25 paź 2013

Nadrabiam...



Wstyd!
Tyle obietnic i ciągle "nada, niene, niczewo, nothing"! 
Ale wstrząśnięta (nie zmieszana) przez Agnieszkę (dzięks!) i zmuszona wewnętrznym głosikiem - zamieszczam kolejny (z)rzut z życia Ogrów. 
Miłego czytania ;-))   

Zaległy bardzo w(y)rzut – jeszcze z maja…
Wracam do domu. W progu wita mnie mama i mówi, że Ogrzyk wyjął sobie gila z nosa, ale coś tam jeszcze ma...
Szymek podchodzi dłubiąc w nosku i mówi: - Mama tam hop, wymij! - (hop to piłka! Ostatnio bawił sie małymi koralikami i pojęcia nie mam skąd je brał).
Na wszelki wypadek robi mi się słabo, ale upewniam się:
- Masz kulkę w nosku?
- Taa, mama tu hop, wymij! – pokazuje ten/to paluszkiem.
Odchylam Ogrzykowi główkę, zaglądam do noska ...niestety, jest! - pomarańczowa kuleczka w dziurce. Pierwszy odruch - nacisnąć, a w tyle głowy już alarm : telefon, taksówka, szpital… tylko który?? Naciskam płatek noska, koralik ani drgnie, za to Ogrzyk się krzywi - niee! Najspokojniej jak potrafię tłumaczę Ogrzykowi – Posłuchaj, musisz mi pomóc, spróbujemy wydmuchać kulkę. Ja nacisnę Ci jedną dziurkę (pokazuję na sobie), a Ty wydmuchasz powietrze, o tak (znowu pokazuję), ale panika (i ciśnienie!) rośnie. Spokojnie, tylko spokojnie! Naciskam mu z jednej strony nosek i każę dmuchać.
Dmuchnął - Nic.
Jeszcze raz - Juś nie, mama nie! Nie! - marudzi. Zaglądam do dziurki, koralik jest bliżej. Naciskam płatek noska - JEST! Wyszedł!
Oddycham!
…I mam ochotę wtłuc Ogrzykowi  - ze szczęścia, bezsilności, strachu i ku pamięci!

Obecnie …
Rozgadał się i buzia mu się nie zamyka (a ostrzegali nas, że tak będzie!). chociaż nie mówi „k” i „g”, a także „r” i paru innych liter – daje radę! Oj, tak!
- Nie rób bólu – jak mu nie pasuje sposób mycia Szreka, na przykład
- Nie tejas, nie mam ciasu

Ulubione hasło Ogrzyka o godzinie 6.00 rano (najlepiej w sobotę lub niedzielę!)
- do joboooti! (i nie ma zmiłuj – wstajesz jeden z drugą!)
- ocia - oczy (reklama parówek Berlinek z piosenką „good morning” Ogrzyk śpiewa: „tu ju tu ju!” ) przy gotowaniu parówek - mama tu nie ma ocia!
- mysie zie tak - ulubiona odpowiedź na prawie każde pytanie
- siempy - smerfy
- siontamy (sprzątamy)
- sipal (szpital)
- nie pesiadaj tatusiu – uniwersalne! Zwłaszcza przy komentarzach lub zwracaniu uwagi przez Szreka kiedy coś się Ogrzykowi zbroi ;-)


Przywleczone z przedszkola.

Nie da się ukryć, że szybko się uczy ;-))

Pewnego wieczoru …
Siedzimy w domu. Ogrzyk coś przeskrobał. Jak zwykle hi hi. Szreku idzie z nim do małego (ogrzykowego) pokoju, tłumaczy przewinienie i wraca do mnie. Cisza. Przedłużająca się cisza! Po dłuższej chwili do naszego pokoju wkracza Ogrzyk. Staje przy wersalce, patrzy z groźną miną (komiczną!) na Szreka, jedna ręka na boku, a drugą macha paluszkiem (niu niu!) i mówi do tatusia:
- a ty młodi mi nie potsiatuj, bo ziobaciś!
Mina Szreka – bezcenna! Ogrzyca dusi się z powstrzymywanego śmiechu ;-)

Wychodzimy z przedszkola. Pytam, co było na obiadek. Ogrzyk bez zastanowienia (pokazując paluszkiem na ścianę z wywieszoną listą menu):
- Tam jest, pocitaj sobie.  ;-))
Angielski mają w ramach zajęć dofinansowanych, za które nie płacą rodzice. Na razie.
Pytam Ogrzyka czego się nauczył na lekcji angielskiego. Ogrzyk wylicza, bez zająknienia: 
 - Dumonin, dubaj, siijuu - Rodzice przeszczęśliwi.     


Ogrzyk pomidorowy jest!  

Jemy pomidory ze śmietaną, Ogrzyk chce spróbować. Dostaje troszkę pomidorowej śmietany na łyżeczce. Mlaska, kiwa głową z aprobatą i słyszymy:
- mmmm! pelfetta! (dla niewtajemniczonych – z reklamy, sama nie wiem której)
w temacie pomidorowym...
- Jaka zupka była na obiadek?
- Ziupa z siosem pomidolowym


Mówi = tatusiu, ale =  mamusio, babcio Klysio



Próbuję od Ogrzyka wyciągnąć jakieś opowieści przedszkolne. Nic! A potem do domu wraca Szreku i słyszę jak Ogrzyk pepla o tym i owym. Wchodzę do pokoju (bo, jak zwykle jestem wtedy w kuchni – szit!) i słyszę:
- A Ti ucietaj!
Podnosi mi się ciśnienie, ale baardzo spokojnie mówię:
- Nie! Chcę posłuchać, bo jestem ciekawa co u Ciebie, a Ty nie rozmawiasz ze mną
Ogrzyk, nie przerywając układania wieży z klocków mówi (z westchnieniem!): 
-No, dooblaa mamusio lozmawiamy!

I ostatnie już - do mam przedszkolaków ;-)
Jesteście za czy przeciw 6-latkom w szkole?  
Ja odpowiem za chwilę.

6 komentarzy:

beonda pisze...

Kocham dziecięce gadanie, ich słownictwo, seplenienia, przekręcanie i słowotwory. Uwielbiam.

Fjona Ogr pisze...

Beonda,
ja też to uwielbiam. Staram się pamiętać i spisywać te wszystkie perełki, bo tak szybko czas pędzi, a pamięć zawodna jest... zwłaszcza w moim wieku ;-))

agnieszka pisze...

Pisz, pisz! Bo mi weselej z rana dzięki Wam :) rośnie Ci bardzo elokwentny młodzieniec :) a co do 6 latków... Mogłabym gadać długo.

Dosia pisze...

Dobrze, że zapisujesz te "poważne" rozmowy!
Ja je miałam wszystkie pamiętać, ale jakoś zapomniałam :)

A co do sześciolatków, to różnie bywa.
Najstarszy wg mnie nie nadawał się i nie poszedł jako 6-latek i z tej decyzji jestem bardzo zadowolona, natomiast średnią córcię szkoła czeka już we wrześniu i pójdzie tam jako sześciolatka. Ale ona już chce i już się cieszy!
Ale gdy ja sobie przypomnę, to do szkoły też osobiście też szłam jako sześciolatka, bo urodziłam się pod koniec roku i musiałam. Ale też już i tak chciałam.

Uważam jednak, że rodzice powinni mieć wybór, tak jak przez ostatnie kilka lat.

Pozdrawiam serdecznie :)

ania mama t. pisze...

wstrzasam toba fjona matko mojego ulubionego ogrzyka - pisz!!! bo ja czytam , nawet jesli nie komentuje ;-P nie pozbawiaj mnie tej przyjemnosci !!! mam nadzieje , ze huragan ksawery was za mocno nie dmuchnal ;-)

agnieszka pisze...

No to Wesołych Świąt, kochana :* Trzymaj się ciepło! Niech Wam się szczęści :*