27 cze 2012

Wszystkiego po trochu

Szybko, bo „szkoda wkładu i składu” – jak mawiał mój znajomy, milczek i informatyk zresztą. Wrzucam zanim się rozmyślę.
*Szymek dostał się do żłobka. To sukces, bo żłobek jest jeden na spore osiedle i szanse były skromne. Udało się. Od września zaczyna się rewolucja w naszym domu – Miś do żłobka, a ja do pracy.
Nadejszła wiekopomna chwila, pora by oddać Go światu. ;-)
Dziwne uczucie – teraz jest całym moim światem, a już za chwilę obcy ludzie będą patrzeć na jego postępy, będą brać udział w jego rozwoju, będą mieć na niego wpływ. Potem koleżanki, koledzy, sympatie i antypatie, pierwsze miłości, sukcesy i porażki, całe życie!
Wiem, panikuję i jak zwykle martwię się na zapas. ;-)
**Powrót do pracy też napawa mnie lękiem. Podczas kolejnej rozmowy z dyrką wyczułam jej lekkie rozczarowanie, że już wracam i do tego na cały etat. No, tak – naprzyjmowała sporo osób na zastępstwa i może teraz niechętnie przyjmuje powrót „starych” pracownic. Tak jest chyba w moim przypadku, bo kiedy po dłuższej rozmowie, zwodzeniu mnie i kręceniu (nie wiem gdzie Cię dam, zgłoś się w sierpniu, może wtedy coś będę wiedzieć, teraz nie wiem nic) zapytałam w końcu wprost, czy jest dla mnie miejsce, czy nie i czy będę mogła wrócić, odpowiedziała: „no, wiesz, ja cię przyjąć muszę!”. Zabrzmiało to jak – „nie chcę, ale muszę”. I wszystko mi opadło, bo nie oczekiwałam fanfar, powitalnej imprezy i kwiatków, ale po 20-tu latach pracy, sumiennej, lojalnej, zaangażowanej (jak sobie przypomnę przestawianie mebli, sprzątanie po malowaniu, organizowanie imprez, a zwłaszcza nagród dla dzieci we własnym zakresie – za darmo, za „dziękuję”, bo na nic kasy nie było, to mi jeszcze smutniej), nie spodziewałam się, że zostanę tak potraktowana. Czy to kara za to, że ośmieliłam się zajść w ciążę i zniknąć z pracy? To, że nie ma ludzi niezastąpionych, wiem nie od dzisiaj. Mogło się też skończyć wypowiedzeniem, jak u moich koleżanek w innych firmach. Ja to wszystko wiem/rozumiem, ale i tak mi przykro. I coraz mniej mi się chce wracać do pracy. I już. :-((
***Wakacje w „szrekowie” w tym roku odwołane. Szreku urlop wziął, ale wykorzystał go na intensywne (na granicy paniki) szukanie pracy. Jego obecna firma ma zostać przejęta przez inną, większą…z Wrocławia. Kilku osobom może nawet zaproponują przeprowadzkę, ale nie Szrekowi. Informatyków wszak u nas dostatek. Nawet z takim doświadczeniem i wiedzą jaką posiada Szreku. Zresztą i tak nie widzę naszej przeprowadzki… Dobrze, że zapobiegliwie zaczął rozsyłać CV już w grudniu (bo wróbelki coś ćwierkały…). I pomijam fakt prawdomówności i liczenia się z ludźmi przez „państwo-tfu!-prezesostwo”, które obiecało, że pierwsze zmiany nastąpią po wakacjach, więc spoko i luzik, a jak tylko Szreku poszedł na urlop, sypnęło pierwszymi wypowiedzeniami. Nic to. Urlop minął i tak nie najgorzej – byliśmy z Młodym na basenie, kilka razy na wsi u drugiej babci (Szymek uwielbia tam być!), oglądaliśmy mecze, czas mijał miło i leniwie, a Szymek napawał się stałą obecnością tatusia. Ogrzyca też się napala… napawała. ;-))     
Do pracy wracał przekonany, że na powitanie po urlopie dostanie pismo z podziękowaniem za dalszą współpracę. Tak się nie stało i na szczęście odezwały się dwie firmy, do których aplikował. Na szczęście. Oby się udało już od lipca!
****Ogrzyk chyba przechodzi jakiś kolejny skok rozwojowy, napór testosteronowy (jest coś takiego?), wyrzynanie trzonowców, albo jakąś inną cholerę. No, nie da się z nim wytrzymać, jak nie przymierzając z jego matką podczas PMS-u! Na porządku dziennym jest „nie-e, nie-e!” razy pierdylion, rzucanie w złości (i zabawie) zabawkami (tymi dużymi i ciężkimi też), histerie i tupanie nogami, niespokojne noce, rzadkie kupy, wymuszanie rykiem tego, co chce i rosnąca frustracja, że go nie rozumiemy (bo ciągle gada po swojemu). Potrafi szarpać na sobie ciuch, który mu się nie podoba, lub mu nie pasuje, trzaskać drzwiami (mi przed nosem lub za mną, zamykając mnie z hukiem w łazience – nauczył się to robić mimo gumowych ochraniaczy). A poza tym, coraz lepiej tańczy (uwielbiam te jego wygibasy z coraz bardziej skomplikowanymi ruchami rąk, zwanymi przeze mnie „grzebaniem w sianie”), ciągle grymasi przy jedzeniu (tylko naleśniki, pomidorowa, pulpety w sosie pomidorowym z makaronem, jogurty i mleko), kiedy się uderzy przybiega do mnie krzycząc: „mama, mamama!”, potrafi się przytulić (chociaż bardzo rzadko) i kilka razy, znienacka pogłaskał mnie po policzku (snif-snif). Ma już swoje poczucie humoru, a jak się zaczyna śmiać - świat jaśnieje! I coraz bardziej Go kocham! A jego nerwy przetrwamy. Nie pierwsze to i nie ostatnie przecież!
*****Euro nie komentuję. Podoba mi się wszystko, poza zbyt szybkim końcem udziału naszej drużyny. Chcieli dobrze – wyszło jak zwykle. Szkoda.
******I na koniec …
Mamy ze Szrekiem od wczoraj czarny kryzys. A poszło o taką pierdołę (jak dla mnie), że szok. :-((
Kilka babeczek ze studiów zorganizowało „zlot czarownic” w Warszawie. Nie widziałam ich ponad trzy lata, bo kiedy one imprezowały po odebraniu dyplomów, ja już leżałam grzecznie z Ogrzykiem w brzuchu (tak na wszelki wypadek). Trudno było zorganizować taki zlot w jednym czasie, bo kobitki przyjadą z różnych części Polski, a dwie z nich będą jechać całą noc, żeby się z nami spotkać i potem wracać całą noc z niedzieli na poniedziałek! Mówiłam jakieś dwa tygodnie temu o tym spotkaniu Szrekowi – przytaknął, przyjął do wiadomości, zaakceptował. Tak to wyglądało dla mnie. A wczoraj okazało się, że tak był zajęty sobą i szukaniem pracy (czemu się nie dziwię! Tylko mi przykro), że nie przyjął do wiadomości mojego nocowania w W-wie. I się zaczęło! Nawtykał mi, że to nie spotkanie, tylko nie wiadomo co, bo po spotkaniu to się wraca do domu! I na nic się zdało tłumaczenie, że większość kobiet przybędzie świeżym popołudniem, że i tak będzie mało czasu na pogaduchy, że nie chcę sama wracać wieczorem do domu, że… Żadne, no żadne moje argumenty nie trafiały. Wbił mnie w podłogę i poczucie winy tekstami, że uciekam, że się zrywam jak z więzienia, jak z łańcucha, i  to jego: „Jedź sobie! No, jedź! Ale mnie się to nie podoba i już! I nie oczekuję potem opowieści i sprawozdań! I ja też sobie pojadę gdzieś na łikend!”. Oprócz szoku, że tak to widzi i tak go to złości, odebrał mi też całą radość, która fantastycznie smyrała mnie od kilku dni.
No, i mam dylemat:
Pojechać? Z wyrzutami sumienia, że zostawiam dziecko dla imprezy i spotkania z koleżankami? Co ze mnie za matka? Zostawić nadundanego, fukającego Szreka, porzucić go nieomal?! Na cały dzień i NOC?! Wracać sama wieczorem?
Zostać? I nie zapomnieć tego Szrekowi nigdy? I sama być nadęta i obrażona przez najbliższe tygodnie? I utwierdzić Szreka w przekonaniu, że ja mogę rezygnować ze wszystkiego, z każdej przyjemności, z każdego spotkania, bo on tego oczekuje?
Tak bardzo go przyzwyczaiłam, że jestem, że to mój obowiązek i niczego nie chcę/nie potrzebuję, że trudno mu zrozumieć, że mogę chcieć troszkę się rozerwać/oderwać/odpocząć??  Zatęsknić nawet?
A może matce dzieciom już nie wypada?
Mam mętlik w głowie i strasznie mi źle. :-((

14 cze 2012

Zęby zjadła na meczach reprezentacji…


Tak będzie można o mnie niedługo powiedzieć. :-(
I to nie będzie śmieszne.
I to nie będzie w przenośni.
A to było tak: na piątkowym meczu inauguracyjnym z Grecją, emocje były i była pizza… Nigdy bym nie pomyślała, że pizza może mi zrobić krzywdę (oprócz zapasowych kalorii i dodatkowego tłuszczyku tu i TAM). Tuż przed strzałem Lewandowskiego ugryzłam sobie kawałeczek (pizzy!) i coś chrupnęło. Nie zwróciłam na to uwagi, bo właśnie wtedy się okazało, że to był TEN strzał, jeden jedyny. Darliśmy się i cieszyliśmy, Szymonek błyskawicznie też nauczył się krzyczeć „jeeej ujee” wymachując nad głową łapkami, a do tego wujek nauczył go robić żółwika i przybijać piątkę. Tak mu się spodobało, że robiliśmy i przybijaliśmy jeszcze dobre kilka minut, gdy wtem-raptem, po opadnięciu adrenaliny …poczułam mały dyskomfort w paszczy. Liznąwszy językiem okazało się, że brak mi nowej plomby, funkiel-nówki, (nie śmiganej) na dolnej jedynce! Nie muszę wspominać, że od tej pory moja cała uwaga koncertuje …wrróć! koncentruje się na owym braku, a wizyta uzupełniająca braki przede mną.
Ale to jeszcze nic!
Wtorek. Czekamy na mecz, słuchamy wieści z przemarszu kibiców i burd kiboli (bandytów, kretynów – niepotrzebne skreślić), Młody trenuje swoje okrzyki (opracował kilka wersji – wszystkie z dużą zawartością „ujjeejj!”) i przybijanie piątek z żółwikami, a tu nagle coś mi przeszkadza w paszczy. I to nie na dole, ale w jej górnej części! Macam językiem, nie wierzę, znowu macam …coś mnie dźga i kłuje!
Nie, to nie możliwee!
Górna szóstka, a właściwie jej kawałek… ukrychnęła się, a ja nawet nie wiem kiedy i na czym!
Noszsz, butelek zębami jeszcze nie otwieram, kamieni nie gryzę, pazury miękkie mam, więc co? Co, do cholery – pytam się grzecznie.
A potem był mecz (zakłócany boćkaniem i dotykaniem owego ostrego kawałka zęba), który przeżyłam, nerwy starałam się trzymać na wodzy (bo ciśnienie!). I moim zdaniem, mecz był wspaniały, a bramka strzelona przez Błaszczykowskiego – mistrzostwo świata!
I jeszcze tylko jedna uwaga – miałam wrażenie, że ten mecz ma wydźwięk bardziej historyczno-polityczny niż sportowy. Tytuły w prasie, presja, porównanie do Bitwy warszawskiej, marsz kibiców rosyjskich (po co aż tak nagłaśniany? Przejść i tak musieli na stadion), awantura kiboli (musiało tak być. Jeśli ktoś myślał, że będzie inaczej jest naiwniakiem większym od mła) i ewentualne trykanie się baranków-słowianków po meczu (bez względu na wynik). Miałam dziwne wrażenie, że niektórym politykom, a także (niestety) dziennikarzom bardzo zależy na tym , żeby było brutalnie, nacjonalistycznie i ostro, żeby było mięcho i nareszcie było o czym pisać. Ale to tylko takie moje odczucia.
A teraz kolejny mecz przed nami. Okaże się czy ostatni – oby nie! Okaże się też czy znowu przypłacę go kolejnym zębem – OBY NIE! Bo już strasznie dużo wydałam na zębowe naprawy, a nie chciałabym do reszty zrujnować domowego budżetu.
W sobotę znowu mocno trzymam kciuki.

8 cze 2012

Zaczyna się!


Muszę!
No, muszę to napisać - bierze mnie to całe Euro. Podniecenie sięga zenitu. Siedzimy już jak na gwoździach, ja gryzę pazury. :-))
A co to będzie jak się zacznie?! Flaga powieszona na balkonie, Szreku w koszulce...brat wygłasza pierwsze złośliwe komentarze, Szymon szaleje... Jesteśmy gotowi. Niech się dzieje!
Już za chwileczkę, już za momencik.
Obstawiam remis - taki grzeczny początek. ;-)
A w ogóle jestem bardzo dumna z organizacji. Oby reszta była taka.
Do boju!

4 cze 2012

Pytania i odpowiedzi

Będzie szczerze do bólu! Inaczej nie umiem, choć to tylko zabawa. Sorki za dłużyzny – skracałam jak mogłam, ale krócej się już nie dało.
Fajnie było wziąć udział w tej zabawie. Powspominałam, wiele spraw przemyślałam, zastanowiłam się nad miłymi i nieco mniej miłymi zdarzeniami. Szkoda tylko, że tak długo mi zeszło. Dużo się działo w realu i to sprawiało, że nie miałam siły, a czasem ochoty włączać laktopa. Ale spoko – szybko nadrobię zaległości u mnie na blogu, a także co tam słychać u Was
Pytania nie są po kolei i nie spisałam, które kto zadał. Za ten chaos też pardonsik.

1. Jacy byli Twoi dziadkowie?
Dziadka ze strony taty nie znałam, a podobno był fajnym, miłym i spokojnym (u nas w rodzinie?) facetem. Wiedział, że się urodziłam, cieszył się, że dziewczynka, ale nie zdążył mnie zobaczyć… Umarł w szpitalu, we śnie (tak, jak mój ojciec). Babcia ze strony ojca była specyficzna. Dziś wiem, że była chora. Miała ewidentnego alzheimera, ale 20 lat temu mówiło się „skleroza”, „demencja”… Nie byłyśmy zbyt blisko.
Babcia ze strony mamy – kobieta, która nas (mnie i brata) wychowała. Jeździła codziennie z jednego końca miasta na drugi, żeby nas przypilnować (a miała przy tym roboty, oj, miała!),  zrobić pyszny obiadek, czasem kolację, a czasem opiekowała się nami, kiedy matka wyjeżdżała w delegacje. Kiedyś zaczęła opowiadać swoje dzieje okupacyjne, słuchałam zachłannie, bo zaczęłam się interesować II wojną, Powstaniem Warszawskim, życiem codziennym w tamtych czasach. Najbardziej utkwiła mi w pamięci ich podróż/ucieczka z terenów blisko granicy z Ukrainą. Podróżowali wozem konnym z całym swoim dobytkiem, najstarszym synkiem, oraz przemytem w postaci złota (moja babcia do końca życia uważała pierścionki, kolczyki i tego typu świecidełka za najlepszą lokatę kapitału), kilku worów mąki (mój dziadek był piekarzem, babcia prowadziła piekarnię), oraz pistoletu do obrony, a za to wszystko mogła grozić nawet kara śmierci. Rzeczy te schowane były pod szmatami, tobołkami i malutkim wujkiem Emilem, siedzącym tuż obok obrazu Matki Boskiej (który babcia przykryła jego kocykiem). Oczywiście, zatrzymali ich Niemcy do kontroli. Babcia umierała ze strachu, kiedy niemiecki oficer zaglądał do wozu, a potem podniósł kocyk i zobaczył obraz. Nie szukał dalej i nie pozwolił innym. Kazał jechać dalej. Babcia z całą stanowczością twierdziła, że to obraz Matki Boskiej ich uratował. Ten sam obraz, który do końca życia wisiał nad jej łóżkiem. Żałuję, że miałyśmy tak mało czasu. Zmarła kiedy miałam 18 lat. Szkoda! Kochałam ją bardzo. Była super mądrą kobietą! Mogłam się od niej tyle nauczyć – choćby gotowania!
A mój dziadek, ojciec mamy, zabierał mnie na spacery, z których zapamiętałam swoją dłoń w jego mocnej, ciepłej i szorstkiej dłoni oraz skrzypienie jego butów. Takie fajne, charakterystyczne. Lubiłam to skrzypienie butów na kamykach. A może skrzypienie kamyków pod butami. Siedział przed telewizorem i raz po raz powtarzał: „Ależ to głupoty w tej telewizji pokazują”, ale siedział dalej i oglądał. A potem, kiedy zabrakło mojej babci, postanowił sobie, że : „ja bez mojej mamusi nie dam rady i nie chcę!”, zapadł na chorobę dziwną, osłabiającą, zabrało go pogotowie i okazało się, że to zapalenie płuc. Zawinął się bardzo szybko.    
2. Które wakacje najlepiej wspominasz? Te z zeszłego roku, pierwsze nasze wspólne, we trójkę, nad morzem!
3. Jakie masz hobby poza czytaniem – kiedyś korespondencja w języku angielskim. Boszsz, z kim to ja nie korespondowałam! Dziś został mi jeden gościu z Polski, z którym ciągle koresponduję tradycyjnie. W sensie papier, koperta, poczta, znaczek, listonosz, wiele dni i … już mamy list! Film – mój brat się mnie bał, bo można mnie było obudzić o 3 nad ranem, na ciężkim kacu, a i tak odpowiedziałam na pytanie (głównie mojego brata) - skąd ja znam tego aktora? Gdzie on grał? To tak, jak jego obudzić (w tych samych warunkach) i zapytać o moc silnika, model albo tego typu rzeczy dotyczące samochodów! Mam (miałam?) mózg gotowy i chętny do szukania, katalogowania, mobilizowania zwojów do ciężkiej pracy. Czasem zdarzało się, że zapytanie (brata lub Szreka) napotykało opór miąższu mózgowego i, choć ten pracował na wysokich obrotach, dopiero po kilku(nastu) godzinach wytężonej pracy otrzymywałam wynik, co nie zmieniało faktu, że dzwoniłam, budziłam i z ogromną satysfakcją oznajmiałam – to był ten aktor z filmu-tego-a-tamtego. Ha! Stąd mój zawód, niestety. Niestety, bo mało opłacalny.
4. Wolisz kawę siekierę czy zieloną herbatkę? Kawę! Nie koniecznie siekierę, choć jak mam decydować „siekiera czy zielona herbatka” – mój wybór: siekiera, z cukrem – w ilości jedna, płaska łyżeczka. W ostateczności może być rozpuszczalna z mlekiem bez cukru.
5. Jak poznałaś Shreka? Szreku jest bratem ciotecznym mojej przyjaciółki. Kiedy go poznałam, niesamowicie mnie wnerwiał. Pojawił się u swojej siostry akurat wtedy, kiedy ja przyjechałam do niej wyżalać się i przeżywać swoją durną miłość (do absolutnego palanta, zresztą). Przeszkadzał mi, bo z nami siedział więc z użalania się nic nie wyszło.;-)) A potem jakoś tak „wpadaliśmy” na siebie i spotykaliśmy się, aż któregoś dnia, na grillu, byłam tak nieszczęśliwa (moja toksyczna miłość się wzięła i skończyła-nareszcie!), że było mi wszystko jedno…nic mnie nie interesowało. Wypiłam kilka piw, zrobiłam się nagle przyjazna i odważna (a może nawet lekkuchno prowokacyjna?), siedziałam ze Szrekiem i gadaliśmy. On był taki spokojny, miły, zrównoważony (słowo obce w moim słowniku) i zainteresowany. Tak dobrze mi się z nim siedziało, że nie zauważałam innych. Nie byli mi potrzebni. Dałam mu nawet (oł-maj-gad!) swój numer telefonu. Dla mnie na tym sprawa się skończyła, a dla Ogra dopiero się zaczęła. Dzwonił, sms-ował, namawiał na spotkanie. Broniłam się i odmawiałam ze względu na różnicę wieku (jest młodszy) oraz przyjaciółkę, bo wiedziałam, że będzie średnio zadowolona. Ale kumpela w pracy (wtajemniczona we wszystko) powiedziała po kolejnym sms-ie: „Daj mu szansę, co ci szkodzi? Spotkaj się z nim, ”. No, i dałam mu szansę. A jak się w końcu spotkaliśmy i pogadaliśmy, to nie chciało mi się wracać do domu… ;-)    
6. Gdzie najchętniej wybudowałabyś swój wymarzony domek? Jestem dziecię miastowe z blokowiska. Ale bywam na wsi, w rodzinnych stronach Szreka i podoba mi się  – do pewnego momentu. Cisza, święty spokój, ale!... Teraz jest Ogrzyk i sklepy czasem przydają się w pobliżu otwarte dłużej niż do 18-ej. A mój domek na starość będzie pewnie gdzieś w spokojnej okolicy. Lasy, łąki, jezioro może jakieś. Cisza. Tylko czy za te 20 lat jeszcze będą takie tereny w Polsce?
7. Co wolisz - święty spokój czy dziką balangę? Hmm… dwadzieścia lat temu młoda Ogrzyca (nie potrzebująca snu, a jej wątroba wypoczynku – ech, młodość!) zakrzyknęłaby: dzika balanga jesss! Najlepiej kilka dni z rzędu, z dużą ilością, „na dziko”. Dzisiaj stara Ogrzyca pisze: „ A święty spokój mi dajcie, pliizz … Razy dwa! Najlepiej na wynos!”  Bo dzikie balangi były fajne, ale wszystkie takie same (z tym samym kacem włącznie). A święty spokój jest taki niepowtarzalny! I taki niezastąpiony i potrzebny. Tak, wiem – to już syndrom SKS (starość, k…, starość). ;-)
8. Którego nauczyciela nie lubiłaś najbardziej w podstawówce? Generalnie wuefistów. W młodszych klasach, pan od wf uwielbiał napieprzać nas za wszystko linijką po łapach! Tak, to były te czasy, kiedy jeszcze nauczyciel mógł i to robił. Dostawałam systematycznie za gadanie i za „w-tył-zwrot!” przez prawe ramię. Dobrze, że nie chciał mi tego robić na gołą dupę! A mogło tak być. A od 7-ej klasy (wtedy zaczynały się oddzielne gimnastyki dla dziewczyn i chłopaków), jeszcze bardziej „moja ulubiona” pani od wf-u, która obrażona na mnie za to, że ze swoim 150cm wzrostu ośmieliłam się być w jej klasie, którą szykowała do bycia sportową (koszykówka). A tu jakiś ogrzy kurdupel zepsuł średnią. I owa pani wuefistka, przy wystawianiu ocen na bardzo ważnych, końcowych cenzurkach, powiedziała mi tekst, który do dnia dzisiejszego pamiętam (nie zapomnę, bo nie mogę przez pamięć absolutną): „Ty, dziecko, do liceum? Żartujesz?! Ty, to do zasadniczej i do roboty, a nie do liceum!”.  Myślę, że niewiele ciepłych słów do powiedzenia miałabym dzisiaj owej wuefistce. Jestem pamiętliwa. Wybaczam, ale nie zapominam.
9. Masz prawo jazdy?  Od 1989 roku. Tak, 23 lata temu zdane egzaminy! Ale, gdybym dziś miała zdawać na prawko – nie dałabym rady. Egzaminy masakra, a na ulicach chamstwo, panie dzieju, chamstwo i głupota. Ale to jest temat na osobną notkę i kiedyś ją zapewne popełnię. :-/  
10. Twój wymarzony prezent to? Bardziej preferuję dawać/obdarowywać niźli dostawać. Lubię chodzenie, szukanie i myślenie o preferencjach przyszłego obdarowanego, lubię myśleć o zainteresowaniach i wrażeniu jakie zrobi prezencik, czy się przyda, czy raczej będzie dla oka/ucha/duszy.
A dla siebie, taki wymarzony… aż wstyd się przyznać – drzewko bonsai. Ale takie odchowane, staruteńkie, silniejsze, łatwiejsze do prowadzenia. Miałam już cztery – trzy z marketów (masakra, szybko mi obeschły) i jeden z hodowli… to ostatnie takie wychuchane, wywalczone, a i tak nie uniknęłam błędów. Nie przetrwało zimy w zbyt suchym i ciepłym blokowisku. Szkoda. :-( 
11. Jakiego zespołu słuchałaś będąc podlotkiem?  U2 (i słucham do dzisiaj), O.M.D., A-Ha, Depeche Mode, Madonna, a z polskich – Lady Pank, Kombi, Maanam. Lubiłam też słuchać (i śpiewać) piosenki Starego Dobrego Małżeństwa. Nawet uczyłam się grać na gitarze, ale kiepsko mi szło.
12. Jakie jest najprzyjemniejsze miejsce, o którym sobie pomyślisz?  Plaża! Morze, ciepły piasek i wiaterek, szum fal, zapach słonej wody, krzyk mew. Ja na kocyku z książką, ciepełko, moje chłopaki obok…Tylko bez dzikich, hałaśliwych tłumów, kocyka przy kocyku i ryczących piosenek, na każdym grajdołku innych.
13. Twoje najcieplejsze wspomnienie z dzieciństwa? Babcia Ewa i kolacje wigilijne u niej! Nigdy potem święta nie miały takiej atmosfery, takiego smaku ..
14. Jak myślisz - jaka będziesz i co będziesz robić za 20 lat? Jeśli będę… Będę starą kobietą, po menopauzie, ze sporą nadwagą (jeśli nie uda mi się nad sobą popracować), ale wierzę, że w głowie ciągle będę młodą trzydziestoparolatką. Mój Ogrzyk będzie miał 22 lata! Jeszcze mi zostanie kilka lat pracy do odbębnienia i kilka lat kredytu do spłaty. Może ciągle będę pisać bloga? Ależ to będą smęty wtedy hihi.
15. Jaki jest Szymek w twoich marzeniach za 15 lat? W moich marzeniach Sajmonek (będzie miał wtedy 17 lat), jest fajnym, wysokim (mam nadzieję!) młodzieniaszkiem. Kończy liceum i ma plany na dalszą naukę. Nie mam pojęcia jaki kierunek studiów wybierze, ale dzisiaj widzę go na informatyce.;-) Jest miłym, dobrym chłopakiem, z dużym poczuciem humoru, jest bystry, otwarty i przyjazny, można na nim polegać. Jest bezinteresowny (cecha prawie niemodna), kocha zwierzęta, szanuje ludzi, szanuje i liczy się ze swoimi rodzicami, nie ma w nim agresji i pazerności. Oby!  
16. Czy jest jakieś zwierze poza kotą;-) które chciałabyś mieć? Miałam w życiu dwa psy. Oba kochane, wspaniałe, żyły po 13 lat. Myślę, że psy i koty to jest to. 
17. Czego nigdy byś nie zrobiła?  Nigdy bym nie flirtowała/romansowała z facetem, z którym jest moja przyjaciółka! Tak myślę. Ale tak poza tym, myślę, że bardzo trudno jest gdybać czego bym nigdy nie zrobiła, bo jak to powiedziała Szymborska – „..tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono..”
18. Jaki jest twój najdziwniejszy sen? Miałam setki takowych, ale jeden był tak okropny, że boli do dzisiaj! Nawet miałam kiedyś go opisać ale za bardzo się bałam przeżywać go jeszcze raz… Ogrzyk miał wtedy nieco ponad pół roku. Śniło mi się, że porwali mi go z wózka w jakimś markecie. Goniłam, ścigałam, szukałam. Pomagał mi w tym jakiś obcy facet. Okazało się, że to szajka pedofilów, którzy mojego Szymka szykowali na „zabaweczkę” dla pary starych zboków. Odnaleźliśmy ich za granicą. Facet, z którym byłam pokazał mi dom, gdzie trzymali dzieci, w tym mojego Szymka. Uprzedził też, że nie może mi już pomóc i jeśli tam teraz wejdę sama, jeśli nie poczekam na pomoc – nie wypuszczą mnie już. Nie chciałam czekać, choć wiedziałam, że mój brat i Szreku już jadą. Bałam się, że w tym czasie zabiorą gdzieś Szymka i już go nie znajdę. Weszłam więc do samego jądra szajki, dla mojego synka, bo wiedziałam, że mój brat i Szreku wiedzą i jadą. Wiedziałam, że go uratują. Reszta nie miała znaczenia. Weszłam i udawałam kogoś innego, przysłanego tam po coś. Rozmawiałam z dwoma facetami, a moje oczy szukały śladu synka, moje serce waliło jak oszalałe (jestem pewna, że w realu też). W pewnym momencie do domu weszło kilka osób z wózkiem – miło i niewinnie wyglądająca para staruszków, młody chłopak i jakiś mocno zbudowany facet. Wiedziałam, że w wózku jest Szymek. Chciałam podbiec i wyrwać go z wózka, chciałam uciekać, krzyczeć, zrobić cokolwiek… nic nie mogłam zrobić (jak to w tych głupich snach). Stałam i patrzyłam jak przechodzą przez pokój, a w środku umierałam, wszystko we mnie wyło. Jeden z moich rozmówców spojrzał na mnie jakoś tak, że wiedziałam, że on domyślił się, że wie. Wtedy dopiero powiedziałam głośno i wyraźnie – „To moje dziecko! Nie wyjdę stąd bez niego!”  „Nie wyjdziesz” – potwierdził spokojnie. Zrobiło mi się zimno, pomyślałam jeszcze tylko „Szreku szybciej!” i się obudziłam. Ryczałam chyba z pół nocy. Odchorowałam ten sen i nawet dzisiaj trzęsie mnie jak to piszę. Szreku, oczywiście wyśmiał mój sen. A mnie przerażała nie tylko sama treść, ale też wszystkie detale, które były w tym śnie – ten dom, pokoje, meble, otoczenie, Ci ludzie – wszystko takie szczegółowe, realne. Koszmar! :-((
19. Co lubisz najbardziej jeść? Niestety, wszystko co niezdrowe i bardzo, bardzo kaloryczne! Spaghetti, pizza, ziemniory (choćby tylko z koperkiem i kefirem), truskawki, mleczną czekoladę, lody, szpinak (zrobiony po mojemu), czereśnie i pomidorową.
20. Czego najbardziej nie lubisz jeść?   Nie lubię jeść ślimaków i wszelkich owoców morza… zapewne nie smakowałoby mi także sushi. Brukselka! I niestety nie lubię grejpfrutów, agrestu i rabarbaru.
21. Kim chciałaś być w dzieciństwie? Zaraz po tym jak skończyłam marzenia o byciu królewną (ironia losu-w teatrzyku szkolnym zagrałam w „Kopciuszku” złą siostrę, taka karma) chciałam zostać weterynarzem i adwokatem (w tej kolejności). W sumie dobrze, że wyszło inaczej. Pewnie miałabym kasę, ale cała reszta do bani. 
22. Bez czego nie umiałabyś się obejść?  Bez obecności Szreka, jego silnych ramion i uśmiechu Ogrzyka. Myślę, że nie umiałabym się obejść bez blogów, a raczej bez ludzi piszących swoje blogi. Bez kawy życie byłoby ciężkie! Smutno by było bez zwierzaków w moim życiu i domu. Chociaż futro wszędzie i ślady zniszczenia – kocham zwierzęta: koty i psy. Ciężko by było i smutno bez czekolady i lodów.
23.Twoja najbardziej ulubiona historia z Twojego życia?   Taka najbardziej ulubiona historia, do której lubię wracać we wspomnieniach, to moja podróż do Libanu. Brat był tam na misji pokojowej w ramach ONZ-tu i to były jeszcze te czasy, kiedy rodziny mogły odwiedzać żołnierzy. Pojechałam do niego z przyjacielem brata, też wojskowym. Chyba badał jak to jest, bo potem razem wylądowali w Iraku. Ale to już była zupełnie inna bajka! Nasze dwa tygodnie w Libanie były bardzo egzotyczne. Dużo zwiedziliśmy, zobaczyliśmy bardzo interesujące miejsca (niektóre dzisiaj już nie istnieją, albo są bardzo zniszczone), a także poznałam wiele wspaniałych osób, Polaków i nie tylko.
24. Twoje największe niespełnione marzenie?  W zasadzie większość moich marzeń się spełnia. Z dużym opóźnieniem, ale jednak. Tak było z facetem i normalnym, nietoksycznym związkiem, studiami, które skończyłam całkiem niedawno, oraz dzieckiem, które późno, ale na szczęście się pojawiło i dopełniło nasz związek. Może tym marzeniem jest to, że kiedyś chciałam być pilotem wycieczek (najlepiej zagranicznych). Ale dzisiaj nie wiem, czy określiłabym je największym. A tak w ogóle, to ja chyba minimalistka jestem – tak niewiele mi trzeba.
25. Z kim ze sławnych osób chciałabyś się spotkać?   Chciałabym się spotkać i na spokojnie porozmawiać z Januszem Gajosem, a z młodszego pokolenia z Marcinem Dorocińskim. Z zagranicznych aktorów chętnie z Bradem Pittem.;-)
26. Trochę z zawodem, kim jesteś z zawodu i co robisz w życiu zawodowym? Z wykształcenia i zawodu jestem bibliotekarką. Ale kiedyś kończyłam też szkołę hotelarsko-turystyczno-gastronomiczną. Marzyłam o pracy w turystyce – biuro turystyczne, pilot wycieczek, to były moje fantazje.
27. I jakie są Twoje używki, jeśli takowe masz?  Czekolada, kawa, piwo i drinki z colą (najlepiej z whisky).
28. Czy masz jakieś autorytety? jeśli tak to kim są i dlaczego. Moim największym autorytetem jest od lat mój brat. Chociaż jest młodszy, zawsze go podziwiałam. Oprócz tego, że jest inteligentny i mądry, jest także błyskotliwy (ma refleks, szybką i ciętą ripostę i trudno go przegadać), zawsze wie jak się zachować, wie co i kiedy powiedzieć, a kiedy przemilczeć, umie doradzić, pocieszyć, zaradzić kryzysom. Jest i zawsze był moim oparciem, osobą, na której zawsze mogłam polegać. I chociaż misja w Iraku zmieniła go, zostawiła mocny ślad w psychice – zawsze będzie osobą, którą podziwiam, szanuję i kocham. 
29.Wolisz góry czy morze ? Morze.
30 Jaki masz kolor włosów, i czy to Twój naturalny, czy farbujesz ? Kiedyś miałam włosy ciemnoblond. Potem zaczęłam farbować i włosy się zmieniły, poszarzały. Teraz mój naturalny, niefarbowany kolor to ciemnoszary. Farbuję na różne kolory. Na ślubie miałam mocną czerwień, potem były kasztany i rudości, a ostatnio robię sobie jasny balejaż i jestem prawie blondynką.
31. Piosenka, album, wykonawca po którego sięgasz gdy masz chandrę.  The Prodigy – jeśli chcę się szybko wykaraskać. Jeśli chcę się nad sobą użalić i rozmemłać do reszty – Edyta Bartosiewicz, albo Kasia Kowalska (ma tak depresyjne teksty, że zawsze uda mi się zanurkować nawet przy dobrym nastroju). Generalnie rzadko słucham muzyki kiedy mam chandrę. Wolę coś zrobić, wygadać się i pomarudzić (niekoniecznie Szrekowi).
32. Piosenka, album, wykonawca po którego sięgasz gdy masz dobry humor. Muzyka jest obecna w moim życiu codziennie, niezależnie od nastroju. Ale kiedy już mam posłuchać konkretnej muzyki, zawsze to będzie U2, Edyta Bartosiewicz (jest i na dobre i na złe), Dido, Seal, Ania Dąbrowska. A tak poza tym jestem eklektyczna.
33. Jaki film wzruszył Cię najbardziej  Łatwo się wzruszam i płaczę, nawet na filmie rysunkowym. Ale ostatnio poruszyły mnie „Sala samobójców” i, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” (z Bradem Pittem). Ze starszych filmów wymienię choć kilka - „Butnownik z wyboru”, „Forrest Gump”, „Gladiator” oraz większość filmów rysunkowych. ;-)
34. Rzeczy (ubrań) w jakim kolorze masz najwięcej ? Zielony, khaki, czarny, beż, brąz
35. Jakie jest najzabawniejsze wspomnienie z Waszego ślubu ? O mały włos się na własny ślub nie spóźniliśmy. Pojechaliśmy ze świadkami (mój brat był świadkiem i przy okazji naszym kierowcą) na zdjęcia i fotograf tak się rozkręcił (jeszcze taka poza, a tu takie tło), że w pewnym momencie mój brat nerwowo pokazał mi zegarek. Mieliśmy do przejechania zatłoczone centrum, a do ślubu zostało 15 min. Brat jechał prawie na sygnale, nawet nie wiem ile przepisów złamał, a do urzędu wpadliśmy dosłownie na 2-3 minuty przed uroczystością. Na powitanie usłyszeliśmy od znajomej – „Myśleliśmy, że się rozmyśliliście”. ;-)
36. Jakie trzy rzeczy zabrałabyś na bezludną wyspę ?   Rozumiem, że na wczasy (z chłopakami), a nie jako rozbitek? W takim przypadku zabrałabym krem z filtrem, książkę, której czytanie ciągle odkładałam na później (mam takich sporo – coś bym wybrała) oraz laptop. Jako rozbitek (tfu tfu) – krem, dobrze zaopatrzoną apteczkę i jakiś sprytny nożyk.
37. Gdybyś otrzymała propozycję, jak w filmie "Niemoralna propozycja" zgodziłabyś się ?  Nie. Nawet gdyby to był milion dolarów (a to rozwiązałoby nasze problemy m.in. z kredytem), nawet gdyby to był sam Brad Pitt – nie. Czułabym się jak prostytutka i nic by tego nie zmieniło. A do tego straciłabym Ogra. Ale kto by mi tam takie propozycje dawał? ;-))

Gratulacje i brawa dla cierpliwych i wytrwałych, którzy dobrnęli aż tutaj.