30 gru 2008

...i po świętach czyli uzupełniam zaległości!

Sporo się uzbierało więc do dzieła.

Po pierwsze - Wigilia.
Było miło! Serio-serio!
O dziwo!
Tym razem - wbrew mnie - z rozjazdami-wyjazdami, stresami, pretensjami (że za późno), teściowo-babcio-ciociami! Obawami! ... bo, trochę TU-trochę TAM! i wszyscy niezadowoleni...
Z nerwami tych i owych.... pretensjami, fochami, wzruszeniami, olewaniami...bo każdy trochę jednak szczęśliwo-niezadowolony...ale ... 'jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził...' i trudno!
Po powrocie Szreku i brat padli przy oglądaniu jakiegoś filmu. Tylko Kika dzielnie obejrzała go do końca hihi. Ja siedziałam bezsennie chyba do 3-ej rano! I było mi dobrze :-))

Jednym słowem było miło! Rodzinnie.. Szkoda, że mój brat-zryty-beret nie dał się namówić na wspólny wyjazd do rodziny Szreka! Serce bolało, ale nie chciałam zrobić Szrekowi przykrości i z Nim (zrytym-beretem) zostać w domu! A miałam na to wielką ochotę! Co mnie obchodzą inni?? Pojechaliśmy, a On został... Cierpi- wiem to i czuję!(w końcu jesteśmy bliźniakami z trzy-letnią różnicą wieku) I nie mogę pomóc bo nie umiem... Coś Go gryzie od środka, boli i uwiera - i nie da sobie pomóc bo to przecież twardziel! Sam se qwa poradzi...albo zagryzie od środka! Jednak ta misja nie wyszła mu na zdrowie!...niestety :-(

Po drugie - Kika
Przed Wigilią Kika była ciachana. Boszsz co ja użyłam!! Po przyniesieniu do domu miała zaszyć się w swoją ulubioną dziuplę i przespać ze dwie godzinki, a potem co godzina być coraz bardziej obudzona. Tiaa jasne! Jak tylko wypuściłam ją z nosidełka to poooszła przed siebieee! Z przymkniętymi nieprzytomnymi oczami! I nic nie było w stanie jej zatrzymać. Zasuwała tak, że nawet nie powstrzymało jej zaliczanie gleby raz na trzy kroki! Zapomniała się nawet i próbowała wskoczyć na krzesło (!!) co oczywiście skończyło się kolejną glebą - tym razem z wysoka! Kiedy próbowałam ja powstrzymać - albo prychała albo miauczała z bólu! Po chwili, kiedy z bezsilności usiadłam zryczana na podłodze - spokojnie wpełzła mi na kolana i zasnęła nieprzytomnie...a ja spędziłam w tej pozycji najbliższą godzinę! Aż do bólu kręgosłupa i całkowitego zdrętwienia nóg! A potem akcja powtórzyła się jeszcze kilkukrotnie z tą różnicą, że kolejnymi zdobywanymi meblami była wersalka i oparcie fotela (wysokie!). Kiedy zaczęła przymierzać się do parapetu miałam sama ochotę wejść na niego! A potem przyszedł Szreku i kiedy z gilami do pasa opowiadałam moje przeżycia - łotrzyca najzwyczajniej w świecie położyła się obok niego i zasnęła! Jakby przez ostatnie godziny nie robiła nic innego! I już był spokój!! Na drugi dzień u weta powitano ją ksywkami typu "jak tam bestia dzisiaj?" albo "no, to kiler robimy zastrzyk?". Krótko mówiąc dała czadu i bez walki się nie oddała! ;-) Jest twardą sztuką i jestem z niej dumna, ale przedwczorajsze oględziny brzucha (wcześniej nie pozwalała na to albo wszystko było zbyt świeże i spuchnięte) zaniepokoiły mnie. Po pierwsze wydaje mi się, że sobie troszkę naderwała na szwie...ale co gorsze - nie wiem czy czasem tą swoją gimnastyką nie zrobiła sobie przepukliny! Oby nie - bo czekałaby ją kolejna operacja, a ja chyba wtedy zajoba dostanę! Serio-serio!

Długo i namiętnie piszę o tym i owym delikatnie omijając temat najważniejszy!
Ale dłużej się nie da...
A więc wieści z "frontu"...
Leki znoszę całkiem nieźle - biorąc pod uwagę treść ulotek!
Wczoraj i przedwczoraj jajniki sobie urządziły chyba tele-kurna-plotki-ugniotki! Tak sobie gadały, że zwijałam się z bólu! Oba na raz! Na ogół jeśli w ogóle mnie cuś-tam boleć próbowało to chociaż uczciwie i sprawiedliwie - po jednej stronie! Jeden na raz! Tym razem miałam pełne stereo i w kolorze! Szit! Dały taki popis, że nałykałam się proszków, zwinęłam lepiej niż moja kota w kłębek (co przy moim poświątecznym brzuchu to wyczyn godny trofeum!) i poszłam w kimę! Podejrzewam, że to właśnie były-te-najlepsze-dni! Znając mojego pecha! Tylko, że akurat WTEDY nie było o niczym mowy! NIE! Nie jestem masochistką! A w ogóle, nawet gdyby mi przyszło do głowy malutkie sado-maso z rwącymi jajcorami (moimi przecież - nie Szreka!) w tle...to moje libido dało nogę i schowało się za szafę...coby przeczekać aż mi przejdzie. Sądzę i tak sobie kombinuję, że zostanie tam dopóki jajcory się nie uspokoją..
Dzisiaj zaczęłam luteinę pod język! Fuuuj!
Z wiadomości z frontu to by było na tyle!
I tym optymistycznym akcentem...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

No to widzę że Święta były w sumie udane :) co do Kiki to trzymam kciuki aby wszystko było ok. Zyczę powodzenia na kolejny 2009 rok spełnienia wszelkich marzeń i oby leczenie było jak najkrótsze i owocne :)))) pozdrawiam

Fjona Ogr pisze...

Dzięki Aniu :-)

Anonimowy pisze...

jejku wkońcu moge ponadrabiać :) kochana po pierwsze, super ze świeta tak wspaniale sie udały, po drugie Kika dzielny zwierz :))) po trzecie no no owulacja w toku jest, trza używac jak najbardziej, cby małe zielone Ogarki powstały :))))

Fjona Ogr pisze...

Katrinko ech, z tą owulacją to do bani...:-(
buziaki