Wolniutko ale skutecznie (mam nadzieję!) wracam na obroty. Senność powoli mija.
Mam coraz więcej energii. Nareszcie! Nie wiem czy tak działa dieta i drastyczne ograniczenie cukru, czy może wreszcie obudził się we mnie syndrom wicia gniazda, o którym tyle do tej pory słyszałam. A może obudził mnie ten worek ciuszków, które dostałam od znajomej? Worek ogromny i ciasno wypakowany, obecnie opróżniony, a ciuszki albo się jeszcze suszą, albo już tworzą pokaźną furę czekającą na wyprasowanie. Kiedy dołożę ciuszki wyprane wczoraj – góra prasowania urośnie pod sufit ;-))
Pokój dzieciowy nabiera docelowego wyglądu. Kupiliśmy szafę i komodę, żeby było gdzie chować rzeczy Ogrzyka. Zwykłą szafę i komodę - nie te cudne mebelki dla dzieci, które kosztują kosmiczne pieniądze. :-((
Niestety, rzeczy i sprzęty, których się pozbywamy, trzeba było wynieść do dużego pokoju i zagęścić go maksymalnie. Co tam się dzieje! Chaos i burdello bum-bum, ale nie ma innej możliwości przechowywania sprzętów do wyniesienia/wyrzucenia/przejrzenia. Mam nadzieję, że do świąt wszystko stamtąd zniknie.
Mierzenie cukru idzie mi tak sobie, ale najważniejsze, że efekt diety jest widoczny i normy nie przekraczam. :-)
Co więcej znowu trochę schudłam i jak tak dalej pójdzie to za chwilę będę ważyć tyle ile ważyłam przed ciążą. Ale wiem już, mniej więcej, co podnosi cukier i staram się tego unikać. Dzięki temu mogę troszkę pooszukiwać i zjeść np. kromkę białego pieczywa, jogurt (owocowy i słodki!) albo zakazanego cukierka! MNIAM!
Kika szaleje i rozrabia, ale o niej trzeba napisać osobno bo to temat rzeka! Nie nudzę się w każdym razie z tą małą waryjatką! Szreku wyzłośliwia się, że jaki pan taki kram – mając mnie na myśli, oczywiście. Może w tym coś jest?
A poza tym? Zryty beret czasem daje o sobie znak i budzą się moje schizy. Te straszne i te okropne. Ale na szczęście grupa wsparcia działa i można na bieżąco dostać (albo sprzedać!) wirtualnego kopa, który stawia do pionu i wszystko wraca do normy.
Ogrzyk rośnie. Czuję go już bardzo wyraźnie. Jest już co dźwigać, a jeszcze sporo urośnie!
Już nie pospieszę z zakupów i coraz gorzej mi idzie przytarganie toreb do domu. Chyba sobie ograniczę zakupy do niezbędnego minimum, a resztę będę robić ze Szrekiem. Brzuch jest już duży, a ja coraz bardziej niezdarna! Wszystko leci z rąk, ciągle coś stłukę czy przewrócę (i się złamie i popsuje), o coś się uderzę, a ostatnio przy wyjmowaniu blachy z piekarnika o mało nie spaliłam rękawicy! Sama nie wiem jak to zrobiłam, że wpadła mi prosto w palnik – jak żywa! No, po prostu słoń w składzie porcelany. Masakra! Mam tylko nadzieję, że mi tak nie zostanie.
Idę poprasować, a że jest tego trochę, dla odwrócenia uwagi włączę sobie muzyczkę jakąś fajną… :-))
4 komentarze:
Tak, małe ciuszki dają motywacyjnego kopa :)) Niech Ci tak zoastanie jak najdłużej!!
Ciesz się, ze masz pokoik dla Ogrzyka, ja mam z mężem i Emilka jeden pokój- to dopiero jest ścisk!! ;-) Ja też w ciązy byłam rozkojarzona, zapominalska, wszystko mi leciało z rąk. A co najlepsze dopiero teraz to powoli zaczyna mijać, tuż po porodzie jeszcze się nasiliło ;-)
Kobieto...
z tą moją energią jest niestety jak z falami - przypływają i odpływają :-( Ale się nie poddaję bo nie mam innego wyjścia prawda?
Ino
Domyślam się, że mieszkanie w jednym pokoju może być męczące, ale na początku i tak się mieszka z małym człowieczkiem więc...my też we trójkę będziemy zagęszczać mały pokoik. Chyba, że Szreku nie będzie wyrabiał z niewyspaniem (a może tak być) wtedy zostanę z Ogrzykiem a On przeniesie się do dużego (jak większość mężów moich koleżanek)zobaczymy ;-)
No oczywiście że nie masz innego wyjścia :)nie daj się, jeszcze trochę, dasz radę, a potem... Potem też Cię będę wspierać :)))
Prześlij komentarz