30 wrz 2009

Kontrola

Po wizycie kontrolnej. I po usg. Popytałam o ryzyko wynikające z testu PAPPA. Lekarz stwierdził, że ryzyko wynikające z wieku było wysokie, ale na podstawie innych parametrów zmniejszyło się trzykrotnie, a to sporo. Dawniej, tylko ze względu na wiek miałabym skierowanie na amnio. Teraz decyzja należy do mnie. Muszę sama zdecydować, które ryzyko przemawia do mnie bardziej - 1:454 czy 1:100 poronienia w przypadku inwazji. I na tym kończymy temat amnio. Przy rozmowie (i podczas całej wizyty) był ze mną Szreku i potem zgodziliśmy się, że nie ryzykujemy i ten temat traktujemy jako zakończony. Będzie co ma być, a skoro tak nam się udało (jak w totku!!) to trzeba wierzyć, że dalej też będzie dobrze!
Poza tym Szreku miał dzisiaj okazję obejrzeć Ogrzyka. Widziałam, że w pewnym momencie usiadł na krzesełku, a ja odczytałam to jako takie-sobie wrażenie związane ze zmianą usg z tego przez brzuch na "dowcipne", bo doktorek chciał obejrzeć moje mięśniaki. Dopiero po wyjściu przyznał się, że jak zobaczył Ogrzyka to mu się gorąco zrobiło, ale jak Młode Ogrzę zaczęło brykać to Szreka przydusiło, poty mu się rzuciły i nogi mu się ugięły i musiał usiąść...;-)) A Ogrzyk zachowywał się jakby bardzo chciał zaimponić ojcu hihi. Fikał i brykał, machał i kopał, że o koziołkach nie wspomnę. No, postarał się! ;-) Ojciec mało nie zemdlał z wrażenia, matka mogła obejrzeć fikające kuloski Maluszka, a doktorek namęczył się tym razem nie z obudzeniem, ale ze złapaniem Ogrzyka do pomiarów. ;-)) Na razie wszystkie parametry w porządku! Oby tak dalej.
Podsumowując - jest dobrze ;-) i niech tak zostanie! Pliz!
Kolejne usg za miesiąc i trochę.
Jutro zaczynam 16 tydzień.
Ależ to leci!

26 wrz 2009

Tydzień 15-ty !!!

Nie piszę, bo nie mam weny. Do tego dopadł mnie dołek. Mega-chandra podszyta strachem. Przez kilka dni budziłam się między 2 a 3 w nocy i dopadały mnie Myśli. I Strach. Rozmowa z ginką nie uspokoiła, a wyobraźnia rozkręciła resztę ma maksa. Ginka stwierdziła co prawda, że jak nie ma podstaw do dalszych badań, to nie ma, ale jeśli czuję potrzebę to mam prawo do konsultacji z genetykiem. Najpierw jednak popytam lekarza, który robił badania i zobaczę co on powie. Chociaż Szreku zapytany czy mam robić dalsze inwazje stwierdził, że nie.
Dni mijają mi na spaniu i jedzeniu. Spokojnie. :-) Za tydzień minie miesiąc zwolnienia i leżakowania. Rozleniwiłam się. I osłabłam. Łóżko wyciąga ze mnie siły. Nie tylko łóżko! ;-)) Z drugiej strony mam dużo spokoju. I nareszcie zwolniłam, a tak bardzo mi tego brakowało! Tak bardzo tego chciałam. :-) No i ten spokój... A to teraz najważniejsze. Podczas chandry poczytałam o stresie w ciąży i aż za głowę się złapałam. Nie mogę tego robić Ogrzykowi! Koniec! Pewnie schizy i zrytego bereta nie da się całkiem wyłączyć, ale spróbuję nie panikować. Owszem - wiek, ryzyko, ale ryzykują także kobiety dużo młodsze ode mnie. To jak loteria. A teraz to już właściwie wszystko dzieje się poza moim zasięgiem. Mam nadzieję, że Ogrzyk jest silny i rozwija się prawidłowo. Ja już na to nie mam wpływu. Jedyne co mogę zrobić teraz dla Ogrzyka to jak najlepiej dbać o siebie i nie świrować. A reszta? Będzie co ma być.
Nie mogę się doczekać wtorku i kolejnego usg. Zajrzymy do Ogrzyka. Jeśli lekarz nie będzie miał nic przeciwko - Szreku tym razem wejdzie ze mną. To zupełnie co innego jak sam zobaczy, zamiast chciwie wsłuchiwać się w każde moje słowo. Chociaż widok jego miny i rozmaślonych oczu przy słuchaniu opowieści z usg - bezcenny! :-))

A teraz ciekawostka. Sprawa, która mnie zaskoczyła i ciągle zastanawia. Uaktywniła się nagle po długiej przewie moja znajoma-z-krótką-pamięcią. Wspominałam chyba o niej kiedyś - to ta od ostrych starań, nieudanych inseminacji, schiz i depresji, która w końcu zaciążyła (naturalnie), a po wizycie, podczas której pochwalili się swoim szczęściem - przysłała mi maila z pytaniem kiedy wreszcie my weźmiemy się do roboty, chociaż wiedziała, że się staramy. A potem na całą ciążę zniknęła, jakby się zapadła pod ziemię, ani widu, ani słychu, lakoniczne odpowiedzi na smsy, bo o rozmowie telefonicznej nie było mowy...Bardzo to wszystko było tajemnicze i dziwne, bo wiem, że było z nią oki, a w szpitalu leżała krótko pod koniec ciąży. Wstydziła się czy nie miała ochoty na kontakt - tego się nie dowiem, a nie ma to teraz najmniejszego znaczenia. Dziwniejsze jest to, że od porodu (a było to pół roku temu!) nie zaprosiła nas do swojego dziecka. Różne są praktyki naszych znajomych - jedni zapraszają od razu, inni po kilku tygodniach, a jeszcze inni - po trzech, czterech miesiącach. Tutaj NIC! Rozumiem, że to nie ich obowiązek, a ja nikomu nie będę się narzucać. Tym bardziej, że miałam inne rzeczy na głowie. Ale teraz, nagle, po tak długim czasie - dzwoni do mnie! Od razu wiedziałam, że WIE i nie myliłam się. Na pytanie -" A co tam słychać", od razu powiedziałam, że wie skoro dzwoni. "Ach, no musimy koniecznie się jakoś spiknąć i pogadać, no koniecznie!" No i spiknęłyśmy się i pogadałyśmy. Pomyślałam, że mogę wykorzystać jej doświadczenie i popytać. Hmmm, to raczej ona mnie wypytywała. Mnie czasami udało się o coś zapytać, ale odpowiedzi wprost, bez jakichś uników nie otrzymałam. Nie wiem co jest, czy to ja jestem taka popieprzona, że nie ma dla mnie tematów tabu i nie boję się rozmawiać szczerze, a zwłaszcza szczerze odpowiadać na pytania?! Nie były to pytania z tych najbardziej intymnych, nie oczekiwałam wybebeszania trzewi - ot, pytania zielonej i początkującej ciężarówki do kobiety doświadczonej, świeżej matki...Za to musiałam odpowiadać na super irytujące i infantylne pytania typu: A jak się dowiedziałaś o swojej ciąży? Domyśliłaś się, co poczułaś? A co na to mama? Cieszy się? A Szreku się cieszy? A brat się cieszy? Nie, kurna, usiedli i płaczą! A co za różnica, co ją to obchodzi czy mój brat się cieszy, czy moja matka się cieszy? Ile mam lat, piętnaście? Chyba najważniejsze czy MY ze Szrekiem się cieszymy, bo to będzie nasze dziecko, nasze szczęście, nasz słodki ciężar! I nie ma znaczenia kto się cieszy i kto co powiedział, bo ludzie reagują różnie. Teściu się na przykład ucieszył, ale teściowa już średnio, bo zdaje sobie sprawę, że dziecko to wydatek i że nie dość, że nie będzie wypadało wyciągać do Szreka ręki po kasę, to może jeszcze my, nie-daj-boszsz, będziemy chcieli jej pomocy?! Nie wie, biedaczka, że jest ostatnią osobą, do której zgłosilibyśmy się po pomoc. A wracając do radości - najfajniejsza, najmilsza i najszczersza jest radość znajomych (i nieznajomych! na przykład z blogosfery), zwłaszcza osób, które same się starają i wiedzą jak to jest...
A znajoma-z-krótką-pamięcią zaskoczyła mnie jeszcze jedną rzeczą: koniecznie chciała (chcieli) mnie odwiedzić, spotkać się i pogadać. Teraz? Nagle? Z dzieckiem? Taki zaszczyt, no proszsz. Zwłaszcza, że w trakcie naszego pitu-pitu okazało się, że ona spotyka się i bywa, ale nie u swoich starych znajomych sprzed ciąży - tylko u nowych, z małymi dziećmi, poznanymi najczęściej na porodówce... Czyli co, selekcja? Teraz to tylko znajomi z dziećmi i to takimi jak nasze? Albo z zaciążonymi koleżankami, bo one wreszcie przekroczyły tę najważniejszą granicę, barierę CUDU i wielkiej Tajemnicy? Nie pojmuję tego, a ona mi nie wyjaśni, bo dla niej dużo prostsze pytania są zbyt i za bardzo. Nie, droga koleżanko, nie spotkamy się. Nie mam na to spotkanie ochoty. Zwłaszcza po naszej rozmowie telefonicznej. Nie potrzebuję znajomych, którzy wracają do kontaktu tylko z ciekawości. A na takie płytkie pitu-pitu bez sensu i znaczenia szkoda mi zwyczajnie czasu i energii.

A więc to już 15-ty tydzień. Ale ja ciągle zapominam i nie czuję się w ciąży. Chociaż....chociaż, pomimo mojego własnego, miękkiego i tłustego brzuszka - wyraźnie już mogę wyczuć niewielką (na razie) ale twardszą część, miejsce gdzie mieszka mój Ogrzyk... ;-)))
Rośnij zdrowo, Maluszku, proszę!

17 wrz 2009

Wyniki

Wyniki PAPP-A

Nie ma podanych norm więc nic nie rozumiem z poszczególnych danych. Dotarło do mnie jedynie oszacowanie ryzyka, bo to jasne i czytelne dane.



Trisomia 21 (zespół Downa) – ryzyko podstawowe 1:120, nowe wyliczone ryzyko 1:454

Trisomia 18 - r.p. 1:1421, nwr 1:28422

Trisomia 13 – r.p. 1:3345, nwr 1:2425



Ryzyko podstawowe wyliczane jest na podstawie wieku matki. Nowe ryzyko wyliczane jest na podstawie usg i badań krwi.

Podsumowanie – ryzyko trisomii 13 i 18 jest niskie. Pośrednie ryzyko trisomii 21 (Downa).

Brak wskazań do badania inwazyjnego.



Tyle suche fakty i cyfry. Rozumiem z tego tyle, że wyniki nie są tak dramatyczne, żeby kierować na amnio. I już. Z moją ginką będę mieć kontakt telefoniczny w poniedziałek może wtedy coś podpytam. Jest jeszcze szansa, że przed wizytą u niej będę mieć kontrolne usg na tego krwiaka więc może podpytam coś u źródła czyli doktora, który robił oba badania i wyliczał to wszystko.

Teraz czekam na poniedziałkowy telefon i decyzję kiedy na usg.

 

A poza tym?  Śpię, jem, śpię, śpię, a no i jeszcze śpię ;-))) 

16 wrz 2009

Jak być w ciąży i nie zwariować...

...czyli blaski i cienie "błogosławionego stanu" (celowo pisane w ten sposób) 
Nie będzie słodko-ckliwego wpisu w stylu "ach, och! Jak cudownie być w ciąży!" Nie będzie głaskania się po brzuszku, tiutiania i ulatywania w zachwytach 50 cm nad podłogą.
Z góry uprzedzam wszystkich, którzy tego się spodziewali. Będzie marudnie. Będzie o lęku i moich małych i dużych schizach...Będzie tak, jak czuję to ja. Po mojemu.
A więc plusy i minusy "błogosławionego stanu" subiektywnym okiem pewnej Ogrzycy.
Minusy:
1. Największym minusem dla mnie jest ciągły lęk! I w miarę upływu tygodni nie maleje, tylko rośnie. Na początku był lęk czy Ogrzyk się utrzyma, czy zostanie z nami. Potem o wyniki badań, a kiedy miałam się wreszcie odprężyć - krwiak! Teraz oczekiwanie na wyniki PAPPA, a za chwilę kolejne usg, kolejne badania...I właściwie dotarło do mnie, że teraz już nie będę wolna od lęku, bo jak Ogrzyk się urodzi to dopiero będzie powodów do strachu! ;-)
2. Biorę leki garściami - na ciśnienie, na tarczycę i jeszcze ten krwiak...Nie chodzi o to, czy zaszkodzą dziecku - w końcu lekarze wiedzą co robią. A jeśli trzeba, to trzeba i kropka. Bardziej przeszkadza mi fakt, że od leków bolą mnie już bebechy. Czuję, że mam żołądek, kłuje mnie pod żebrami, a spuchnięty od hormonów brzuch twardnieje i ciągnie jakby brakowało mu skóry. A to dopiero początek. Jeszcze nawet nie zaczęłam tyć..Dodatkowo leki, które biorę na czczo powodują niesmak i zmniejszają apetyt. Jednym słowem: fuj!
3. Ciągle nie czuję się w ciąży. Nie wiem na jakie oznaki czekałam, na co liczyłam. Naiwne oczekiwania wytworzone przez wybujałą wyobraźnię karmioną lukrowanymi obrazkami z romantycznych filmów? Phi! Stara a głupia!

4. Zawirowania hormonalne. Ale to jest chyba bardziej uciążliwe dla Szreka ;-) Nastroje wahające się od radości, poprzez wątpliwości i obawy (czy Ogrzyk będzie zdrowy, czy sobie poradzimy, czy będziemy dobrymi rodzicami, a co z naszym bałaganiarstwem i niesystematycznością?!), aż po jakieś mega-doły i chandry, że o nagłym wqrwie bez powodu nie wspomnę...Cóż, temperamencik i charakterek.

5. No, zapomniałam o najbardziej upierdliwych objawach: wzdęcia, zaparcia na zmianę z biegunkami! No masakra jakaś! Więcej nie piszę, bo wszystko jasne...   :-(

Osobno wymienię zwolnienie i senność. Zwolnienie i tak, prędzej czy później, by mnie czekało, a przydaje się bo mam święty spokój. Mogę skoncentrować się na sobie, zamiast przeżywać problemy, fochy i pretensje czytelników, czy układy i problemy w pracy. A senność? Traktuję ją jak lekarstwo, jak witaminy potrzebne Ogrzykowi i mnie. Musimy być silni, a sen jest najlepszą metodą rekonwalescencji i regeneracji. Szkoda tylko, że moje drzemeczki powodują wybudzenie ok. 2-ej w nocy i bezsenne rozmyślania do rana. A o czym te rozmyślania? Patrz punkt 1 i 4.


Plusy:
1. JESTEM W CIĄŻY!!! Udało się! Nie wiem jak, ale się udało! To znaczy...trochę się domyślam jak TO się stało ;-))
2. Jestem już w II trymestrze, po usg genetycznym! Leżę sobie w domku i mogę mieć resztę w nosie.
3. Moja matka bardzo się przejęła, że będzie babcią i póki co chodzi koło mnie, stara się, no po prostu cud-miód! Nie jestem aż tak naiwna, żeby myśleć, że ten stan będzie trwał, o nie! Ale na razie jest przejęta, a ja korzystam z jej chęci pomocy i opieki. I już.
4. Termin mam na marzec. Czy będzie rybka czy baranek – bez różnicy. Cieszę się, że to będzie końcówka zimy, będzie wiosna za pasem, długie dnie, no i pogoda na długie spacery…;-) ech! Ale fajna perspektywa!
5. Nie jestem sama ze swoimi schizami, stanami emocjonalnymi i wątpliwościami. Mam grupę wsparcia z Myszakiem na czele! Czego chcieć więcej?! :-))

Plan na najbliższe dni? Chociaż nie powinnam planować, bo z moich planów zawsze guzik wychodzi. Ale chciałabym odrobiny równowagi, cierpliwości i trochę dobrych wiadomości bez kruczków, bez łyżki goryczy. Tak, żebym wreszcie mogła wyluzować…Chyba, że to już nie będzie możliwe? Eeee, nie, nie możliwe!

A więc więcej luzu! Wyciszyć się i trenować cierpliwość - słowo obce w moim słowniku ;-)  Taki mam plan. Howk!

Acha! Jestem już w 14 tygodniu! :-))


10 wrz 2009

JAZDA BEZ TRZYMANKI!!

...zaczęła się dla mnie pewnego sobotniego ranka (18-go lipca)...
A że bałam się jak diabli - zaczęłam się targować z moją Karmą. Moje absolutne Milczenie za jej Przychylność... Ale, że nie mogłam całkiem bez pisania wytrzymać, powstała Notka pisana na boku...którą wreszcie mogę zamieścić!

Pisane na boku
Cofnijmy się do mojej obrony, do początku lipca.
Plan był taki – po pierwsze ukończyć studia, obronić się i wziąć się za siebie! W kolejce stało odchudzanie, a równocześnie zaliczenie kilku wizyt u lekarzy. Na pierwszy ogień miało pójść badanie wrogości śluzu, a potem wszelkie inne „przyjemności” od HSG zaczynając a na innych męczarniach kończąc. Czekała mnie też konsultacja w klinice leczenia niepłodności...
A przełom czerwca i lipca był:
- bardzo stresujący i męczący (pisanie pracy, dopinanie na ostatni guzik, przygotowania do obrony, w końcu obrona)
- mocno zakrapiany, okazje stały w kolejce jedna za drugą, co łikend popijawa...
- przez stresy i baardzo siedzący tryb życia – zsiadły wręcz – przytyłam znowu kilka kilogramów, co przy ostatniej mojej wadze osiągnęło dramatyczny, alarmujący poziom (tonaż, powinnam napisać)
- zakażenie stopy...bolesne i okropnie wyglądające, kuracja antybiotykowa, chociaż tak chciałam unikać ich jak najdłużej, żeby nie obniżać sobie odporności...
Podsumowując – miesiąc super trudny i męczący, stresujący i często bezsenny, ostro zakrapiany, no i ten antybiotyk...
A potem spóźniająca się @ - 34 d.c. a potem 39 d.c aż w końcu pełna złości na zawirowania w cyklu zrobiłam test...



DWIE KRESKI!!!

Jedna słabiutka ale w ulotce pisali, że nawet słaba oznacza ciążę. Szok i niedowierzanie były tak wielkie, że nawet się nie ucieszyłam. W głowie mi się nie mieściło! No bo jak to?...No i te cholerne antybiotyki i to z grupy tetracyklin!!! Drugi test potwierdził, a potem beta hcg – 1650! Dzień dobry, trala-lala!!!

A potem żyłam nakręcona jak po narkotykach jakichś, nawet kawy nie potrzebowałam – zresztą bałam się, że po dawce kofeiny łeb mi wybuchnie ;-)) a w głowie ciągle gonitwa myśli. I wizyta u ginki – „wiedziałam, że coś zmajstrowaliście jak panią zobaczyłam” – jej komentarz na dzień dobry. Usg pokazało jedynie czarną plamkę o wielkości pół centymetra, ale jeśli dobrze zrozumiałam ginka mówiła coś, że tu będzie zarodek...jak to będzie? A gdzie teraz jest? Zalecenia – luteina, lek na moje antyciała antytarczycowe, nowy lek na ciśnienie, powtórka bety (jeśli rośnie oki, jeśli nie...), nie da mi jeszcze zwolnienia na ciążę i lepiej nie chwalić się NIKOMU, cieszyć się tylko ze Szrekiem, dopiero po pierwszym usg genetycznym jeśli wyniki będą oki – można. A więc milczę choć mam wielką ochotę krzyczeć i śpiewać.

23.07 Dziś odebrałam powtórną betę = 2695 :-D i toksoplazmoza też w porządku! Brat pojechał kupić mi ciśnieniomierz bo będzie mi bardzo potrzebny. Będę mieć konkretny prezent na imieniny. Obawiam się, że cała ciąża (bo jakoś nie mam wątpliwości, że ją utrzymam!) będzie pełna lęków o wyniki kolejnych badań, niepokoju i że to trochę zmniejszy moją radość...Wierzę, że będzie dobrze, że Mały Ogr (nie wiem czemu myślę o nim jak o chłopcu?) zostanie z nami, będzie silny, będzie zdrowo i prawidłowo rozwijał! Na zwolnienie na razie nie idę, zaraz mam urlop, więc wytrzymam, a moje zwolnienie bardzo skomplikowałoby sytuacje w pracy – chociaż powinnam to mieć głęboko w duupie!! Jeśli będę się czuć tak jak teraz – na zwolnienie wybiorę się pod koniec września. Na początku września zaczną się te najważniejsze badania bo to będzie okolica 12 tygodnia. Zobaczymy. Na razie czuję się dobrze, jedynie podbrzusze w okolicach jajników mnie boli, no i cycki są wielkie i spuchnięte...a! No i mam wilczy apetyt, głód budzi mnie o 5 rano! Skandal! Muszę się pilnować bo wagę wyjściową mam dramatyczną!

25.07 Na razie oki! Od czasu do czasu jajniki jak zwykle ciągną i raz jak się zdenerwowałam – brzuch mnie rozbolał...mocno, jak na @. Poza tym nie czuję, że jestem w ciąży, w ogóle! To dobrze? Głowa mi pracuje na takich obrotach, że jak tak dalej pójdzie to za kilka tygodni albo trzeba będzie naoliwić albo się zatrze. Wiadomo co przeżywam – czy Mały Ogr się utrzyma, czy zostanie z nami (chociaż coś czuję, że a i owszem! ;-)), czy będzie się zdrowo rozwijał, czy ze mną będzie oki, bo to i wiek słuszny i chorób już kilka na karku...Nie mogę się doczekać sierpnia, bo zaraz na początku jadę na kolejne usg. Może teraz mi coś powie konkretnego, może zobaczę/usłyszę serce? No i moja ginka – zmieniać ją na gina położnika czy trzymać się jej? Setki pytań od których aż wiruje w głowie... Jedyną niedogodnością na chwilę obecną jest okropna senność – nie wiem czy to syndrom odstawienia kawy czy typowe objawy?

26.07 Myszak tez jest w ciąży!! Ależ wiadomość! Jak przeczytałam wczoraj jej notkę od razu czułam, że to TO! Jeden sms wyjaśnił sprawę! Idziemy łeb w łeb, tylko ja wiem może z tydzień dłużej! Pogadałyśmy na gg, a mnie nareszcie trochę ulżyło bo z nikim do tej pory o tym nie rozmawiałam, a Szreku się nie liczy, bo nie o wszystkim z chłopami można, prawda? ;-)) Bo dla Niego wszystko jest takie jak ma być i pewnych rzeczy zwyczajnie nie rozumie. Nie ma to jak druga kobitka, najlepiej ciężarówka ;-)) i ze schizami podobnymi do moich hihi. Poza tym dobrze jest wymienić poglądy co i jak u kogo przebiega, jak samopoczucie i te pe. Trzymajcie się Myszaki! Ja w każdym razie trzymam za Was i za nas kciuki! Będzie DOBRZE!! MUSI BYĆ!!!

28.07 Poczułam pierwsze mdłości. I ślinotok. Podobno to dobry znak – oby, bo do najprzyjemniejszych znaków TO nie należało ;-) Poza tym brzuch mam wydęty jak po grochu albo kapuście. Niemożliwe, żeby już rósł! Za wcześnie, ale to mega-wzdęcia mogą się wydać mega-podejrzane mojej kerownicy-z-zacięciem-detektywistycznym. A jeśli ona się dowie – będzie wiedzieć cała dzielnica ...a więc brzuszku drogi, wiem, że lubisz być duży i spuchnięty (lata praktyki hihi) ale może wstrzymaj się jeszcze trochę, co? ;-)

05.08 Wczoraj była druga wizyta u ginki. Według ostatniej @ zaczęłam 8 tydzień. Drugie usg! Widziałam PULS! Znaczy się Małe Ogrzątko ma już SERCE! Nie sądziłam, że doczekam dnia, w którym to ja będę leżeć na usg z nosem utkwionym w monitorze, że to mnie lekarz będzie pokazywał palcem: „o! a tu widać jak pulsuje serce!”. Co tu dużo pisać: wzruszyłam się jak stary siennik! To, co przeżywam jest najdziwniejszą rzeczą jaka mnie spotkała! Niespotykaną, niewiarygodną, niesamowitą, w którą ciągle nie mogę uwierzyć! A to się już DZIEJE! Małe Ogrzątko rośnie, na razie wszystko jest w porządku. Mam robić badania, a sporo ich. Umówiłam się na pierwsze badania genetyczne. 7-go września dowiem się czy Nasz Ogrzyk jest ZDROWY! Czy prawidłowo się rozwija. Wierzę, że będzie wszystko dobrze.

12.08 9-ty tydzień zacząć czas...Mdłości dokuczają ale nie za bardzo. Zachcianki? Hmm...dwa dni miałam okropną chcicę na frytki. Pojadłam tak, że teraz pewnie z rok na nie nie spojrzę. Z innych dolegliwości najbardziej upierdliwa jest moja pogłębiająca się gwałtownie skleroza...Słyszałam o krótkiej pamięci ciężarówek, ale żeby aż tak krótkiej?! Miotam się po mieszkaniu i zastanawiam co to ja chciałam...Nawet jak pisałam to tutaj, też myślałam intensywnie o czym to miałam wspomnieć...Nieźle! A może być gorzej! Szreku trzymaj się! Dzisiaj byłam u fryzjera – pojechałam się na króciutko! Na chłopaczka! Super! I do tego namówiono mnie na manicure – moje pierwsze w życiu. Zgodziłam się zupełnie impulsywnie, coraz częściej mi się to zdarza. Działanie pod wpływem impulsu! Zrobiłam badania ale z wynikami nie zdążę do ginki przed jej urlopem bo wyniki dopiero w piątek. Trudno. Zamierzamy wyjechać na trochę. Trzeba nabrać sił i wypocząć! Myślę coraz częściej o badaniu we wrześniu – to silniejsze ode mnie. Chociaż mam wielką nadzieję, że wszystko będzie oki! Będzie, prawda?! Musi być!

23.08 Wyjechaliśmy na kilka dni nad jezioro. Klimat ewidentnie mi nie służył. Ciśnienie skakało, głowa bolała tak, że nic mi się nie chciało. Poza tym nic. Praktycznie zapominam, że jestem w ciąży. Przypominają mi o tym zakazy i ograniczenia – zero kąpieli w jeziorze, jazdy na rowerze, pyffka...Szreku szalał z wędką, a ja się w końcu zaczęłam nudzić. Zwłaszcza, że po zwiększonej dawce leku na ciśnienie czułam się jak nawalona, morzył mnie sen, ale taki niedobry, nagły i upierdliwy, spowodowany lekiem, a nie zmęczeniem w ciąży. A w ogóle to stanowczo wolę wypoczynek nad morzem, naszym polskim, zimnym Bałtykiem. Można spacerować godzinami i widoki nigdy się nie znudzą. No i zapach wiatru, piasek, mewy, szum fal... Do badań dwa tygodnie. Niepokój rośnie chociaż powtarzam sobie, że będzie dobrze! Musi być!

29.08 Męczy mnie już ukrywanie przed znajomymi ciąży. Męczy wymyślanie nowych powodów dlaczego nie piję pyfka czy kawy. Trudno w to uwierzyć, wiem hihi. Ale postanowiłam, że wytrzymam do badań i chcę wytrzymać. To już osiem dni. Boję się jak diabli ale chcę juz wiedzieć...Jeśli będzie dobrze będę mogła wreszcie głośno się chwalić i cieszyć, będę mogła odważniej spojrzeć w przyszłość i mieć wreszcie spokojniejszą głowę...Trzeba czekać, trzeba być cierpliwym...a to przychodzi z takim trudem. W poniedziałek wracam do pracy. Nie mam żadnych dolegliwości więc nie obawiam się tego powrotu. Bardziej martwi mnie moja senność. Dopada mnie kilka razy dziennie i w domu mogłam spokojnie „przyciąć komara”...ale w pracy się nie da. No i mierzenie ciśnienia też wypadałoby zrobić ze dwa razy w trakcie pracy...Nie wiem jak będzie – zobaczy się. W końcu wracam na tydzień, a potem w kolejny poniedziałek mam badanie...A od tego będzie zależało wszystko inne. A więc do 7-go września. Żeby wyniki były dobre!!!

03.09 Nasza czwarta rocznica. :-) A co u mnie? Dzisiaj cały dzień brzuch mnie tak bolał, że myślałam, że pęknę. Po bokach – jak jajniki, chociaż to pewnie (mam nadzieję!) więzadła, a także wysoko, jak żołądek? wątroba? trzustka? sama nie wiem...Mam zaparcia, a dzisiaj (jak się później okazało) także mega/giga/wzdęcia. Straszne! Do badania zostało kilka dni, ale mnie nic nie jest oszczędzone, nic nie przychodzi łatwo...Odwołano badanie i przesunięto na następny dzień! A chciała przesunąć o dwa dni! Czy oni nie rozumieją, że każdy dzień się liczy, nie mówiąc juz o moich nerwach??!! I w ten sposób czeka mnie jeszcze jeden dzień czekania, niecierpliwości i niepokoju!!! Dzięki wielkie! A ciśnienie rośnie!

05.09 Odliczam dni do badania i wsłuchuję się w siebie. Czy to brzuch boli czy jajniki czy co?! Siedzenie w pracy mnie denerwuje. Jak siądę przy kompie to wstaję na krótko tylko do wc i na śniadanie. Już pomijam, że pracę przy kompie powinnam mieć ograniczoną do 4 godzin (!) ale jeszcze bardziej męczy mnie tyle godzin siedzenia. Po pracy brzuch mam wielki jak balon, obolały i kłujący, a do tego odezwał mi się kręgosłup...Trudno wymagać specjalnego traktowania w pracy skoro nikt nie wie, ale z drugiej strony wiem, że nic się nie zmieni nawet jeśli się dziewczyny dowiedzą, bo co może się zmienić? Wszystkie stanowiska to praca przy komputerze, a w czytelni nawet gorzej bo tam jest jeszcze ksero! Dodatkowo wściekam się, że pojechaliśmy nad jezioro, bo przez ten wyjazd nie zobaczyłam się juz z ginką. Potem ona wyjechała i stąd ponad miesięczna przerwa w naszych kontaktach. A teraz kiedy najbardziej jej potrzebowałam i schizowałam z tym brzuchem – nie odbiera komórki bo jest na urlopie. No nic, zobaczymy co będzie dalej. Na razie czekam jak na zmiłowanie na badanie i na wizytę u ginki. Martwię się co tam słychać u Ogra. Mam nadzieję, że wszystko w porządku, że dobrze się rozwija i że się za kilka dni o tym osobiście przekonam! OBY! Acha, brzuch powiększył swoja objętość. Wzdęcie wzdęciem, ale brzuch jest większy niż był! Szybko chyba trochę, tak mi się wydaje...

09.09 Po badaniu i wizycie. Na usg widziałam Małe Ogrzątko dokładnie i prawie wyraźnie na specjalnym ekranie. Słyszałam jak szybko bije serce Małego. Widziałam jak się leniwie ruszał niezadowolony z tego, że ktoś mu przeszkadza, w końcu w kulminacyjnym momencie kiedy doszło do pomiarów – zasnął sobie! ;-) Oj chyba będzie cały tatuś! Ale wszystko co trzeba ma! Nóżek dokładnie nie widziałam bo sobie je zawinął po turecku hihi. Mam nadzieję, że na następnym i te części ciała mojego Małego będę mogła podziwiać w pełnej krasie! A może będzie juz wiadomo czy to On czy Ona?? Usg pokazało oczywiście moje dwa mięśniaki, upasione na hormonach, ale na szczęście ulokowane tak, że nie zagrażają Małemu. No i jeszcze krwiak... A potem była wizyta u ginki. Smutna z powodów osobistych lekarki. Właśnie przed moim wejściem mąż zadzwonił do niej, że na spacerze, na jego oczach samochód potrącił ich 11-letnią ukochaną sunię i po chwili zadzwonił znowu, że niestety zdechła. Biedna, ledwie się mogła skupić bo myślami była już w domu – nie dziwię się jej. A co do moich wyników – wszystko fajnie oprócz ciśnienia i tego krwiaka. Podobno wiele kobiet go ma, bo to pozostałość po „wgryzaniu” się zarodka w endometrium, tylko że powinien się wchłonąć do 12 tyg. A u mnie ciągle jest. I jeśli się nie wchłonie albo zacznie rosnąć to będzie wielki problem :-( Wielki! W związku z tym dostałam zwolnienie od już, absolutne zaleganie w wyrku (mam leżeć i pachnieć!) i przyjmować 3x2 duphaston. I czekać co będzie dalej. Za kilka tygodni powtórka usg i sprawdzenie co i jak. Więc czekam. Zaraz jadę do pracy zwolnienie zawieźć – nie będą zadowolone koleżanki i szefostwo, ale terudno! A potem do wyrka i leżenie do góry kołami ;-)

4 wrz 2009

Czwarta - Kwiatowa


Dzisiaj mijają cztery lata od naszego ślubu. Kolejny rok razem.
Chciałabym (czyżby??) napisać jakąś romantyczną historię o kolacji przy świecach czy wspaniałych prezentach rocznicowych...
Ale nie napiszę.
Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
Jesteśmy tak zaaferowani innymi problemami, tyle ważnych spraw w głowach nam siedzi, że o mało co, a zapomnielibyśmy w ogóle...
Dobrze, że mam wklejony suwaczek na blogu ;-)
A więc to już czwarta rocznica. Już albo dopiero.
Ważne, że z Nim!!!
Nie przychodzą mi do głowy żadne piękne i wielkie słowa - napiszę tylko, że dobrze, że jest jak jest i mam nadzieję, że dalej będzie przynajmniej tak dobrze - jeśli nie lepiej ;-))
Tego nam życzę na najbliższe jubileusze! ;-))







p.s. niestety moja cierpliwość znowu została wystawiona na próbę. Badania, na które tak czekam zostały przełożone na wtorek 8-go. A chciała mnie przesunąć na 9-go! Nic sobie nie mogę zaplanować, nic! Znowu trzeba odkręcać, odwoływać urlop, no i CZEKAĆ kolejny dzień! Jak tu się nie denerwować?!

1 wrz 2009

DZIEŃ BLOGA - 31.08

Nie będę polecać blogów, bo te które czytam są wymienione na bocznym pasku.
Wszystkie warte uwagi.
Za to chcę pozdrowić wszystkich, którzy piszą swoje i/lub czytają cudze blogi. ;-))
Sama długo podczytywałam zanim zdecydowałam się skomentować, zostawić po sobie ślad.
Miałam wielką ochotę od dłuższego czasu i w końcu się odważyłam: ja też mam teraz swój "kawałek podłogi" w wirtualnej rzeczywistości. Mam ulubione blogi, które odwiedzam, a losy ich właścicieli nie są mi obojętne...
Dla mnie blog to sposób na wyrażenie siebie, miejsce w którym mogę wywalić przeżycia i emocje, spojrzeć na wszystko jeszcze raz, z dystansu...
...

link do banera TUTAJ




Blog Day 2009