11 paź 2012

Bądź lepszy, październiku!

- Sajmon przechorował większą część września. Gdyby nie moja mama, musiałabym iść na zwolnienie zanim wróciłam do pracy. Jaka jest, taka jest, ale bardzo pomogła i stanęła na wysokości zadania. Dwukrotnie. W ten sposób adaptacja żłobkowa nie trwała więcej niż 10 dni. Dobrze, że choć tyle. Zobaczymy jaki będzie październik, ale nie mam złudzeń i cudów nie oczekuję.
- Ogrzyk i tak skorzystał z tych dni w żłobku – coraz częściej słyszę „ja!”, kiedy próbuje samodzielnie coś zrobić, pije z kubka (zwykłego! żegnaj niekapku!), próbuje też samodzielnie jeść (tylko ciągle jest za mało cierpliwy albo za bardzo wygodny), włazi na meble i dosięga rzeczy, których nie powinien (z tego się akurat średnio cieszę), podskakuje mówiąc przy tym „hop!”, próbuje śpiewać (słodkie to!), gania kocicę (hmm, na tym polu czeka nas prawdziwa walka i przeprawa, bo jest bardzo niedelikatny), wszystko wymusza krzykiem i płaczem (w myśl zasady: maj-łej-or-no-łej)
- mówi coraz więcej, a przynajmniej próbuje: moja mama, mój tata, mama, tata i ja!, dapcije (dobrze), pada, citek (to do Kiki), bucia (picie), mama-Ania, tata-dziś (zamiast Krzyś), buba (kupa), boji (boli), tata, a to-to? (a co to?)
Rozrzuca zabawki. Tłumaczę mu, że jak przyjdzie tata, to będzie jak zwykle płacz przy sprzątaniu (bo tego akurat nie lubi – fajniejsze jest rozpirzanie zabawek po pokoju). Na to Ogrzyk, nie przerywając rozpierduchy – "Bach, bach! Tata: niuniu. Ja: uuu-aaa-uuu" (udając swój płacz, udawany zresztą). I dokładnie tak było. ;-))
Innym razem wchodzę do pokoju po powrocie z pracy i udaję szok na widok bałaganu (babcia zdążyła mi wcześniej naskarżyć). Pytam – kto tak nabałaganił?! Słyszę – ja! (nawet pokazuje na siebie paluszkiem). Pytam – a kto to wszystko posprząta? Słyszę – tata!    
- wrzesień był też masakryczny pod względem finansowym. Wiem: ile by się nie miało kasy -zawsze będzie za mało, ale i tak mnie wkurwia to, jak bardzo wszystko zdrożało, jak trzeba każdą złotówkę pilnować i jak na złość - wszystko się, kurwa, psuje, buty się niszczą, ciuchów praktycznie nie mam… i w kolejce ustawiają się sprawy do załatwienia na przedwczoraj …! Do tego dochodzą opłaty za żłobek, ciuchy…pierdylion ważnych wydatków :-(
- nerwy i ciągły stres spowodowały poważny spadek formy, zwłaszcza psychicznej. A co za tym idzie wysiada mi zdrowie. Głownie głowa i serce. W poniedziałek idę do kardiologa. Albo mam nerwicę (zaawansowaną ździebko) albo coś się spsuło w serduchu.
- i jeszcze my ze Szrekiem… bardzo ostatnio kryzysowo między nami, bardzo źle.
- powrót do pracy, a zwłaszcza moja „nowa” kierownica to zupełnie osobny temat dlatego o tym napiszę inną razą.
- a na koniec prawdziwa masakra, która mnie absolutnie zdołowała… Szreka brat cioteczny ma dwie córki – 4,5 i 2,3-latki. Młodsza dwa tygodnie temu osowiała, osłabła… Badanie krwi – ostra białaczka. Niesprawiedliwe! Niezrozumiałe. Bardzo bolesne. Walczą, a jedyne co ja mogę zrobić, to trzymać kciuki.