3 wrz 2012

Przeżyć żłobek i nie zwariować

... czyli Fjona-cienki Bolek.

Pierwsze koty za płoty! To dzisiaj był debiut żłobkowy. Ależ to zleciało!
Ogrzyk, zgodnie ze swoim przekornym charakterkiem, dzisiaj nie chciał nawet zbliżyć się do schodów żłobka. Chociaż (odkąd sam chodzi) za każdym razem kiedy tamtędy przechodziliśmy, wdrapywał się na nie ochoczo i nie dał się zabrać. Kiedy w końcu weszliśmy do środka, a wszelkie formalności zostały zakończone – nadejszła wiekopomna chwila: wejście na salę.
I proszsz!
Pooszedł! Prosto do zabawkowej kuchni, bo szafki miały drzwiczki i do tego talerzyki, widelczyki i malunie filiżaneczki. Można było otwierać i zamykać, wyjmować i układać, a potem wkładać z powrotem do szafeczki i zamykać drzwi, znowu i znowu. Nie widział mnie! Dobry start, obiecujący. W ramach eksperymentu zostałam nawet poproszona o wyjście na korytarz, niech się oswaja, że mnie nie ma w zasięgu wzroku. Minęło ok. 15-20 minut. W tym czasie dookoła panował taki harmider, że głowa pękała w szwach. Rodzice przyprowadzali kolejne dzieci, wchodzili, wychodzili, wracali, panie wychodziły i każdemu po kolei tłumaczyły co i jak… Ja tylko łapałam kontakt wzrokowy z opiekunkami i pytałam jak tam. Było oki. I w pewnym momencie usłyszałam płacz, który szybko przeszedł w krzyk. Nie, to nie Ogrzyk. Ale do malucha dołączyły jeszcze ze dwa, potem trzy głosy, a gdy kolejny raz drzwi się otworzyły widziałam Ogrzyka jak biegnie w stronę drzwi z wyraźną „podkówką” na buzi i z okrzykiem „mama!”. Potem pytałam pani, kiedy zaczął płakać, powiedziała, że przestraszył się krzyku jednego z chłopców (faktycznie piszczał tak, że uszy bolały!). W każdym razie Szymuś rozkręcił się i rozżalił na maksa. Pani zasugerowała, że może na dzisiaj wystarczy i mogę go zabrać. Bardzo chętnie, bo hałas mnie zmasakrował, a emocjonalnie byłam bliska dołączenia do ryku mojego synka. Zwłaszcza, że w Sali płakało już z siedmioro dzieciaczków. Tylko, że Ogrzyk z Sali wyszedł, ale ze żłobka wyprowadzić się nie dał! I tak staliśmy na korytarzu, on ryczał, ja pytałam gdzie chce iść, a on nie mógł się zdecydować. W końcu drzwi do Sali otworzyły się po raz pierdylion siedemdziesiąty dziewiąty, a wtedy Szymek zwyczajnie wszedł do środka (nie przestając ryczeć). I stał tam taki rozdarty, niezdecydowany i nieszczęśliwy, bo „jego” kuchnia była zajęta! I z tej frustracji zaczął nawet rzucać plastikowymi talerzami o podłogę…   A ponieważ nie bardzo chciał się uspokoić, a jakaś dziewczynka, która podeszła do niego po chwili też się rozpłakała – dałam za wygraną. Wyszliśmy. On cały spocony od płaczu, z zaparowanymi okularkami, z gilami do pasa i ja mokra, spięta i z histerią gotową za zakrętem. Jeszcze na zewnątrz dwa razy mi się wyrywał i biegiem wracał do żłobka…
A potem, w domu, kiedy przyszła babcia i zajęła się małym diabełkiem, mama (czytaj: stara i głupia Fjona) opowiedziała wszystko Szrekowi, zalewając siebie i telefon rzęsistymi łzami. Tak się rozkręciłam, że kiedy zadzwonił mój brat (też ciekawy jak tam debiucik Szymka), wystraszyłam go nie na żarty, bo nie mogłam wydusić słowa. No, waryjatka jakaś!
Ech, menopauza już coraz bliżej, nie ma to tamto!
A teraz siedzę przy laktopie, nie mam sił i ochoty na robienie czegokolwiek, a Ogrzyk śpi i co jakiś czas mówi coś przez sen! Przeżywa.
Jutro podejście drugie. Jedno, co mi się nie podoba, to bardzo duża grupa – doliczyłam się ok. 26 dzieciaczków! Młodsze grupy są mniej liczne. Cóż, nic się na to nie poradzi. I tak wiele dzieci jest jeszcze na listach rezerwowych.

A dzisiaj nasza siódma rocznica ślubu (wełniana lub miedziana). Nawet nie wiem czy to jakoś uczcimy… Teraz czuję się emocjonalnie wypompowana. Może do wieczora mi przejdzie, podładuję trochę akumulator i nabiorę ochoty na cokolwiek?

Psst: wielkie dzięki za wsparcie, kciuki i rękaw do wypłakania użyczony przez pewną Kobietę. ;-)) 

6 komentarzy:

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

Oj tam oj tam będzie dobrze! wszystkiego najlepszego! My też w tym roku 7 :)

Anonimowy pisze...

hah niezle, najlepszy to powrot do zajetej kuchni :D
ubawilam sie- wybacz:D
asiaw

ania mama t. pisze...

fjona - dacie rade:-))))
bedzie dobrze - najtrudniejszy ten pierwszy okres - jak go juz przezyjecie to bedzie dobrze!!
ile jest pan na ta gromadke dzieci?
buziaki

Fjona Ogr pisze...

Kobieto,
no mam nadzieję, że w końcu będzie dobrze! Na razie jest po japońsku...

Asiu,
nic dziwnego, że Cię to rozbawiło - to jest zabawne. Ja za jakiś czas też pewnie będę się śmiać z mojego synka odganiającego dziewczynki od szafek kuchennych ;-) Oby.

Aniu,
mam nadzieję, że damy radę. Na razie cinżko jest, a ja jestem skotłowana emocjonalnie.
A opiekunek na tak sporą gromadkę jest chyba 4.

kattrinka pisze...

kochana i tak bardzo dobrze poszło ;)) wiadomo, mama przezyje najbardziej, ale dacie rade kochana!!! A na te 7 lat kolejnych miłosnych wspaniałych 1000 lat życze ;)))
udało sie odpocząć?
całusy dla Ciebie i Sz. :***

Fjona Ogr pisze...

hej Kattrinko,
dzięki za życzenia i wsparcie ;-)) przyda się.
buziaki