14 paź 2011

Nikt się nie dowie jako smakujesz – aż się zepsujesz (…)

Mama pod koniec przyszłego tygodnia idzie (wraca!) do szpitala na kolejną operację.
Tym razem będzie poważniejsza, rana większa, a mama wolniej będzie wracać do formy.
Ale będzie wiadomo, czy są przerzuty i konieczna jest chemia.
Nie myślę, nie zastanawiam się, nie prorokuję. Przynajmniej się staram … Boję się. Trochę inaczej niż za pierwszym razem.
I czekam, tak jak mama i brat.
I tak jak oni udaję, że się nie martwię.
Bo będzie dobrze, prawda? Musi być!

Zaniedbania (chroniczne i permanentne) mojego zdrowia wyłażą wszystkimi dziurami (jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało).
Czego się nie tknę, nie sprawdzę – chore i do natychmiastowego leczenia!
- zaczęło się od nadgarstków - oba ponoć do operacji… zespół cieśni!
- potem sprawdziłam kolana - nic takiego! Trzeba tylko przez kilka miesięcy pobrać kolagen w celu uzupełnienia go w chrząstkach, żeby nie trzeszczało i nie bolało. Najlepiej suplement diety, „taki-a-taki”, którego miesięczny koszt to ok. 100-120 zł! Pryszcz! Co to dla mnie! ;-)
- okulistę zaliczyłam wcześniej – okulary do czytania … A może za chwilkę i do noszenia, bo widzę jakby gorzej nieco …
- ostatnio laryngolog – miałam sprawdzić przykre dolegliwości gardłowe, trwające od czasów sprzed ciąży(!), ale przy okazji i w ostatniej chwili przyplątał się jakiś syf przeokrutny więc była kumulacja! Nowy syf to infekcja wirusowa. Ale ciekawsze jest to, co sobie wcześniej wyhodowałam! Zapalenie błony śluzowej gardła z zanikającą śluzówką! Tadaam! Zdolna jestem niesłychanie. Doktor uspokajał, że brzmi gorzej niż powinno, ale leków wypisał 3 (trzy!) recepty, zapłaciłam za wizytę i leki (!!) jak za … nie wiem co! A! I oczywiście jeden z najdroższych leków mam brać przez co najmniej 3 miesiące! A lepiej brać go dłużej.
- w kolejce jest jeszcze dentysta… Z tym długo czekać nie trzeba! I się nie da! Zębiszcza same, i w najmniej odpowiedniej chwili, przypomną o sobie. Boleśnie! A wtedy nie ma zmiłuj! Znowu popłynie strumień setek złotych polskich na konto kolejnego lekarza. Bo Fjona, kurdę, hojna jest i lubi wspierać rozwój lokalnych gabinetów medycznych! A co?!

Swoim wirusowym syfem gardłowym, oczywiście, zaraziłam Ogrzyka! Bo się tak bardzo starałam, żeby tego nie zrobić i Młodemu oszczędzić! Zaczęło się od wyjątkowo (nawet jak na Niego) marudnego i nerwowego zachowania. Jeszcze nieświadoma, ot tak, chwyciłam termometr i – BANG! Temperatura 38,8! Klikałam (mam bezdotykowy termometr) ze 300 razy! Bez zmian! Niesamowita gorączka, jak na Ogrzyka, który ani po szczepieniach, ani przy chorobach nie przekraczał 38,5! Malutka panika, obserwacja i konsultacja telefoniczna z poradnią. Jeszcze do 14-ej jakoś się trzymał, zjadł kilka łyżek obiadu, jogurt, a po godzinie zażądał znowu jogurtu!! Potem jednak jak na zjeżdżalni ... wiuuu i z godziny na godzinę było coraz gorzej. Trochę kaszlał, mało spał (takim niespokojnym, przerywanym snem), markotniał i spowalniał, aż w końcu Szreku wrócił z pracy ... a Ogrzyka nie było!! Mały zawsze wita go w drzwiach, krzyczy coś po swojemu i "opowiada". Już tylko pro forma mierzenie temperatury - kolorki, zaszklone spojrzenie, spierzchnięte usta i marud-powolniaczek mówiły wszystko! Aaaaa - 39,8!! Samochód, nocna pomoc (szczęście że blisko) i zapalenie gardła. Miś straaasznie bidny, marudny, i taki jak nie on ... Ciężka to była noc. Budził się z płaczem, ale temperatura troszkę spadła! Został mu tylko (jak jego matce) upierdliwy i męczący suchy kaszel! Poza kaszlem jest oki. Ale ten kaszel … taki sam jak mój! Suchy, męczący, bezproduktywny i bezsensowny.
Boszsz!
Zdrowia dużo poproszę! Wór. Lepiej kilka worów od zaraz!
Dla siebie i całej rodziny!

7 paź 2011

Jesień ... nie ma na to rady ;-)



Ależ cudny był ten wrzesień!
I początek października!
Chwilami było cieplej (i bardziej sucho) niż w lipcu!
Ponoć to już koniec dobrego ...
Szszszkooda!