3 lut 2012

Fjona Niedowiarka, bakcyle i szlaban

* * *
Muszę to z siebie wyrzucić.
Jest mi źle i strasznie przykro. :-((
Tragicznie!
I absolutnie nie czuję satysfakcji!
Ale kiedy zniknęła Madzia , pierwszą moją myślą było – ściema jakaś!
Nie uwierzyłam, chociaż generalnie taka naiwna jestem, że szok. Wierzę ludziom czasem aż za bardzo.
Tym razem jakoś mi się to wszystko nie składało w logiczną całość. Nie wiem skąd ta nieufność? Nie wiem czemu, ale pomyślałam – laska kłamie! To było pierwsze wrażenie, ale pod naporem tego co się działo w TV i oburzenia mojej matki, kiedy się z nią podzieliłam wątpliwościami – zmiękłam i uwierzyłam. Bo może faktycznie przesadzam i za dużo się naczytałam/nasłuchałam/naoglądałam?! Zaczęłam przeżywać i gorąco dopingowałam. Czarowałam: „Niech się znajdzie! Żywa! Niech ją znajdą, niech wróci do rodziny, do swojej MAMY!” Podziwiałam tych wszystkich, którzy z takim zaangażowaniem szukali, rozklejali plakaty, jeździli, podnosili stawkę nagrody… To bardzo wzruszające jakimi my, Polacy, jesteśmy wspaniałymi ludźmi! Jesteśmy mistrzami zrywów narodowych, prawda? WOŚP, akcje charytatywne, zrywy spontaniczne, kiedy potrzebna pomoc (na przykład teraz, podczas mrozów, szukanie i pomaganie bezdomnym)…
W przypadku Madzi zaangażowanie i pomoc bezowocne. Nie chcę napisać mocniej.
Dzisiaj rano radio i wiadomości zakończyły spekulacje. Zgasiły nadzieję. :-(
Mama Madzi pękła i przyznała się. Rozczarowanie. Oszustwo.
Nie oceniam (staram się! Tak bardzo się staram!) i bardzo żal mi tej dziewczyny.
To potworne i okropne.
Tylko, że już nie wierzę w kolejną wersję.
I te wszystkie pytania (bez odpowiedzi), które nie dają odpocząć zwiotczałym zwojom mózgowym…
Madzia upadła? Wypadła? Nawet jeśli to był tragiczny wypadek i zginęła na miejscu – zamiast pomocy, matka (czy na pewno ona?) wynosi i ukrywa/zakopuje/wyrzuca gdzieś swoje dziecko?!
Szok?!
Nawet nie próbuję wyobrazić sobie, co teraz czuje rodzina, dziadkowie, przyjaciele…
I nie daje mi spokoju pytanie czy ojciec Madzi wiedział??
Dosyć!

Luty, ciągle zima, mróz.
Siedzimy już kilka dni w chacie i dostajemy pier… małpiego rozumu dostajemy.
Zwłaszcza Ogrzyk. :-(
A to wszystko przez jego matkę (starą i głupią Ogrzycę) i mróz.
Dobrze, że część odpowiedzialności można zrzucić na aurę! Ogrzyca albowiem, matka nieodpowiedzialna i bezmyślna, wielokrotnie udawała się była na zakupy ubrana, tak jakby, bardzo nieodpowiednio lub wkrótce po prysznicu (a kiedy Ogrzyca mokra - nie ma znaczenia ubiór), a że ona z tych słabowitych, a na świecie ZIMA, panie, to załapała się była zaraz (to taka duża bakteria) na katar z szansą na więcej! Jak nigdy! Albowiem, w całym swoim dłuuugim życiu, Ogrzyca nigdy (albo bardzo rzadko) nie miała okazji na coś więcej.
Tym razem surpraajz! Bonusik – katar zaprosił ból gardła i problem gotowy.
A potem sarkazm Szreka (No, i co tam, Fjono, przywlokłaś tym razem do chaty i masz zamiar podzielić się z bogu-ducha-winnymi współlokatorami?!), natrętne myśli przeplatane wyrzutami sumienia i czujne obserwacje Ogrzyka w celu określenia kiedy TO się zacznie/wykluje… Bo, kiedy się zacznie/wykluje u Szreka – Fjona będzie wiedziała pierwsza! No, bo przecież katar wystarczy!
Będzie nieszczęśliwy, upierdliwy, bardzo ciężko chory (Szreku, nie katar). Będzie masakra .
Nie trzeba było długo czekać.
Minęło czasu mało wiele, Ogrzyk kichnął-prychnął, zamarudził, nie okazał zainteresowania jedzeniem, a kulory na policzkach i spierzchnięte usta skłoniły, zachęciły nawet, do sięgnięcia po termometr ( 38,7°C na plusie! Nie mylić z aurą na zewnątrz!).
Na razie nie panikuję. Kontroluję temperaturę, kiedy fika za wysoko (pow. 38,7) zapodaję Nurofen, daję witaminę C i pilnuję, żeby pił.
Suchy kaszel ignoruję, bo występuje sporadycznie, a dziś odzyskał apetyt i troszkę humoru, więc wyluzowałam.
Odrobinę.
Ale temperatura zewnętrza nie zachęca do spacerów z zakatarzonym dzieciem.
Więc szlaban mamy. No, i nadal bardzo czujna jestem.

Pytanie i prośba o radę do bardziej doświadczonych mam:

1. Jak radzicie sobie z przeziębieniem (chyba początkiem i chyba niegroźnym!) u maluchów oprócz - czujności, Fridy (do noska), Nurofenu/Panadolu w pogotowiu gorączkowym, Nasivinu (jeśli potrzebny), mokrych ręczników na kaloryferze i witaminy C w kroplach??
Homeopatia?
Syropy?
Dopiero co chorowaliśmy na przełomie roku 2011/2012. Był antybiotyk i u mnie i u Ogrzyka.
Nie idę z Małym do lekarza na razie. Dobrze robię czy ryzykuję?

2. Jak zachęcić/zaciekawić bardzo upartego Ogrzyka do próbowania nowych potraw?! Głównie warzyw, ale nie tylko.
Nic na siłę się nie da z moim Szymkiem! A jak mu się coś nie spodoba, to nie i już! Zdejmuje śliniak, wstaje i wychodzi. Koniec! Dlatego boję się, że Młody je bardzo mało różnorodnie. Ostatnio babcia nasmażyła placków z jabłkami – bleee.
Jabłka – jess!
Naleśniki – jess!
Placki z jabłkami – bleee.
Twarożek, ser biały/żółty, warzywa (pomidor, rzodkiewka, ogórek, papryka i cała armia innych ponoć zdrowych rzeczy) –„ yyy?” Moja odpowiedź: „ ser biały/żółty … itepe”. Ogrzyk – mina odpowiednia, spojrzenie (sama nie wiem jakie) z jednoczesnym gestem ściągania śliniaka i Ogrzyka nie ma!
Koniec!

H E L P !

8 komentarzy:

agnieszka pisze...

Ja nie oceniałam ale dziś jak przeczytałam, że ona w "spokojnej rozmowie z policjantami" powiedziała, gdzie zasypała gruzem i kamieniami ciałko córeczki to stłukłabym tą zepsutą gnojówę, a do ran nasypała soli. Kłamliwe ścierwo. Nie mieści mi się to w głowie :(

U nas też chorobowo - Ania, Tomek i ja zasmarkani. Chyba nic więcej nie zrobisz już, a od lekarza i przychodni to ja się trzymam jak najdalej w takich sezonach chorobowych. Ja dla dzieci rozpuszczam w wodzie homeopatyczną Coryzalię na katar, Stodal na kaszel - nie wiem, czy działa ale zaszkodzić nie może. Resztę robię tak jak Ty + nebulizator z solą fizjologiczną zanim zaatakuję fridą, świetnie rozpuszcza te gluty głębiej, rozrzedza.
A co do punktu drugiego to moja Ania też była niejadkiem. Może zaskocz go i pozwól mu samemu coś wziąć w łapkę - jak masz krzesełko do karmienia z tacką to posadź go, wywal na tackę kilka warzyw do wyboru i zobacz, czy sam coś wpakuje do paszczy, może się zaciekawi taką formą i coś zje. Na moją Anię działało. Dawałam jej też 3 miski do wyboru z różnościami typu zupka zielona, żółta i jakaś kasza - ona sobie sama wybierała, mieszała i ostatecznie sporo zjadała. A może jakiś odlotowy widelec go przekona - jak Ania miała koło roku, w Lidlu kopiłam jej sztućce z prawdziwego zdarzenia - metalowe, z wytłoczeniem królika na trzonku, dla samej przyjemności jedzenia tym widelcem i łyżką jadła z nami :)

Anutek pisze...

Co do Madzi - to jest nas dwie. Ja tez sądziłam, że to ściema. Ale ja myślałm, że matka zna porywaczy. Różne są sytuacje rodzinne, dziecko może nie widywać dziadków, ojca... kto wie, myślałam, jak jest tam, może ona wie, że ten, kto porwał dziecko nie zrobi mu krzywdy, bo podejrzewa, kto to mogłby być...

A dziś dobiła mnie mysl, że małej było zimno :(. Wiem, że to idiotycznie brzmi, ale, gdyby mi się przytrafiło coś takiego (tfu, tfu, odpukać!!!) myślalabym tylko, czy dziecku nie jest zimno. Ja naprawde nie osądzam tej kobiety, nie wiem, co miała w głowie, ja w ogole mam duzo współczucia dla ludzi i nie lubię osadzania, myślę, że pod pewnymi wzgledami ona ma najgorzej, kto wie, co się stalo naprawdę, w jakim szoku była, jak wyglądała ta rodzina... ale na jej miejscu ta myśl, że dziecku jest zimno, by mnie dobiła :(.

Co do przeziębień, to ja do lekarza niechetnie, sama lekarka małych to pochwala :). Ja podaję domowe syropy, jest taki z kwiatów bzu - rewelacyjny, no, ale trzeba go na wiosnę robić. I z czosnku i cytryny, ale nie jest on dla dzieci poniżej 2 lat, ja daję starszym, uwielbiają i nie chorują (przesadnie). Przepisy wrzucę na bloga kiedyś, syrop z bzu naprawdę polecam!

Zaś co do jedzenia, to niejadków nie mam, ale zaobserwowałam, że checi i niechęci jedzeniowe nadchodzą falami. Oba starsze tak miały, że co jakiś czas odmawiały jedzenia czegoś, co uwielbiały (oliwki, pomidory, papryka, pewnego dnia okazalo się, że są ohydne), więc ja mam taki system - niech je, co chce, byle jadło. Pewnego dnia zje co innego. I to działało.
Powyższą radę z dawaniem jedzenia w rączkę tez uważam za doskonalą, to z kolei działa super na Pompony.

coreczkiblizniaczki pisze...

Najpierw odpowiem na pytania:
1. Ja podaję jeszcze Rutinaceę Junior i flegaminę w razie kataru, choć jak jest gorączka to nie czekam i idę do lekarza, bo u takich małych dzieci atak na oskrzela to kwestia kilku dni, a w tamtym roku Madzia miała gorączkę i okazało się, że również zapalenie płuc (bez kaszlu i kataru), więc teraz dmuchamy na zimne i idziemy nawet jak mają katar 3 dni. Wiem, że to może trochę przesada, ale w tą pogodę lepiej malucha osłuchać - to oczywiście moje zdanie, każdy robi jak uważa.
2. Warzywa przemycam głównie w zupie, więcej pomysłów nie mam, więc tu zbytnio nie pomogę ;/

U nas też chorobowo, ja na L4 i niestety zaraziłam dziewczynki. Póki co mają syropki, ale lekarz u Karolinki usłyszał już szmery nad oskrzelami, więc jak zacznie gorączkować lub będzie gorszy kaszel, to czeka nas najprawdopodobniej antybiotyk ;/

A co do Madzi, to ja uwierzyłam od razu ... Nie mogę uwierzyć, że to było jedno wielkie kłamstwo :(

ania mama t. pisze...

o sprawie z madzia mam podobne mysli , ale nie chce sie w nie wglebiac, bo zwariuje, - tobie kochana to samo radze:-)
co do chorobek wiekszych i mniejszych , to ja tez nie robie w takich wypadkach wiecej niz ty :-)
mlody byl w wieku ogrzyka chory co miesiac mniej wiecej, i tak bylo do ok. 3,5 lat czyli tez przez pierwszy rok przedszkola (w tym 2 razy w zyciu moze mial antybiotyk , bo tu sie je o wiele rzadziej daje niz w pl) - i co? - i teraz jest przeziebiony (porzadnie) gora2-3 razy do roku i tyle.mysle , ze dzieci nam sie uodpornic musza.glowa do gory - jak masz watpliwosci, to idz z mlodym do lekarza, buziole

Fjona Ogr pisze...

Aga,
je też się boję przychodni (zwłaszcza dzieciowej) w sezonach prądkowania, bo można coś ciekawego do domu przywlec.
A co do jedzenia - tu jest jeden mały problem, Młody jest takie sramcie-pamcie i pedancik i do ręki jedzenia (poza chrupkami i owocami) nie bierze. A na łyżkę/widelec jest zbyt niecierpliwy. Kombinuję jak koń pod górkę, żeby zachęcić. Skorzystam chętnie z rad, co do wyboru i poszukam też odjechanych sztućców ;-) może coś pomoże.

Anutek115,
wracając na chwilkę do tragicznego tematu - Ty masz obsesję na temat zimna, a ja - a co jeśli jeszcze żyła?? (pod warunkiem, że laska znowu nie kłamie). Brrr! Ciekawe czego się jeszcze dowiemy :-(
O domowych syropach dużo słyszałam i chętnie zastosuję, jak/kiedy/jeśli tylko Młody będzie mógł łykać takie specjały.
Co do fal lubienia i nielubienia różnych potraw - zgadza się, też to ma. Tylko, że jak był młodszy to wcinał WSZYSTKO, a teraz lubi coraz mniej :-( może mu przejdzie...

Córeczkibliźniaczki,
ja też przemycam warzywa w zupkach, ale muszą być gęste, bo jak zupka ma za dużo wolnej cieczy ;-) to mu cieknie po brodzie i jest ble. Zwariować można ;-))
A Młodemu na szczęście lepiej więc może obejdzie się bez lekarza. Oby!

Aniu,
właśnie to mnie wnerwia, że u nas w kraju tak chętnie (zbyt chętnie) przepisuje się antybiotyki! Jakby nie było innych możliwości! A potem człowiek jeszcze słabszy i łapie wszystko co w powietrzu lata. :-(
Też się pocieszam, że Młody musi chorować, bo się wtedy organizm uczy i uodparnia. I tak czeka go niezły poligon w żłobku, a potem przedszkolu więc wszystko jeszcze przed nami ;-))

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

Ja leciałam do przychodni z każdym katarkiem i kiepsko na tym wyszłam ;/ teraz liczę na to, że młoda trochę nabierze odporności u Babci.

Co do mamy Madzi , to mimo tego co mówią lekarze uważam że ona ma coś z głową. I to duże coś. Też jej nie uwierzyłam na początku, ale modliłam się, żeby okazało się ze małą sprzedała komuś, kto się nią dobrze zaopiekuje. Wiem, że to ohydne, ale przynajmniej dziecko by żyło :( Nie wierzę że się nie przyczyniła do śmierci małej. O, tyle. Bo mnie szlag trafi jak jeszcze chwilę o tym pomyślę :/ A poza tym - wszystko ok? Tak nagle przerwałaś rozmowę?

Fjona Ogr pisze...

Kobieto, ja również do tej pory biegałam z Młodym z każdym prychnięciem bo się zwyczajnie bardzo BAŁAM! Zwłaszcza po doprowadzeniu Szymka do zapalenia oskrzeli - to był szok! Teraz odpuściłam, bo już trochę poznałam możliwości Ogrzyka i niepokojące objawy. Oby nigdy już mnie nie zwiodła intuicja!

A co do naszej nagle przerwanej rozmowy ;-)) Zniknęłaś mi, myślałam, ze znowu zajęta byłaś. Ale nie czekałam biernie tylko Ci naskrobałam jeszcze kilka rzeczy do poczytania. Potem przyszedł do kuchni obudzony Ogrzyk i chociaż był zaspany, wskazał paluszkiem laktopa i oskarżycielskim tonem stwierdził: "ooo!" (czytaj: a Ty sobie tu siedzisz z laktopem) ;-)
Napisałam Ci, że spadam bo Młody obudzony-głodny-zły i będziemy w kontakcie. I jakiez było moje zdziwienie gdy na drugi dzień znalazłam na gg komentarz mówiący, że wcale końcówka mojej pisaniny do Ciebie nie dotarła :-( Więc może to moje gg siada :-( bo ostatnio często mi się zwiesza. No, to się chyba trochę wytłumaczyłam ;-)

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

no właśnie nic do mnie nie doszło dlatego się martwiłam że może coś się stało, ale na szczęście napisałaś posta ;) Może się nam jeszcze uda :)