czyli pobyt w szpitalu...
Szpital w Polsce jest placówką szczególną, którą należy unikać, obchodzić szerokim łukiem i pojawiać się tam tylko w celu odwiedzin, a najlepiej wcale!
Tym razem jednak poza niedogodnościami typu - nie moje łóżko, gdzie mój Szreku?!, badania, WENFLON, zapach szpitalny i szpitalne żarcie...nie było najgorzej. Serio serio.
...............
Izba przyjęć środa rano - dziki tłum.
Głównie dwie grupy kobiet - menopauza (tej najwięcej) i brzuchatki czyli ciężarówki, a między tym wszystkim kilka takich jak ja...nieboraczków. Zestrachana byłam tak, że schowałam się gdzieś w siebie...głęboko. Zostałam sama bo Szreku do pracy w końcu (po ponad 45 minutach czekania) musiał, a to trwało i trwało...Szłam, załatwiałam formalności, przebierałam się, dawałam się prowadzić na salę, ale mnie jakby nie było.
Oddział endokrynologii to i tak prawie sanatorium - ubrania swobodne, dresowe albo co kto woli. Tylko te cholerne wenflony pakowane na dzień-dobry...Ale i tak byłam w szoku! To nie był mój pierwszy wenflon, ale TAMTEN (pierwszy!!) na długo zapamiętam chociaż miałam go tylko dobę! Źle się młoda larwa wbiła, i żeby nie było widać (bo nie chciała jeszcze raz wbijać) - owinęła rękę plastrem. I już! Bolała, ale "tak ma być!". A jak wyjmowali, to pielęgniarka aż zaklęła pod nosem, a siniak, nie! krwiak goił się chyba z miesiąc! Tutaj pełna profesjonalka! Siostra tak mi założyła wenflon, że nie dość, że działał trzy doby (a to ważne przy ciągłym pobieraniu krwi!) - to jeszcze po wyjęciu mam nakłucie jak po zwykłym pobraniu krwi, bez siniaka! pełen szacun!
A potem się zaczęło...Pobieranie krwi na wszelkie badania! Powinnam chyba jakąś czekoladę dostać czy co, bo prawie honorowym krwiodawcą zostałam! Ile to z człowiek wyciągną, Wampiry jedne! I o jakich barbarzyńskich porach! Skandal! Prolaktyna chyba ze cztery razy, przy czym dwa ostatnie pobrania to masakra jakaś: 2-ga i 5-ta rano! Dobrze, że miałam zamontowany "kranik" i nie musiały kłuć. Miła pani Wampirka przychodziła, odkręcała kranik, brała co chciała i znikała. Chyba powinnam czuć się wykorzystana? hihi
A potem był piątek...Krzywa cukru! Myślałam, że lubię słodkie, ale po wypiciu szklaneczki ulepku zrobiło mi się...słodko? błogo? drapiąco? Jednym słowem: FUJ! I potem co godzina pobieranie krwi - znowu!
A na koniec...usg "dowcipne" (jak mawia moja znajoma).
I tu - niestety - okazało się, że moja ginka dobrze wymacała! Mam dwa mięśniaki! Z wrażenia nie pamiętam ile mają w obwodzie, ale są i zabrałam je sobie do domku. Co będą bidy same takie siedzieć w szpitalu! Reszta wyników i wyrok w środę. Czekam.
Na zakończenie... :-((
Na oddziale było sporo dzieciaków. Kilkoro nawet bardzo malutkich, w tym jeden prawie kilkumiesięczny bobas. Dwie dziewczynki, chyba dwulatki (?) też. Jednej z nich zakładali wenflon... Wiem, bo potem siostra, która brała mi krew mówiła. Takiego krzyku i płaczu dziecka jeszcze nie słyszałam i nie chcę NIGDY więcej słyszeć! DRAMAT!! Miałam moment, żeby iść i ratować. A w końcu się popłakałam! Zwyczajnie i z bezsilności! Czy się wstydzę? NIE! I Już!! Czegoś takiego się nie spodziewałam - ja, twardziel Fjona! Hormony? Możliwe. Ale obawiam się, że jako matka byłabym nieobliczalna! Tak myślę, że jeśli moje dziecko by tak płakało -mmmogłabym nawet uderzyć! Mocno! I tak sobie myślę, że to bardzo niesprawiedliwe kiedy takie maluchy chorują!Zwłaszcza jak takim małym "srujdom" zarastają pipki! Sorki! Ale nawet nie wiedziałam, że istnieją takie problemy! SZOK! W ciapki!
A dzisiaj? WYSZŁAM! Wypuścili mnie!
a tu na świecie...
Pada pierwszy śnieg...czy to już zima?
...a w domku?
Szreku i niedobra kotecka, co to dzisiaj zrzuciła kwiatka z okna bo nauczyła się biegać po parapecie...
Jak dobrze być w domku!!!
Boszszsz!
6 komentarzy:
ha skąd ja to znam... choc tym razem nie mialam welflonu, ale juz wielokrotnie umierałam jak sie zle wkuwała... a powiedz kochana kiedy wyniki i wogóle jak na to wszystko Twoja doktórka? Czekam na blizsze szczegóły hihihi :)
a w domku... ha najlepiej pod słoncem jak sie wraca z wojarzy szpitalnych :) buziakuje
Czekam na wynik Kasiu
jutro mam dzwonić i jak dobrze pójdzie czegoś się dowiem od razu przez telefon...jeśli nie - dopiero w czwartek.
Jak tylko coś będę wiedzieć - wpiszę na blogu.
buziaki
Najlepiej sie wraca ze szpitala do domku :) a co do wenflonu to zawsze po nich mam ślady...a co lekarka na te mięśniaki i kiedy reszta wyników ? pozdrawiam serdecznie
Niedługo dzwonię to się dowiem...chyba ;-)
Pozdrawiam
tak krzyczało bo 2 baby wzięły je pod moją nieuwagę na wenflon. Wyobrażasz sobie jego przerażenie? I co miałam zrobić? NIC>
Marchew.
Kochana trzymam wielkie kciuki za dobre wyniki no i szybką sprawę z mięśniakami...Przytulam
Prześlij komentarz