14 cze 2012

Zęby zjadła na meczach reprezentacji…


Tak będzie można o mnie niedługo powiedzieć. :-(
I to nie będzie śmieszne.
I to nie będzie w przenośni.
A to było tak: na piątkowym meczu inauguracyjnym z Grecją, emocje były i była pizza… Nigdy bym nie pomyślała, że pizza może mi zrobić krzywdę (oprócz zapasowych kalorii i dodatkowego tłuszczyku tu i TAM). Tuż przed strzałem Lewandowskiego ugryzłam sobie kawałeczek (pizzy!) i coś chrupnęło. Nie zwróciłam na to uwagi, bo właśnie wtedy się okazało, że to był TEN strzał, jeden jedyny. Darliśmy się i cieszyliśmy, Szymonek błyskawicznie też nauczył się krzyczeć „jeeej ujee” wymachując nad głową łapkami, a do tego wujek nauczył go robić żółwika i przybijać piątkę. Tak mu się spodobało, że robiliśmy i przybijaliśmy jeszcze dobre kilka minut, gdy wtem-raptem, po opadnięciu adrenaliny …poczułam mały dyskomfort w paszczy. Liznąwszy językiem okazało się, że brak mi nowej plomby, funkiel-nówki, (nie śmiganej) na dolnej jedynce! Nie muszę wspominać, że od tej pory moja cała uwaga koncertuje …wrróć! koncentruje się na owym braku, a wizyta uzupełniająca braki przede mną.
Ale to jeszcze nic!
Wtorek. Czekamy na mecz, słuchamy wieści z przemarszu kibiców i burd kiboli (bandytów, kretynów – niepotrzebne skreślić), Młody trenuje swoje okrzyki (opracował kilka wersji – wszystkie z dużą zawartością „ujjeejj!”) i przybijanie piątek z żółwikami, a tu nagle coś mi przeszkadza w paszczy. I to nie na dole, ale w jej górnej części! Macam językiem, nie wierzę, znowu macam …coś mnie dźga i kłuje!
Nie, to nie możliwee!
Górna szóstka, a właściwie jej kawałek… ukrychnęła się, a ja nawet nie wiem kiedy i na czym!
Noszsz, butelek zębami jeszcze nie otwieram, kamieni nie gryzę, pazury miękkie mam, więc co? Co, do cholery – pytam się grzecznie.
A potem był mecz (zakłócany boćkaniem i dotykaniem owego ostrego kawałka zęba), który przeżyłam, nerwy starałam się trzymać na wodzy (bo ciśnienie!). I moim zdaniem, mecz był wspaniały, a bramka strzelona przez Błaszczykowskiego – mistrzostwo świata!
I jeszcze tylko jedna uwaga – miałam wrażenie, że ten mecz ma wydźwięk bardziej historyczno-polityczny niż sportowy. Tytuły w prasie, presja, porównanie do Bitwy warszawskiej, marsz kibiców rosyjskich (po co aż tak nagłaśniany? Przejść i tak musieli na stadion), awantura kiboli (musiało tak być. Jeśli ktoś myślał, że będzie inaczej jest naiwniakiem większym od mła) i ewentualne trykanie się baranków-słowianków po meczu (bez względu na wynik). Miałam dziwne wrażenie, że niektórym politykom, a także (niestety) dziennikarzom bardzo zależy na tym , żeby było brutalnie, nacjonalistycznie i ostro, żeby było mięcho i nareszcie było o czym pisać. Ale to tylko takie moje odczucia.
A teraz kolejny mecz przed nami. Okaże się czy ostatni – oby nie! Okaże się też czy znowu przypłacę go kolejnym zębem – OBY NIE! Bo już strasznie dużo wydałam na zębowe naprawy, a nie chciałabym do reszty zrujnować domowego budżetu.
W sobotę znowu mocno trzymam kciuki.

5 komentarzy:

kattrinka pisze...

kobieto kochana, ty w sobote nic nie jedz hihihi... bo naprawde szczękę stracisz :(
ja to palpitacje serca i w ogole, zamierza jakas meliske wypic,taaa zeby pomogła...
i kibicujemy z syniem ;)) bedzie szczesliwy bo nie bedzie musiał o 19-20 isc spac hehee ;)
Buziakujemy

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

uuff no to faktycznie masz powód żeby nie lubić piłki nożnej ;) Mi odtąd tylko z tymi zębami by się kojarzyła ;)Ale żeby na pizzy? jajko na miękko sobie zrób w sobotę albo co? :)

Elsa pisze...

Zgadzam się z kattrinką - odpuść sobie jedzenie czegokolwiek w sobotę na meczu ;))) Ale jaki zbieg okoliczności ;)

Fjona Ogr pisze...

hahaha
no, dziewczyny, słowo honoru: w sobotę od 20.00 tylko płyny!! Tym bardziej, że u znajomego na jego 40-tce będziemy! ;-)

Fjona Ogr pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.