26 cze 2009

Nadrabiam # bis...

Wyniosłam/zatargałam do pracy ze siedem (co najmniej!) kilogramów książek, czasopism i innych pomocy naukowych, które nie będą mi już potrzebne! Oby!
Spod (zalegającej już jakiś czas) sterty wyjrzało biurko i kawałek podłogi!
Niesamowity widok! ;-)
Byłam pod wrażeniem.
Ludożerka też ;-)
Tak pusto! Taka przestrzeń!
Ulga była chwilowa i nie zdążyłyśmy nawet zastanowić się co można by zrobić z tak ciekawym kawałkiem odzyskanego miejsca...a już zaczęłam znosić do domu kolejne pomoce naukowe – tym razem przydatne do "obrony" pracy mgr.
Tematy niby łatwe i do ugryzienia ale cholernie obszerne. Pora brać się za opracowywanie...
....................
Co do innych spraw, o których chciałam napisać ale nie zmieściło się ostatnio...
Bardzo mile zaskakuje mnie fakt, że temat mojej pracy wydaje się interesujący dla innych, postronnych osób. Historia mojego miasta rozpatrywana przez dosyć wąski tematycznie pryzmat.
Praca licencjacka była żmudną, nudną, niekończącą się harówą (statystyką).
Pisanie i praca nad nią też! :-(
Umordowałam się strasznie i bez satysfakcji.
Tym razem temat (tak, jak poprzednio - sama sobie wymyśliłam i wybrałam) chociaż początkowo wydawał mi się nudnawy, okazał się interesujący nie tylko dla mnie (przy pisaniu), ale i dla innych kiedy o tym opowiadam...
Na początku „wzięło” Szreka, głównego paparazzi w rodzinie ;-))
Potrzebowałam współczesnych zdjęć obiektów, o których pisałam. Archiwalne już miałam z różnych źródeł. Pojechaliśmy w teren, a Szreka tak "wzięło" i wciągnęło, że nie mogłam Go odciągnąć – zwłaszcza od obiektów zamkniętych dla postronnych osób. ;-) Zwłaszcza od obiektów z tabliczką (nie wiem czemu, zresztą) „zakaz fotografowania”! hihi
Bałam się, że w końcu wylecimy "na kopach" z jednego terenu prywatnego – co mocno podkreślał ochroniarz chodzący za nami krok w krok! ;-))
Jakoś dziwnie nerwowo ludzie reagują na robienie fotek w miejscach, które (podobno) do atrakcyjnych turystycznie nie należą.
Chyba byliśmy brani za szpiegów gospodarczych. Co najmniej! hihi. Jeśli coś takiego istnieje?!
Zdjęć Szreku nacykał tyle, że potem miałam problem z wyborem – bo co za dużo, to głowa (jednak) boli od przybytku! ;-)
Potem Akluina - chętnie słuchała moich wywodów-prawie-akademickich ;-)
Wypróbowałam na Niej fragment wykładu „z pamięci”. Dużo zapamiętałam... dziwne! ;-)
Potem BZB* przy okazji oglądania oprawionej, gotowej do zawiezienia pracy-mojej-magisterskiej spytał o prezentację, czyli zdjęcia. Bo praca to sam czysty/nudny tekst jest.
Galeria zdjęć jest na dokładkę, jako zaledwie dodatek jakiś taki skromny. Bo profesorek uważa, że zdjęcia w tekście umieszcza ten, kto nie ma o czym pisać!
Pokazałam więc galerię bratu, a jakże! W końcu to główny SPONSOR** moich studiów jest, jakby nie było!
Tak więc SPONSOR i BZB (w jednej osobie) okładkę obejrzeli, kartki przerzucili i o galerię fotek poprosili, o których robieniu też słyszeli, a nawet SAMi robili kilka ujęć, po drodze - kiedy inne sprawy załatwialiśmy, takie dwa-w-jednym.
A jak już oglądał, to nie mogłam nie opowiadać, bo to już synchron jest ;-)
Samo idzie!
Mina, pytania i komentarze mojego Sponsora BZB – bezcenne! :-D
Jedynie kolega R. oglądając, a nie, chwila! – raczej czytając moją pracę (chyba nadam Mu jakąś barwną ksywę-bo warto!) marudził i czepiał się „błędu logicznego”.
Pytał, czy mój promotor w ogóle czytał tą/tę pracę ?!
Galerii więc nie pokazałam, bo już na początku, przy jego marudzeniu BZB wyrwał mu moją pracę z rąk ze słowami: "wyp..#; taki ch..# będziesz czytał!"***
No, czyż nie jest słodki?! Ten mój BZB?! ;-))

Poniżej fotek kilka z mojej pracy... – nie mogłam się powstrzymać!
No, nie mogłam! ;-))
Resztę zapewne i tak kiedyś przemycę...


Nie wygląda zachęcająco?
Nie szkodzi!
Ale jest!






*Brat-Zryty-Beret

**albowiem Dyrka wypchnęła mnie na studia, a i owszem, ale fundusze za kosztowne nauki gotowa była pokryć li i jedynie w 1/3 legwie-co!
A reszta skąd – ja się spytam – miała przyfrunąć? Nio?.. Nie z pesyji mojej, przecież! Bo jak?!
Sponsoring zostawał jeno. I to ten RODZINNO/DOMOWY ;-)
...na ten prywatno/uliczny jestem za stara i za brzydka :-))

***dla Niewtajemniczonych – mimo pozorów, to nie było agresywne! Serio-serio! Z R . tak trzeba ;-)) i się nie obraża, bo wie, że z nim tak trzeba! O!

23 cze 2009

Nadrabiam!

A mianowicie - nadrabiam zaległości WSZELAKIE!
Co oznacza: T A K!
Pracę dopięłam i dokończyłam, wydrukowałam, oprawiłam, zgrałam kopię na CD RW, wywiozłam i złożyłam w ręce
profesorka i sekretarek uniwersyteckich.


Ostatnie dni przed „wywózką” do Warszawki były tak INTENSYWNE, że chodziłam na rzęsach. Siedziałam nad ostatnimi poprawkami, a potem nad prezentacją z galerią zdjęć długo w noc.
Ale udało się!
Najważniejsze, że obronę mam jeszcze
przed wakacjami, w lipcu!


Nie liczyłam już, nie spodziewałam się, że się uda. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że kiedy szalałam nad tą pracą, spinałam się i wyduszałam z siebie resztki energii, żeby tylko zdążyć – koniec pracy jakby się oddalał, okoliczności nie sprzyjały, szanse malały...
Kiedy się poddałam, zaakceptowałam, że nie dam rady przed wakacjami, przyjęłam do wiadomości, że będzie co ma być - o dziwo wszystko wróciło do właściwego rytmu, energia się skądś nagle znalazła i jakoś bez większego wysiłku, szarpaniny, poprzedniego trudu i piętrzących się przeciwności i problemów – UDAŁO SIĘ!
Wszystko wróciło jakoś nagle do równowagi, do swoich właściwych proporcji.
Pisanie szło łatwiej i nagle duużo, dużo szybciej...
Sama nie wiem kiedy okazało się, że SKOŃCZYŁAM! Łapałam się nawet na tym, że prawie specjalnie z opóźnieniem wysyłałam profesorkowi do sprawdzenia kolejne fragmenty, które On odsyłał dość szybko albo już poprawione, albo z niewielkimi poprawkami do zrobienia. Szok!
Nie rozumiem tego wszystkiego, ale chyba nie muszę!
Nie pierwszy raz w życiu tak mam, że kiedy przestaję się szarpać i walczyć i starać, aż do wyplucia flaków w walce o COŚ – nagle to COŚ przychodzi sobie do mnie SAMO!
Hmmm...Czyli wniosek jest taki, że muszę olać i odpuścić sobie sprawy dla mnie najważniejsze...i wtedy będzie gut! ;-)

Po powrocie z Warszawy byłam praktycznie zresetowana. Dobrze działa na mnie podróż pociągiem, jeśli nie muszę w tłoku stać przy kiblu, hihi. Lubię się wyłączyć, zagapić przez okno albo zaczytać...albo jedno i drugie na zmianę :-) Lubię ten spokój jaki nastaje w mojej głowie, myśli, które nie tarabanią i nie kłębią się, tylko nagle wyciszone leniwie snują jak na zwolnionych obrotach. Ciszaa ;-) Mmmiło.
Brakowało mi tylko jakiejś muzyki – no, wtedy to już odlot całkowity!
Wróciłam zadowolona i odprężona, choć zmęczona – wieczorem PADŁAM!
W sobotę zaczęło się wielkie odgruzowanie mieszkania, które na dobre zakończy się pewnie dopiero we wrześniu! Hihi
Nie spodziewałam się, że takie małe mieszkanko może być tak zasyfione! Do czego to podobne! ;-) W tygodniu zapewne niewiele zrobimy więc powtórka „z rozrywki” w sobotę!
Ale za to się WYSPAŁAM! A w niedzielę Szreku wyszarpnął mnie z domu do kina! Na „Anioły i demony”. Pogoda była, o dziwo!, ładna – co się ostatnio rzadko zdarza! Film dobry, ale na mój skotłowany mózg trochę za skomplikowany, albo może nastawiłam się wewnętrznie, że książka pewnie jest lepsza..?? Dlatego tak jakoś bez emocji.
Ale za to, jak się zaraz (zaraz po obronie!) rzucę na książki, jak zacznę nadrabiać zaległości, to będę czytać, aż do czerwoności gał ocznych! Kolejka jest długa, obiecująca i podniecająca ;-)

A inne ZALEGŁOŚCI też chcę nadrobić. O Szreku myślę w tej chwili.
Jego praca, stresy, nauka i ciągłe naciski, żeby więcej i szybciej! Moja pisanina nerwowa, długo w noc, stresy i wieczne zmęczenie...Mijaliśmy się trochę ostatnio :-(
Chcę z Nim POPRZEBYWAĆ, porozmawiać o czymś innym niż jego/moja praca. Chcę!
Bo czuję NIEDOSYT! Bo czuję, że On też tego potrzebuje, bo nasze życie to nie tylko praca! O!

Miała być krótka notka, tak w punktach nieomal, żeby nadrobić zaległości również tutaj.. ;-)
Nie dało się. Taka długaśna wyszła, a i tak nie napisałam jeszcze o kilku sprawach.
Ale wszystko w swoim czasie.
Wszystko po kolei.
Nadrabiam ;-)

12 cze 2009

Nerwowa końcówka

Przesilenie ostatnio było.
Komputra, nie moje!!!
Ja dużo zniosę. Tfutfu!!! ... obym nie musiała sprawdzać, pliz!!
A to było tak:
Zostały mi TYLKO: wstęp, zakończenie, indeksy...
finisz ewidentny, chociaż męczący i upierdliwy, napięcie rośnie (moje chyba też), litery skaczą przed oczami/oczyma, siedzę=piszę=piszę=siedzę, aż tu nagle/wtem – zwiesiło się coś i ...NIC (delikatnie bardzo rzecz ujmując).
Ale (PARDON!) prawdziwy chuj mnie strzelił jak pojawił się komunikat o jakimś unikalnym/niepowtarzalnym (tia jaasne!) błędzie, który spowodował, że około pierwszej w nocy ZNIKNĘŁO PÓŁ tworzonego w trudzie i znoju dokumencie!
- NIEEEEE! – wyrwało się ze słodkich usteczek moich ogrzych – Tylko kurwaaa nie too!!
Szreku, obudzony brutalnie z głębokiego (jak zwykle!) snu, otworzył jedno oko (u niego to wystarczy – i tak spał NADAL!) i spytał czy coś mówiłam do niego...
I to był jego błąd (mógł udawać...a nie - On i tak SPAŁ), bo w odpowiedzi, zanim zdążył otworzyć drugie oko i zarejestrować fakt późnej/wczesnej godziny, usłyszał (a sąsiedzi razem z nim) tak wielopiętrowe, wyrafinowane i oryginalne bluzgi, jakich ani On ani ten gnój-komputer-zakazany jeszcze nie słyszeli...
sąsiedzi (ucieszeni, że u nas wreszcie prawdziwy fajt!) pewnie też nie.
Wypłaciłabym mu jeszcze z liścia (komputerowi, nie Szrekowi) ale z tej bezsilności ryknęłam sobie króciutko, krztusząc się łzami i poszłam spać...

Noce i tak zresztą do spokojnych ostatnio nie należą.
A to śnią się jakieś koszmary, a to zasnąć nie mogę wcale, a to łomot serducha mnie budzi lub skurcze jakoweś. Ostatnio na przykład obudził mnie chłód, ból brzucha i na tym brzuchu dziwne wrażenia.
I to wszystko symultanicznie.
Otwieram oczy i co widzę? Szreku zawinięty kołdrą w prawidłowy kokon (okna nie zamknęliśmy przed snem i biedaczek zmarzł! A ja to co?! się pytam), ja leżę na wznak, zimno mi i brzuch napieprza równo (ewidentne nadejście @), a do kompletu Ludożerka stepuje mi na tym obolałym brzuchu czy kankana jakiegoś wywija...tia, wiem, chciała pomóc, ale tym razem albo tempo za szybkie obrała, albo trochę się jej przytyło, bo wrażenia były takie-sobie.
Dom waryjatów!

A ja siedzę i piszę! KOŃCZĘ - jednym słowem.
Nic to, że chałpa się wali, burdello wymknęło się spod kontroli i grasuje po osiedlu...!
Zaraz Szreku chyba dołączy.. ;-) biedny/głodny/zdziczały...
Jak skończę z tą pisaniną to się zastanowimy czy sprzątamy to mieszkanie, czy kupujemy NOWE ;-))))
Ale nic to! Ja piszę!
Ślepnę, kręgosłupa/gał ocznych nie żałując, że o wielkim dupsku na kwadratowo usiedzianym - nie wspomnę...
Nigdy nie myślałam, że przy końcówce, przy indeksach i technicznej obróbce TYLE PRACY cholernej jest jeszcze! Szału można dostać!

Jedyną dobrą wiadomością jest fakt, że właśnie wysłałam do zatwierdzenia CAŁOŚĆ – teraz siedzę jak na gwoździach i czekam czy profesorek zatwierdzi i mogę drukować i zawozić...czy nie.
OBY!!

1 cze 2009

Co będzie - to będzie

- Jest tak:
wyluzowałam! Dałam ostatnio czadu (pisemnego) ale na luzie.
Bez napinania się, zbytniej pedanterii i z dystansem. Czemu?
Jak zobaczyłam (i sobie poczytałam!!) pracę mgr mojej koleżanki zaliczoną w zeszłym roku u tego samego profesorka - to szczena spadła mi na podłogę z wrażenia. Ale z "wrażenia"!
Ani jednego przypisu! Jedyne przypisy to te tłumaczące wyrazy obce albo techniczne. A resztę SAMA napisała?? Poza tym znalazłam, a może raczej - zauważyłam - sporo błędów od literówek, aż do błędu w nazwisku jakiegoś autora! No, proszszę! Poza tym, ja osobiście wywaliłabym 1/3 tekstu jako nie-na-temat!! A tu przeszło?! Więc po jakiego gwizdka ja się tak napinam, drążę, wyciskam i staram?!
Już nie będę!
Owszem, jest już za późno, żeby zdążyć w terminie wyznaczonym sobie przez profesorka, który potrzebuje na formalności, otrzymanie gotowej pracy i ustalenie daty obrony MIESIĄC,
a nie jak cała reszta - dwa tygodnie!!
Nic to! Kończę to co mam, piszę wstęp i zakończenie, robię bibliografię i indeksy i już!
Jak sprawdzi i zatwierdzi - drukuję i zawożę, a obrona niech sobie będzie kiedy chce, nawet we wrześniu. Poczekam!

- i jest tak

Kika była dzisiaj na pierwszym spacerze, ale jej się nie podobało. Za dużo przestrzeni, dźwięków, wrażeń...a w ogóle to tu jest za dużo powietrza, ja chce do bazy...;-))
Jeśli pogoda dopisze za jakiś czas spróbujemy znowu. Może powoli przyzwyczai się i oswoi?

- i jeszcze tak...

jutro do pracy po dłuższym urlopie. Brrr! Jak sobie pomyślę...nie, lepiej na razie nie myśleć!
A jutro, co będzie to będzie.


Poniżej - eko-Ludożerka
uwielbia torby, zwłaszcza tą ekologiczną. Włazi do nich, układa się w nich i na nich ;-) i sprawdza wszystkie zakupy wnoszone do domu!


\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\