16 kwi 2012

Plusy ujemne i minusy dodatnie

Czyli podsumowanie
Sześć tygodni – trudnych, męczących, mało przyjemnych, intensywnych, nerwowych…

Minusy
- całkowity, totalny i absolutny brak czasu dla siebie. Nie wiedziałam, że to możliwe, a jednak! Zero czytania, oglądania TV, zero laktopa, bo ciągle coś do zrobienia przy kimś, bo sił i ochoty brak. Jestem pełna podziwu dla kobiet mających więcej niż jedno dziecko! Szacun! (że się tak wyrażę)
- podcieranie, podmywanie, przynieś wynieś – nie byłam już panią swojego czasu. Nie lubię generalnie i nie nadaję się! Chociaż w życiu nigdy nie wiadomo, co nas czeka, niestety.
- zbyt mało snu – dwie,trzy pobudki w czasie nocy, na zmianę babcia, Szymek, babcia. W sumie może ze trzy, cztery godziny snu w pierwszych dwóch tygodniach
- brak swobody – całkowity. Gość permanentny, nasze ze Szrekiem spięcia i mój totalny wkurw na niego. Może nie lubić swojej teściowej. Mnie też nie było fajnie, ale oczekiwałam od niego wsparcia, a przynajmniej nie wkurzania mnie bardziej. Skończyło się tygodniem cichych dni. Tygodniem! Sama byłam w szoku, że tyle wytrzymałam. Szreku chyba też. Dzień kobiet nas uratował, bo się zacięłam i ani-ani.
- ze stresu i ciągłego napięcia pochorowałam się. Moje ciało, mój organizm zawsze tak reaguje na długotrwały stres. Niestety choruję do dziś. To już prawie miesiąc! Dwa antybiotyki wybrane i nic! Laryngolog zaliczony – migdały do wycięcia. W tym wieku?! Sama nie wiem. Boję się. Ale czuję się fatalnie, coraz gorzej…

Plusy
- najbardziej zadowolony z zaistniałej sytuacji był Szymonek! Wstawał rano i nie oglądając się na wiecznie zaspanych rodziców – zabierał jaśka-przytulankę i biegł do babci. Oprócz babci, było tam jeszcze coś – TV! Tak, przywieźliśmy mamie TV. Plus – mogła swobodnie oglądać co chciała. Plus ujemny – TV był włączony praktycznie cały dzień. Ogrzyk był szczęśliwy, ja mniej. Chociaż muszę przyznać, że nie miał zapędów do przesiadywania i oglądania, ale mimo wszystko zerkał.
- mimo braku czasu dla Małego (a może dzięki temu) potrafił/nauczył się wymyślać sobie zabawy. Czasem bardzo psocił. Był w tym zadziwiająco kreatywny i twórczy. Czasem aż za bardzo.
- kiedy trzeba było (albo bardzo chcieliśmy) wyjść - babcia była na miejscu. Skorzystaliśmy z tego, a jakże! Dwa weekendy na pełnym luzie. ;-))
- kiedy chciałam/potrzebowałam się czymś zająć (od obiadu, poprzez pranie, sprzątanie aż do padnięcia na twarz – moja choroba) babcia była na miejscu
- ze stresu zaczęłam chorować i zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy. Przestraszyłam się tak bardzo i poczułam tak mocno jakąś wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś dla siebie, i to natychmiast, że … zapisałam się na jogę! Ja i joga! To nie mój klimat, jestem zbyt energiczna na takie spokojne i powolne coś, ale co tam! Chwilowo mam przerwę ze względu na kolejny nawrót choroby, ale zamierzam kontynuować, zobaczymy.

Wrzucam ten wpis trochę poniewczasie i bez przekonania.
Było, minęło. Przeżyłam.
A poza tym, przeczytałam dzisiaj w Newsweeku artykuł „Tata, moje dziecko” autorstwa M. Święchowicz. Pozwolę sobie zacytować: ‘…role się odwróciły: teraz to oni karmią, myją i zmieniają pieluchy. Złoszczą się, a potem wstydzą. I nie mogą się pogodzić z tym, że muszą być rodzicami dla swoich rodziców…’
Dotarło do mnie, że co ja k… wiem! I kto wie, co mnie jeszcze czeka.

5 komentarzy:

agnieszka pisze...

Wiesz co, może teraz jakaś dłuższa przerwa Ci się trafi od przytłaczających sytuacji. Każdy człowiek ma swoją porcję, a Ty mi wyglądasz na taką, co już chyba ma dość :)
A te Twoje choroby to może być nerwica wegetatywna spowodowana ciągłym stresem - taka mądra jestem bo ostatnio jestem w tym temacie. Znaczy się, u mnie to diagnozują i chyba zgodzę się z tą teorią, choć nie bardzo mi się uśmiecha, jest jakimś wytłumaczeniem i i odpowiedzią na bunt organizmu. Trzymaj się!

ania mama t. pisze...

kochana zycze ci glebokiego oddechu - pewnie dochodzenie do siebie jeszcze troszke potrwa , ale dasz rade!!! na pewno - zawsze dawalas ,wiec i teraz dasz :-) jak to mowia na pochyle drzewo kazda koza wskoczy :-P , a ty sie przeciez zaraz wyprostujesz !!!
przytulam
ps. zapraszam na nowe http://otymsamymwinnymmiejscu.blogspot.de/
bo onet mnie .......#+*#

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

echh, życie. Ważne, ze dałaś radę, teraz musi być tylko lepiej MUSI. Odetchniesz... Nie daj się kochana!

Elsa pisze...

Jesteś bardzo silna i dzielną kobietą Fjono ! I w końcu musi być lepiej !!! A rodzicami tak jest, ostatnio sama łapię sie na tym, że bardziej się o nich teraz ja martwię, niż oni o mnie. Taka kolej rzeczy...
Popieram pomysł z jogą - nawet jak masz pełno energii, to akurat takie wyciszenie jest super !

Fjona Ogr pisze...

Agnieszko,
też mam wrażenie, że na razie mi wystarczy "atrakcji". A, że to moje chorowanie jest na tle nerwowym - jestem prawie pewna, niestety. Trzymam się i się nie daję.
buziaki

Aniu,
byłam u Ciebie w nowym miejscu - fajnie, że się przeniosłaś ;-)
A głęboki oddech i dłuższa przerwa bardzo mi się przydadzą. Poproszę! ;-) ściskam mocno

Kobieto,
no, mówię Ci staram się nie dawać, ale z różnym efektem. Też chcę wierzyć, że w końcu MUSI być lepiej.
buziakuję

Elso,
joga faktycznie rewelacyjnie wycisza, chociaż także nakręca energetycznie. Nie rozumiem tego na razie, ale podoba mi się ;-))
A co do rodziców - jak piszesz: taka kolej rzeczy.
pozdrawiam gorąco