26 sie 2008

Dołek + kopniak = ozdrowienie

Miałam się sstraaszsznie poużalać nad sobą, poskarżyć na Marchew, która wbiła mnie w podłogę swoimi komentarzami...ale nie chce mi się. Dosyć już.
Każdy ma gorsze dni - teraz mogło paść na mnie. Marchew miała zapewne dobre intencje, chciała dobrze, może wydawało jej się, że jak mnie kopnie w dupę to podskoczę, obudzę się, ruszę do przodu i coś ze sobą dobrego zrobię. Nie przewidziała, bo nie mogła, że trafiła na najgorszy czas z możliwych - najgorszy dla mnie! Już miałam mega-doła więc w takim stanie każde mniej przyjazne słowo dobija i rani do żywego.
Nie wiem czy już mi lepiej, czy lepiej nie mówić. Nie wiem co ze mną będzie i jak się skończą nasze starania - czy się poddam (mówię o sobie, bo Szreku się nie poddaje) i dam spokój czy powalczę (poleczę się).
W tej chwili czuję potrzebę zrobienia dla siebie czegoś miłego, dobrego. Bo jeśli ja nie będę dla siebie dobra - nikt (poza Szrekiem) dla mnie dobry nie będzie.
Nauczę się też, bo czuję w tej chwili taką potrzebę, dużo mniej mówić szczerze o sobie i swoich uczuciach. Nic to nie daje poza tym, że zbyt łatwo mnie zranić, nawet jeśli ktoś tego nie chce. A jeśli chce?! To ma łatwiejsze zadnie. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczai i dostosuje. Wszystkiego się nauczy, jeśli tylko chce!
Jeszcze tylko jedno, bo gryzie mnie to strasznie od soboty. A nie mam refleksu, żeby zareagować od razu. Przemyślenia zawsze przychodzą po czasie. Odpowiedzi też. Tak już mam.
Może i mam posrane psychicznie we łbie, poprzestawiane i poprzekręcane po trudnym dzieciństwie, może jestem sfrustrowanym wrakiem, znerwicowanym DDA ze wszelkimi problemami jakie to ze sobą niesie! Może/z całą pewnością(!!) jestem przewrażliwiona, zbyt delikatna i tego typu pierdy...
Ale nie zgadzam się, nie wierzę, że to dlatego nie powinnam mieć teraz dziecka, że to dlatego (cytując) żadne dziecko nie chce teraz do mnie przyjść! Nie wierzę, że mogłabym być gorszą matką od żulicy-pijanicy, która ma co-rok-prorok i nawet nie wie z kim, a jak już ma, to nie ma czasu się zająć takim dzieckiem! Nie wierzę, że lepszą matką (bo mniej znerwicowaną!) może być kobieta, która zostawia dziecko w śmietniku, na ulicy, w beczce, wyrzuca przez okno, zostawia w szpitalu, katuje i znęca się... Popaprańców psychicznych nie brakuje, a wręcz przybywa! I te wszystkie kobiety mogą mieć dzieci, bo dzieci chcą do nich przychodzić?! I są/mogą być lepsze ode mnie?! To, jeśli w to wierzyć - albo coś z tymi dziećmi jest nie tak, albo z tą teorią!
I dość o tym! Co ma być to będzie!
Ja w tej chwili nie jestem gotowa na terapię. Nie chcę. Poradzę sobie jakoś sama, jak ze wszystkim do tej pory! Temat uważam za omówiony.
Koniec.
Jednak lekcja jaką dostałam przyniosła skutek! ;-) Już dawno tak się nie wqwiłam, żeby aż tak stanąć w swojej obronie ;-)) Dzięki!

Sierpień biegnie wielkimi susami. Zaraz wrzesień, zaraz urlop i wyjazd, na który się nie napalam zgodnie z moją karmą ;-)) żeby się nie cieszyć za bardzo! Więc - będzie jak będzie! Wrzesień, a więc nasza trzecia rocznica ślubu. :-D
Potem październik i ostatni rok nauki! PISANIE PRACY!!! A w przyszłym roku obrona, egzaminy i koniec nauki! Październik to także powrót mojego brata z niebezpiecznej misji! NARESZCIE! Bardzo tęsknię i nie mogę się doczekać! Oby wszystko było w porządku, powrót spokojny i szczęśliwy, a chłopaki cali i zdrowi!

24 sie 2008

Niezła cyfra - 37!

@Pojawiła się łaskawie o godz. 5-ej rano i dała mi takiego czadu, że dawno tak nie miałam. :-(
No nic, ważne, że nie trwało to dłużej bo szkoda moich nerwów i zdrowia.
Czuję się fatalnie, jakby przejechał po mnie walec.
Nawet nie chce mi się pisać.
Idę do Szreka napić się pyffka ;-)
Przychodzi Marchewka może się przy niej rozruszam :-)

23 sie 2008

Karma



Dzień 36 właśnie mija! I nic! Sucz się obraziła i nie chce się pokazać! Jak się prosi coby nie pokazywała się to NIE - przybiegnie kłusem, radośnie, wysoko unosząc kolana! A teraz, jak namawiam, przekonuję, krzyczę i proszę - to nie! i już!...
Zapodziała się, szwenda się gdzieś...lafirynda!
Się porąbało! A tak pięknie miało być z castagnusem-srusem... Jak w zegarku i do tego bez dodatkowych atrakcji w komplecie...
Nie ma opcji, żeby to było coś innego niż kłopoty. Trudno! Bierzemy dupę w troki i w przyszłym tygodniu do doktorki.
Ale to takie typowe dla mnie, że aż trochę śmieszne. Serio!
To jest moja karma!
Ze wszystkim tak mam
A zaczyna się zawsze od małego. Od małego przypadku, przecież! No! ;-)
Ale od początku!
U mnie wygląda to mniej-więcej tak:
Zaczęło się od sąsiadów...a może nawet wcześniej? Od tego momentu zarejestrowałam ten fakt świadomie!O co chodzi? Każde moje posunięcie, plany (zwłaszcza te ważne i wielkie!), niechęć do kogoś (delikatnie mówiąc) czy też coś niezbyt dobrego (z mojej strony..) zostaje ukarane zaocznie, prewencyjnie i natychmiastowo!
Przykłady? Proszszsz!
Nie lubię jakiegoś sąsiada! Dziada jednego, takiego czy innego. Z jakiego powodu? Jeśli to ważne - napiszę innym razem, bo to kolejna powieść w odcinkach (pt.: "Między nami, uczciwymi frajerami wśród bogatych-kutych-na-cztery-nogi-cwaniaczków").
Nielubiany przeze mnie dziadyga-sąsiad jest jednym z kilkudziesięciu sąsiadów w bloku, w którym mieszkań jest ponad 50 i co się dzieje? O której godzinie nie wejdę do/z bloku, do/z klatki, do/z windy...kogo spotykam? Spośród tych wszystkich 50-ciu rodzin? Tiaa! Głownie jego-dziadygę! I do tego masochistycznie mówię mu grzecznie "dzień dobry" bo tak zostałam wychowana!
Mam takich kilku-ulubieńców, oj mam!! Auć!
Nawet w bloku, gdzie teraz mieszkam zaledwie od kilku lat...dorobiłam się "swojego" dziadygi-znielubionego... hihi. Nie-do-wiary! Ja zwyczajnie nie mogę nie lubić ludzi! Bo za karę (czyt. karmę) będę na nich skazana, będę na nich "włazić" kilka razy dziennie! Codziennie!
W pracy jest to samo! Nie lubię jakiegoś czytelnika - nasze aury nie pasują kolorami, znaki wodne gryzą się z ognistymi (ja ogień! Strzelec!) i tego typu pierdy, w które wierzę!... Ktoś taki wejdzie, nie zdąży się odezwać, a ja wiem, że nie lubię, nie polubię! I co gorsza - vice versa! I niestety (moja intuicjo,ech!), na ogół się nie mylę! I niestety - będzie się pojawiać ze swoimi fochami, agresją i pretensjami w moje słabsze dni! ...bo czemu by nie?
Po drugie i najważniejsze - moje wielkie plany!
Ilekroć się napalę, ucieszę zbyt mocno, wyczekam-wymarzę-wytęsknię na coś czy z jakiegoś powodu - po tylu latach praktyki (na własnej skórze!) już wiem...nic z tego! Moje plany i nadzieje biorą w łeb aż miło! Nie chce mi się mnożyć przykładów, bo zbyt wiele tego, a nie chodzi mi tu o użalanie - chociaż pewnie trudno w to uwierzyć, prawda? ... ;-))
O co mi chodzi po tym przydługim wstępie?
O to, że moja
karma znowu mnie dogoniła, zrobiła kółeczko i sprzedała takiego kopa, że jeszcze lecę...tylko o tym nie wiem ;-)
Nie planować, nie pragnąć, nie myśleć/analizować za dużo - może o to jej w skrócie chodzi? Aż się boję cieszyć na nadchodzący wielkimi krokami urlop...nad morzem... ććśsiii! psyt!
Słuchać przeczucia/wewnętrznego głosu, pamiętać sny (może nawet w nie wierzyć?) i nie robić NIC ZŁEGO ... nikomu. Nawet nie myśleć i nie życzyć nic złego! Nawet temu złamasowi-sąsiadowi, który zna mnie od dziecka ale połasił się na kasę, której ja nie mam, a on ma pod dostatkiem...bo czemu nie?! Bo jestem uczciwą frajerką! I dobrze mi z tym!
Zwyczajnie - ŻYĆ !!!
Nie CZEKAĆ ... żyć TU I TERAZ! Oglądałam ostatnio film animowany, jakąś bajeczkę ... i tam taki jeden mówił drugiemu: "Wczoraj to historia, jutro...tajemnica, a dzisiaj? Dzisiaj to DAR!"
A więc, niech będzie, witaj JUTRZEJSZA SUCZ-@-TY-WIESZ-KTO!
Dzisiaj jest mój dobry dzień ;-)
Reszta jest milczeniem.









21 sie 2008

NIC!

Tak jak myślałam i przeczuwałam - nici! lipa!
Ciągle nic się nie zmieniło poza jednym - nabyłam drogą kupna test i się przetestowałam.
Czyli znowu się chrzandoli i teraz nawet castagnus nie pomógł. :-(
Czekam, bo nie mam innego wyjścia.
A @ ośmiela się i podchodzi coraz bliżej...
Szreku trochę rozczarowany chociaż uprzedzałam Go, że nic z tego! Ja CZUŁAM, że nic z tego, tak jak inne dziewczyny mają czuja, że COŚ!
Dzięki za kciuki i obgryzane paznokcie...za wiruski i czary! Cóż, trza mi trochę popracować nad tym ;-)) i nad paroma innymi sprawami też.
A na razie idę napić się winka ze Szrekiem. Może jak się rozluźnię to ta cholera wreszcie się całkiem ośmieli?
Buziaki - dziewczyny dzięki!

20 sie 2008

Cisza...przed burzą?

Nie pisałam - nie chcę się nakręcać, a obawiam się, że niepotrzebnie tak wcześnie zaczęłam się w ogóle zastanawiać...
U mnie bez Castagnusa normą jest 31-33, no czasem 34! Castagnus skraca ten czas odrobinę, ale i tak stanowczo za wcześnie zaczęłam się zastanawiać nad tym czy @ już za rogiem czy jeszcze chwilę.
Chwilowo cisza - ale czuję jej oddech na karku, brzuch napieprza, a żołądek zwiększył swoją pojemność, albo to jakieś zapasowe żołądki się włączyły - jednym słowem lipa! Inne słowo baardzo ciśnie mi się na me słodkie usteczka ;-)) ale przecież nie będę bluzgać...na raziee!
Dzisiaj do "zwykłych" w tym czasie bóli brzucha doszły sensacje żołądkowe! Od razu uprzedzam - NIE! To nie były wymioty ;-) Ale było nieźle hihi. Więc atrakcje dodatkowe skutecznie przytrzymały mnie z daleka od kompa ;-))
Myszaku i Gosiu - dzięki za zainteresowanie! Bardzo to miłe dla mnie- BARDZO! Oczywiście wszelkie wiruski wciągam! Pazernie! :-D
Kattrinko - pozdrawiam :-D

A ja napiszę jutro - tak czy siak!
Szreku powstrzymał mnie dziś przed galopem do apteki - miał rację! Nie zając, nie ucieknie! A jutro zapewne się wszystko wyjaśni...takcuśczujamam!
Do jutra Drogie Kobiałki!

18 sie 2008

"Wiosenne porządki"

Co prawda pora już trochę nie-ta ale co tam!
Szast-prast... - trochę z nudów, a trochę, żeby coś zmienić...bo ja się tak bardzo boję zmian.
A więc mała-wielka zmiana, na razie tutaj na blogu ;-) Mały kroczek, ale dla mnie duży krok naprzód!
Zobaczymy jak będę się czuła z tymi szarościami z lekkim dodatkiem zieleni. W realu mam odwrotnie - dużo zieleni z dodatkami innych kolorów, niekoniecznie szarości... Może pora przełamywać chociaż trochę swoje uparte przyzwyczajenia? Zwłaszcza te na granicy natręctw? ;-)
Jak mi się nie spodoba - będzie kolejna zmiana.

...a teraz jeszcze jedno...
@ brak! stop. Dzień 31-szy. stop. Czekam co będzie dalej. stop. Mam nadzieję, że się nie pokręciło coś - przecież biorę Castagnus! do cholery! stop. Nie czuję nic...więc to nie TO! :-( stop. łosz cholera!!! stop.

P.S. Nie, nie mam nadziei żadnej. Nie łudzę się bo objawy są tylko takie jak zwykle. Nic nowego/innego. Zapewne jutro już się wyjaśni, ale co tam! Dociera do mnie i przyzwyczajam się do faktu, że konsultacje nas nie miną. Im szybciej tym lepiej, bo czas ucieka. Zwłaszcza mój!

Mmmm, chyba już nawet zaczyna się brzuch odzywać. Tiaa. No to do jutra!

17 sie 2008

Fajne fotki ;-))


Fajne fotki i wszystkie nasze - moje albo Szreka! Tacy zdolni my som, a co?!
A do tego ten stosik i chaos - taki bardzo w moim stylu jest! ;-)) Jak całe moje życie...
To tak dla pochwalenia się jaka to zdolna jestem ja, Fjona ;-)
A poza tym?
Czekam...i wznoszę toasty za nadchodzącą @ !!
Już za chwileczkę, już za momencik...wskoczy mi na plecy (jakby to napisała Myszakowa Panienka).
Za stara jestem...na takie nakręcanie! Za stara!
Może tak generalnie za stara?
Eeee, to nie możliwe jest!
Tylko tak przeraża mnie fakt badań, pytań (czemu dopiero teraz? - na przykład), wstydu i upokorzeń. Za słaba jestem...
Albo za mało chcę!
Nic nie wiem, nic nie wiem...

11 sie 2008

Trzepot skrzydeł


Jednym słowem - PRZERAŻAJĄCE!!!
Książka napisana w formie listu, zwięzła ale bogata w treść. Samo "mięcho"! Nie trzeba rozwlekłych opisów i przydługich tekstów, żeby zawrzeć co najważniejsze - Grochola to potrafi!
Nie
będę się zatrzymywać dłużej przy tej książce - wystarczająco ją odchorowałam. Budziła moją agresję! Moja bezsilność budziła moją agresję i chyba była najbardziej bolesna! Nie umiem czytać książki z dystansem do opowiadanej historii, nie umiem odciąć się, bo wtedy czytana książka nie ma smaku...

Ta miała mocny gorzki smak. Nie chcę już czytać takich historii - nie z tchórzostwa! Nie chcę dlatego, że wiem jak bardzo wiele kobiet ma TO codziennie domu!

Jak bardzo wtedy cierpi, jak bardzo jest z problemem samotna, jak bardzo jest przerażona, jak łatwo oprawca może jej wmówić wszystko!

Bolało szczególnie, bo dwie bliskie mi kobiety poznały ten temat od podszewki...
Droga M., przyjaciółko moja, Dzielna i Mocna Istoto! Jeszcze bardziej Cię podziwiam, nie tylko za to, że choć myślisz o sobie "słaba" - jesteś prawdziwym Mocarzem! Podziwiam Cię za to, że uciekłaś w samą porę, że nie zdążyło być gorzej!
Co nas nie zabije, czyni nas mocniejszym!!!
Teraz poradzisz sobie ZE WSZYSTKIM!!! Ja w Ciebie wierzę!
I jeszcze raz gratulacje zdanego egzaminu! Pokazałaś co potrafisz!

4 sie 2008

Czy mężczyźni są światu potrzebni?


Właśnie skończyłam książkę Janusza L. Wiśniewskiego "Czy mężczyźni są światu potrzebni" i oto garść przemyśleń i refleksji.
Książka, choć z dużą dawką treści naukowych, napisana lekko i z dowcipem. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Wiśniewski opowiada się po stronie kobiet - i tak było. W drugiej części książki sam przyznaje, że jest feministą...i to się czuje! A najzabawniejsze jest to, że on - samiec, mężczyzna - nie tylko opowiada się po stronie kobiet (podgatunku - dla niektórych samców hihi) ale do tego jawnie kpi sobie z całego męskiego rodu! Gdyby ta książka wyszła spod pióra kobiety - zostałaby zjechana, wszelkie argumenty - podważone, a autorka posądzona o nienawiść, plucie jadem i nie wiadomo co tam jeszcze. A z drugiej strony, mam takie dziwne wewnętrzne przeczucie, że gdyby to napisała kobieta - pewnie rzeczywiście mogłoby to być cięższe gatunkowo...Nie wiem czemu tak myślę...po prostu tak myślę i już.
Podsumowując - zabawne, lekkie, ale przy okazji dowiedziałam się paru nowych rzeczy na temat panów, ich "sprzętu", pragnień i konstrukcji psychicznej ;-))
Poniżej kilka fragmentów.
"...W swoim upodobaniu do obcych samic są bardzo podobni do samców gadów, których mózg zatrzymał się w rozwoju na najbardziej podstawowym etapie..."
"...Pląsają, mają błogi wyraz pyska i poruszają ogonem - ale to popisy nie dla samicy, która jest obok i czeka w gotowości na akt zapłodnienia. Gekony robią to dla samic, które czasami zupełnie przypadkowo znalazły się na oznaczonym terenie.[...] Podniecony seksualnie gekon jest zadziwiająco podobny do mężczyzny, ale w jednym bardzo się od niego różni.[...] Wiele samic oczarowanych ruchami gekona pozostanie na jego terenie [...] Samiec także nie opuści tego miejsca, w nadziei, że może zostać ojcem po raz kolejny. Z kolei większość mężczyzn, po nasyceniu swego pożądania, jak najszybciej zmieniłaby miejsce pobytu..."
"Czy światu potrzebni są jeszcze mężczyźni? Mężczyźni to dziwne stworzenia. Boją się dentysty, wypadania włosów i tego, że ich telefon komórkowy nie będzie miał zasięgu..."
Moje ulubione -
"...Przeciętny mężczyzna generalnie potrafi robić naraz tylko jedną rzecz..." ;-))) [znam to doskonale z własnego podwórka hihi]

Albo takie -

"...Nie wyobrażam sobie mężczyzny, który zniósłby 10-cio kilometrowy bieg w pełnym uzbrojeniu podczas okresu i nie zemdlał. Niektórzy mdleliby już na sam widok krwi. Jestem prawie pewny, że gdyby mężczyźni mieli "swoje dni", byłyby to z pewnością dni wolne od pracy. Zagwarantowane odpowiednią ustawą lub najlepiej dekretem..."

"Mężczyźni kochają się i robią zakupy według tego samego prostego schematu: chcą jak najwcześniej dotrzeć do półek z tym, czego pragną..."

1 sie 2008

Krótko - do porannej kawki ;-))



Po pierwsze - nie przestaje mnie zadziwiać fakt, że niektóre panie/czytelniczki uwielbiają zaczytywać się w historiach kobiet z krajów islamskich, lub tych, co "załapały się" na męża z tamtej kultury. Wiadomo z czym to związane - traktowanie tych kobiet w specyficzny (mówiąc delikatnie) sposób, w zasadzie ich ubezwłasnowolnienie, często znęcanie się fizyczne i psychiczne, że o okaleczeniach (wycinanie łechtaczek, a czasami całych warg sromowych) nie wspomnę!! Najczęściej są to historie dramatyczne, często kończące się ucieczką, w gorszych wypadkach śmiercią kobiety...I teraz moje zadziwienie: jest sporo czytelniczek, które w szczególny sposób lubują się w tych dramatach, a jedna z nich - uwaga! - NIE CHCE CZYTAĆ NIC INNEGO!!! No, zwyczajnie nic. Przychodzi i prosi: "coś o tych biednych kobietach z Islamu" jak nie ma żadnej książki w tym temacie - wychodzi z niczym!
Kiedyś spytałam czemu tylko taką tematykę sobie wybiera - w końcu wszystkie te historie są do siebie bardzo podobne. Stwierdziła, że te kobitki takie biedne są, a ona się nad tymi biedaczkami ulituje i pocieszy się przy okazji, że ona (ta czytelniczka) nie ma tak źle w życiu! Nosz dżizesss! Jeżeli to ma być motywacja do czytania takich książek - pocieszać się kosztem innych - to dla mnie to nie jest normalne. I coś tu jest nie-halo.

Po drugie - dawno mamy za sobą czasy "towarów spod lady" ale niektórym baaardzo do nich tęskno!
Do takich towarów w pewnym momencie zaczęły należeć również książki. Pani w bibliotece odkładała pod ladę co lepsze kąski, a taka-bardzo-ważna-czytelniczka przychodziła, mrugała porozumiewawczo do pani za ladą i dostawała coś specjalnego, tylko dla niej! Zawsze mnie ten zwyczaj irytował, a wyjątek robiłam (i robię) tylko dla czytelników, którzy wpłacają spore kwoty na nowe książki. Niestety, panuje taka bida w moim fachu, że hojnych czytelników trzeba dopieszczać...bo książki coraz droższe!
....
Teraz będzie TO! -.. .. ..
............................................................
Przyszła Pani, Starsza zapisać się..
od wejścia pochwaliła się, że jest "starą bibliotekarką"...wypytała ile księgozbioru i-te-pe.....
wypełniła co trzeba, podpisała, po czym... tak z zwyczajnie spytała - "a macie coś spod lady?"
na moje pytanie - słucham?
- no coś "spod lady"??
-nie rozumiem....(choć docierało powolutkuu...)??
-....No "spod lady"...książki...
.............
- .....
wymiękam!
....
Bibliotekarka i pyta o "spod lady" ??
Jak to?