiła igłę i straciła kontrolę nad strzykawką... Nie miałam możliwości jakiejkolwiek reakcji, Mały szalał, pielęgniara panikowała… a potem Ogrzyk z gorączką (po raz pierwszy tak wysoką), odczynem na ramieniu – wielkim, spuchniętym i obolałym. :-((
Przeżyliśmy.
Ale niesmak pozostał.
Przyznaję żółtą kartkę za taką „obsługę” mojego syna! Małego dziecka w końcu!
- że u mnie jest jak jest, a ja nie narzekam, o niee!
I dlatego zamilkłam na tak długo.
Ale tak bardzo chce mi się już wrócić. Mogę?
... Ale to oznacza marudy i narzekanie (jess!). Co z całą pewnością nastąpi już bardzo wkrótce…(to obietnica i groźba)

….eee, co to ja chciałam…ten, więc chciała(by)m, ale nie napiszsz…
Jutro
Może pojutrze
Zbieram się w sobie, odbijam od dna, odpędzam wewnętrzne demony, strząsam mrok i złą energię.
Wracam.
Bo potrzebuję.
Bo tu jest mój kawałek podłogi.
Bo tęsknię.
Bardzo.

11 mar 2012

Pourodzinowo

Była impreza urodzinowa Ogrzyka :-)
Był chrzestny, chrzestna z rodziną i babcia … no, tak – ona i tak jest.
Był tort i świeczka (trzymana z daleka od stołu – szprej Szymkowy był super i do tego skuteczny, się podobał i nawet miał dwa bisy!) ;-)
Był synuś-bachoruś chrzestnej i jej męża. Noo, dał takiego czadu, że myślałam, że mu coś pęknie z wysiłku! Biegał, skakał, kręcił się w kółko, biegał, rzucał się i skakał na rodziców, biegał, przewracał się, zrzucał różne wiktuały oraz rozlewał ciecze ze stołu, biegał, skakał, przewracał Szymka, wymachiwał ramionami i kopał powietrze, zaglądał mi do szafek, hałasował, biegał… długo bym tak jeszcze mogła, ale po co? W zamkniętej przestrzeni pokoju wszędzie było pełno jego, zamieszania przezeń powodowanego i buchającej od niego energii. Wiedziałam, że dzieć wychowywany nowocześnie i z absolutnym szacunkiem dla jego potrzeb i fanaberii, w zgodzie z jego (jakże dynamicznym) rozwojem, więc nastawiłam się odpowiednio LAJTOWO. Nawet nie wiedziałam, że tak mogę! A jednak - mogę! Ale Szreku bidny nie wyrobił i w pewnym momencie, ten spokojny Ogr, zaczął się pienić, a nawet wyrzucił na balkon auto, którym syn znajomych demolował nam mieszkanie i próbował rozjechać Ogrzyka (wpatrzonego w starszego kolegę jak w obraz i naśladującego każdy ruch).
Czy wszystkie 5-latki są takie? Wnerwiające, nadaktywne, histeryczne, rządzące i uciszające dorosłych (paluszek wskazujący wycelowany po kolei w każdego z nas, z hasłem: „Ty! Cicho!, Ty! Cicho”), bezustannie domagające się stałej uwagi wszystkich obecnych skoncentrowanej na sobie? Po przemyśleniach zastanawiałam się czy zachowanie dzieciaka nie było czasem wołaniem o powstrzymanie go, o wyznaczenie granic?! Ale co ja tam wiem. Matką jestem kiepską, nie radzę sobie z emocjami, nie wiem czy czasem nie hamuję rozwoju mojego Ogrzka, nie rozumiem jego potrzeb i nie zaspokajam ich tak jak powinnam, a do tego jestem patologią!
W każdym razie kiedy patrzyłam na szalejącego syna znajomych i porównywałam go z moim kochanym urwisem, dotarło do mnie jaki Ogrzyk jest grzeczny i jak na tle tego pierwszego – psoty Szymka są niegroźne i w zasadzie słodkie! I nawet nie przestraszyła mnie ni to groźba, ni obietnica znajomego, że za chwilkę Szymek też taki będzie, bo wiem, że nie będzie! Szymek nie ma w sobie takiego szaleństwa, a poza tym my, jego rodzice, reagujemy i zwracamy mu uwagę jeśli jest taka potrzeba. Nawet zaczynam mieć wątpliwości czy dobrze robimy, czy nie jesteśmy zbyt rygorystyczni, czy nie wychowamy go na zbyt grzecznego i spokojnego?
Nic to, mam jeszcze czas na takie myśli.

W ramach wspomnień, dwie fotki – tort (pyszny!) i Ogrzyk w torbie, w której dostał prezent. Prezent fajny, ale z torbą ile było zabawy! ;-)) Zawsze twierdziłam, że mam bardzo ekonomiczne dziecko – wcześniej w prezentach najbardziej interesowały go metki, a teraz kartony i torby na prezenty.




pees - nie, tort nie jest robiony przeze mnie. Jestem antytalent kulinarny i muszę z tym żyć ;-)

pees 2 - dziękuję bardzo za życzenia dla Szymka :-))

2 mar 2012

Dwa lata!

2 lata
24 miesiące
731 dni
1 052 640 minut
63 158 400 sekund

Jestem wzruszona jak stary siennik.
Moje Małe Wielkie Szczęście, Mały Cud, rozrabiaka i słodziak, nerwus i uparciuch, mądrala i bystrzak… - mogłabym jeszcze tak długo – jest dwulatkiem!

Nie robimy większych urodzin (zwłaszcza, że trzeba w trzech wersjach), bo w tym roku nie mam siły, warunków, pieniędzy, ani ochoty. Przełożyliśmy świętowanie z rodziną Szreka na później. Dzisiaj był szampan z moją mamą i bratem (chrzestnym Szymka). Odbyła się próba generalna zdmuchiwania świeczki (kupiłam jedną w kształcie cyfry „dwa” zamiast dwóch świeczek, tak będzie prościej). Ogrzyk zgasił świeczkę robiąc prawidłową motorówkę, a następnie zażądał jeszcze dwukrotnego jej odpalenia. ;-)
Tak czy owak – jutro świeczka będzie wbita w tort do momentu wielkiej, mokrej motorówki (czytaj: dmuchania). Bo jutro spotkanie w tym samym gronie plus chrzestna Szymka z mężem i synem. Cieszę się na to spotkanie.

A dzisiaj wspominałam, wzruszałam się i dopadałam Ogrzyka wielokrotnie, żeby go wyściskać i wycałować. ;-)

Zdrowia Synku! Dużo zdrowia i radości.