Jakie to miłe uczucie, tak się nigdzie nie spieszyć, leniuchować i wysypiać...
mmmm, można się do tego błogostanu przyzwyczaić.
Za szybko i na długo ;-))
Żeby tak całkiem nie zalec na kanapie lub przed kompem
(wiadomo-u mnie nałóg, a u Szreka praca wrrr) wyprowadzamy się na spacery.
Zaledwie kilkanaście minut marszu od naszego osiedla jest teren
jak z innej bajki...
Zielono, cicho i swojsko.
Zero asfaltu i wielkiej płyty, za to domki z ogródkami i dużo zielonej przestrzeni.
Trudno uwierzyć, że za szerokim pasem drzew gra i buczy (albo raczej huczy!) ludne i ruchliwe osiedle ze swoimi ulicami pełnymi pędzących samochodów...
Sielanka ;-)
A z innej "beczki".
Powalczyliśmy trochę znowu o zdrowie Ludożerki. Mam nadzieję, że skutecznie!
Albo już była znowu mocno zarobaczona, albo zatkana kłaczkami.
W każdym razie rzucała pawie zaraz po zjedzeniu (z wielkim apetytem) śniadania, po czym mogła od razu iść znowu do miski :-(
Poszliśmy do weta, a on przepisał jej preparat na wszelkie robale małe i duże, który wciera się w skórę. Hmm, zobaczymy. Odespała tą "traumę", jak to Ona oczywiście! ;-)
Dostała też pastę na kłaczki. Ta na szczęście jest chyba smaczna bo bez problemu sama wcina. Obserwujemy ją teraz bacznie, bo chcemy wyjechać i lepiej, żeby do tego czasu była w formie.
Nie zdecydowaliśmy jeszcze, czy zabieramy ją ze sobą czy zostaje z bratem.
Są plusy dodatnie i minusy ujemne ;-)) czyli za i przeciw.
Z jednej strony będzie z nami, a my nie będziemy robić nikomu kłopotu opieką nad kotą.
Ale z drugiej strony jest długa i męcząca podróż (ponad 280 km), nowe/obce miejsce, no i fakt, że to nie pies, że nie można jej zabrać na każdy spacer i zapewne skończyłoby się to dla niej siedzeniem w obcym miejscu SAMEJ. A dla nas skończyłoby się to wyrzutami sumienia.
Mamy jeszcze kilka dni do namysłu, ale chyba zwycięży dobro koty i zdrowy rozsądek...Bo nasze chcenie jest jednoznaczne.
No, właśnie - szykuje nam się wyjazd. Do maleńkiej miejscowości nad jeziorem w pobliżu Olsztyna. Chociaż w domu mi nie jest źle i daleka podróż zawsze trochę zniechęca - dobrze byłoby spędzić chociaż kilka dni za miastem, z dala od szumu i hałasu, odetchnąć tak, żeby starczyło do następnych wakacji ;-))
A poniżej Kika zawłaszczyła kolejną torbę.
Mój brat nazwał rzecz po imieniu - Kika jest fetyszystką torbową...i chyba coś w tym jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz