25 maj 2010

Myśli moje, niewesołe

Myśli mnie nachodzą niewesołe jakieś ...
Myślę stanowczo za dużo, wiem.
I martwię się stanowczo za wcześnie.
Ale to wszystko przez ostatnie wydarzenia i spotkanie z koleżankami z pracy.
Było miło i sympatycznie, pośmiałyśmy się, a ja się troszkę zresetowałam i wywietrzyłam głowę, ale … No, właśnie – zawsze jakieś „ale”. Wszystko było fajnie, poza rozmową o moich planach na najbliższą przyszłość – czytaj: powrót do pracy czy wychowawczy? Pytanie padło z ust koleżanki (i to nie mojej kierowniczki), a ja jakoś nie miałam ochoty jej odpowiadać. Po pierwsze dlatego, że jest okropną pleciugą i wścibusem (wszystko musi wiedzieć, wyśledzić, wyniuchać i koniecznie podać dalej!), a po drugie – jej to nie powinno obchodzić. W każdym razie, kiedy nie usłyszały mojego zdecydowanego: „wracam do pracy!” – zaczęła się jakaś dziwna rozmowa. Powiedziałam (średnio szczerze), że jeszcze nie wiem, że to zależy i w ogóle. A one zaczęły dociekać – dlaczego?! No, bo przecież babcia może się zająć wnukiem, prawda?! A ja dziwnie się poczułam, w opozycji i do tego tłumacząc się sama nie wiem czemu. Nie muszę nikomu tłumaczyć (i nie chce mi się!) czy moja mama może zająć się wnukiem i dlaczego nie bardzo. Zastanowiło mnie jedno – czułam pewnego rodzaju nacisk (choć trudno to wytłumaczyć), a potem zdziwienie (może nawet rozczarowanie) kiedy delikatnie dałam do zrozumienia, że może jednak zostanę w domu, do roku czasu… Pozostał niesmak i niezadowolenie. Niesmak z powodu nacisków i zdziwienia koleżanek, że nie pragnę wrócić natychmiast do pracy i to wysoko unosząc kolana, że wymagają/oczekują od każdej babci tego, że zajmie się wnukiem, a każda matka o niczym innym nie myśli tylko kiedy wreszcie wróci do ukochanej firmy. A niezadowolenie - z siebie, że tłumaczyłam się za matkę. A nie musiałam z dwóch (co najmniej!) powodów – po primo, bo takie czasy nastały, że żadna babcia nie ma w obowiązkach opieki nad wnukami, bo jedne pracują, inne używają życia, a jeszcze inne zwyczajnie nie chcą lub nie mogą, a po secundo, bo nie każdy ma full wypas z babciami bijącymi się o opiekę nad wnukami! Moja matka jest jaka jest i się nie zmieni. I tak oszalała na punkcie Szymka! Bardziej niż kiedykolwiek bym się po niej spodziewała! I przybiega codziennie i gada do niego i śmieje się jak mała dziewczynka, kiedy się do niej uśmiechnie albo zagada… I co z tego, że jest babcią „na chwilkę”, że przychodzi na 2-4 godziny, że nie można do końca jej zaufać i zostawić jej Młodego na cały dzień. Nie oczekuję tego, a cieszy mnie fakt, że pomimo wszystko aż tak bardzo się stara. Jak na nią i jej możliwości to sporo! A największą dla niej karą obecnie jest nie dopuścić jej do wnusia.
Ale wracając do koleżanek z pracy i ich oczekiwań …
Narasta we mnie pytanie bowiem – a do czego, do cholery, niby mam się spieszyć?
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zostawić Ogrzyka w żłobku!! Nie teraz! Moja pensja jest na tyle gówniana, że szkoda słów, a na pewno wysiłku! Kariery żadnej nie zrobię … A jak wrócę to i tak nie do dotychczasowego miejsca pracy. Dyrka dała dziewczynom na zastępstwo kobitkę, która wiekowo i pod każdym innym względem bardziej do nich pasuje. Nie raz już słyszałam, że ach, jak im wesoło, jak się pośmiały, albo – ach, jak dobrze im się pracuje i ile zrobiły, się napracowały!! No tak, ja raczej jestem mróweczka – usiądę, po cichu i szybko zrobię swoją pracę. Pośmiać się, pogadać ze mną można, ale nie zawsze (a udawać, zmuszać się i wysilać nie umiem, nie lubię i już) i do tego mojej żmudnej pracy nie widać, bo się nie umiem zareklamować i głośno chwalić. A z drugiej strony – kobitka, która tu przyszła na zastępstwo też nie da się stąd zabrać. A bo jej tu źle?? Do domu rzut beretem, dziewczyny normalne, w pracy spokój i fajna atmosfera … Żyć nie umierać. No i Dyrka ma tendencję do zmian więc na pewno wykorzysta sytuację, żeby zamieszać i mnie rzucić na nowy grunt…. A sprawdzi czy se poradzę, znowu. A co?!
Na pół etatu wracać się nie opłaca, bo za takie parę groszy więcej będzie trzepania przy szykowaniu, a potem jechania i wracania niż to wszystko warte.
No, więc do czego mam się spieszyć?
Dziwię się tylko zdziwieniu, a może nawet rozczarowaniu, moich koleżanek. Zupełnie jakby w dzisiejszych czasach nie wypadało mieć w planach wychowawczego. Nie rozumiem.
W każdym razie plan mam taki, żeby do pracy się nie spieszyć, niech Ogrzyk skończy rok, a potem się zobaczy. Tyle plan! A życie i tak zweryfikuje – jak zwykle – moje plany! Najprędzej wrócę z podkulonym ogonem i nosem na kwintę jeśli zarżną nas braki finansowe. Moja kasa jest gówniana, ale jest! A jak zniknie te parę groszy przy naszych obecnych (rosnących!!) wydatkach, opłatach i kredycie – może być masakra! I to będzie najsilniejsza i najsmutniejsza motywacja do szybkiego powrotu. A do tego u Szreka w pracy straszny syf się robi i też nie wiadomo co będzie dalej. Szreku ma nowego kierownika, który kilka dni temu, z dnia na dzień, zwolnił kolegę z działu i natychmiast miał kogoś na jego miejsce. Czy ma już kolejnego „swojego” na miejsce Szreka? A w tej firmie jest zwyczaj pozbywania się pracowników z dnia na dzień! Ot, tak! Pracujesz cały dzień, a na kilka minut przed wyjściem do domu – zonk! Pakuj się i adieu! Szreku szuka pracy, rozsyła cv, ale i tak strach zagląda nam w oczy.
Takie to niewesołe myśli dręczą mnie od tygodnia.
Martwię się na zapas?
Pewnie tak.
Ale jak tu się nie martwić?

3 komentarze:

Mat - Kar pisze...

Ja chętnie zostałabym na wychowawczym, ale nie podołamy wtedy finansowo. Też nie zarabiam dużo, ale akurat na ratę kredytu i opłaty wystarcza. Echhh ... niewesoło ... macierzyński powinien trwać przynajmniej rok. A koleżankami się nie przemuj - dobrze im gadać, a nie wiadomo co tak naprawdę same by zrobiły. Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Fjonko, to jest tylko i wyłącznie Twoja decyzja, więc się w ogóle nie przejmuj jakąkolwiek krytyką. Jesteś dorosła i sama decydujesz o Twoim życiu. A zawsze się znajdą krytykanci, co to wiedzą lepiej i "gdybym ja była na Twoim miejscu..."Nie warto się tym przejmować. Trzeba robić to co rozum i serce podpowiada. Ja wracam do pracy po macierzyńskim bo pracę kocham i nie chcę sczeznąć w domu - i to mimo że wszystko co zarobię wydam na opiekunkę, i też już słyszałam opinie na swój temat że jestem wyrodną matką bo zostawiam dziecko z obcą babą...Tak że nigdy innym nie dogodzisz.Dlatego olejmy to i żyjmy tak jak chcemy. Mamy do tego prawo!
I nie myśl już tak dużo. Ciesz się Synkiem, bo rośnie jak na drożdżach i zaraz panienki zacznie sprowadzać:)))
naufrago

Fjona Ogr pisze...

Mat-Kar
zgadzam się! Urlop macierzyński przez rok - dla chętnych! Nie miałabym nic przeciwko temu, a te kobiety, które wolałyby wrócić do pracy - zrobiłyby to i już...
Niestety, nie ma, że boli- musi boleć!


Naufrago
krytyką się nie przejmuję. Już nie! Zawsze coś się komuś nie będzie podobało, bo jeszcze się taki nie narodził który wszystkim by dogodził... Prawda? ;-)
A synek rośnie faktycznie! Panienki powiadasz hihi noo dobszsz.