21 wrz 2008

Urlop...i po urlopie...


Plan...

Plan był chytry...
Plan był taki:
Jedziemy, wypoczywamy, plaża, słońce, cisza i spokój...
Tiaaa, akurat.
Planowanie urlopu - przyjemne.
Szykowanie - dużo zamieszania, ale ciągle - przyjemne.
Podróż - długa ale bez problemów.- może być.
Kwatera - domki drewniane z łazienką - super (ale na lato).
Starcie planów i marzeń z rzeczywistością urlopową - bolesne.
Po pierwsze Szreku w ostatnim dniu pracy cały dzień przebywał w bardzo klimatyzowanym wnętrzu. Przeziębił się. Chory facet w domu... - kto przeżył, wie o czym piszę...Chory facet w podróży...hmmm.
Po drugie domek - super na lato, do bani w chłodne noce! W ciągu dnia latało/wisiało nam to, ile tam jest stopni, ale przestawało nam latać/wisieć pod wieczór, kiedy po łazęgowaniu ściągaliśmy do domku i wciągaliśmy na siebie ciuchy, których nie potrzebowaliśmy na spacerze. Najgorzej było nad ranem - ok 3-4-ej! Nooo, wtedy to rzeźbiło jak zimą. Każdy odkryty kawałek skóry aż bolał z zimna. Z braku innej możliwości, opatentowaliśmy urządzenie grzewcze w postaci mojej suszarki (do włosów) zawieszonej na poręczy krzesełka. Fukało z niej ciepełkiem przyjemnie i nawet nieźle ogrzewało pomieszczenie, niestety na noc trzeba było wyłączyć... Nie chcę się zastanawiać nad zdziwieniem właściciela ośrodka, który zobaczy rachunek za prąd... ;-))
Na rozgrzewkę zostawał też alkohol, ale szybko okazało się, że pyfko nie smakuje, jak jest zimno, grzanego nie dało się zrobić, a mocniejsze drinki dawały złudne uczucie ciepła...na chwilkę! Do bani więc - znietrzeźwianie nam nie wyszło! :-(
Ale za to zaoszczędziliśmy na leki na przeziębienie hihi.
Po trzecie pogoda. Niezła! Lepsza niż w mieście rodzonym. Bez deszczu, jeśli padało to w nocy. Ciepło! Nie dało się co prawda posiedzieć na plaży, ale za to jaka motywacja do niekończących się spacerów! Dla zdrowia i urody. Już dawno się tak nie nachodziłam jak tam, po tej plaży! Kilometry! No i plaża, morze, ptaki, piasek, wiatr - raz nawet na bosaka sobie szliśmy, a co! Nogi w morzu umoczyliśmy...W ramach akupresury i hartowania się.
Po czwarte, jak na dobrą żonę przystało, solidarnie podzieliłam się (czytaj: poczęstowałam się) przeziębieniem Szreka. Sniff-sniff i gotowe! Bakcyle Szrekowe wzięłam/przyjęłam na moją rozbudowaną klatę ;-)
On poczuł się znacznie lepiej - ja wręcz odwrotnie.
Kichaliśmy więc solidarnie i jednym głosem, dzieliliśmy się lekami (na nie chyba wydaliśmy najwięcej) oraz chusteczkami, staraliśmy się nie walczyć o kołderkę, coby niechcący nie wyeliminować przeciwnika i narazić go na zamarznięcie.
Jednym słowem - sielanka! Prawdziwie kochające się małżeństwo, co? ;-))
Po piąte - najprzyjemniejsze! Ciekawostki godne polecenia!
Niechcący okazało się, że w okolicy (Dobrzyca) jest coś, co się nazywa "Hortulus". Są to ogrody tematyczne. Jak ktoś lubi tego typu rzeczy, czyli ogrody, rośliny, pomysły aranżacji...to polecam! Dla mnie tam był raj dla oczu i pole do wyobraźni, co można zrobić w ogrodzie (chociaż nie mam ogrodu-Szreku mówi:"na razie") niewielkim nakładem finansowym. Byłam kiedyś w Rogowie. To bardzo podobne, tylko, że Rogów ma się tak do Hortulusa jak kucyk do ogiera! Bo kucyk to taki prawie ogier, a prawie robi różnicę ;-)))
Oczywiście, jak już się człowiek napatrzy na te wszystkie cuda, namarzy się o tych cudach w swoim ogrodzie....to - tadaam! Wychodzi się, bo nie da się inaczej, na wielki market ogrodowy...gdzie to wszystko można kupić! No proszszsz!
A w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Stopce za Koronowem. Jest to skansen i rożen w jednym. Można pooglądać i pozwiedzać, a potem smacznie zjeść! Jedzenie piecze się na specjalnym, zawieszonym nad paleniskiem, metalowym rożnie (o kształcie okrągłej siatkowej tacy) i samemu się wybiera to, na co ma się ochotę i jak wielki kawałek tego ma być. Kiełbaski, udka kurczaka, szaszłyki i karkówka...a wszystko wspaniale przyprawione, pachnące, soczyste i rozpływające się w ustach... mniam!
Poniżej kilka fotek i adresy stron Hortulusa i Stopki...

Jednym słowem wypoczęliśmy, było fajnie, nad morzem, pozwiedzaliśmy...ale...
Zawsze jest jakieś "ale" prawda?

http://www.stopkarozen.pl/
http://www.hortulus.com.pl






4 komentarze:

Anonimowy pisze...

łoooo fotki wręcz powalające na kolana. Aż chce sie tam być...i coś myślę, że nie omieszkam tej chęci spełnić...
A z opisu uśmiałam się po same pachy - chyba, że nie wolno było to zganiam to na ciężarostwo :P

Gośka

Anonimowy pisze...

wow ale klimat... szkoda, ale tak to jest nad naszym morzem jesienia... teraz trza sie porzadnie wyleczyc... ale kochana sam fakt - wypoczynek był, zmiana klimatu była... zdjecia wspaniale są - a reszta... hehehe niezłe wspomnienia... :)
a na koniec - dobrze ze jestes :)

Fjona Ogr pisze...

Gosiu :-)
cieszę się, że udało mi się to napisać na wesoło bo nie chciałam, żeby wyszło, że zrzędzę :-)
A zdjęcia oddają tylko część tamtego piękna - mnie widoki oszołomiły!

Kattrinko :-)
leczę się, idzie mi coraz lepiej :-) ważne, że w chacie ciepło!! W łazience ciepło! Mmmm - CIEPŁO!
buziaczki Kobiałki!

Agata Borowska pisze...

Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.