5 lis 2008

Sabotaż?

Osoby o obniżonym nastroju, jesiennej chandrze lub generalnie nie w sosie – proszę nie czytać!
Korzystając z fatalnej aury wpędzającej mnie w kiepski nastrój…znowu się uleje mi i zrobię to dzisiaj bo jutro pewnie się nie przyznam, wyprę się albo i delete wcisnę…
A czemu sabotaż? Bo mam dużo (za wiele w takich przypadkach) czasu na myślenie i doszłam do wniosku, a raczej wymyśliłam, że sabotuję nasze starania. Tak, brzmi to co najmniej dziwnie więc postaram się to jakoś wytłumaczyć, bo coś mi się zdaje, że inaczej we łbie moim to wygląda niż napisane czarno na białym.
Od roku staramy się i nic. Nic nadzwyczajnego – nie my pierwsi i nie ostatni, wiem! Zwłaszcza w moim wieku to nie dziwne, skoro sporo młodsze dziewczyny mają problemy.
I tak jak każda para – zaczynaliśmy z nadzieją (a ja z odrobiną obawy, że jak to będzie, czy damy sobie radę jeśli to już, zaraz?), potem było rozczarowanie jedno, siódme czy któreś-tam…
Nie ma dramatu – jakoś spodziewałam się tego.
Od roku czytałam różne fora (już przestałam-dostawałam umysłowej trzęsawki), wchodzę na blogi wielu dziewczyn starających się dłużej niż ja, młodszych niż ja – czytam o ich staraniach, nie! O ich walce! O lekach, zastrzykach, nadziejach i zwątpieniach, o ich życiu…Emocjonalnie jestem w jakiś sposób blisko z nimi, kibicuję im i bardzo się cieszę, jak wreszcie się udaje! Smucę kiedy nie wychodzi albo coś się knoci. Jakby to przydarzyło się bliskiej mi osobie – bo niektóre z nich są mi bliskie! Nie rozumiem tego, ale nie muszę. Tak jest i już.
I teraz najważniejsze – zauważyłam, że kibicuję chętnie, przeżywam i dopinguję, ale na swoją walkę (bo to też będzie walka) nie mam siły/odwagi/determinacji/woli*
A co gorsze –zwlekam, szukam usprawiedliwienia, żeby NIC NIE ROBIĆ w tym temacie! Dotarło to do mnie w zeszłym tygodniu, kiedy po raz kolejny odłożyłam wizytę u gina, bo coś tam…bo brat wraca (to oczywiste-nie było ważniejszej sprawy), bo trzeba to czy tamto, bo nie mam czasu, bo boli mnie głowa/dupa*…ciągle coś!
I wczoraj w tej cholernej mgle, w drodze powrotnej z pracy, nagle mi się rozjaśniło! I spadło na mnie pytanie czy ja wystarczająco mocno chcę dziecka?! Czy wystarczająco się staram?! Czy bardziej chcę - czy bardziej się boję?! I czego się boję, bo nie tego, czy dam/damy sobie radę, bo wiem, że TAK!
Więc czego się boję? Diagnozy? Leczenia? Upokorzeń? Finansowej, bardzo kosztownej strony?
I mnie to spostrzeżenie rozwaliło!!
Ze strachu zwlekam, a tu czas leci i za chwilę lekarze pukać się będą w głowę… o ile już tego nie zrobią? Bo w moim wieku kobitki babciami zostają! Bo ja ciągle kolejną wymówkę znajduję i nie idę zbadać się, coś się dowiedzieć (nawet jeśli to wyrok), spróbować leczyć, coś zrobić!
Żeby potem nie żałować!
I na fali tego olśnienia postanowiłam nie czekać. Zadzwoniłam do gina, umówiłam na czwartek, niech bada, myśli i kombinuje, niech mi powie co i jak! Nawet najgorsze, żebym wiedziała.
Cziken cholerny!
Biorę się za siebie! Najwyższy czas, do cholery!
Hawk!


*niepotrzebne skreślić

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Droga Fjono!
Jak się dzisiaj obudziłam i codziennym zwyczajem włączyłam kompa i weszła na blogowy świat pomyslałam o tym czy byłaś juz u lekarza bo nic w tej sprawie nie piszesz :) a tu taki post...cieszę się ze zdecydowałaś się pójść do gina ja też ciągle mam z tym kłopoty...ale ja wiem czego się boję...diagnozy ze powiedzą masz źle to i tamto i trzeba zrobić to i tamto...wolę się łudzić ze wszystko z nami dobrze tylko nie udaje nam sie "wstrzelić" w odpowiednie dni...
ach! ale sie rozpisałam chciałam tylko dodać że wierzę że wszystko będzie dobrze trzymam kciuki :)))

Fjona Ogr pisze...

Dzięki Aniu
najtrudniej jest się przyznać sama przed sobą, że to może być koniec marzeń. Ale z drugiej strony - jeśli tak ma być - niech to wiem! Niech to będzie jasne. Odwlekanie nie pomoże. Nic to - biorę byka za rogi a co się okaże zaraz opiszę.
buziaki

Anonimowy pisze...

noż wkońcu zrozumiała aluzje, ze czekac nie ma na co - trzeba brac byka za roki i nim wodzic a nie czekac na cuda na kiju!!! :) słonce wspaniale zaczynasza a pamietaj ze tak samo zaczepiscie skończysz!!! :)) trzeba sie wziąść w garść i pokazać życiu kto tak naprawde nad nim panuje!! :))

Fjona Ogr pisze...

Tak jest!
Dzięki Kattrinko :-))
buziaki

Anonimowy pisze...

Nooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Trzymam zatem kciuki za wizytę i mam nadzieję, że nie będziesz musiała kłuć dupki:))). A w razie co...nie pękaj:), da się przeżyć. Dumna jestem z Ciebie, wiesz?:)

Fjona Ogr pisze...

Dzięki Myszaku...rozczuliłaś mnie :-))
A co do kłucia...droga daleka - na razie diagnostyka w szpitalu mnie czeka.
buziaki
napiszę parę słów jak tylko będę miała wolną chwilę i głowę ;-)
papa