25 gru 2012

Wigilia


...

A właściwie już jakiś czas po kolacji wigilijnej  ;-)

Z okazji świąt życzę Wam, Kochane Kobiety/Matki/Żony/Kochanki i Waszym Rodzinom przede wszystkim ZDROWIA, a zaraz potem spokoju, rodzinnej atmosfery i radości! Takiej zwykłej radości, że koniec świata (a może powinnam napisać tak : KONIEC ŚWIATAA ojejej!!?) nie nastąpił …, że dzieci ZDROWE, że nam (chwała Bogu!) zdrowie dopisuje i wątroby wytrzymują! Wytrzymują, si?!
To znaczy tak; każdy miał swój mały koniec świata, umówmy się! ;-)  Ja miałam wielokrotnie, ale co mi tam! Wątroba legwo-legwo, bo trzeba było ten koniec jakoś pożegnać,tak?...
A jeszcze i wczoraj, a właściwie już jutro  (czyli dziś!) – ech, wszystkiego co najlepsze!
Trzymajmy się, co?!
Jeśli choinka stoi (u mła już niedługo!! Bachoreski i koteski grasują przecież!), a bombki (te, co to ciągle nie potłuczone) w miarę wiszą, zdrowie dopisuje  ;-)- no, to gut, znaczy się!
Super i hurraa!
I oby tak dalej!
I wszystkiego dobrego!



9 gru 2012

Sajmon i …


- i żłobek – chyba mu nie służy. Ze względów zdrowotnych, ale emocjonalnych trochę też. Płacze (lub marudzi - zależy kto go odprowadza) kiedy idzie do żłobka, popłakuje raz czy dwa razy w trakcie dnia, choć potem trudno go stamtąd wyszarpnąć. Biega po korytarzu, wspina się na piętro - szaleje. Panie go bardzo lubią, bo jest grzeczny i sam sobie organizuje czas wolny od wspólnych zajęć. Tylko co z tego, skoro jest w tym żłobku trzy do sześciu dni na miesiąc?! No, i trochę zmienił się pod wpływem (szoku) rozłąki i innych dzieci. Nauczył się wymuszać wszystko krzykiem i histerycznym płaczem (chociaż to pewnie taki etap), chce decydować co ubierze, co będzie jadł, kto go będzie usypiał, mył, karmił, w ogóle daje do zrozumienia, że on fam! (sam), panikuje kiedy mu znikam w pokoju obok, zrobił się przylepą-pieszczochem i najchętniej spędzałby czas w naszych ramionach, chce rządzić! Albo będzie tak jak on chce, albo wcale.
- i elektronika - uwielbia miłością absolutną! radio, Tv, każdy sprzęt grający i oczywiście telefony! Niestety, nie umiemy go oduczyć dotykania przedłużaczy i listew, czyli sprzętu bezpośrednio podłączonego do kontaktu. Nic nie pomaga - tłumaczenie, czytanie książeczek, krzyki i dawanie po łapach, nic! A wracając do telefonów - u Szreka w telefonie (dotykowy) potrafi nie tylko obejrzeć sobie zdjęcia czy nagrane filmiki, ale także wejść w youtube i wyszukać bajki typu Reksio, Pat i Mat (Sąsiedzi) czy Tomek i przyjaciele. Ostatnio też się bawił telefonem. Ja byłam już w pracy, a Szreku się szykował. W pewnym momencie Szreku zauważył, że Młody wystukuje ciąg jakichś cyferek, ale się nie przejął, bo tak długiego numeru nie połączy z żadnym abonentem przecież... Po chwili zadzwonił telefon. Szreku odebrał i usłyszał – „Tu pogotowie! Zadzwoniło do nas dziecko, rozumiem, że jest zostawione bez opieki więc wysyłam karetkę i policję!” Na szczęście nie wysłał, ale Szreku dostał zjebki (zasłużone absolutnie, chociaż on sam uważa inaczej) i ma nauczkę, że Młody jest nieobliczalny.
- i muzyka - ostatnio hit absolutny "Gangnam style". Kiedy Sajmon tylko toto usłyszy, przerywa każdą zabawę, porzuca zabawki i zaczyna tańczyć. A ostatnio nawet próbuje śpiewać - najlepiej wychodzi mu "hej!"
- i kota – skomplikowany związek, szorstka czułość podszyta zazdrością. O nas oczywiście. Potrafi być dla niej niemiły, próbuje ją kopnąć, gania ją i krzyczy przy niej wymachując rękami (kota nie lubi tego, więc ucieka), ale z drugiej strony pilnuje, żeby dać jej jeść (citek miau! jeśś jeśś), a najchętniej sam próbuje ją karmić. Kota, jak się zapomni, ociera się o niego i coraz mniej daje mu po łapach. Zresztą Sajmonek jest i tak przygotowany i w bliższych z Kiką kontaktach chowa dłonie pod pachy, tak na wszelki wypadek, o!
- i mowa - czyli, cytując Słowackiego: „…aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…” – wiele, wiele nowości w temacie! Nareszcie! I chcemy więcej. Chociaż już teraz (dla mnie!) Sajmonkowe gadanie jest zrozumiałe i oczywiste. Jedziemy autem, ja prowadzę, Sajmon z tyłu w foteliku. Słyszę zza pleców: „mama, a to to?” Ale co? – pytam „to! To to?” I tak całą drogę! A dalej – fam (sam), juf (już), dziuja (dziura), kedy baba bedzie tu? Niektóre wyrazy (czasem całe zdania!) wyskakują z niego ot, tak - jakby od niechcenia, jakby TAM gdzieś były i czekały sobie na wywołanie. Ale generalnie są to ciągle pojedyncze wyrazy i ciągle preferuje swoją mowę...
- i choroby - sporo tego było od września. I za każdym razem (poza jednym przypadkiem!) brał antybiotyk. Jak pisałam, wracał do żłobka na trzy dni i zaczynało się od nowa. Niestety, nasza doktorka leczy wszystko (od kataru po wirusy) antybiotykami, a ja nie jestem aż tak odważna czy doświadczona, żeby ryzykować samodzielne leczenie domowymi sposobami. Efekt był taki, że ostatnia choroba była bardzo ciężka, z wysoką gorączką (ponad 39,5), której nie dawało się zbić przez kilka dni. Młody bardzo był cienki, gorączka zamieniała go w piszczącego i jęczącego biedaczka, odmawiał przyjmowania leków i picia, a ja panikowałam, bo nie wiedziałam czy to wszystko nie skończy się czasem w szpitalu. Tym razem to ja siedziałam z nim w domu. Babcia nie dałaby rady, a w końcu dziecko jest ważniejsze niż atmosfera w pracy (bo kierownica się wyraźnie na mnie obraziła, że ją ze wszystkim zostawiłam samą. Ojej! Masakra!). Nawet doktorka zaniepokoiła się i skierowała go na badania krwi. Na szczęście wszystko w normie, ale zadecydowałam, że teraz zostanie do końca roku w domu. Niech odpocznie od bakcyli i leków. A w nowym roku - zobaczymy. Chciałabym, żeby wrócił do żłobka, bo i tak nie ma innego wyjścia i do przedszkola będzie musiał iść. Z drugiej strony, chciałabym, żeby posiedział w domu – z dala od bakcyli/wirusów/antybiotyków… Ale to zależy od babci – mojej mamy. A tu jest problem, bo z moją mamą jest źle… Jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi, tak jest! Symptomy przemawiają nawet do takiego ignoranta jak ja i wiem, że jest bardzo, bardzo źle! No, i moje sny… można się śmiać, ale są bardzo złowieszcze, wiem to i czuję.
Tak czy owak, jest jak jest i oby jak najdłużej nie było gorzej!