Będzie to opowieść z cyklu: życzliwość ludzka nie zna granic...
Dzisiaj miałam małą "fajt" na krzyki i "uprzejmości" z bardzo-ważną-panią z rejestracji w szpitalu, do którego poszłam sobie zrobić wymaz z krosty. Apetycznie zabrzmiało?
Może wreszcie,do kurwy nędzy, dowiem się czemu te syfy tak mnie lubią. Bez wzajemności - od tylu lat!
Za to się płaci- trudno - ale ja wymagam, żeby mnie nie olewać w takiej sytuacji! Mogą mnie olać jak idę za darmo ale nie jak płacę! O nie!!
Najpierw kwitłam (i nieźle mi szło) przed pustym okienkiem, olewana i lekceważona przez wszystkie bardzo-zajęte-panie w recepcji, które snuły się po pomieszczeniu w tę i we w tę! Po kolejnym pytaniu, czy ktoś w "moim" okienku pracuje dzisiaj, jak już miałam zrobić awanturkę i se iść w cholerę - zadzwonił brat (z Iraku), a jak dzwoni, to nie ma dla mnie ważniejszej sprawy i już! Niech ktoś to rozumie albo nie - wisi mi to! Jego telefon jest dla mnie najważniejszy! Po pocztowemu - priorytet! Bo nie wiadomo kiedy będzie mógł zadzwonić znowu, bo tęsknię i się cholernie o Niego martwię, bo zwyczajnie chcę posłuchać Jego głosu! Chcę usłyszeć co tam u Niego, i że wszystko oki!
Oczywiście jak z nim rozmawiałam - może z minutę! - pani w okienku się objawiła i zaczęła wykrzykiwać, że ona tu pracuje, że nie ma czasu, że sobie pójdzie...Przerwałam rozmowę z bratem, ale już czułam, że tej małpie (przepraszam wszystkie małpy!) się to nie opłaciło! I tak się stało! Pani do mnie z krzykiem, a ja do niej tym samym tonem, że też stałam i czekałam jakiś czas...ona na to, że ona tu pracuje i nie ma czasu czekać aż skończę rozmowę. Tłumaczę więc babie, siląc się na cierpliwość (słowo obce w moim słowniku!), że to wyjątkowy telefon od brata z Iraku a ta stara qwa do mnie że jej to nic nie obchodzi, bo ja jej czas marnuję! No i tu mnie taki chuj strzelił, że poszłam na całość - teraz to ja wrzeszczałam, że mnie jej czas nie obchodzi bo ja tu przyszłam na pobranie wymazu (tu pochyliłam się do okienka i pokazałam ten/to palcem co sobie przyszłam wymazać, a było co pokazywać, oj było!) i płacę i niech wypisze kwitek, bo mnie rozmowa z nią nie sprawia przyjemności i marnuje mój i swój czas, a to wszystko zaczynałam mówić równolegle z nią (po chwili zamilkła) bowiem pani należała do osób, które długo lubią przeżywać i komentować określoną sytuację. Jednym słowem miała ochotę na dłuższy wykład! Tylko, że bardzo-ważna-pani wyjątkowo źle trafiła. Mogła powiedzieć cokolwiek, do mnie, o mnie...Ale kiedy na moje tłumaczenie przecież, że telefon wyjątkowy i ważny, powiedziała, że jej to nie obchodzi...to zabrzmiało tak, jakby mówiła, że ma to głęboko w dupie i pewnie tam to miała! A mnie się zrobiło biało przed oczami - tak, biało! Już dawno nie czułam takiej furii, już dawno sie tak nie zachowywałam...Nie lubię się tak zachowywać i mam potem wyrzuty sumienia, ale...Bardzo mnie to zabolało i pewnie stąd ten atak, ale z drugiej strony, cholera, jesteśmy ludźmi! Tak trudno zrozumieć drugą osobę? Każdy ma lepsze i gorsze dni, każdy ma "robaka co go gryzie", nastrój taki czy sraki...Ale czy to wymaga takiego wysiłku, żeby wykazać odrobinę empatii, cierpliwości i zwykłej ludzkiej życzliwości?! Nie, nie oczekiwałam żadnego specjalnego traktowania tylko ze względu na to, że mój brat wylądował w Iraku, nie chwalę się tym ani nie żalę! I tak!! - to jest dla mnie ważna sprawa w chwili obecnej i taką pozostanie, aż mój brat cało i zdrowo wróci! Chodzi o drobiazg - o odrobinę życzliwości! Tak sobie pomyślałam, że gdybym ja w pracy kogoś tak zlekceważyła, to ludziska by mnie chyba zaciukali!
A dlaczego o tym rozwlekle piszę i się gęsto tłumaczę? Bo mi wstyd za każdym razem jak mi się zdarzy na kogoś nawrzeszczeć. Bo nie lubię siebie takiej, a dawno już taka nie byłam. Nie lubię agresji, nawet słownej...Szkoda, że ciągle nie mogę opanować jęzora, i że w takich sytuacjach wyłazi ze mnie Ogr pyskaty-a-szalony. Jeszcze trzeba popracować nad sobą. Żeby to samo powiedzieć tylko spokojniej...jak to mówią: asertywnie!
Czy to aby możliwe jest przy moim ognistym temperamencie? Nie wiem...może? Kiedyś? hihi..
A b.-w.-pani z okienka chciałam zrobić tak:
;-))
ale nie mam pozwolenia na broń...
...i dobrze!!!
P.S. A kobitka od "pobierania" tak mnie rozluźniła i rozbawiła, że chyba gdzieś tam się wyrównało... Nie wdając się w szczegóły (bo strony by zabrakło hihi) bardzo jej się moje "materiały do pobrania" podobały ... hihi...Nie widziała moich najlepszych "okazów" ! To dopiero bym zrobiła na niej wrażenie hłehłe!
I tym optymistycznym akcentem... - adieu!
6 komentarzy:
Tak...najpierw Panie urzedniczki nas olewaja a potem jeszcze sie z nami kloca :)oczywiscie nie jest tak wszedzie nie generalizuje ;)
czasem czlowiek musi zareagowac krzykiem a czasem wystarczy zignorowac zaczepke...w tym przypadku potrzebny by ten pierwszy sposob ...pozdrawiam :)
Dzięki ;-)
ja też pozdrawiam
Nie dziwię Ci się, że nie wytrzymałaś mnie tez ostatnio tak denerwują panie obsługujące pacjentów, że mnie jasny szl..trafia. Na szczęście nie wszystkie są takie ale wystarczy, że trafi się kilka takich chamskich na całą przychodnię i wszystkiego się odechciewa nawet leczenia. Pozdrawiam Yasia
Powiem więcej Yasiu, jedna taka paniusia wystarczy, żeby skutecznie popsuć nastrój...Ale na szczęście czasy się zmieniają i takie "przyjemniaczki" będą musiały się zmienić! Naiwnie w to wierzę i już!
;-))
pozdrawiam
ha skąd ja to znam... wrrr... ale cóż czasem mozna fajnie sobie z taką kobieta poradzic :) dobrze ze ostatnia część jest tak pozytywna hihiih :) buziakuje
Hej Katty :-)
wreszcie jesteś!
a pozytywne zakończenie?...zgodnie z nowymi zasadami - ZAWSZE !
;-))
jestem pilną uczennicą hihi
Prześlij komentarz