1 lut 2013

Żyję

I chyba już czas odkurzyć bloga, pajęczyny pozdejmować, wreszcie coś skrobnąć w tym nowym roku. Tak, Aniu, mamo T. masz rację - Wielkanoc za rogiem… ;-)
Co do postanowień noworocznych mam jedno – być lepszą matką! Bo kiepsko mi idzie i mam tego pełną świadomość.  :-(
Postanowiłam sobie, po pierwsze, nie wrzeszczeć na Ogrzyka. Któregoś razu naczytałam się w necie o krzywdzie jaką robią dziecku nasze wrzaski, oraz mądrych rad jak tego nie robić i wróciłam do domu pełna dobrych chęci. I zapału. Umiem, chcę, potrafię!
Wytrzymałam… do wieczornej kąpieli.
Myję Ogrzyka (bo teraz on decyduje kto, co i kiedy!), a Mały ma tyle ciekawych zajęć podczas kąpieli – myje kafelki, zalewa podłogę wodą z prysznica, robi porządek w moich szamponach, żelach i innych buteleczkach stojących na półce przy wannie „mama, to nie tu! To tu, a to fe!” (i wrzuca na przykład mój balsam do zlewu). W pewnym momencie Młody ciągnie za sznurek suszarki (mama a to to?). Jeden z prętów suszarki spada (mało nie uderza go w głowę) a przy okazji spada do wanny wysuszona zawartość.
Podnoszę głos - Co robisz?! I jak mam na Ciebie nie krzyczeć?! Może mi powiesz bo ja nie wiem!
I słyszę małego mądrali spokojną odpowiedź – Teś niemiem. ;-)

Jak uśpić mojego Ogrzyka? Chrapać lub udawać chrapanie! Mój Szreku jest Miszczem usypiania, jak łatwo się domyśleć. Tyle, że on nie musi tego chrapania udawać! Zasypia pierwszy i daje dobry przykład. :-)

Znowu kołowrót - my w pracy, a Młody pierwszy raz po trzytygodniowej przerwie w żłobku. Zobaczymy jak będzie i ile dni wytrzyma (bez choroby). W styczniu chodził całe trzy dni! Czwartego miał już katar, a za chwilę gorączkę. Najgorsze, że po każdej przerwie musi przyzwyczajać się od nowa, a do tego zmieniły mu się „ciocie” (urlop? choroba?) i kilka dzieciaków jest nowych (w tym jeden straszny agresor i łobuziak o słodkim imieniu Mateuszek. Widziałam go w akcji w szatni jak atakował kolegę. Nie wiem czy to temperament czy niektóre dzieci tak mają). Tak więc wróciliśmy do punktu wyjścia, do ryków i płaczu porannego, do błagalnego: ”mama ja TU!” (czyli, że chce zostać w domu) i „ja nie do cioci Asi”(każda ciocia w żłobku to dla Małego „Asia”). Chociaż przy odbieraniu go ze żłobka jest już oki, jest zadowolony i ożywiony.  I napiszę to, choć zabrzmi okropnie – Młody zasypia cudownie szybko i wcześnie, kiedy chodzi do żłobka! Pada już przed 20-tą. ;-)

A ja jestem dzikusem bez energii. Mam chyba jakąś depresję. Bo żadna chandra, ani dół nie trwają tak długo. Może to hormony? Albo SKS (starość, qwa, starość)? Walczę ze sobą, swoją płaczliwością i rozmemłaniem, bezsilnością i słabością, ale na razie przegrywam. Najgorsze jest, że – tak jak mój syn ma obniżoną odporność na wszelkie bakcyle – ja mam znacznie obniżoną odporność na wszelkie trudności i złośliwości jakie mnie spotykają. Szreku stuka się w głowę i nie może zrozumieć, po co się tym wszystkim aż tak przejmuję. Ja też, w sumie, nie rozumiem i chyba właśnie na tym polega problem. Jak to było w Seksmisji? „Zdrowy organizm żyje i działa, dopiero chory zastanawia się nad sobą”. Coś w tym jest.
Jeszcze powalczę. Może pogoda się zmieni na jaśniejszą i będzie lepiej? Jeśli nie, poszukam pomocy u lekarza. Bo nie chcę tak żyć. Muszę być w formie. Psychicznej zwłaszcza. Dla Ogrzyka! Nie może mieć takiej matki. Mam być dla Niego wsparciem!
Na razie, doraźnie, pomogły ciepłe słowa pocieszenia i rękaw do wypłakania (dzięki Kobieto!). Wytarłam łzy, chcę wierzyć, że nie jest tak źle, jak myślę i nie jestem największą ciapą we Wszechświecie, a to co uwiera – jakoś się ułoży. Oby!
I powtarzam sobie cichutko/nieśmiało – „bo twardym trzeba być…”    

Z ostatniej chwili. Ogrzyk został ugryziony w żłobku przez inne dziecko. Opiekunka zameldowała przy odbiorze Szymka. Ma "pięknie" odciśniętą całą malutką szczękę. Przez chwilkę mnie to nawet rozbawiło, ale potem przyszła refleksja… Szymek, nie jest agresywny, co nie zmienia faktu, że był już (i zapewne będzie, niestety) atakowany przez bardziej agresywne dzieci. Panikować? Szreku, oczywiście, ma już wyjście z sytuacji: będzie uczył Ogrzyka się bronić (prawie chciał go zapisać na krav magę haha!). Wyśmiałam go i przypomniałam, że Ogrzyk ma dopiero 3 lata i nie ma co uczyć go agresji! Ale, nie ukrywam, lecę na googla poszukać, poczytać, co robić, jak pomóc, jak się zachowywać.
Dżizaas, jak ja NIC nie wiem o życiu!      

7 komentarzy:

agnieszka pisze...

Nie mam czasu się rozpisać bo dzieci mnie szarpią wiecznie za ręce i nogi ale tak: jesteśmy dwie ciapy rozmemłane i jestem pewna, że są dużo gorsze niż my, w kupie raźniej :) Kobieta jest niezastąpiona - jeśli mówimy o tej z drugiej strony lustra. No i muszę iść. Ściskam i dobrze Cię wiedzieć!

ania mama t. pisze...

to naprawde taka rozmemlana pora roku - byle do wiosny ! jak co roku - i tego sie trzymamy!fjona - nie jestes cyborgiem - wiec daj na luz - jestes najlepsza ogrzykowa mama dla ogrzyka!a co do samoobrony - takie historie sie zdazaja i beda zdazac - mlody sie sam nauczy jak sie zachowywac w takich sytuacjach , a jak nie to jak bedzie starszy to sie nad jakims sportem budujacym pewnosc siebie zastanowicie ;-) - uszy do gory!!!

Fjona Ogr pisze...

Agnieszko,
fajnie, że zajrzałaś i odezwałaś się. Jakoś (czytając Twojego bloga)nie widzę w Tobie ciapy, a tym bardziej rozmemłanej :-) Wręcz odwrotnie! Ale dzięki za miłe słowa.
pozdrawiam gorąco

Aniu, mamo T.,
też tak czuję: byle do wiosny! i też mam nadzieję, że to rozmemłanie spowodowane jest przez czynniki zewnętrzne ;-) dzięki za wsparcie. A co do obrony Ogrzyka, będziemy obserwować - może nie będzie tak źle?
pozdrowionka ;-)

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

:)) No nareszcie widać jakieś światełko w tunelu :)) Ściiiiskam Cię :) już wiosna za rogiem, zobaczysz, będzie dobrze :* muszę do Ciebie pogadać - naklikam :)

Fjona Ogr pisze...

hej Kobieto,
pogadaj i naklikaj!
;-)))
I niech wreszcie będzie lepiej.

Dosia pisze...

Nikomu nie życzę rozmemłania, ale gdy sama właśnie jestem rozmemłana, to mi raźniej - dzięki:)
ale zbieraj się!
Pozdrawiam.

kattrinka pisze...

jezdeś... nareszcie!!!!!!
I oby do wiosny!!!!