10 maj 2012

Lista obecności



Odpowiedzi na Wasze pytania za chwilę. Są jeszcze w fazie tworzenia ;-)
Dziś popiszę coś, żeby nie zapomnieć jak to się robi i jak się wchodzi na bloga.
Tak ku pamięci.
Ogrzyk próbuje komunikacji werbalnej (dla ułatwienia dodam, że nawet w języku polskim). Ze składaniem wyrazów idzie mu na razie ciężko (coraz bardziej go to wnerwia) ale… ale ostatnio zaczyna bawić się z nami w sprawdzanie listy obecności.
Idziemy na spacer we trójkę. Ogrzyk idzie (lub jedzie w wózku) ale cały czas pyta, lub stwierdza – łatwo się zorientować po intonacji:
- Tata? – i pokazuje paluszkiem, żeby nie było wątpliwości
- Tak – radośnie wykrzykuje wezwany/wskazany
- Mama? – teraz moja kolej
- Tak – moja radość też jest wielka. W końcu, nareszcie nasz syn świadomie używa tych słów w stosunku do nas!
- Tata! – stwierdza stanowczo Ogrzyk
- Tak – raduje się przytakując rodzic
- Mama! – mały paluszek celuje w moim kierunku
- Tak, kochanie, mama.
A potem, jak na trzy-cztery, mówimy ze Szrekiem
- Szymek!
A Ogrzyk pokazuje na siebie palcem, albo klepie się po brzuszku ;-)
Po dłuższej chwili…
- Tata? – ciekawość Ogrzyka nie zna granic
- Tak – pada krótka odpowiedź
- Mama?
- Tak – j.w.
Jeszcze tak kilka razy...
I jeszcze mały eksperyment ;-)
- Tata? – paluszek wskazuje mijającego nas faceta
- Nie! – znowu widać ożywienie Ogra (lekko podszyte oburzeniem?)
- Tata! – paluszek odnajduje właściwy kierunek, a Ogr oddycha z ulgą
Zabawa jest wspaniała i emocjonująca do pierwszych stu pytań/stwierdzeń i odpowiedzi. Potem troszkę jakby odczuwamy znudzenie, zmęczenie odpowiedziami na te same pytania. Tak, wiem, jestem wyrodną matką, a do tego za chwilę będę miała dosyć odpowiedzi na inne pytania, nie koniecznie powtarzające się. A może właśnie powtarzające się? W każdym razie zaczęło się!      
Poza tym, mój syn to uparciuch i mały nerwus. Potrafi już zrobić niezłą scenę, kiedy nie dostaje tego, czego chce. I to natentychmiast! Trudno mi pohamować uśmiech, kiedy widzę małego aktora krzyczącego wrzeszczącego jakby go obdzierali ze skóry, szarpiącego na sobie bodziaka, wymachującego rączkami i tupiącego do tego. I chociaż nie umie jeszcze podskakiwać – w takiej furii podskakuje jak mała żabka!
Ciekawe jest jeszcze to, że wszelkie złości i łobuzerka zdarzają mu się, na razie, głównie w domu. Gdziekolwiek nie pójdziemy, wszyscy się zachwycają, że taki miły i grzeczny. Tiaaa, jasne. Ale niech mu tak zostanie.
Do tego bardzo potrzebuje towarzystwa, wielu osób, małych i dużych, młodych i starych – nie jest wybredny. Uwielbia swoją babcię Krysię, ale bardzo lubi też (jak się okazało) wyjazdy do drugiej babci na wieś. Tam zawsze jest tyle osób, tyle się dzieje, no i najważniejsze – jest sporo miejsca do biegania, odkrywania, kopania… Widziałam fajną scenkę z teściową w roli głównej. Kobieta ma słaby kontakt ze swoim wnukiem i to nie tylko dlatego, że rzadko przyjeżdżamy. Czymś byłam zajęta, ale oczywiście wzroku z Małego nie spuszczałam. W pewnej chwili Ogrzyk podchodzi do babci Jadzi, zadziera do góry głowę, coś jej tłumaczy po swojemu i pokazuje na bramę, a potem cap! ją za rękę i prowadzi w stronę furtki.
Mina teściowej – bezcenna! Pomyślałam, że Szymek umie sobie radzić!
W każdym razie tak bardzo lubi tam być, że nie ma czasu na południową drzemkę! Jest tam jeszcze prababcia Marysia (mama teściowej), która ma totalnego bzika na punkcie swoich prawnuków. I, o dziwo, Szymek bardzo pozytywnie na nią reaguje. Tylko ona może go tulić, kołysać i miętosić, a on nic! Co więcej, cieszy się!
Każdy jest, jaki jest, moja teściowa też, ale widzę teraz, że ograniczanie spotkań z rodziną nie miałoby sensu, bo on tego potrzebuje. Czuję, że będziemy często tam jeździć tego lata. Tym bardziej, że nie jedziemy nigdzie na wakacje…  :-((  Cóż...
     
Siedzę w kuchni i piszę. Ogrzyk jeszcze śpi.
Coraz częściej jednak zerkam za okno. Nadciągnęły chmury. Nie są ciemne i nie wyglądają groźnie, ale czuję, że niosą zapowiedź zmiany.
Będzie burza?