Przesilenie ostatnio było.
Komputra, nie moje!!!
Ja dużo zniosę. Tfutfu!!! ... obym nie musiała sprawdzać, pliz!!
A to było tak:
Zostały mi TYLKO: wstęp, zakończenie, indeksy...
finisz ewidentny, chociaż męczący i upierdliwy, napięcie rośnie (moje chyba też), litery skaczą przed oczami/oczyma, siedzę=piszę=piszę=siedzę, aż tu nagle/wtem – zwiesiło się coś i ...NIC (delikatnie bardzo rzecz ujmując).
Ale (PARDON!) prawdziwy chuj mnie strzelił jak pojawił się komunikat o jakimś unikalnym/niepowtarzalnym (tia jaasne!) błędzie, który spowodował, że około pierwszej w nocy ZNIKNĘŁO PÓŁ tworzonego w trudzie i znoju dokumencie!
- NIEEEEE! – wyrwało się ze słodkich usteczek moich ogrzych – Tylko kurwaaa nie too!!
Szreku, obudzony brutalnie z głębokiego (jak zwykle!) snu, otworzył jedno oko (u niego to wystarczy – i tak spał NADAL!) i spytał czy coś mówiłam do niego...
I to był jego błąd (mógł udawać...a nie - On i tak SPAŁ), bo w odpowiedzi, zanim zdążył otworzyć drugie oko i zarejestrować fakt późnej/wczesnej godziny, usłyszał (a sąsiedzi razem z nim) tak wielopiętrowe, wyrafinowane i oryginalne bluzgi, jakich ani On ani ten gnój-komputer-zakazany jeszcze nie słyszeli...
sąsiedzi (ucieszeni, że u nas wreszcie prawdziwy fajt!) pewnie też nie.
Wypłaciłabym mu jeszcze z liścia (komputerowi, nie Szrekowi) ale z tej bezsilności ryknęłam sobie króciutko, krztusząc się łzami i poszłam spać...
Noce i tak zresztą do spokojnych ostatnio nie należą.
A to śnią się jakieś koszmary, a to zasnąć nie mogę wcale, a to łomot serducha mnie budzi lub skurcze jakoweś. Ostatnio na przykład obudził mnie chłód, ból brzucha i na tym brzuchu dziwne wrażenia.
I to wszystko symultanicznie.
Otwieram oczy i co widzę? Szreku zawinięty kołdrą w prawidłowy kokon (okna nie zamknęliśmy przed snem i biedaczek zmarzł! A ja to co?! się pytam), ja leżę na wznak, zimno mi i brzuch napieprza równo (ewidentne nadejście @), a do kompletu Ludożerka stepuje mi na tym obolałym brzuchu czy kankana jakiegoś wywija...tia, wiem, chciała pomóc, ale tym razem albo tempo za szybkie obrała, albo trochę się jej przytyło, bo wrażenia były takie-sobie.
Dom waryjatów!
A ja siedzę i piszę! KOŃCZĘ - jednym słowem.
Nic to, że chałpa się wali, burdello wymknęło się spod kontroli i grasuje po osiedlu...!
Zaraz Szreku chyba dołączy.. ;-) biedny/głodny/zdziczały...
Jak skończę z tą pisaniną to się zastanowimy czy sprzątamy to mieszkanie, czy kupujemy NOWE ;-))))
Ale nic to! Ja piszę!
Ślepnę, kręgosłupa/gał ocznych nie żałując, że o wielkim dupsku na kwadratowo usiedzianym - nie wspomnę...
Nigdy nie myślałam, że przy końcówce, przy indeksach i technicznej obróbce TYLE PRACY cholernej jest jeszcze! Szału można dostać!
Jedyną dobrą wiadomością jest fakt, że właśnie wysłałam do zatwierdzenia CAŁOŚĆ – teraz siedzę jak na gwoździach i czekam czy profesorek zatwierdzi i mogę drukować i zawozić...czy nie.
OBY!!
2 komentarze:
łomatko to naprawde niezła nerwówka kochana. ja mysle ze tez pogoda robi swoje i takie samopoczucie jest do bani!!! licze ze oddasz prace i zapomnisz o niej ;)) buziakuje Cie mocno i nie dawaj sie Laska!!! ;)
Udało się! ;-)
napisałam, oddałam...czekam na obronę!
;-))
buziaki
Prześlij komentarz