15 lis 2008

Ku pokrzepieniu serc...

Była wczoraj moja qmpela.
Zgadałyśmy się ostatnio mailowo i po przyczajonych wzajemnych pytaniach..."a co u Was?" okazało się, że obie mamy ten sam problem. Tylko, że ona przez ostatni rok (nie przyznając się nawet własnej matce) stoczyła prawdziwą batalię o dziecko. Przeżyła po kolei nieudane próby naturalne, rozczarowania, badania, kłucie w brzuch, badanie drożności (auć!), kolejne leki, badania, trzy nieudane inseminacje, załamania i histerie...w końcu pytanie: "co dalej?" Bo dalej było już tylko in vitro. Kosztowne i nie dające 100% pewności na sukces. Psycha siadała, zwłaszcza jej, chociaż i on dostał nieźle w kość...
Dali sobie czas na zastanowienie, wypoczynek i resecik psychiczny, a qmpela dodatkowo rzuciła w cholerę wszystkie leki, bo od nich też, a może przede wszystkim chciała odpocząć...
Pojechali na urlop. Wyluzować.
A wczoraj koniecznie chciała się spotkać po tak długiej przerwie. Zaraz po wejściu pochwaliła się, że urlop zaowocował ;-)) jest w 4 miesiącu! I na 99% stało się to na wyjeździe :-D
Siedziała sobie, rozsiewała wiruski i wyglądała pięknie jak nigdy dotąd!
Cudownie szczęśliwa, a ja razem z nią!

A co u mnie?
Siedzę przy kompie, robię sobie relaksik z drinkiem zamiast się szykować...
Jutro jadę na zajęcia. Brzuch mnienapitalarówno! Będzie więc jak przypuszczałam - dopadnie mnie w łikend, żeby nie było za łatwo...
No cóż. Nic nie poradzę więc nie będę się wnerwiać...
Do poczytania w niedzielę.
Pa pa

P.S. Wszystko mnie wq...wnerwia! Kulminacyjny punkt zespołu napięcia buuu! APOKALIPSA!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Fiono kochana trzymam kciuki za ciebie i wiem ze bedzie dobrze:)Cały czas myslami jestem z Tobą:)Wpadnij na kawę do mnie jeśli masz ochotę:)www.moja-walka-o-dziecko.bloog.pl.

Fjona Ogr pisze...

Dzięki za odwiedziny i kciuki - zaraz biegnę poczytać!
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

kochanie, Twój post to strzał prosto w moje myśli...znaczy się, że mam racje. Pozdrowienia dla koleżanki i mocne uściski dla Ciebie-damy radę:)))

Fjona Ogr pisze...

;-))
Miałam cichutką nadzieję, że odbierzesz to choć troszkę do siebie...udało się! :-D
buziaki
i
pewnie, że się uda!
papa