9 gru 2012

Sajmon i …


- i żłobek – chyba mu nie służy. Ze względów zdrowotnych, ale emocjonalnych trochę też. Płacze (lub marudzi - zależy kto go odprowadza) kiedy idzie do żłobka, popłakuje raz czy dwa razy w trakcie dnia, choć potem trudno go stamtąd wyszarpnąć. Biega po korytarzu, wspina się na piętro - szaleje. Panie go bardzo lubią, bo jest grzeczny i sam sobie organizuje czas wolny od wspólnych zajęć. Tylko co z tego, skoro jest w tym żłobku trzy do sześciu dni na miesiąc?! No, i trochę zmienił się pod wpływem (szoku) rozłąki i innych dzieci. Nauczył się wymuszać wszystko krzykiem i histerycznym płaczem (chociaż to pewnie taki etap), chce decydować co ubierze, co będzie jadł, kto go będzie usypiał, mył, karmił, w ogóle daje do zrozumienia, że on fam! (sam), panikuje kiedy mu znikam w pokoju obok, zrobił się przylepą-pieszczochem i najchętniej spędzałby czas w naszych ramionach, chce rządzić! Albo będzie tak jak on chce, albo wcale.
- i elektronika - uwielbia miłością absolutną! radio, Tv, każdy sprzęt grający i oczywiście telefony! Niestety, nie umiemy go oduczyć dotykania przedłużaczy i listew, czyli sprzętu bezpośrednio podłączonego do kontaktu. Nic nie pomaga - tłumaczenie, czytanie książeczek, krzyki i dawanie po łapach, nic! A wracając do telefonów - u Szreka w telefonie (dotykowy) potrafi nie tylko obejrzeć sobie zdjęcia czy nagrane filmiki, ale także wejść w youtube i wyszukać bajki typu Reksio, Pat i Mat (Sąsiedzi) czy Tomek i przyjaciele. Ostatnio też się bawił telefonem. Ja byłam już w pracy, a Szreku się szykował. W pewnym momencie Szreku zauważył, że Młody wystukuje ciąg jakichś cyferek, ale się nie przejął, bo tak długiego numeru nie połączy z żadnym abonentem przecież... Po chwili zadzwonił telefon. Szreku odebrał i usłyszał – „Tu pogotowie! Zadzwoniło do nas dziecko, rozumiem, że jest zostawione bez opieki więc wysyłam karetkę i policję!” Na szczęście nie wysłał, ale Szreku dostał zjebki (zasłużone absolutnie, chociaż on sam uważa inaczej) i ma nauczkę, że Młody jest nieobliczalny.
- i muzyka - ostatnio hit absolutny "Gangnam style". Kiedy Sajmon tylko toto usłyszy, przerywa każdą zabawę, porzuca zabawki i zaczyna tańczyć. A ostatnio nawet próbuje śpiewać - najlepiej wychodzi mu "hej!"
- i kota – skomplikowany związek, szorstka czułość podszyta zazdrością. O nas oczywiście. Potrafi być dla niej niemiły, próbuje ją kopnąć, gania ją i krzyczy przy niej wymachując rękami (kota nie lubi tego, więc ucieka), ale z drugiej strony pilnuje, żeby dać jej jeść (citek miau! jeśś jeśś), a najchętniej sam próbuje ją karmić. Kota, jak się zapomni, ociera się o niego i coraz mniej daje mu po łapach. Zresztą Sajmonek jest i tak przygotowany i w bliższych z Kiką kontaktach chowa dłonie pod pachy, tak na wszelki wypadek, o!
- i mowa - czyli, cytując Słowackiego: „…aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…” – wiele, wiele nowości w temacie! Nareszcie! I chcemy więcej. Chociaż już teraz (dla mnie!) Sajmonkowe gadanie jest zrozumiałe i oczywiste. Jedziemy autem, ja prowadzę, Sajmon z tyłu w foteliku. Słyszę zza pleców: „mama, a to to?” Ale co? – pytam „to! To to?” I tak całą drogę! A dalej – fam (sam), juf (już), dziuja (dziura), kedy baba bedzie tu? Niektóre wyrazy (czasem całe zdania!) wyskakują z niego ot, tak - jakby od niechcenia, jakby TAM gdzieś były i czekały sobie na wywołanie. Ale generalnie są to ciągle pojedyncze wyrazy i ciągle preferuje swoją mowę...
- i choroby - sporo tego było od września. I za każdym razem (poza jednym przypadkiem!) brał antybiotyk. Jak pisałam, wracał do żłobka na trzy dni i zaczynało się od nowa. Niestety, nasza doktorka leczy wszystko (od kataru po wirusy) antybiotykami, a ja nie jestem aż tak odważna czy doświadczona, żeby ryzykować samodzielne leczenie domowymi sposobami. Efekt był taki, że ostatnia choroba była bardzo ciężka, z wysoką gorączką (ponad 39,5), której nie dawało się zbić przez kilka dni. Młody bardzo był cienki, gorączka zamieniała go w piszczącego i jęczącego biedaczka, odmawiał przyjmowania leków i picia, a ja panikowałam, bo nie wiedziałam czy to wszystko nie skończy się czasem w szpitalu. Tym razem to ja siedziałam z nim w domu. Babcia nie dałaby rady, a w końcu dziecko jest ważniejsze niż atmosfera w pracy (bo kierownica się wyraźnie na mnie obraziła, że ją ze wszystkim zostawiłam samą. Ojej! Masakra!). Nawet doktorka zaniepokoiła się i skierowała go na badania krwi. Na szczęście wszystko w normie, ale zadecydowałam, że teraz zostanie do końca roku w domu. Niech odpocznie od bakcyli i leków. A w nowym roku - zobaczymy. Chciałabym, żeby wrócił do żłobka, bo i tak nie ma innego wyjścia i do przedszkola będzie musiał iść. Z drugiej strony, chciałabym, żeby posiedział w domu – z dala od bakcyli/wirusów/antybiotyków… Ale to zależy od babci – mojej mamy. A tu jest problem, bo z moją mamą jest źle… Jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi, tak jest! Symptomy przemawiają nawet do takiego ignoranta jak ja i wiem, że jest bardzo, bardzo źle! No, i moje sny… można się śmiać, ale są bardzo złowieszcze, wiem to i czuję.
Tak czy owak, jest jak jest i oby jak najdłużej nie było gorzej!

6 komentarzy:

coreczkiblizniaczki pisze...

Moje małe też chore - cóż, tak to już jest jak dziecko zaczyna chodzić do żłobka/przedszkola. Bardziej doświadczone mamy mówią, że ten pierwszy rok jest najgorszy, więc mam nadzieję, ze tak właśnie będzie i niebawem te ciągłe choróbska się skończą ;) Zdrówka życzę i pozdrawiam

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

o rany ta aklimatyzacja do żłobkowo - przedszkolnych bakcyli to gehenna :(( zdrowiejcie!

ania mama t. pisze...

kochana, jedyne co mozesz robic to przeczekac i przebolec ten chorobowy czas . tadeuszek jest teraz juz bardzo (odpukac) odporny na bakcyle przedszkolne.fjona, moze bys lekarza zmienila(wiem, latwo sie mowi:-( )? tadeusz byl juz tak czesto chory ale moze 4 razy w zyciu , albo i mniej musial brac antybiotyk !
znajdz jakiegos, ktory bada krew z palca przy przeziebieniu.u nas to nawet zapalenie ucha zadko sie antybiotykiem leczy.
calusy i usciski od nas dla was - i uszy do gory!!! byle do wiosny :-)

Fjona Ogr pisze...

Mamo bliźniaczek ;-)
taa słyszała, że pierwsze pół roku (rok) są najgorsze pod względem chorób, ale jakoś mnie to nie pociesza, kiedy widzę Małego tak umęczonego. Wam też dużo zdrowia życzę!

Kobieto,
dzięki bardzo, mam nadzieję, że kiedyś ozdrowiejemy gad-demyt!
ściskam mocno

Aniu,
przeczekuję, zbieram siły i cierpliwość, myślę o zmianie lekarza i trzymam kciuki, żeby Młody się wreszcie oswoił i uodpornił! Może się w końcu uda?
... i masz rację - byle do wiosny! ;-))

kattrinka pisze...

dzizasie, macie przezycia... kurcze az sie boje sama, choc mam jeszcze rok czasu na przedszkolanie. Pomysl, ze jeszcze moze chwilka i wszystko wróci do normy a młody uodporni sie i bedzie najszczesliwszym przedszkolakiem? a Ty w końcu wypoczniesz :))) Zdrówka i buziakuje mocno ;)

Dosia pisze...

Witaj przeciekawa Kobieto,

zapraszam Cię do zabawy ;)To wyróżnienie;)

szczegóły tu: http://dosipisanie.blogspot.com/2012/12/zabawa-blogowa-trwa.html

Pozdrawiam