4 sty 2010

Sylwester-srester

...czyli cena za brak asertywności...

A miało być tak pięknie …
Mieliśmy siedzieć w domu, miał być też mój brat, miało być spokojnie czyli tak jak ostatnio lubię najbardziej.
Miało i się zesrało.
Wprosili się znajomi, Ci sami co w zeszłym roku, ze swoim synkiem trzylatkiem. Nadpobudliwym, hałaśliwym i bardzo rozpieszczonym chłopaczkiem, który uwielbia być w centrum uwagi. Tak w ogóle to zgodziłam się, bo bardzo ich lubię, a ich synka do niedawna uwielbiałam – żeby nie było. Po prostu albo zupełnie zdziczałam na tym zwolnieniu, albo w tej chwili i na tym etapie mojego życia potrzebuję spokoju, albo nie był to najlepszy dzień i zwyczajnie moje hormony zagrały … i zatańczyły flamenco z przytupem i zgrzytaniem zębów.
Cóż, królową czaru i uroku to ja nie byłam. Nie emanowały też ode mnie ani pozytywne wibracje, ani zadowolenie, ani żadne inne sympatyczne emocje.
Do głosu doszła, siedząca dotąd cicho, moja wewnętrzna wiedźma!
I nie chodziło tu o obsługę gości, bo Szreku stanął na wysokości zadania i wziął to na siebie. Poza tym znajomi nie należą do gości, nad którymi trzeba się specjalnie wytrząsać. Po prostu jakoś szybko mnie zmęczył hałas, zamieszanie, piski i bieganina dziecka, a w końcu jego kotłowanina w naszej pościeli w drugim pokoju. Już to, że skotłował nam łóżko mnie zirytowało, ale potem wołał po kolei swoich rodziców i nas i każdy mógł nie tylko podziwiać jego popisy w naszej pościeli, ale jeszcze bałagan, który natychmiast się tam pojawił znikąd. Potem było już tylko gorzej, a moja cierpliwość topniała gwałtownie jak pierwszy śnieg. Każde moje wejście do kuchni powodowało gwałtowne skurczenie się przestrzeni. Wystarczyło, że w tym samym czasie wszedł tam ktoś jeszcze i nagle okazywało się, że gdzie by się nie obrócił – tam napotykał/ocierał się/odbijał się od mojego brzucha. Raz nawet wściekłam się, bo zagadany Szreku odwrócił się w moją stronę mniej ostrożnie i dość boleśnie odbił biodrem od mojego brzuchola. Usiadłam więc w kącie przy stole, żeby nie zagęszczać i nie zabierać przestrzeni w naszym niewielkim mieszkaniu, ale i tak już nakręcałam się i wszystko mnie wnerwiało. A co gorsze – Ogrzyk też się uaktywnił pod wpływem moich negatywnych emocji i kopał jak szalony. Nigdy wcześniej nie wybijał aż takich hołubców! Były momenty, że nie było to przyjemne. W każdym razie moja wewnętrzna wiedźma syczała sobie pod nosem cichutko i nakręcała się niepostrzeżenie … Znajoma z synkiem zebrała się koło 21-ej, a jej mąż poszedł po 23-ej. Zmęczona i rozdrażniona zastanawiałam się czy czekać do północy czy położyć się spać. Poczekałam. A moja wiedźma wyszczerzyła kły w złośliwym uśmiechu i zatarła radośnie łapska… O północy wyrwała się spod kontroli i rozjazgotała na całego. Zamiast życzeń noworocznych na Szreka posypał się grad złośliwości, jadu i pretensji. Jednym słowem ulało się na biedaka.
O dziwo, albo tak dobrze mnie zna, że się tego spodziewał, albo mój obecny stan każe mu brać poprawki na wszelkie moje wybuchy i fochy, albo był już tak znieczulony, że nie zrobiło to na nim większego wrażenia, w każdym razie jedyną odpowiedzią był jego spokój i cierpliwość, które imponowały. Nawet tupiącej z wściekłości wiedźmie. Co więcej, wiedźma usłyszała życzenia, dostała łyka szampana i kilka słodkich buziaków.
A potem staliśmy na balkonie (brat, Szreku obejmujący swoją wyluzowaną nagle wiedźmę z cichutkim Ogrzykiem w środku) i podziwialiśmy fajerwerki wybuchające ze wszystkich stron.
Ogrzyk ewidentnie nie lubi huku i ożywił się dopiero po opuszczeniu hałaśliwego balkonu.
Około 1-ej w nocy zaległam nareszcie w wyrku głaskając na dobranoc/dzień dobry mojego Ogrzyka.
I tak oto z hukiem, wrzaskiem i przytupem rozpoczął się dla nas Nowy Rok...

4 komentarze:

Myszaki Jasiaki pisze...

No moja droga i tak gratulejszyn, bo moja wiedźma to chyba wylazłaby szybciej:))). A znajomych z małym diabełkiem to sobie lepiej podaruj na ten czas...ludzie nie rozróżniają wychowania w miłości od bezstresowego. Buziole i trzymam kciuki za dzisiaj:)

Unknown pisze...

Tragiczne...aż nie wiem dlaczego tak się uśmiałam

ina pisze...

Nie dziwię się, bo ja w ciąży też wieczorami żadałam ciszy, spokoju, drażniło mnie wszystko i wszyscy. MAsz prawo do spokoju i wyciszenia ;-)

Fjona Ogr pisze...

Dzięki dziewczyny za wsparcie!
Wiem chociaż, że nie jest ze mną tak źle, a już zaczynałam tak myśleć...
pozdrawiam gorąco