16 sie 2010

Sceny i scenki

... z życia Ogrów

Nr 1
Leżymy na wersalce. Ogrzyk między nami. My wsparci na łokciach, a Mały – jak zwykle – na wznak. Rozmawiamy, Ogrzyk grzechocze grzechotką (głównie siebie po twarzy), raz na jakiś czas włącza się do naszej rozmowy jakimś okrzykiem lub gadaniem po swojemu. W pewnym momencie wracam do tematu, który zaprząta moją głowę i niepokoi mnie ostatnio bez przerwy. Wracam do niego z uporem maniaka. Tego popołudnia również.
- A co jeśli jednak braknie nam kasy? – pytam szeptem jakbym się bała, że Ogrzyk usłyszy … i zrozumie sens moich słów, albo usłyszy strach w moim głosie.
- Nie braknie – Szreku jak zwykle jest optymistą – Zawsze mogę poszukać pracy w Warszawie.
- No tak, ale wtedy już w ogóle byś Małego nie widział. Raniutko pociąg, a powrót wieczorem …
- Ale jeśli to pozwoli Ci zostać z Małym, to jakoś się przemęczymy. – w ściszonym głosie Szreka słyszę … co? Obawę? Nadzieję? Pocieszenie?
Ogrzyk trzyma pewnie i mocno grzechotkę, przekłada ją sobie z ręki do ręki, coś do niej mówi.
Patrzę na Małego i nagle mówię trochę głośniej i jakoś pewniej:
- Wiesz co, nie ważne! Dla Niego zniosę bardzo wiele! Damy radę, prawda?
A w tej chwili Ogrzyk popatrzył na mnie i tak ślicznie się uśmiechnął, tak od ucha do ucha, swoimi bezzębnymi dziąsłami, że mnie zatkało, a wzruszenie zacisnęło gardło. Zupełnie jakby mówił: „Spoko, mama! Nie rób scen. Damy radę!”

Nr 2
Kika namiętnie łapie muchy, komary i inne takie. Zawsze przybiega z nimi do domu (niestety!) i „bawi się” w korytarzu. Nie będę wdawać się w szczegóły bo są FE!
I chociaż wiem, że koty to drapieżniki wolałabym nie widzieć mojej koty podczas takich zabaw. No, tak mam i już. Ale wracając do głównego wątku. Pewnego razu kota złapała całkiem dużą muchę (blee) i oczywiście wylądowała z nią w korytarzu. Tym razem tak sprytnie ją załatwiła, że mucha mogła biegać ale nie latała. Kota oczywiście „puszczała muchę wolno”, leżała sobie spokojnie i patrzyła jak tamta próbuje oddalić się. Tak więc mucha „sobie biegała” (bleee), kota leżała, a kiedy ta pierwsza oddalała się zanadto – kota „przywoływała ją do porządku”. I to dosłownie. Usłyszałam, że coś tam po swojemu „gada”. Poszłam do korytarza zobaczyć, o co chodzi, a tam kota gadała coś do muchy, po czym pacnęła ją łapką przyciągając bliżej siebie i leżała sobie dalej obserwując poczynania swojej „zabawki”. Ale to nie koniec! Stałam w kuchni, bo akurat szykowałam obiad. Nagle znowu usłyszałam „gadanie” Kiki i poczułam jej łapkę na stopie (a stałam na bosaka przez te upały!). Spojrzałam w dół, a tam (ble fuj i ble!!) muszysko biegało mi między stopami, a Kika ją przeganiała popychając łapką i coś do niej „nadając”! Uciekłam z kuchni wrzeszcząc do Kiki wariatki, że ma mi natentychmiast zabrać to paskudztwo, że jest Fe i fuj i ble! Muchy już nie zobaczyłam i nie interesuje mnie nic więcej.
A kiedy wieczorem opowiadałam całą scenę Szrekowi – stwierdził, że widocznie Kika potrzebuje jakiegoś zwierzaka, w sensie petsa, czyli jakiegoś pupila, którym by się mogła zająć/zaopiekować/pobawić/wychować?! I wyglądał, jakby zupełnie serio zaczął się zastanawiać, co to by miało być – chomik? (odpada!), świnka morska? (jak wyżej!!), a może mały piesek lub kotek? (aaaaa!!! To ja się chyba wyprowadzam!). Zajęłam dość stanowczo stanowisko (i będę się go trzymać), że zaraz Ogrzyk podrośnie na tyle, że będzie pełzał po jej podłogowych rewirach więc będzie miała Kika pole do popisu! Będzie mogła się opiekować, bawić i wychowywać (jeszcze nie wiem kto kogo!), że o pilnowaniu nie wspomnę.

A na deser!
Sposób na zasypianie według Sajmonka
Potrzebny jest rekwizyt – jasiek czyli taka mała, podłużna podusia, pielucha tetrowa albo pluszak
- Wybrany rekwizyt należy położyć sobie na głowie, a najlepiej od razu na twarzy, można do niego pogadać, można spróbować jak smakuje, ocierać się o niego, pocierać nim buzię, albo zasłonić sobie oczy.
- Jeśli nie chce się za bardzo spać – można się z rekwizytem pobawić w zapasy i przewracać się z boku na bok, wydając przy tym okrzyki (chyba bojowe).
- Następnie można przystąpić do wyciszania, które polega na znieruchomieniu na dłuższą chwilę. Jeśli chwila jest wystarczająco długa, wyciszenie dość skuteczne, a rekwizyt odpowiednio leży na twarzy – efekt murowany!
Dobranoc.





5 komentarzy:

Myszaki pisze...

Ten bezzębny uśmiech zawsze mnie powala na kolana:), słodziaki rozrabiaki zawsze wiedza jak nas zdobyć i podejść. Co do koty...mój staruch dzisiaj dostał wciry, młody dał dzisiaj czadu, ledwo go uśpiłam a on zaczął szaleć i biegać z pokoju do pokoju, a rumor przy tym był straszny, bo ten chamski cyc waży swoje!. Jednym słowem: koty to dranie:) i nieważne co mają pod ogonem:). Całusy!

Fjona Ogr pisze...

Nie dość, że nasze słodziaki wiedzą jak nas podejść to jeszcze będą się w tym "fachu" wyrabiać i doskonalić! hihi
A moja kota też uwielbia "zaszaleć" jak Młody uśnie! Nie dość, że biega, TUPIE i obija się dupką o drzwi do łazienki (bo na zakręcie jest hihi) to jeszcze sobie przy tym warczy i po kociemu pokrzykuje! Oj, tak! Koty to dranie ;-))
buziaki

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

Młody jest wspaniały i będzie jeszcze wspanialszy :) WCALE nie jest gruby - Jula też miała wałeczki jak była w jego wieku :F:F ależ to BRZMI :D
ściskam mocno i dzięki za pamięć :)

ania mama t. pisze...

nr.1 - no pewnie ,ze dacie rade ,najwazniejsze ,ze macie siebie w trojke i sie kochacie!!!- reszta zawsze sie jakos ulozy - to dowod niezbity na kolejnego dzidziola madrzejszego od rodzicow :-)))
nr.2
oj chyba wszystkie koty tak maja :-)
moje sie ewakuuja na szafe badz gdziekolwiek jak mlody nie spi i nie jest w przedszkolu.
jak zasnie to zaczynaja dawac czadu.
najpierw sie tluka- i trzeba je rozdzielac - potem nagle zaczynaja sie bawic czymkolwiek,wywracajac bude do gory nogami,lapac muchy,gadac do nich,krzyczec o jedzenie,ale najgorsze jest to- jak juz uspimy mlodego i w koncu tez chcemy spac:mlaszcza,chca pod koldre,chodza po nas ,a jak chce niedajboze poczytac ,to zawcze ktorac z kocic kladzie mi sie na ksiazke.
nr3.
slodziak straszny :-)))
ps.
odpowiedzi w toku (myslowym ;-))
pa

Fjona Ogr pisze...

Kobieto ;-)
no dzięki! Za wizytę i miły komentarz :-)) Też się pocieszam, że Mały nie jest gruby, a jak zacznie się przemieszczać - to zgubi wszelki nadmiar ;-)
buziole

Aniu mamo T.
fajnie, że wpadłaś ;-)
A co do kociastych - hehe - też masz niezłe jazdy! ;-)) Kto by pomyślał, że kociaste takie szalone są?! Ja nigdy! Bo nigdy z żadnym nie mieszkałam hihi.
poza tym - dzięki! Na maila odpisałam!
buziole