2 gru 2008

Świąteczne dylematy.

Dogoniło mnie...choć naiwnie sądziłam, że to nie nastąpi, będzie mi oszczędzone...
Cóż. To nie jest koncert życzeń.
A co mnie dogoniło? Co to jest?
Odwieczna, stara jak historia małżeństwa, sprawa wigilijnego wieczoru...
Z kim, w którym domu, u kogo w rodzinie, jak długo u jednych i drugich...czyli typowe dylematy małżeńskiego stadła z rodzinami.
Do tej pory było jasne (i, przyznaję wygodne dla mnie!) - Wigilia u mnie, pierwszy dzień świąt u Niego. Teraz życzenie teściowej i babci (albo raczej - babci i teściowej) - u nich.
Mamy (ze Szrekiem) zabrać całe towarzystwo, czyli mamę i brata i pojechać do nich.
Cóż. Powiem tak - marne szanse!
Matka jaka jest, taka jest, ale nie zgodzi się nigdy na "przeprowadzkę" ze swoimi wiktuałami, barszczami i uszkami, ze swoimi przygotowaniami...ze swoją misją najważniejszą i do tego raz w roku do innej kuchni, gdzie będzie inna gospodyni, inne tradycyjne potrawy... A brat...nie zgodzi się aby gdziekolwiek jechać w taki dzień...i już. Tak czuję i pewnie się nie mylę. To tyle! Zresztą nie mogę im nawet tego zrobić. Wymagać, żeby nagle jak ktoś bez przydziału i rodziny pojechali do obcych (właściwie) sobie ludzi na tę jedną ważną noc...Chyba, żeby chcieli...
Z drugiej strony rozumiem, że ze strony Szreka, one - babcia i teściowa - chcą Go mieć przy sobie w takim dniu. Zapraszają - to miłe. Ale nie wydaje mi się, żeby one zgodziły się na przeniesienie swojej kolacji do nas.
No i tak. Zostaje rozwiązanie tysięcy innych par - kilka godzin tu, kilka godzin tam.
Każdy niezadowolony, bo za krótko i w biegu, każdy niezadowolony, bo gdzie najpierw - tam zjemy, a potem koniec - nawet moje trzy żołądki mają ograniczoną pojemność.
Jest jeszcze niewielka, malutka możliwość pojechania tam, do nich, po naszej kolacji wigilijnej...wszystkich czworo. Mama nawet wyraziła ochotę, ale brat? Jeśli nie będzie chciał - jak go zostawić samego w TAKI wieczór? Żal mi babci i jej tęsknoty za wielkimi rodzinnymi kolacjami, ale mojego brata kocham bardziej i nie wyobrażam sobie Jego samego...A babcia ma tam na miejscu dwie córki...więc..
Jestem okrutna? Egoistka? Robię problemy gdzie ich nie ma?
Nie wiem! Może? Ale na dzień dzisiejszy nie wiem co robić. Może mnie jakoś oświeci i wymyślę coś, żeby było dobrze?!
Oby szybko!
Jakieś rady?
Ktokolwiek?

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Swieta...nigdy nie mozna dogodzic wszystkim zawsze ktos poczuje sie urazony...a moze zrobisz swieta u siebie w domu? napewno znajdziesz rozwiazanie z tej nieciekawej troche sytuacji 3mam kciuki :)