16 lut 2010

Słabizna

Jestem słaba jak barszczyk! :-(

Dociera do mnie boleśnie, że nie bardzo już kontroluję swoje ciało. Głowa myśli i wydaje polecenia, ale mięśnie nie słuchają.
Już nie tylko chodzi o nieporadność. Nogi mam jak z waty, a mięśnie jakby przeciążone treningiem. Ciekawe jakim? Chyba dźwiganiem…
W każdym razie czuję się coraz dziwniej.
Nie przeszkadza mi to, że chodzę coraz wolniej, a pokonanie kilku schodów powoduje drżenie mięśni. Bawi mnie nawet to, że – do niedawna mały szybkobiegacz i zapitalacz – jestem teraz wyprzedzana nawet przez babcie z laskami. Nie przeszkadza mi, że brzuch coraz większy i odstający – w końcu dzidziorek rośnie, a za chwilę 36 tydzień na liczniku więc ma prawo być duży.
Ale przeszkadza mi dziwna słabość, która dopada mnie już teraz codziennie i trzyma od rana do południa. Mam wrażenie, że za chwilę zemdleję. Nie jestem w stanie nic robić, nie mam na nic siły. Leżę albo śpię i w ten sposób mijają ostatnio moje dni. Nie wiem czy to kwestia słabej krwi (wyjaśni się pod koniec tygodnia), diety czy po prostu to ten etap, że już tak może być. Niepokoi mnie to, bo czuję się przez to fatalnie. No i mój brzuch staje się osobnym bytem – to on teraz rządzi mną, a nie ja nim. Ostatnio przeraziło mnie to, co mi się przytrafiło. Przechodziłam przez jezdnię, a ponieważ światło się zmieniło przyspieszyłam, żeby mnie nie strąbili. Nie wiem gdzie się tak spieszyłam… Zapomniałam co dźwigam przed sobą i próbowałam pobiec… Ku mojemu przerażeniu brzuch przeważył mnie i pociągnął do przodu i w dół, a biedne nogi ledwie nadążały drepcząc za tym ciężarem. Po wylądowaniu na chodniku byłam tak zaskoczona, że złość przyszła później. Po cholerę chciałam się bawić w gazelę?! Zapomniałam co dźwigam przed sobą?! A gdybym się wywróciła?
Kolejne, dość przykre uświadomienie sobie mojego stanu przyszło w łikend.
Mam nie robić sama zakupów, żeby nie dźwigać. Poszliśmy więc razem ze Szrekiem w sobotę na rynek po owoce i warzywa. Na pieszo, spacerkiem, żebym się trochę poruszała. Ku zdrowotności. Potem skoczyliśmy do sklepu dzieciowego, poleconego przez znajomą, że tani. Faktycznie tani – nawet mnie zezłościło, że tak późno się dowiedzieliśmy, ale trudno. A na koniec pojechaliśmy do supermarketu po resztę zakupów. I tam się zaczęło. Nogi nie bardzo chciały mnie nosić, drżały, brzuch ciążył i w końcu zaczął twardnieć i boleć. Po chwili marzyłam już tylko o tym, żeby usiąść, a najlepiej się położyć… Po powrocie do domu położyłam się i grzecznie leżałam resztę dnia, a nawet w niedzielę do 15-ej, ale brzuch i tak mocno dawał mi w kość.
Do tej pory jest twardy i bolesny. Masakra.
Jedynym miłym akcentem tego łikendu był niedzielny wieczór. Zachciało mi się deseru lodowego. Ale zapragnęłam tak bardzo lodów i bitej śmietany, że mało mnie interesowały cukrowe konsekwencje tego zakazanego owocu. A, że przy okazji były Walentynki, poszliśmy ze Szrekiem na randkę. ;-)) Na szczęście kawiarnia Hortexu była jeszcze otwarta, a oprócz nas na walentynkowy deser przyszły jeszcze dwie rodziny z dziećmi. Lody były przepyszne i nawet cukier mi za bardzo nie skoczył. Warto było!!

A wracając do mojej słabości - jest coraz bardziej upierdliwa i dokuczliwa.
No coraz słabsza jestem. :-(
Dziwne i obce mi do tej pory uczucie. Niesamowite, ograniczające, męczące, zaskakujące.
To takie dziwne nie móc robić najprostszych rzeczy, męczyć się przy najzwyklejszych, codziennych czynnościach...
Ciąża - najdziwniejszy stan,
w jakim się do tej pory znajdowałam ... ;-)

5 komentarzy:

ina pisze...

Moja droga to co czujesz to nic dziwnego. Ale wiesz, zapamietaj ten stan, zamknij oczy i wczuj się, bo kiedys ci go zabraknie. JA nigdy, przenigdy po mojej ciężkiej ciąży i traumatcznym porodzie nie sadziłam, że to powiem, ale od kilku dni brakuje mi bólu brzucha, złego samopoczucia, toczenia się, a nawet bóli szpitalnych. Warto zapamietac te chwile ;-)

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

Ja nie wspominam dobrze tego czasu. Co innego falujący Julą brzuch, a co innego toczenie się, sapanie, ogólna ociężałość, słoniowatość i hipopotamowatość :/ Jakoś nie tęsknię za tym. I jeszcze bieganie z obłędem w oczach w poszukiwaniu toalety. I pchanie brzucha od górkę i hamowanie piętami z górki... I zgaga... Ciąża jest straszna!!!! :D Ale pocieszę Cię - ten stan nie trwa wiecznie! I wprawdzie kończy się dość hmmm spektakularnie... ;) Ale niedługo ten stan przestanie Ci dokuczać :) Buziolce!!

Myszaki pisze...

Słaba jestem i ja, pocę się, sapie i chce mi się mdleć i to nie wynik "krwi" bo wyniki są cool ale organizm jest przemęczony...jeszcze chwilunia moja droga:)

Anonimowy pisze...

Dasz radę...pod koniec pierwszej ciązy miałam wszystkiego dość,a było to prawie całe lato bo rodziłam w sierpniu.Przeżyłam,ale to co się działo z moim ciałem było jak jedna wielka udręka.Brzuch ciążył,nogi puchły...a ja mieszkałam w dodatku na czwartym piętrze tak więc efekt końcowy był taki,że wszystkim dookoła się dostawało za nic.Ciągle zrzędziałam...ale przeżyłam...i najlepsze jest to,że po wszystkim trochę mi tego brakowało...Cóż...powiem jeszcze,że będąc już na porodówce i trzymając mojego Szkraba w ramionach zapomina się o wszystkich złych stronach ciąży.Pozdrawiam

Fjona Ogr pisze...

Ino,
też mam wrażenie, że przeżywam niesamowite chwile i dlatego je spisuję, żeby wszystko dobrze zapamiętać. I miło wiedzieć, że nawet po takiej traumie, jaką Ci zafundowano -tęsknisz do tamtych chwil. Ja zapewne też będę je wspominać ze wzruszeniem. ;-)
buziole

Kobieto,
dokładnie jest jak piszesz - to sapanie, dostojne toczenie się i słoniowatość do najfajniejszych nie należą, ale już niedługo...
A potem nagroda, główna wygrana! Reszta nie ma znaczenia, prawda? ;-)
buziole

Myszaku-dwupaku,
dobrze, że choć słaba i sapiąca wyniki krwi masz dobre! Reszta do wytrzymania, co? ;-)
tak - jeszcze chwilka i już!
ściskamy

Anonimie,
dzięki za komentarz. Też myślę, że ciąża latem ma swoje plusy i minusy (jak o każdej innej porze roku) ale przyznam, że nie brakuje mi teraz jeszcze upałów do kompletu! Wolę za ciasną kurtkę i buciory, które ciężko wcisnąć na nogi. Za to miło będzie zrzucić brzuchol razem z ciepłymi ciuchami! Oj taak! ;-)
pozdrawiam