25 cze 2008

Spóźniona? Opóźniona?


Coraz częściej zadaję sobie to pytanie.
Wszystko w moim życiu dzieje się dużo późnej niż u koleżanek w moim otoczeniu.
Koleżanki podostawały się na studia - ja nie. Musiałam iść do pracy. Teraz, po tylu latach, wreszcie zaczęłam studiować. Na stare lata ;-)
Koleżanki powychodziły za mąż - ja nawet faceta nie mogłam jakoś ...
Duużo później - kiedy już nie wierzyłam, że w ogóle! - na mnie przyszła kolej. To Ci niespodzianka!
Tyle, że mam nadzieję, że lepiej późno niż wcale - i że raz a dobrze! Bo większość koleżanek zdążyła się rozwieść i ponownie ułożyć sobie życie (albo i nie).
Oczywiście - sypnęły się dzieciaki! U mnie - jak wyżej: ABSOLUTNIE NIE!
I teraz - kiedy moje koleżanki mają pociechy odchowane, a niektóre nawet zostały lub zaraz staną się babciami - ja zaczynam myśleć o dziecku!!! PARANOJA!
Boję się czy i tym razem mi się uda tak rzutem na taśmę, z tym moim spóźnionym zapłonem...Bo tym razem to już biologia! Zegar biologiczny mi wali, nie tyka - a może zaraz przestanie?!
No i jak tu iść do lekarza i mu powiedzieć - panie doktorze, właśnie zaczynamy starania i mamy problemy. Czy może pan pomóc? Przecież mnie wyśmieje, że trudno, żeby nie było problemów jak się tyle lat czekało. I nie będzie to nikogo obchodziło, że ja taka zapóźniona we wszystkim jestem. Że do mnie wszystko z takim opóźnieniem przychodzi...ale ważne, że w ogóle przychodzi...
Czytam trochę blogów młodziutkich dziewczyn, które starają się i nic z tego nie wychodzi, a przy okazji tak bardzo się nakręcają, że nie wychodzi im jeszcze bardziej...Boję się, żeby mnie coś takiego nie spotkało!
Nie chcę się nakręcać - chociaż może już powinnam zacząć, bo w końcu wiele lat temu pewna pani doktor-gin powiedziała mi, że jestem bezpłodna i na pewno w ciążę nie zajdę!
Może należy już zacząć panikować?
Albo przygotować Szreka, że wery sory, ale nic z tego? nie ze mną!

Brak komentarzy: