2 lut 2010

Zdolna jestem niesłychanie

....czyli doigrałam się!

Złapałam przeziębienie. :-(
A jeszcze w zeszłą niedzielę chwaliłam się jaka to jestem nietykalna, że z takiego chorowitka nagle w ciąży stałam się nie-do-zdarcia, jak nie ja.
A tu niespodzianka średnio przyjemna.
Wystarczyło trochę stresów, dieta (i to, że często niedojadałam), a także kilka wypraw komunikacją miejską w mroźne dni i już. Migdały jak banie, zapadnięte oczy, katar zatykający obie dziurki i debilny wyraz twarzy, bo żeby oddychać musiałam to robić ustami czyli miałam je raczej cały czas uchylone. Seksi! No i do tego małe możliwości leczenia poza homeopatykami, leżeniem/poceniem i piciem, spaniem, piciem, spaniem i piciem. Nawet Szymek był markotny, mało aktywny i flegmatyczny, a jego kopniaczki bardziej przypominały smyrnięcia i obcierki – takie słabiutkie i nieliczne. Biedaczek.

Ale jest już lepiej czyli będę żyć! Gardło jeszcze spuchnięte, ale katar przechodzi (usta mam wreszcie zamknięte i czuję smak tego co jem!) i może obejdzie się bez lekarza. To dobrze, bo moja doktorka pierwszego kontaktu nie zna innych leków tylko antybiotyki…
Jedyna sprawa, która mnie martwi to brzuch. Stwardniał na początku przeziębienia i nie wiem czy to synek się przemieścił w inne, mniej wygodne położenie, czy to może od napinania mięśni przy czyszczeniu nosa czy co... A może znowu urósł i brakuje mi skóry?
W czwartek idę do mojej gin więc zobaczymy.
Najważniejsze, że wraz z moim powrotem do zdrowia Ogrzyk także stał się bardziej aktywny.

A co poza tym?
O dolegliwościach nie piszę, bo wiadomo, że są, a nawet jest ich coraz więcej.
O rosnącym brzuchu i coraz większej mojej niezdarności i nieruchawości też wspominać nie ma po co. To też oczywiste.
Zaczęłam końcowe odliczanie, bo to już ok 6 tygodni do spotkania. Jeśli Szymek nie zdecyduje inaczej...
Emocje z tym związane również książkowe – radość, niecierpliwość, strach i obawa. Norma.
I tylko ciągle i stale nie mogę się przestać dziwić jak ten czas zapitala! Że jak to, że dopiero co był wrzesień z emocjami pierwszego, ważnego usg w 12 tygodniu, a tu już za chwileczkę, za momencik zobaczymy naszego Ogrzyka i zacznie się dla nas kolejny etap tej niesamowitej podróży.

Boję się i mam tremę, ale nie mogę się już doczekać!

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kochana, czuję dokładnie to samo co TY! Nie mogę uwierzyc, że zostały mi 4 tygodnie (pi razy drzwi)...Jakieś to wszystko niesamowite jest...Mam nadzieję, że będziemy mieć po narodzinach dzieci mimo wszystko trochę czasu, żeby opisywać co się dzieje, dzielić się troskami, radościami i spostrzeżeniami...
A przeziębieni? Możesz być mega odporna, ale jak ci ktoś w autobusie kicha w twarz lub kaszle w ucho, to się nie da obronić. Dlatego bądź dzielna, nie właź między ludzi:)))i kuruj się najbardziej prymitywnie, ale mam nadzieję, że skutecznie:))
Ściskam Ciebie i Szymunia

naufrago

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

Spoko, będzie tylko gorzej ;)) No przynajmniej do końca ciąży... A potem... :D Sama zobaczysz. A tak na serio to dasz radę, nie Ty pierwsza, nie ostatnia w końcu miałyśmy matki, babki i prababki anawet pra pra pra pra... pra... ;) Już niedługo. I pamiętaj, choć poród czasem trwa długo - na pewno nie trwa wiecznie :) Nie bój się. Tzn, bój się, masz prawo, ale bez przesady - ok? W końcu to TWÓJ wyczekany SYN się urodzi nie pokażesz mu chyba w pierwszej odsłonie, że ma Matkę Mazgaja hę? Buziam!

Unknown pisze...

Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i pamiętam jak ja dziwiłam sie szybko upływającym dniom. Niestety tak już pozostanie hahaha Kinia niedługo ma przecież roczek a ja, zdaje sie niedawno ją rodziłam

Fjona Ogr pisze...

Naufrago
Ja mam wielką nadzieję, że znajdziemy czas po porodzie na dalsze spisywanie najciekawszych chwil. Ale się uda - zobacz na bloga Kobiety z drugiej strony! Czyli to jest możliwe ;-))
Zdrowie już do mnie wraca i siły też więc będzie gut.
buziakujemy

Kobieto,
oszsz Ty! No, prowokacja Ci się udała - co ja nie dam rady?! ;-)) Że co, że ja mazgaj? Ja?! ;-))
A, że będzie gorzej to się trochę domyślam - zwłaszcza na początku. Ale w końcu wszystko jest trudne nim się stanie proste, prawda? hihi
buziole

Gosiu,
domyślam się, że jak dziecko jest w domu to czas jeszcze przyspiesza - o ile to w ogóle możliwe! Aż szkoda, że te chwile tak zmykają, ale z drugiej strony to cudownie, że je sobie utrwalamy ku pamięci dzięki fotografiom ... i naszym zapiskom blogowym. :-))
buziaki dla Was dziewczyny!

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

Buhaha Fjono droga, o to chodzi o to chodzi... :D:D

ina pisze...

wiesz, brzuszek zawsze twardnieje pod koniec, zmienia położenie, opada. niby mowi się ze opada 2 tyg. przed porodem, ale mi opadł miesiąc przed, jak zakłądałam luteine do srodka, dotykałam główki córeczki! życzę szybkiego powrotu do zdrówka!!