23 lis 2012

.... Żegnaj Bartuś!
Wierzę, że jesteś w lepszym świecie i na pewno się już nie męczysz ...
[*]

4 lis 2012

Nie mam sił...


Serio, serio: nie mam!
Bo za szybko i zbyt intensywnie żyję.
Biegiem żyję ostatnio… i stresem.
Biegiem mijają mi dni. Nawet mój puls się dostosował i zapitala ponad 85-95 uderzeń na minutę. To niedobrze, bo ponoć najlepszy puls dla serca, to około 70 uderzeń na minutę. Wolniej serce bije – dłużej pożyjesz!
A stresuję się – jak zwykle – wszystkim!
Do tego „wszystkiego” doszły myśli o małej Karolce i jej rodzicach. Boże, jakie to niesprawiedliwe! My sobie żyjemy, pracujemy, wnerwiamy się na duperele, na Łobuziaka ogrzego, który jest nieznośny, marudzimy, cieszymy się… Ich życie wygląda i smakuje zupełnie inaczej. Dla nich każdy dzień ma znaczenie zupełnie inne, zupełnie inne mają problemy, coś innego ich cieszy i smuci…
I ten ból, kiedy patrzy się na cierpienie swojego dziecka. Nie chcę nawet próbować myśleć, że wiem jak to jest. Samo myślenie o nich boli. Bardzo.
Ale to nie chodzi o mój ból. Ktoś jest bardziej lub mniej wrażliwy i już.
A po drodze był 1.11 - mój nielubiany dzień.
Czytałam blogi o śmierci, o raku i o tym, że ten syf zabiera tak wspaniałe osoby (http://andzia-i-nieborak.blog.onet.pl/ i  http://chustka.blogspot.com/)!  Czy mi to coś daje? A musi? Przeżywam i już.

A u nas co?
A to:
- Ogrzyk jest ZNOWU chory! Gad-demyt! Chyba po raz czwarty od września. Moja mama praktycznie u nas mieszka. Nie to, żebym coś miała przeciwko – bardzo mi pomaga. Bardzo! Nigdy bym jej nie podejrzewała. Jaka jest, taka jest, ale staje na wysokości zadania i dla Ogrzyka jest najlepszą opiekunką ever! Nigdy bym nie zostawiła Ogrzyka pod opieką teściowej, na ten przykład. Noł-łej!
- w pracy u mła – oszty!- znaczy: napiszę później. Teraz nie jestem (ciągle) gotowa.
- ja – jestem tak zmęczona, że padam na ryj jak tylko usiądę. :-(( Tak, wiem – dziwnie to brzmi, ale tak jest. Ostatnio udało mi się usnąć (tak, gad-demyt!) na kilku filmach, przy czytaniu książki (nie, żeby nudna była! Robię/przeprowadzam ostrą selekcję) i czekając na uruchomienie się laktopa!
No, masakra!
Starość? Cukrzyca? (tfu tfu!).
Dlatego nie ma mnie TU, bo śpię tam. Żenuła! Ale, jak to mówią – starość nie radość… I do tego jestem świadoma swojej nieudolności i dezorganizacji. Logistycznie leżę na plecach i kwiczę! I ciągle nie umiem się organizować, zaplanować, ogarnąć jakoś.
- my – ze Szrekiem, znaczy się – nie chce mi się o tym gadać! I już nawet nie chce mi się coś mu tłumaczyć, rozmawiać… nie chce mi się! I już.

 Na dziś wystarczy. Ciąg dalszy nastąpi.
Może.
Jak znowu nie usnę przy uruchomianiu kal…laktopa… ;-))