27 cze 2012

Wszystkiego po trochu

Szybko, bo „szkoda wkładu i składu” – jak mawiał mój znajomy, milczek i informatyk zresztą. Wrzucam zanim się rozmyślę.
*Szymek dostał się do żłobka. To sukces, bo żłobek jest jeden na spore osiedle i szanse były skromne. Udało się. Od września zaczyna się rewolucja w naszym domu – Miś do żłobka, a ja do pracy.
Nadejszła wiekopomna chwila, pora by oddać Go światu. ;-)
Dziwne uczucie – teraz jest całym moim światem, a już za chwilę obcy ludzie będą patrzeć na jego postępy, będą brać udział w jego rozwoju, będą mieć na niego wpływ. Potem koleżanki, koledzy, sympatie i antypatie, pierwsze miłości, sukcesy i porażki, całe życie!
Wiem, panikuję i jak zwykle martwię się na zapas. ;-)
**Powrót do pracy też napawa mnie lękiem. Podczas kolejnej rozmowy z dyrką wyczułam jej lekkie rozczarowanie, że już wracam i do tego na cały etat. No, tak – naprzyjmowała sporo osób na zastępstwa i może teraz niechętnie przyjmuje powrót „starych” pracownic. Tak jest chyba w moim przypadku, bo kiedy po dłuższej rozmowie, zwodzeniu mnie i kręceniu (nie wiem gdzie Cię dam, zgłoś się w sierpniu, może wtedy coś będę wiedzieć, teraz nie wiem nic) zapytałam w końcu wprost, czy jest dla mnie miejsce, czy nie i czy będę mogła wrócić, odpowiedziała: „no, wiesz, ja cię przyjąć muszę!”. Zabrzmiało to jak – „nie chcę, ale muszę”. I wszystko mi opadło, bo nie oczekiwałam fanfar, powitalnej imprezy i kwiatków, ale po 20-tu latach pracy, sumiennej, lojalnej, zaangażowanej (jak sobie przypomnę przestawianie mebli, sprzątanie po malowaniu, organizowanie imprez, a zwłaszcza nagród dla dzieci we własnym zakresie – za darmo, za „dziękuję”, bo na nic kasy nie było, to mi jeszcze smutniej), nie spodziewałam się, że zostanę tak potraktowana. Czy to kara za to, że ośmieliłam się zajść w ciążę i zniknąć z pracy? To, że nie ma ludzi niezastąpionych, wiem nie od dzisiaj. Mogło się też skończyć wypowiedzeniem, jak u moich koleżanek w innych firmach. Ja to wszystko wiem/rozumiem, ale i tak mi przykro. I coraz mniej mi się chce wracać do pracy. I już. :-((
***Wakacje w „szrekowie” w tym roku odwołane. Szreku urlop wziął, ale wykorzystał go na intensywne (na granicy paniki) szukanie pracy. Jego obecna firma ma zostać przejęta przez inną, większą…z Wrocławia. Kilku osobom może nawet zaproponują przeprowadzkę, ale nie Szrekowi. Informatyków wszak u nas dostatek. Nawet z takim doświadczeniem i wiedzą jaką posiada Szreku. Zresztą i tak nie widzę naszej przeprowadzki… Dobrze, że zapobiegliwie zaczął rozsyłać CV już w grudniu (bo wróbelki coś ćwierkały…). I pomijam fakt prawdomówności i liczenia się z ludźmi przez „państwo-tfu!-prezesostwo”, które obiecało, że pierwsze zmiany nastąpią po wakacjach, więc spoko i luzik, a jak tylko Szreku poszedł na urlop, sypnęło pierwszymi wypowiedzeniami. Nic to. Urlop minął i tak nie najgorzej – byliśmy z Młodym na basenie, kilka razy na wsi u drugiej babci (Szymek uwielbia tam być!), oglądaliśmy mecze, czas mijał miło i leniwie, a Szymek napawał się stałą obecnością tatusia. Ogrzyca też się napala… napawała. ;-))     
Do pracy wracał przekonany, że na powitanie po urlopie dostanie pismo z podziękowaniem za dalszą współpracę. Tak się nie stało i na szczęście odezwały się dwie firmy, do których aplikował. Na szczęście. Oby się udało już od lipca!
****Ogrzyk chyba przechodzi jakiś kolejny skok rozwojowy, napór testosteronowy (jest coś takiego?), wyrzynanie trzonowców, albo jakąś inną cholerę. No, nie da się z nim wytrzymać, jak nie przymierzając z jego matką podczas PMS-u! Na porządku dziennym jest „nie-e, nie-e!” razy pierdylion, rzucanie w złości (i zabawie) zabawkami (tymi dużymi i ciężkimi też), histerie i tupanie nogami, niespokojne noce, rzadkie kupy, wymuszanie rykiem tego, co chce i rosnąca frustracja, że go nie rozumiemy (bo ciągle gada po swojemu). Potrafi szarpać na sobie ciuch, który mu się nie podoba, lub mu nie pasuje, trzaskać drzwiami (mi przed nosem lub za mną, zamykając mnie z hukiem w łazience – nauczył się to robić mimo gumowych ochraniaczy). A poza tym, coraz lepiej tańczy (uwielbiam te jego wygibasy z coraz bardziej skomplikowanymi ruchami rąk, zwanymi przeze mnie „grzebaniem w sianie”), ciągle grymasi przy jedzeniu (tylko naleśniki, pomidorowa, pulpety w sosie pomidorowym z makaronem, jogurty i mleko), kiedy się uderzy przybiega do mnie krzycząc: „mama, mamama!”, potrafi się przytulić (chociaż bardzo rzadko) i kilka razy, znienacka pogłaskał mnie po policzku (snif-snif). Ma już swoje poczucie humoru, a jak się zaczyna śmiać - świat jaśnieje! I coraz bardziej Go kocham! A jego nerwy przetrwamy. Nie pierwsze to i nie ostatnie przecież!
*****Euro nie komentuję. Podoba mi się wszystko, poza zbyt szybkim końcem udziału naszej drużyny. Chcieli dobrze – wyszło jak zwykle. Szkoda.
******I na koniec …
Mamy ze Szrekiem od wczoraj czarny kryzys. A poszło o taką pierdołę (jak dla mnie), że szok. :-((
Kilka babeczek ze studiów zorganizowało „zlot czarownic” w Warszawie. Nie widziałam ich ponad trzy lata, bo kiedy one imprezowały po odebraniu dyplomów, ja już leżałam grzecznie z Ogrzykiem w brzuchu (tak na wszelki wypadek). Trudno było zorganizować taki zlot w jednym czasie, bo kobitki przyjadą z różnych części Polski, a dwie z nich będą jechać całą noc, żeby się z nami spotkać i potem wracać całą noc z niedzieli na poniedziałek! Mówiłam jakieś dwa tygodnie temu o tym spotkaniu Szrekowi – przytaknął, przyjął do wiadomości, zaakceptował. Tak to wyglądało dla mnie. A wczoraj okazało się, że tak był zajęty sobą i szukaniem pracy (czemu się nie dziwię! Tylko mi przykro), że nie przyjął do wiadomości mojego nocowania w W-wie. I się zaczęło! Nawtykał mi, że to nie spotkanie, tylko nie wiadomo co, bo po spotkaniu to się wraca do domu! I na nic się zdało tłumaczenie, że większość kobiet przybędzie świeżym popołudniem, że i tak będzie mało czasu na pogaduchy, że nie chcę sama wracać wieczorem do domu, że… Żadne, no żadne moje argumenty nie trafiały. Wbił mnie w podłogę i poczucie winy tekstami, że uciekam, że się zrywam jak z więzienia, jak z łańcucha, i  to jego: „Jedź sobie! No, jedź! Ale mnie się to nie podoba i już! I nie oczekuję potem opowieści i sprawozdań! I ja też sobie pojadę gdzieś na łikend!”. Oprócz szoku, że tak to widzi i tak go to złości, odebrał mi też całą radość, która fantastycznie smyrała mnie od kilku dni.
No, i mam dylemat:
Pojechać? Z wyrzutami sumienia, że zostawiam dziecko dla imprezy i spotkania z koleżankami? Co ze mnie za matka? Zostawić nadundanego, fukającego Szreka, porzucić go nieomal?! Na cały dzień i NOC?! Wracać sama wieczorem?
Zostać? I nie zapomnieć tego Szrekowi nigdy? I sama być nadęta i obrażona przez najbliższe tygodnie? I utwierdzić Szreka w przekonaniu, że ja mogę rezygnować ze wszystkiego, z każdej przyjemności, z każdego spotkania, bo on tego oczekuje?
Tak bardzo go przyzwyczaiłam, że jestem, że to mój obowiązek i niczego nie chcę/nie potrzebuję, że trudno mu zrozumieć, że mogę chcieć troszkę się rozerwać/oderwać/odpocząć??  Zatęsknić nawet?
A może matce dzieciom już nie wypada?
Mam mętlik w głowie i strasznie mi źle. :-((

9 komentarzy:

ania mama t. pisze...

fjona - ja cie krece - ale artykul :-D postaram sie na niego odpowiedziec , ale tyle tego, ze az trudno :-)) po pierwsze - gratulacje zlobka i powrotu do pracy - doskonale rozumiem twoje uczucia i odczucia odnosnie puszczenia mlodego w swiat - bo sama baaaardzo przezywalam przeciez i nadal przezywam - jednak to wazny krok i mimo , ze trudno w to uwierzyc napewno dacie rade i dobrze to wam zrobi.
po drugie niech ci nie bedzie przykro - pomysl sobie "co za cipka;-) " i ciesz powrotem do pracy.po trzecie i najwazniejsze - postaraj szybko pogodzic sie ze szrekiem , bo nie ma czasu na klotnie :-) i jedz na zlot czarownic - zapytaj szreka na spokojnie co on ci proponuje i moze uda sie zawrzec jakis kompromis?
po ostatnie - powodzenia i uszy do gory
pozdrowienia

Fjona Ogr pisze...

Ech, Aniu... nazbierało się co?
Żłobka się obawiam, ale to i tak musi kiedyś nastąpić - niech będzie już.
Powrót do pracy...zobaczymy.
A ze Szrekiem jakoś coraz trudniej nam się dogadać. Nie jest to jeszcze dramat, ale ...
buziakuję mocno i dzięki!

kattrinka pisze...

Kochana...
od czego zająć, chyba od złobka - huraaa wspaniale ;) co do powortu do pracy... zaciskam kciuki by wszystko sie super ułozyło.
Jesli chodzi o zlot... nie powinnam sie wypowiadac, bo u mnie jest na to calkowity zakaz dla mnie, a sama z checia bym sie wyrwała na małe pogawędki. Bo ja tez potrzebuje odpoczynku i rozmowy prawda? Takze mysle ze pogadaj ze Szrekiem, pokaz swój tok myslenia, szczesliwa mama, zona szczęsliwe dziecko, mąż... u mnie nie dziala, ale ja mam wybrakowany model :(( ale moze u Was? jak na spokojnie? Trzymam kciuki!!!!!!
Buziole

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

ech jooo faktycznie jak Cię nie ma to nie ma ale jak juz JESTEŚ :)))
Fjonko to nieprawda że w żłobku przerabiają dzieci na parówki!!! :)) pierwszy miesiąc może i będzie trudny, ale się przyzwyczaicie a Szymek będzie się cieszył z towarzystwa dzieci (to dla jego dobra - musi przebywać z rówieśnikami :) nie przejmuj się dyrką, wróć, pokaż ile straciły jak Cię nie było i animozje przepadną nie ma po co dopisywać sobie zmartwień ;) byle zacząć, wszystko jakoś poleci. Co do skoku rozwojowego... Jula ma kolejny właśnie. I dokładnie te same objawy :/ czyli raz na kilka miesięcy - cyklicznie nasze dzieci dostają totalnego świra - normalka, przeczekać ;)
A co do zlotu - JEDŹ!!! i weź Fjono kochana wjedź mu na ambicję - a moich koleżanek mężowie i dzieci to mogą zostać bez nich? Mogą? NORMALNE to jest zupełnie?? Ja bym pojechała nawet kosztem kilku cichych dni. Należy ci się to. Nie jedzisz co miesiąc w końcu na takie zloty (ale do mnie to byś mogła zlecieć ;)) dasz radę!! buuźki :)

Elsa pisze...

* Gratuluję dostania się do żłobka :) Z tego co słyszę to niezły wyczyn :)
** Mam nadzieję, że jednak powrót do pracy nie okaże się tak straszny, jak wygląda to teraz. Trzymam kciuki.
*** Życzę, żeby Szrek znalazł pracę, która go zadowoli, no chyba, że akurat jego prezesostwo będzie chciało zatrzymać.
**** Rośnie chłopak to i bunty się zaczynają - tak jak mówisz, nie pierwszy, nie ostatni ;)
***** :)))
****** Oj, chyba musicie przeprowadzić długą i spokojną rozmowę. W każdym związku są wzloty i upadki, lepsze dni i gorsze, ale można wszystko przezwyciężyć. Nie byłam nigdy w takiej sytuacji (tzn. Mój nigdy mnie nie postawił w takiej sytuacji, ale jakby tak było to bym poszła. W końcu takie spotkania nie odbywają się co tydzień ! Gdyby tak było to mogłabyś mówić o wyrzutach sumienia, ale raz na 3 lata ! Powodzenia i buziaki !!!

Fjona Ogr pisze...

Kattrinko,
za kciuki dzięks ;-) przyda się wsparcie. A co do zakazów - nie lubię! Ze Szrekiem ... cichosza. Zobaczymy.
Ściskam :-)

Kobieto,
masz rację: jak mnie nie ma, to nie ma, ale jak piszę - to trzy strony! I jak zwykle się uzbierało różności. Szymek do żłobka, do dzieci się nadaje. Bardzo lubi towarzystwo i myślę, że pod tym względem będzie mu się podobało. Co do zlotu - czekamy w milczeniu, niestety. Jutro ostateczne rozmowy. I pertraktacje ;-)
buziaki - wypoczywaj!

Elso,
dzięki za miłe słowa i wsparcie :-)
A co do "zlotu" ... rozmowa rozmową, ale i tak pojadę! ;-) Trudno.
buziakuję mocno

Fjona Ogr pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
ania mama t. pisze...

fjona, kochana jak tam? jak sie macie? milczysz i milczysz , napisz choc jedno zdanie, pozniej pojdzie latwiej ;-) buziaki

Inna pisze...

Jak tam coś długo nie piszesz.