1 lip 2010

Skrawki myśli chaotycznych

...

Upał.
Ciężko się myśli, a tym bardziej pisze, ale spróbuję ...

Moja matka rzuciła ostatnio hasło, które całkiem mnie rozwaliło.
Przychodzi codziennie do Ogrzyka, staje nad łóżeczkiem i „gada” z Nim (z Ogrzykiem, nie z łóżeczkiem). A potem słyszę jej głośne zachwyty i śmiechy. Choć już wcześniej przyznała się, że nie bardzo nas z bratem wychowywała, bo głównie robiła to babcia (na początku nie miała czasu bo praca, a potem wódka …), w końcu po kolejnej sesji i zachwytach nad wnukiem pękła i rzuciła hasło w stylu – „bo ja to wszystko straciłam, nie widziałam tego rozwoju, tych wszystkich postępów, ani Twoich ani Twojego brata, nie wiedziałam, że to takie cudne i niesamowite. Wiem, jestem głupia, że się tak zachwycam, ale sama nie miałam okazji przeżyć tego, zobaczyć jak to było u Was..”
A potem, tego samego dnia, dzwoni do mnie kierowniczka z pracy i po grzecznościowych pytaniach o synka, pyta kiedy kończy mi się macierzyński. Powiedziałam, że w lipcu. „No, i potem jeszcze urlop, tak?” A na moje szczere potwierdzenie, że ja chyba jednak spróbuję wychowawczego dopóki nas finanse nie zarżną – usłyszałam, że kobitka (ta wspaniała, co to na moje zastępstwo jest) wzięła bardzo długi urlop bezpłatny, a tu wakacje, czas urlopów, jedna z moich koleżanek zaraz idzie na miesiąc więc druga zostaje sama, a potem zamiana! No tak, czyli czytaj: rzucaj wszystko i wracaj do pracy, bo chcemy na urlop iść i nie zarzynać się pojedynczo w pracy… A taki ch.. wał! Nie ma! A ja mogłam sama zapitalać jak były na zwolnieniach, urlopach i sama nie wiem co tam jeszcze?! Mam wrócić szybciej do pracy, za 1200 na rękę, użerać się z ludźmi i być myślami przy synku tylko z powodu lojalności dla moich koleżanek?! Stracić te wszystkie ważne chwile, o których wspominała moja matka?! Wqrw mnie chwycił okrutny, bo każda jakoś swoje dzieci odchowała, sama albo z pomocą babć, a ja mam na ochotnika wszystkiego się pozbawić w imię czego? Dla kogo i PO CO? A nie pomyślały, że jak oddam Małego do żłobka to się dopiero zaczną zwolnienia i choroby??
Eee tam, koniec bo za gorąco na takie podniety. :-((
A zostając przy temacie pracy …
Byłam w tym tygodniu u Dyrki i zasygnalizowałam moje plany. I na dzień dobry dowiedziałam się, że „nie może mi obiecać, że wrócę tam, gdzie pracowałam przed ciążą!” No prosisz!! Tym bardziej nie będę się spieszyć z powrotem, bo po co?! Tylko dramatyczny kryzys finansowy naszego domowego budżetu zmusi mnie do szybszego powrotu. Zwłaszcza, że ostatnio poobserwowałam matkę w różnych sytuacjach i doszłam do wniosku, że niestety, nie mogę jej zaufać… Nie nadaje się. Jest tak beztroska, żeby nie powiedzieć bezmyślna, że strach! Nie wiem czy będę mogła zostawić jej dziecko, no nie wiem…
Na szczęście, na razie nie muszę.
I koniec z tym tematem.

Ogrzyk jest cudny! Coraz fajniejszy. Gada, śmieje się w głos, umie coraz dłużej zająć się sam sobą (np. oglądając karuzelkę albo bawiąc się swoimi dłońmi), a my ze Szrekiem możemy zjeść razem śniadanie. Kiedy nie śpi i się niecierpliwi zabieramy go do kuchni, sadzamy w leżaczku i może nas Młody obserwować przy jedzeniu. A bardzo go to interesuje, bardzo! Gada do nas wtedy, włącza się do rozmowy i bacznie obserwuje co robimy. I najważniejsze – sam się usypia! Nie wierzyłam, ale okazało się, że tak jest! Szreku przy usypianiu głaskał Ogrzyka po czole, między brwiami. Tak mu się to spodobało, że teraz kiedy Małemu chce się spać, albo jest po wieczornej butli – kładzie paluszki na czole, naśladuje ruchy Szreka i … usypia się sam. A my jesteśmy dumni i wniebowzięci bo mamy więcej wieczoru dla siebie. No i przesypia od wieczornej kąpieli (19-20) do rana (4-5). Nie będę już więcej wyliczać Jego umiejętności, bo jest ich wiele. Ważne, że jest coraz lepiej! Da się żyć. Jest coraz bardziej czytelny i takie też są jego komunikaty wysyłane do nas. Coraz łatwiej zrozumieć o co mu chodzi, czego chce lub co nie pasuje mojemu nerwusowi.
A kiedy się do mnie śmieje albo po swojemu gada – nic innego nie ma znaczenia.
Roztapiam się. :-))
Czego chcieć więcej?
Zdrowia!
Bo do kasy szczęścia ze Szrekiem nie mamy … :-/
Aaaa! No i teraz jest czas dla mnie!
Zaczynam czytać - uwaga! - książki nie mające w tytule słów: „poradnik”, „niemowlęta”, „dziecko”, „pierwszy rok życia” i tego typu…
Rzuciłam się na książkę Łukjanienko i równolegle na czasopisma Pani i Film.
Wolno mi idzie (wyszłam z wprawy? hi hi) – po kilka stron dziennie, kiedy Młody ma drzemki, ale to zawsze coś!
A plany mam baardzo ambitne w dziedzinie: „Co dzisiaj zrobiłaś dla siebie?”
Zwłaszcza, że Szreku ma urlop w przyszłym tygodniu!
Lista jest długa. ;-)))
Ale o tym następnym razem.
Dobranoc.
Może uda się przeczytać kilka stron powieści albo obejrzeć trochę obrazków w czasopiśmie zanim zasnę.

Brak komentarzy: