29 mar 2010

Szymon Malutki ...

… ale chaos ogromny. ;-))
Na szczęście pierwszy szok minął i zaczynamy łapać pion. Chociaż ciągle śpimy niewiele (karmienie co 3 godziny),a w dzień chodzimy na rzęsach. Do chronicznego niewyspania można się chyba przyzwyczaić. Tak myślę. Taką mam nadzieję ... ;-))
Ale najważniejsze, że zaczynamy poznawać potrzeby, a wręcz uczyć się Szymka. Na razie kontakty między nami nie są zbyt skomplikowane – jak śpi, to śpi, a jak się budzi jest krzyk, który oznacza albo głód, albo pełną pieluchę, albo głód. Przestałam się też wreszcie bać o mojego dzidziorka, o to, że go źle podniosę, chwycę, zrobię coś nie tak przy przewijaniu. Musi być już znacznie lepiej, bo nie krzyczy zniecierpliwiony moją niezdarnością i powolnością jak do niedawna. Nawet karmienie było dla mnie stresem. Szymek albo nie umiał ssać albo robił to zbyt łapczywie, bo każde picie z butelki kończyło się zachłyśnięciem i moją paniką. Do tego coś mu ciągle w nosku furczało i to też mogło być przyczyną męczenia się, a potem krztuszenia przy jedzeniu. Nosek czyszczę i jest lepiej, ale krztuszenie zdarza się jeszcze niestety.
Byliśmy już nawet dwa razy na spacerze, bo wyjścia do okulisty nie liczę jako spacer. Szreku kupił całkiem fajny, używany wózek, a dzidzior ewidentnie lubi jazdę, bo śpi i w samochodzie i w wózku. Przynajmniej na razie.
A u okulisty okazało się, że ma zapchany kanał łzowy. Zakraplamy mu oczko i masujemy pomimo jego głośnych protestów, ale wszyscy mówią, że i tak skończy się przepychaniem. Moje biedactwo! Teraz jeszcze usg bioderek. Zobaczymy co i jak.

Szreku w poniedziałek, czyli jutro, wraca do pracy po 3-tygodniowym urlopie. Kiedy to zleciało? A ja zostanę na cały dzień sama. Dam radę. Może zanim przestawię się i zorganizuję będzie trochę ciężko, ale dam radę.

A do wspomnień mniej przyjemnych, czyli do tego, co działo się po powrocie ze szpitala wrócę za jakiś czas. Ta krucha równowaga i spokój, które zapanowały we mnie wymagają jeszcze dopracowania, utrwalenia, sporo wysiłku i uporządkowania zrytego bereta. A to wymaga czasu. Najważniejsze – widzę światełko w tunelu, wychodzę na prostą. Wspomnienia przyschną, dolegliwości minęły, głowa się przewietrzy, mam mocne wsparcie w Szreku, a Szymek jest taką słodyczą i balsamem na moją zbolałą duszę, że szybko powinnam wrócić do dawnej formy psychicznej. Mam dla kogo.

Synek jest taki słodki (zwłaszcza kiedy śpi), że mogę siedzieć i patrzeć na niego bez przerwy. Patrzeć jak się przeciąga, jak mruczy i jakie śmieszne robi miny. I muszę się pilnować i powstrzymywać, bo ciągle bym go dotykała, miziała i w ogóle ;-))



Pierwszy spacer.

A to zdjęcie bardzo lubię ;-)

4 komentarze:

yasia pisze...

Śliczny ten Twój Szymuś :) Taki drobniutki i śliczny.
Pozdrawiam i przesyłam buziaki dla całej rodzinki

Fjona Ogr pisze...

Yasiu napatrz się ;-))
Niedługo będziesz mieć swojego dzidziorka słodkiego i ślicznego czego Ci życzę z całego serca!!
buziaki

rose pisze...

Szymuś jest śliczny i przesłodki:)
czekamy na następną porcję wiadomości i fotek.
Pozdrowienia od cichej czytelniczki bloga :)

Fjona Ogr pisze...

Rose
dziękuję za miłe słowa i ujawnienie się ;-))
Zbierałam się do napisania już od jakiegoś czasu i wreszcie się udało! Może uda mi się pisać częściej.
pozdrawiam